wtorek, 29 października 2013

Dyniowe falafele


Upodobania kulinarne bywają pełne kontrastów. 
Jednego dnia, tropem człowieka dzikiego pędzę na polowanie podążając za karmnikiem (Carmnikiem) na kółkach, w którym można zdobyć soczyste wołowe burgery. Zjadam je ze smakiem, a potem padam z przejedzenia.
Następnego dnia, aby poczuć się lżej, rezygnuję z mięsa i wybieram komosę ryżową lub eksperymentuję z ciecierzycą.

Cieciorka sama w sobie średnio mi pasuje. Za to można z niej zrobić przeróżna cuda, wtedy nabiera smaku. Poczynając od klasycznych i bakłażanowych hummusów, przez kremowe zupy, kończąc na burgerach.
W "ciecierzycowym" zestawieniu nie może zabraknąć falafeli. Czyli znanych (szczególnie w kuchni arabskiej) kulek z ciecierzycy, którymi śmiało można wypełnić pitę, czy misę z sałatką.

Każda pora roku rządzi się swoimi prawami. Jesienna dynia uśmiechała się do mnie tak zalotnie, że oprócz ciecierzycy w masie na złociste kuleczki znalazła się też pieczona dynia.
Kiedyś falafele przygotowywałam miksując cieciorkę blenderem. Pewnego dnia sprzęt odmówił mi posłuszeństwa, więc byłam zmuszona w tym celu skorzystać z wiekowej już maszynki. Okazało się, że w kuchni praca u podstaw jednak przynosi najlepsze efekty. Zmielona ciecierzyca osiąga o wiele lepszą konsystencję niż w przypadku użycia blendera. 
Do tego stopnia, że dodatek w postaci mąki jest tu już zbędny. Jeśli jednak wybierzecie blender, prawdopodobnie będzie trzeba dodać odrobinę suchego składnika. W wersji bezglutenowej polecam mąkę z ciecierzycy lub pokruszone płatki kukurydziane.

A tak wygląda moja maszynka:


Dyniowe falafele/ ok. 15 sztuk
  • 250 g dyni
  • 250 g ciecierzycy (namoczonej przez noc i ugotowanej lub z puszki)
  • mała cebula (lub 1/2 dużej)
  • ząbek czosnku
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 1/3 papryczki chilli (można pominąć)
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • 1/2 łyżeczki czarnuszki
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • 3 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • sok z 1/2 limonki
  • łyżeczka świeżo startej skórki z limonki
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • sól (ok. 1/2 łyżeczki)
  • 2-3 łyżki pokruszonych płatków kukurydzianych/mąki z ciecierzycy/kaszki kukurydzianej *
  1. Blachę wykładamy papierem do pieczenia lub folią aluminiową. Dynię kroimy na kawałki, przekładamy na blachę, posypujemy solą gruboziarnistą i podlewamy odrobiną oliwy. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy w 200 stopniach przez ok. 20-25 minut, aż dynia zmięknie.
  2. Upieczoną wyciągamy z pieca i studzimy. Zależnie od gatunku dyni odcinamy skórkę lub nie (w przypadku dyni hokkaido). 
  3. Miękką dynię, razem z ciecierzycą przepuszczamy przez maszynkę do mielenia/młynek do kawy lub miksujemy blenderem na pastę.*
  4. Na suchej patelni prażymy kolendrę, kumin i czarnuszkę. Po kilku minutach, gdy zaczną wydzielać zapach i się zarumienią, przekładamy je do moździerza i rozcieramy.
  5. Przyprawy, razem ze słodką papryką, posiekaną papryczką chilli, przeciśniętym przez praskę czosnkiem i startym imbirem dodajemy do pasty z dyni i ciecierzycy.
  6. Cebulę kroimy na pół, obraną wkładamy do zimnej wody na 30 sekund (dzięki temu oczy nie będą łzawić). Ścieramy ją na tarce o drobnych oczkach i przekładamy do pozostałych składników.
  7. Dodajemy też posiekaną drobno natkę pietruszki, świeżo startą skórkę i sok z limonki, sól oraz sodę oczyszczoną. Całość dokładnie mieszmamy.
  8. Jeśli masa będzie za rzadka, aby ulepić z niej kulki - dodajemy odrobinę pokruszonych płatków kukurydzianych/mąki z ciecierzycy/kaszy kukurydzianej.*
  9. Z masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Kładziemy na blasze i wstawiamy do piekarnika. Falafele pieczemy przez ok. 15 minut, aż będą rumiane i lekko popękane.
  10. Podajemy w picie/na sałatce/z hummusem/z jogurtem naturalnym.
 * Prawdopodobnie będzie to konieczne w przypadku wykorzystania blendera.
Tosia

poniedziałek, 28 października 2013

Risotto z chorizo i suszonymi pomidorami



Niewiele rzeczy wiem w życiu, ale wiem jak zrobić dobre risotto. 

A czego nie wiem? Nie wiem skąd mi się to wzięło. W moim domu nie było nigdy tradycji przygotowywania risotto, a jako dziecko święcie wierzyłam, że potrawa ta składa się z makaronu w kształcie ryżu. Gdzieś zasłyszaną bzdurę powtarzałam latami. 

Razem z samodzielnością w kuchni przyszło risotto i szybko podbiło moje serce. Przygotowywanie go sprawia mi niezwykłą przyjemność. Najpierw lekkie szklenie cebulki, później smażenie ryżu, dolewanie i mieszanie, mieszanie, mieszanie. No i najważniejsze- delektowanie się nim. Uwielbiam je jako danie samoistne i jako dodatek (na przykład do dobrego steka). Z borowikami i oliwą truflową, z dynią i kurkami, z owocami morza (w sosie pomidorowym), czy choćby z chorizo i suszonymi pomidorami. To mój nowy faworyt. 

Dzięki podsmażeniu chorizo wypuszcza pyszny tłuszczyk, który później szybko łączy się z ryżem. Postanowiłam całość podlać jeszcze bulionem grzybowym, który jest u mnie zawsze mile widziany w risotto. 

A jak nie wierzycie w moje wylewy samozachwytu, powiem tylko, że to risotto przekonało bliską mi ryżową przeciwniczkę. 

Risotto z chorizo i suszonymi pomidorami (4 porcje)

- 200 g ryżu arborio
- 6 chochli (6 x 150 ml) bulionu grzybowego*
- 150 ml białego wina
- 1 kiełbasa chorizo (200 g)
- 5 suszonych pomidorów z zalewy
- pół cebuli
- 2 ząbki czosnku
- gałazka rozmarynu
- 25 g masła
- 50 g serka filadelfia
- 40 g startego parmezanu
- kilka kropli tabasco
- pieprz
- 1 łyżka oliwy

  1. Przygotuj sobie wszystkie składniki. Poszatkuj cebule i czosnek- odstaw na bok. Pokrój suszone pomidory na mniejsze kawałki, a chorizo w plastry. 
  2. Zagotuj bulion z podgrzybkami. Dopilnuj, aby był odpowiednio słony. Utrzymuj go gorącego podczas przygotowywania risotto. 
  3. Na patelni rozgrzej oliwę. Dodaj chorizo i podsmaż kilka minut aż zrobi się chrupiące i puści tłuszcz. Zdejmij chorizo z patelni i odstaw na bok, pozostawiając na patelni tłuszcz.
  4. Na tłuszczu z chorizo podsmaż cebulę. Smaż aż się zeszkli a następnie dodaj czosnek, rozmaryn i suchy ryż. Smaż kilka minut. 
  5. Do patelni wlej wino. Mieszaj aż wyparuje. Od momentu wlania wina odlicz 18 minut, tyle będziesz gotować risotto.
  6. Dodaj 1 chochlę gorącego bulionu. Mieszaj aż wyparuje i dodaj kolejną. Powtarzaj tę czynność, pamiętając że robiąc risotto należy cały czas je mieszać. 
  7. Przed upływem 18 minut (w ok. 16 minucie) dodaj suszone pomidory, następnie masło, filadelfię i parmezan. Dobrze wymieszaj. Risotto powinno zrobić się kremowe. Dodaj chorizo i dopraw pieprzem i tabasco. Sól nie powinna być potrzebna, jako że chorizo i parmezan są słone, a bulion też powinien być dobrze doprawiony. 


*zagotowałam garść suszonych podgrzybków w bulionie warzywnym

Śliwka

niedziela, 27 października 2013

Śniadanie do łóżka #121: Tosty z jajkiem i parmezanem


Nie należę do wielkich śpiochów, które wstają po 12. Jednak, gdy ktoś mnie brutalnie obudzi przed 7, prawdopodobnie przewrócę się na drugi bok jęcząc coś pod nosem. Kiedy muszę już naprawdę wstać i jestem zaspana, podobno mówię w dziwnym języku przypominającym gaworzenie dziecka.

W tej opowieści dążę do tego, by napisać, że nie wszystkie moje poranki są idealne. Lubię celebrować początek dnia od wspaniałego śniadania. Czasem ze względów logistycznych jest to po prostu niemożliwe. Kiedy człapię do kuchni niczym zombie z The Walking Dead, moje śniadanie musi być szybkie i proste, ale smaczne. Bez niego nie wyjdę z domu.

Do takich przepisów zaliczam tosty z dziurką wypełnione jajkiem. Mniej niż 10 minut i śniadanie mistrzów gotowe!


Tosty z jajkiem, parmezanem, bazylią i szynką parmeńską/2 szt.
  • 2 kromki chleba (najlepiej mlecznego, puszystego lub tostowego)
  • 2 jajka
  • 2 łyżki świeżo startego parmezanu
  • 2 plastry szynki dojrzewającej
  • liście bazylii
  • 2 łyżki masła
  • sól, pieprz
  1. Na patelni kładziemy 2 plastry szynki i smażymy, aż się zarumieni i wytopi tłuszcz. Zdejmujemy i  przekładamy na talerz.
  2. Na tej samej patelni topimy 2 łyżki masła.
  3. Na środku kromek chleba wykrawamy kółka (u mnie o średnicy 6 cm). Umieszczamy je na patelni z masłem i rumienimy z dwóch stron przez minutę.
  4. Do środka tostów wbijamy po jajku, smażymy przez kilka minut, aż się zetną. Można patelnię dodatkowo przykryć pokrywką.
  5. Gotowe tosty posypujemy parmezanem, podajemy z szynką parmeńską i bazylią. Jajka przyprawiamy solą i świeżo mielonym pieprzem do smaku.
Tosia

sobota, 26 października 2013

Słodka sobota #123: Pistacjowe tiramisu


Są rarytasy, o których w kuchni mogę zwykle tylko pomarzyć. Trójmiasto jest jednak wciąż produktowo zacofane, a znalezienie niektórych składników graniczy z cudem. Może to wyjaśni, dlaczego, gdy już mam jakiś rarytas, zachowuję się dziwnie. Naprawdę dziwnie.

Gdy kilka miesięcy temu na sopockim rynku udało mi się znaleźć długo poszukiwane kwiaty cukinii, przetrzymałam je  w lodówce tak długo, aż zgniły. A to wszystko dlatego, że nie mogłam się zdecydować, czy usmażyć je w tempurze, czy nadziać kremem, czy może wrzucić do makaronu. Ich obecność stała się stresująca, a koniec niezwykle smutny. 

Tak samo zachowuję się od jakiegoś czasu z kremem pistacjowym, który przywiozłam z Berlina. Czułam się jak zwycięzca, gdy dopadłam go w jednych z delikatesów i od razy zaczęłam snuć plany do czego by go użyć.  Taki kremowy, taki pyszny, o słodko-słonym pistacjowym smaku, niczym pistacjowa Nutella. Tylko lepsza.

Ukryłam go gdzieś za tuńczykiem w puszce i śledziami, aby zmylić domowników, którzy zawsze czyhają, aby wyjeść mi wszystkie rarytasy zanim zdążę się zastanowić jak je przerobić. Tak schowany wytrzymał kilka miesięcy, a ja w tym czasie natknęłam się w Warszawie (we włoskich delikatesach) na podobny. Kupiłam kolejny słoiczek i to mnie odblokowało. Stwierdziłam, że skoro mam dwa to czas przestać żałować jednego. I tak powstało pyszne, pistacjowe tiramisu. 

Pistacjowe tiramisu (4 porcje)

- 5 żółtek
- 40 g cukru
- szczypta soli
- 150 g mascarpone
- 3 łyżki kremu pistacjowego

- 200 ml espresso
- 50 ml likieru amaretto

- 140 g (opakowanie) podłużnych biszkoptów lady fingers
- ciemne kakao*
- posiekane pistacje*


  1. Przygotuj krem. Do miski wrzuć żółtka, cukier i szczyptę soli. Miksuj na wysokich obrotach przez ok. 6-8 minut aż masa stanie się prawie biała.
  2. Dodaj mascarpone w kilku partiach i mieszaj mikserem na małych obrotach aż połączy się z masę. Dodaj krem pistacjowy i również wmieszaj go na małych obrotach. Odstaw masę.
  3. Do miseczki wlej espresso i amaretto. Odstaw do wystudzenia, jeśli kawa jest wciąż ciepła. 
  4. W wystudzonej kawie zamocz delikatnie z dwóch stron biszkopt. Możesz połamać je na pół, aby lepiej ułożyć je w szklance. Ułóż pierwszą warstwę na dnie i podsyp lekko kakao. 
  5. Jako kolejną warstwę wlej krem, a następnie posyp go posiekanymi pistacjami. Powtórz warstwy znowu zaczynając od biszkoptów do wysokości 3/4 szklanki (u mnie udało się ułożyć 3 warstwy). 

*Ilość będzie zależeć od ilości ułożonych warstw. Posypywać raczej delikatnie.

Śliwka

piątek, 25 października 2013

Trzecie urodziny burczymiwbrzuchu!


Z jednej strony aż trudno uwierzyć, że minęły już trzy lata od czasu, kiedy zaprezentowałyśmy na blogu pierwszy przepis (a było to sushi po polsku). Z drugiej jednak strony, burczymiwbrzuchu stało się dla nas ważnym elementem życia codziennego i ciężko wyobrazić sobie, że kiedyś go nie było. 

Wydaje się jakby minęło 100 lat od czasu kiedy z ekscytacją, przy kawie obmyślałyśmy jaką nazwę nadać naszemu dopiero rodzącemu się pomysłowi. Po propozycjach typu "ostatnia wieczerza" wreszcie, wspólnymi siłami powołałyśmy do życia burczymiwbrzuchu. 

Można śmiało powiedzieć, że ostatnie trzy lata były w naszym życiu przełomowe. Pozwoliły nam realizować nasze pasje, nauczyć się rzeczy, których w najśmielszych snach nie planowałyśmy się nauczyć oraz poznać sztukę kompromisu, na której opiera się wspólne prowadzenie bloga (a uwierzcie, czasem bywa gorąco!). Dzięki blogowi nawiązałyśmy też znajomości z fantastycznymi ludźmi, z którymi dzielimy wspólną pasję. A przecież jak głosi pewne angielskie powiedzenie "people who love to eat are always the best people". 

I choć zabrzmi to płytko i banalnie, najważniejszym naszym sukcesem jesteście Wy- czytelnicy. To dla Was piszemy, opracowujemy nowe przepisy i dzielimy się nimi. Najprzyjemniejsze chwile, jakie nas spotykają to te, gdy dzielicie się z nami waszymi kulinarnymi dokonaniami, często inspirowanymi tym, co tutaj pokazujemy. Zachęcamy Was, aby dzielić się nimi częściej (piszcie komentarze, maile, wiadomości na facebooku, takie rzeczy cieszą nas najbardziej). Tego sobie życzymy na urodziny oraz tego, abyście od nas nie odchodzili i zachęcali znajomych do wspólnej budowy kulinarnej społeczności burczymiwbrzuchu.

Mamy nadzieję, że ten rok będzie przełomowy. Przed nami (i wami) wielkie blogowe zmiany. Chcemy się rozwijać, więc potrzebne nam jest małe przemeblowanie. Nie będziemy na razie zdradzać w jakiej formie, bo chcemy aby pozostało to niespodzianką. 

Za piękną laurkę dziękujemy Bini.

Śliwka & Tosia

poniedziałek, 21 października 2013

Kotlety mielone z kaszą jaglaną i suszonymi pomidorami


Można kogoś znać przez wiele lat i za nim nie przepadać. Aż tu nagle następuje magiczna odmiana sytuacji i zaczynamy dostrzegać w tej osobie coś wyjątkowego. To mogłaby być fabuła z komedii romantycznej, czy harlekinu zakupionego w kiosku, ale będzie krótką opowieścią o kotletach mielonych.

Nigdy nie darzyłam specjalną sympatią mielonych. Zaliczałam je raczej do grupy stołówkowych małych koszmarów, razem z jajkiem z "fioletowym" żółtkiem podanym w białym sosie oraz sałatą z cukrem i śmietaną. Przypalone i suche kotlety nasiąknięte tłuszczem nie były moją bajką.

Coś mnie jednak ostatnio tknęło, bo jakże można hodować zakwas na chleb, czy piec mięso w 90 stopniach przez 10 godzin , a przy tym nigdy nie usmażyć mielonego? Usmażyłam talerz kotletów i stwierdziłam, że jednak jest w nich potencjał. Kolejnym razem, zamiast namoczonej w mleku bułki przemyciłam do nich kaszę jaglaną. I zaczęło mi się to podobać.
 Dziś zrobiłam je raz jeszcze i wzbogaciłam o dodatek suszonych pomidorów oraz parmezanu. Nie przepadam za tłustymi obiadami i smażonym mięchem, więc po krótkiej chwili na patelni, moje kotlety trafiły do pieca. Dzięki temu wyszły przyjemnie soczyste w środku i rumiane z zewnątrz.

Teraz mogę po latach w końcu to napisać - nie ma to jak porządny mielony!


Kotlety mielone z kaszą jaglana i suszonymi pomidorami/ 8 szt.
  • 500 g mielonego mięsa wołowego lub wołowo-wieprzowego
  • 100 g ugotowanej kaszy jaglanej
  • żółtko
  • 5 suszonych pomidorów
  • 3-4 łyżki świeżo startego parmezanu
  • mała cebula
  • 2-3 łyżki zimnej wody
  • sól (ok. 1/2 łyżeczki)
  • świeżo mielony pieprz
  • olej/oliwa
  • bułka tarta do obtoczenia
  1. Do mielonego mięsa dodajemy ugotowaną i ostudzoną kaszę jaglaną, pokrojone drobno suszone pomidory, żółtko, parmezan, sól, pieprz oraz startą na drobnych oczkach cebulę.
  2. Zaczynamy wyrabiać ręką masę na kotlety dodając zimnej wody. Mięso będzie dobrze wyrobione, gdy nie będzie się lepiło do ręki.
  3. Następnie formujemy kotlety i obtaczamy je w bułce tartej. Mielone kładziemy na patelni z rozgrzanym olejem (wystarczy kilka łyżek). Smażymy przez ok. 2 minuty z każdej strony, aby się przyrumieniły.
  4. Tak przygotowane kotlety przekładamy na blaszkę i wkładamy do rozgrzanego piekarnika do temperatury 160 stopni na 10 minut.
  5. Kotlety mielone podajemy na ciepło lub zimno.
Tosia

niedziela, 20 października 2013

Śniadanie do łóżka #120: Quinoa na mleku ze śliwkami w czerwonym winie


Ostatnio więcej czytam o tak zwanych superfoods. Należą do nich produkty niezwykle bogate w mikro i makroelementy, którym przypisuje się takie właściwości, że stają się superbohaterami w swoim fachu. Podobno mają niezwykły wpływ na nasze zdrowie, a niekiedy leczą z chorób lepiej niż chemiczne specyfiki. 

Do bardziej znanych produktów należą na przykład awokado i amarantus. Coraz popularniejszą superbohaterką w Polsce staje się też quinoa (komosa ryżowa), kiedyś dostępna jedynie w ekologicznych sklepach, dziś sprzedawana na szeroką skalę w większych supermarketach. 

Jestem wielką orędowniczką teorii "jestem tym co jem". Uważam, że właściwa dieta potrafi sprawić, że nasz organizm sam będzie się leczył i utrzymywał właściwe samopoczucie. Przemówiła więc do mnie bardzo idea superfoods

Quinoa poznałam kilka lat temu, gdy moi znajomi wybierali się w Himalaje. Potrzebowali produktów, które na wysokości dostarczą im właściwych składników odżywczych i energii. Przedstawili mi nieznane wtedy szerszej publiczności ( a raczej znane w wąskich kręgach) quinoa i jagody goji. Potraktowałam to jako ciekawostkę, a dopiero po latach niezależnie zaczęłam odkrywać te smaki.

Dla tych, którzy nie próbowali, quinoa smakuje jak kasza. Ma swój specyficzny aromat, ale dla mnie jest przepyszna. Uwielbiam ugotować ją w sosie pomidorowym z czosnkiem, cebulą, na ostro z garścią ziół. Świetnie sprawdza się też jako sałatka, najlepiej w lunchboxie. A ja dzisiaj spróbuję Was przekonać do jej słodkiej wersji.

Nie od dziś wiadomo, że najlepiej zacząć dzień zdrowym i pożywnym śniadaniem. Owsianki dają prawdziwego, energetycznego kopa, a quinoa może mieć podobne zastosowanie. Ugotowana na mleku zasmakuje wszystkim fanom owsianek i kaszy manny. Do tego wasze ulubione dodatki- owoce, orzechy, pestki i kilka kropli "przedłużającego życie" oleju lnianego. 

Mi strasznie smakuje z dodatkiem śliwek w winie. Gdy rano spotkałam się z blogerkami, aby fotografować śledzie (wkrótce i o tym), Magda ochoczo zawołała- śliwki w winie, to chyba to co określa cię najlepiej. No cóż, ciężko pracowałam na moją opinię:) Nie martwcie się jednak, mimo że paryskim zwyczajem kieliszek wina na śniadanie nie zaszkodzi, w tym wypadku alkohol z wina wyparuje, zostawiając jedynie pyszny, winny posmak. A do tego? Kilka pekanów, czy orzechów włoskich da mnóstwo kulinarnej radości. 

Quinoa na mleku ze śliwkami w czerwonym winie (2 porcje)
- 1 szklanka quinoa (komosy ryżowej)
- 2 szklanki mleka
- porządna szczypta soli
- 1 łyżka miodu
- 2 łyżki oleju

Śliwki w czerwonym winie:
- 200 g śliwek
- 1/3 szklanki czerwonego wytrawnego wina
- 2 łyżki miodu
- pół łyżeczki cynamonu
- 1 łyżka masła

+ ulubione orzechy (u mnie pekany)

  1. Quinoa wysyp na sitko i dokładnie wypłucz pod zimną wodą. W garnku rozgrzej olej. Dodaj quinoa i podsmaż przez kilka minut. Wlej mleko i wsyp sól. Gotuj ok. 15 minut co jakiś czas mieszając. Quinoa powinna w tym czasie pochłonąć mleko, ale wciąż pozostać "mokra". Dolej miodu i wymieszaj.
  2. W czasie gotowania quinoa pokrój śliwki w ćwiartki. Rozgrzej masło na patelni i dodaj śliwki. Smaż przez kilka minut, dodaj cynamon i miód. Podsmaż jeszcze kilka minut. Śliwki zaczną puszczać sok. Dolej wino i gotuj na średnim ogniu aż do ugotowania quinoa.
  3. Gdy ugotowane składniki są gotowe wyłóż quinoa do głębokich talerzy, umieść na niej śliwki i polej całość powstałym pod śliwkami sosem. Dodaj ulubione orzechy. 
Śliwka

sobota, 19 października 2013

Słodka sobota #122: Torcik czekoladowo-kokosowy


Wczoraj świętowałyśmy na Kaszubach urodziny dwójki naszych wspólnych znajomych. Nie od dziś wiadomo, że imprezy zakrapiane toastami sprawiają, że chętniej sięga się po słone przekąski, zapominając przy tym o deserach. Urodziny to jednak nie byle jaka okazja i uznałam, że tort ze świeczkami się należy.
Nasza przyjaciółka Choco znana jest z kokosowych upodobań. Ostatni raz szykowałam dla niej coś słodkiego w Tłusty Czwartek, przygotowując partię kokosowych pączków z białą czekoladą. Z okazji urodzin również tort musiał być przecież kokosowy! 
Żeby nie wystraszyć innych gości przesadną słodyczą, postanowiłam dodać akcent czekoladowy. Tym sposobem powstała beza kokosowa, przekładana kremem kokosowym i kakaowym biszkoptem. Całość dla kontrastu zdobiło ganache z gorzkiej czekolady.
Na początku obawiałam się, że nie zachęcę gości do słodkiej konsumpcji między drinkami, ale jednak udało się i torcik został zjedzony. Zadowolona mina solenizantki była dla mnie oczywiście najważniejsza.
  
A po hucznej imprezie, na śniadanie przygotowałam dziś dla przyjaciół jajecznicę z 20 jajek. Jakoś postawiła nas na nogi.

Torcik czekoladowo-kokosowy/średnica 23 cm
Warstwa bezy kokosowej:
  • 2 białka
  • 100 g cukru
  • 30 g wiórków kokosowych
  • 2 łyżki kakao
  • łyżeczka octu winnego
  • szczypta soli
 Krem kokosowy:
  • 125 ml śmietanki kremówki 30%
  • 50 g śmietanki kokosowej 
  • 150 g mascarpone
  • 50 g cukru pudru
Biszkopt kakaowy:
  • 3 jajka
  • 50 g cukru
  • 40 g mąki pszennej
  • 40 g skrobi ziemniaczanej
  • 2 łyżki kakao
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
Czekoladowy ganache:
  • 60 g gorzkiej czekolady
  • 60 g śmietanki kremówki 30%
  • 2 łyżki masła
  • wiórki kokosowe do posypania tortu
Do nasączenia:
  • 50 ml wódki
  • 50 ml wody kokosowej lub 100 ml likieru kokosowego
Beza:
  1. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną masę. Następnie dodajemy stopniowo po łyżce cukru i dalej ubijamy mikserem pianę do połączenia składników. Wlewamy ocet winny i miksujemy. Na koniec dodajemy wiórki kokosowe, przesiane kakao i delikatnie mieszamy.
  2. Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Przekładamy do formy bezę, wyrównujemy wierzch i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Spód bezowy pieczemy przez 40-45 minut w 140 stopniach.
  3. Upieczoną bezę wyciągamy z formy i studzimy na kuchennej kratce.
Kakaowy biszkopt:
  1. Białka ubijamy mikserem na sztywną pianę tak jak na bezę. Dalej dodajemy stopniowo cukier ubijając białka. Gdy składniki się połączą dodajemy żółtka i dalej miksujemy.
  2. Do drugiej misy przesiewamy mąkę, skrobię ziemniaczaną, proszek do pieczenia i kakao.
  3. Suche składniki dodajemy do masy i delikatnie mieszamy.
  4. Tortownicę wykładamy ponownie pergaminem. Przelewamy ciasto do formy, wyrównujemy wierzch i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 10 minut w 180 stopniach.
  5. Upieczony biszkopt studzimy na kuchennej kratce.
Krem:
  1. Kremówkę ubijamy na bitą śmietanę. Gdy masa będzie sztywna dodajemy mascarpone, śmietankę kokosową (gęstą część schłodzonego mleka kokosowego), wiórki kokosowe i cukier puder. Całość ucieramy chwilę mikserem do połączenia składników. Gotową masę wkładamy do lodówki na minimum 30 minut.
Czekoladowy ganache:
  1. W rondelku umieszczamy kremówkę, czekoladę oraz masło. Podgrzewamy na małym ogniu cały czas mieszając do rozpuszczenia czekolady. Masa jest gotowa, gdy zgęstnieje.
Torcik:
  1. Na bezę wykładamy połowę kremu. Wyrównujemy wierzch.
  2. Biszkopt nasączamy likierem kokosowym (lub wódką wymieszaną z wodą kokosową) i kładziemy na krem.
  3. Boki przyszłego tortu dekorujemy pozostałym kremem i posypujemy wiórkami kokosowymi.
  4. Wierzch tortu smarujemy czekoladowym ganache i posypujemy wiórkami.
  5. Tak przygotowany tort wkładamy do lodówki na minimum 2 godziny.
Tosia

czwartek, 17 października 2013

Weekend z Foodlove


W miniony weekend miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w spotkaniu zorganizowanym przez Foodlove. Organizatorzy zachowali przed nami w tajemnicy dokładny harmonogram warsztatów, a na zaproszeniach widniały enigmatyczne hasła, które miały nam przybliżyć czego możemy się spodziewać. Takie budowanie nastroju z dnia na dzień wprowadzało mnie w co raz większy entuzjazm. W szczególności, że wiedziałam, że jadąc z tak fajną ekipą, w części znaną mi z trójmiejskiej solniczki, a w drugiej części pośrednio z czytanych przeze mnie blogów nie może być źle, nawet gdyby całe przedsięwzięcie okazało się klapą.

Entuzjazm siadł nieco, gdy musiałam w sobotę podnieść się z łóżka o 5:30. Długo jednak nie dochodziłam do siebie. Gdy dołączyły do mnie w pociągu Asieja, Magda, Ania i Małgosia, wpadłyśmy w taki wir rozmowy, że gdyby nie czujność jednej z nas, nie wysiadłybyśmy w Poznaniu.

Zaczęłyśmy od zgłębienia tajników kuchni izraelskiej i palestyńskiej wykładem i wkładem (kulinarnym) w postaci hummusu, który dostarczyli nam chłopaki z Habemus Hummus. O tym jak stał się niespodziewanie wielkim bohaterem podróży pisałam już kilka dni temu. Najważniejsze jednak, że poznałyśmy nasze koleżanki, blogerki z Wielkopolski w składzie: Agata, Ania, Agnieszka, Asia i Marysia. Następnie przeniosłyśmy się do mieszkania Agnieszki, która w swoim pięknym mieszkaniu (zgodnie ze stylem panującym na jej blogu) zorganizowała nam prawdziwą imprezę. Bawiłyśmy się jak dzieci przy fioletowym torciku, przenosząc wzory na szmaciane torebki za pomocą rozpuszczalnika i budując papierowe pudełeczka na ciasteczka. Przy okazji wyszło na jaw, że jestem najmniej utalentowaną manualnie jednostką w całej ekipie:)


Organizatorzy zapoznali nas z ideą Foodlove, pod którą podpisujemy się całym sercem tworząc nasze blogi, gdzie udowadniamy, że jedzenie to nasza pasja. Foodlove to portal, na którym zarejestrować się może każdy z Was. Służy wymianie zdjęć i przepisów jedzenia. Bardzo spodobało mi się, gdy Asia, jedna z ekipy organizatorów przedstawiając się powiedziała "po prostu kocham ładne rzeczy". Tę ideę oddaje portal promując piękne zdjęcia jedzenia, które z pewnością zainspirują niejednego.

Wieczór zakończył się aktywnością, którą lubię najbardziej- degustacją wina. Z jego tajnikami zapoznał nas twórca bloga czerwone czy białe. Bawiłyśmy się świetnie wyczuwając aromaty wina z zawiązanymi oczami. Oczywiście co raz lepiej z każdą następną butelką.

Następnego dnia wcale nie zwolniłyśmy tempa. Najpierw pyszne śniadanie w Concordia Taste i szybkim spacerem do sklepu La Bottega, prowadzonego przez prawdziwych pasjonatów włoskiej kuchni. Degustowałyśmy sery, jakich nie próbowałam nigdzie w Polsce i szynki, za które dałabym się pokroić...w plastry! I to wcale nie koniec. Ruszyłyśmy do Spot., znanego w Poznaniu miejsca, w którym między innymi prowadzone są kulinarne warsztaty. Miejsce piękne i nietypowe, bo mieszczące się w starej elektrowni. Tam rozpoczęłyśmy produkcję makaroników. I zaczęła się prawdziwa rywalizacja:)

W grupie z Anią i Małgosią stworzyłyśmy nasze w wersji błękitnej z neonowym (za sprawą barwnika) limonkowym curdem. Wyszły cudnie, a ja jeszcze późno w nocy, mimo obietnic, że zostawię je na następny dzień, wyjadłam całe pudełko (razem ze słoiczkiem hummusu i włoskiej salami truflowej- kolejność przypadkowa).

W drodze powrotnej rozmowom (przy winie) nie było końca. Wypad do Poznania był naprawdę wspaniały, mam nadzieję, że uda się to kiedyś powtórzyć! Dziękuję bardzo organizatorom i życzę powodzenia w rozwijaniu strony.

Śliwka

środa, 16 października 2013

Zupa serowa z klopsikami z indyka


Zupa serowa chodziła za mną już od jakiegoś czasu, prawie tak jakby miała naprawdę nogi. Na pewno nie jest to najlżejsza zupa (ale za to jaka smaczna!), dlatego potrzebowałam pretekstu do tego, by ją zrobić. Jesień, lekkie przeziębienie i potrzeba wewnętrznego rozgrzania przekonały mnie do tego.

Kiedyś już robiłam podobną, ale tamtą nazwałam serowo-cebulową. W tej również znalazła się cebula, ale w skromniejszej ilości. Delikatny smak i aksamitna konsystencja to zdecydowanie zasługa serów. A konkretnie serków topionych, sera pleśniowego brie, mozzarelli i świeżo startego parmezanu. Jakość serów wpływa tutaj bardzo na smak, ale można podejść do tematu z dystansem. Jeśli znajdziecie w lodówce inne sery i zapragniecie tej zupy, to też się uda!

Serową zupę podałam z delikatnymi klopsikami z mięsa indyka. W wersji wegetariańskiej proponuję chrupiące krakersy, które szykowałam przy poprzedniej wersji tej zupy. W obu przypadkach jest dosyć pożywna i może spokojnie spełniać funkcję obiadu.
Myślę, że smak zupy warto dodatkowo podrasować odrobiną piwa, czy białego wina. Akurat u mnie w barku znalazłam tylko wódkę weselną, więc zrezygnowałam z alkoholowej wkładki. 
Przygotowanie zupy, nawet z dodatkami jest dosyć proste i zajmie ok. 30-40 minut.


Zupa serowa z klopsikami
  • 700 ml bulionu drobiowego lub jarzynowego
  • cebula
  • ząbek czosnku
  • 200 g serka śmietankowego (8 trójkątów)
  • 60 g sera pleśniowego typu brie
  • 125 g mozzarelli
  • 50 g parmezanu
  • 125 g mascarpone
  • 250 ml mleka 
  • 3 łyżki masła
  • łyżka oliwy
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 1/2 łyżeczki ostrej papryki
  • liście świeżej kolendry
  • 1/2 łyżeczki soli
  • świeżo mielony pieprz
Klopsiki z indyka/ ok. 20 szt.
  • 500 g mielonego mięsa z indyka
  • 30 g tartego parmezanu
  • żółtko
  • 1/2 pszennej bułki
  • 150 ml mleka (do zalania bułki)
  • 1/2 małej cebuli
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • kilka listków świeżej kolendry lub innych ziół
  • 1/2 łyżeczki soli
  • świeżo mielony kolorowy pieprz
Zupa:
  1. Do miseczki wsypujemy świeżo starty parmezan, dodajemy serki topione, mascarpone, pokrojony drobno ser pleśniowy i mozzarellę. Sery zalewamy mlekiem i odstawiamy.
  2. Na łyżce masła i oliwy szklimy posiekaną w kostkę cebulę. Po dwóch minutach dorzucamy czosnek, całość przyprawiamy solą i pieprzem. Po kilku minutach dodajemy dwie łyżki masła i wsypujemy dwie łyżki mąki. Energicznie mieszamy tworząc zasmażkę.
  3. Wlewamy zimny bulion i jeszcze raz mieszamy. Podgrzewamy, aż się zagotuje.
  4. Następnie wlewamy zawartość miseczki z serami i mlekiem. Zmniejszamy ogień i gotujemy na małym ogniu przez ok. 15 minut, do rozpuszczenia serów. Od czasu do czasu zupę mieszamy.
  5. Na koniec przyprawiamy zupę solą, pieprzem i papryką do smaku.
  6. Podajemy na ciepło z klopsikami, startym parmezanem i świeżymi ziołami (u mnie liście kolendry).
Klopsiki:
  1. Pszenną bułkę zalewamy mlekiem i odstawiamy na kilka minut.
  2. Następnie odsączamy bułkę z mleka i drobno siekamy. Dodajemy do zmielonego mięsa, razem z tartym parmezanem, żółtkiem, startą na tarce o drobnych oczkach cebuli, posiekanymi ziołami i przyprawami.
  3. Masę wyrabiamy ręcznie do połączenia składników. Formujemy okrągłe klopsiki.
  4. Pulpeciki smażymy po kilka minut z każdej strony na rozgrzanej patelni z oliwą/olejem lub gotujemy we wrzącej posolonej wodzie przez ok. 10 minut.
Tosia

wtorek, 15 października 2013

Hummus z bakłażanem


Miniony weekend spędziłam niezwykle miło i produktywnie- z blogerkami w Poznaniu, na zaproszenie Foodlove. Ale o tym jeszcze napiszę. Dzisiaj chciałam skupić się na jednym z aspektów tego spotkania. 

Jedną z atrakcji było zgłębianie tajników kuchni izrealskiej i palestyńskiej z chłopakami z Habemus Hummus. Każda z nas dostała pamiątkowy słoiczek hummusu, który stał się królem wyjazdu. Wzbudził niesamowite emocje i tysiące dyskusji, a ostatnie porcje wyjadałyśmy palcami w pociągu. No może nie ostatnie, bo mój słoiczek udało mi się schować i przywieźć do domu. 

Jego żywot nie trwał długo. Już pierwszego wieczoru pochłaniałam kolejne partie chleba wysmarowane tą pyszną pastą. Był tak pyszny, że zanotowałam prawdziwą lukę w świadomości. Ocknęłam się gdy już go nie było. I wtedy dopadł mnie ogromny smutek. 

Chcę go mieć, pomyślałam. A że od Poznania dzieliło mnie już kilkaset kilometrów, musiałam go stworzyć sama, koniecznie w takiej samej konfiguracji- z bakłażanem. I co? Wyszedł równie pyszny, a ja znowu wcinam go bez opamiętania. I zaczynam się bać, że się już nigdy nie uwolnię! 

Hummus z bakłażanem 
- pół bakłażana
- 250 g ciecierzycy z puszki
- 2 ząbki czosnku*
- 3 łyżki tahini
- sok z 1 cytryny
- pół łyżeczki kuminu
- sól, pieprz
- 1 łyżka oliwy

  1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
  2. Bakłażana pokrój na małe kawałki i wymieszaj z oliwą w misce. 
  3. Rozłóż kawałki bakłażana na blasze i piecz ok. 10 minut aż zbrązowieje.
  4. Upieczonego bakłażana, ciecierzyce, czosnek i tahini zmiksuj blenderem na gładką masę. 
  5. Dopraw sokiem z cytryny, solą i pieprzem. 
  6. Hummus przełóż do miseczek. Możesz udekorować go kilkoma nasionami ciecierzycy, posypać papryką i polać olejem sezamowym
* po dodaniu takiej ilości czosnku jest on dość ostry, taki jak lubię, jednak jeśli chcecie stworzyć łagodniejszą wersję, dodajcie 1 ząbek
Śliwka

niedziela, 13 października 2013

Tydzień z LunchBoxem #7: Ryżowy pudding z jabłkiem i cynamonem


To już ostatni przepis w ramach Tygodnia z LunchBoxem. Przez tych 7 dni udało nam się zamieścić przepisy na sałatki, kanapki, naleśnikowe wrapsy, empanadas z ciasta francuskiego oraz owsiane ciasteczka. Mamy nadzieję, że wśród tych propozycji każdy znajdzie coś dla siebie. 
Pod tym linkiem znajdziecie wszystkie przepisy, także 7 propozycji lunchowych z zeszłego roku. Być może stanie się to naszą tradycją i za rok ogłosimy na blogu kolejną edycję!

Dzisiejszą propozycją jest ryżowy pudding, który świetnie nadaję się do słoika. Taki pudding można przygotować w 20 minut wieczorem, zjeść połowę na ciepło na kolację, a drugą porcję zapakować do słoiczka i schować do lodówki. Rano w pośpiechu wystarczy wyciągnąć słoik i schować do torby!
Pudding podałam z cząstkami cynamonowych jabłek, ale mogą to być równie dobrze gruszki, czy śliwki (w jesiennych klimacie) lub prażone orzechy, czy wiórki czekoladowe.
Dodatków do ryżowego puddingu może być wiele. Zresztą zobaczcie przepis, to niezwykle proste!



Ryżowy pudding z jabłkiem i cynamonem/2 słoiczki
  • 250 g ryżu (u mnie ryż do sushi, ale może być inny biały np. arborio/jaśminowy/parboiled)
  • 600 ml mleka
  • 40 g cukru + łyżka
  • laska cynamonu
  • łyżeczka mielonego cynamonu
  • jabłko
  • łyżka masła
  1. Ryż wsypujemy do rondla, zalewamy mlekiem, dodajemy cukier oraz laskę cynamonu. Ryż gotujemy na małym ogniu przez 15-20 minut, aż wchłonie mleko i będzie ugotowany al dente.
  2. W tym czasie obrane i pokrojone w cząstki jabłko wrzucamy do rondelka z masłem, łyżeczką cynamonu i łyżką cukru. Dusimy kilka minut, aż jabłko zmięknie i nabierze cynamonowego smaku.
  3. Ugotowany pudding podajemy na ciepło z jabłkiem lub przekładamy do słoiczka i podajemy na zimno.
Tosia

sobota, 12 października 2013

Tydzień z LunchBoxem #6: Owsiane ciasteczka z bananami i czekoladą


To już szósty przepis w ramach Tygodnia z LunchBoxem. Czas najwyższy, by w naszym pudełku znalazło się coś słodkiego!
Idealnie nadają się do tego kruche ciasteczka, które możemy przechowywać w blaszanej puszce ponad tydzień. Dzięki temu każdego dnia do pudełka można przemycić kilka ciasteczek, które przyjemnie chrupie się między posiłkami i w biegu.

Jakiś czas temu dostałam od koleżanki prezent z podróży w postaci ekstraktu bananowego. Zapach unoszący się z odkręconej buteleczki zainspirował mnie do przygotowania ciasteczek z suszonymi bananami. Każde porządne ciasteczka muszą mieć też w sobie czekoladę, a żeby było zdrowiej dorzuciłam do niech jeszcze płatki owsiane i starałam się, aby nie miały za dużo cukru.

Przygotowanie owsianych ciasteczek naprawdę nie zajmuje dużo czasu. A ich smakiem w porze lunchu można się cieszyć nawet tydzień!

Owsiane ciasteczka z bananami i czekoladą/ ok. 25 sztuk
  • 150 g płatków owsianych
  • 250 g mąki pszennej
  • jajko
  • 200 g miękkiego masła
  • 80 g cukru trzcinowego
  • 50 g cukru kryształ
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • łyżeczka ekstraktu bananowego lub z wanilii (można pominąć)
  • 50 g suszonych bananów
  • 50 g czekolady (u mnie gorzka i biała)
  1. Masło z cukrem i ekstraktem bananowym ucieramy mikserem na puszystą masę. W tym czasie do drugiej miski przesiewamy mąkę, wsypujemy płatki owsiane, sodę i proszek do pieczenia.
  2. Do masła wbijamy jajko i dokładnie mieszamy. Dodajemy suche składniki i jeszcze chwilę ucieramy.
  3. Na koniec dorzucamy do masy pokruszone suszone banany i posiekaną w drobną kostkę czekoladę.
  4. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
  5. Z przygotowanej masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Spłaszczamy je w ręce i kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Między przyszłymi ciastkami zachowujemy odstępy.
  6. Ciasteczka owsiane pieczemy przez 10-12 minut, aż się lekko zarumienią. Upieczone przekładamy na kuchenną kratkę i studzimy.
Tosia

piątek, 11 października 2013

Tydzień z Lunchboxem #5: Cytrynowy kuskus z kurczakiem


Wczoraj Tosia przedstawiła Wam pomysł na lunchboxa z komosą ryżową, a dzisiaj ja idę w podobne klimaty. Czemu? Bo kasze pomieszane z ulubionymi produktami to chyba najbardziej naturalna, dodająca energii przekąska. A kuskus, to jeden z moich ulubieńców.

Nigdy nie zapomnę, gdy głodna, po 30-godzinnej podróży na narty dopadłam w pierwszym otwartym sklepie podobną sałatkę z kuskusu. Prezentowałam go nawet na blogu na samym początku, nazywając go kolorowym.  Tak strasznie nam smakował, że wspomniałyśmy go jeszcze przez kilka miesięcy po wyjeździe. Może dlatego, że wtedy byłyśmy takie głodne? Choć myślę, że raczej dlatego, że był po prostu pyszny.

Mój chłopak czasem prosi mnie o przygotowanie mu czegoś do pracy. Tak powstał jakiś czas temu cytrynowy kuskus. Musiałam wtedy działać szybko i sprawnie. Wkroiłam więc do kuskusu przeznaczonego na obiad kurczaka, dodałam warzywa i kiełki, a całość za mocno zalałam cytryną. Okazało się, że ten błąd okazał się błogosławieństwem! "Sałatka" idealnie smakowała z taką ilością soku z cytryny. Spróbujcie i Wy, tym razem świadomie. 

Cytrynowy kuskus z kurczakiem (4 porcje)
- 150 g suchego kuskusu
- 1 pierś z kurczaka
- sok z 2 cytryn
- 1 granat
- pół kopru włoskiego
- 2 czubate łyżki kukurydzy z puszki
- 100 g zielonego groszku
- 2 marchewki
- pęczek świeżej melisy
- garść ulubionych kiełków
- 1 łyżka posiekanych jalapenos z zalewy
- 2 duże ząbki czosnku
- 2-centymetrowy kawałek imbiru

Marynata do mięsa:
- 2 łyżki sosu sojowego
- tabasco
- 1 łyżka syropu klonowego (lub miodu)
- sól

  1. Przygotuj 4 miski. Jedna będzie przeznaczona na rzeczy niewymagające obróbki termicznej (największa, bo tam wymieszasz wszystkie składniki), jedna na kuskus, kolejna na warzywa do podsmażenia, a ostatnia do kurczaka.
  2. Pokrój pierś w małe kawałki, wrzuć do miski i wlej do niej składniki na marynatę. Wymieszaj.
  3. Do drugiej miski wrzuć groszek, pokrojoną w kostkę marchewkę, pokrojony w piórka koper włoski i poszatkowany czosnek.
  4. Do największej miski wrzuć kiełki, starty imbir, poszatkowaną melisę, jalapenos, kukurydzę i pestki granata (razem z sokiem, który wypłynie, gdy będziesz je wyciskać). 
  5. Do oddzielnej miski wrzuć kuskus i kilka porządnych szczypt soli. Zalej wrzątkiem zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
  6. Na patelni rozgrzej oliwę. Dodaj kurczaka razem z marynatą, smaż aż nabierze białego koloru z każdej strony. Dodaj miskę z warzywami przeznaczonymi do obróbki termicznej (groszek, koper, marchewkę, czosnek) i smaż jeszcze kilka minut.
  7. Podsmażone na patelni składniki dodaj do surowych, wrzuć kuskus do tej samej miski i dodaj sok z cytryny, ewentualnie sól do doprawienia. 
Śliwka

czwartek, 10 października 2013

Tydzień z Lunchboxem #4: Sałatka w słoiku z komosą ryżową


Kolejna propozycja lunchowa powstała z myślą o osobach, dla których smaczne jedzenie idzie w parze z troską o zdrowie. Spożywanie dań, które są dla nas jednocześnie pokarmem dla ciała i duszy może być naprawdę przyjemne. Oczywiście pod warunkiem, że zostały przygotowane ze smakiem, a jest to możliwe.

Czwarty dzień cyklu Tydzień z LunchBoxem to idealny moment, by poruszyć temat sałatek. Na pewno znajdą się takie osoby, które od razu pomyślą sobie, że nie da się najeść sałatką, która nawet nie zawiera mięsa. Wszystko zależy od przyzwyczajeń żywieniowych i planu dnia, ale uwierzcie mi na słowo, że komosa ryżowa potrafi dodać skrzydeł!

Quinoa, czyli komosa ryżowa zwana jest też złotem Inków i Azteków, ponieważ była podstawowym pokarmem prastarego ludu. Obecnie przechodzi odrodzenie, bowiem zaczyna się robić popularna i być doceniana. Nic dziwnego, jest prawdziwym superpokarmem.
Wzmacnia i rozgrzewa organizm, wspomaga eliminację tkanki tłuszczowej, działa przeciwalergicznie, przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczno.
Komosa zawiera też bardzo dużo białka (dlatego jest wskazana w diecie bezmięsnej), magnezu, żelaza (myślę, że jadł ją Popeye) oraz witaminy z grupy B. Do tego wszystkiego jest jeszcze bezglutenowa i zawiera więcej wapnia niż mleko!
Niestety nikt nie jest idealny, wadą komosy ryżowej jest dosyć wysoka cena, ale i tak staje na podium moich ulubionych superpokarmów razem z kaszą jaglaną.

Z quinoa można przygotowywać przeróżne dania, gotować z mlekiem kokosowym na śniadanie, podawać do mięsa na obiad, ale najbardziej kojarzy mi się z lekkimi sałatkami. Sałatki te można robić w podobny sposób jak te z kaszą jaglaną. , czy kuskusem. Wystarczy kilka ulubionych składników i pyszny dressing.


Sałatka z komosą ryżową/1-2 porcje
  • 150 g quinoa (komosy ryżowej) (ok. 3/4 szklanki)
  • woda (2 razy więcej niż komosy)
  • plaster imbiru
  • pomidor
  • 1/2 papryki
  • 1/2 owocu granatu
  • garść natki pietruszki
  • liście świeżej mięty (można pominąć lub zastąpić szczypiorkiem)
  • łyżka sezamu
  • łyżka nasion babki płesznik (można pominąć lub zastąpić siemieniem lnianym)
  • łyżka nasion słonecznika
  • sól
  • Dressing:
  • sok z 1/2 pomarańczy (50 ml)
  • łyżeczka skórki startej z pomarańczy
  • łyżeczka płynnego miodu
  • łyżka soku z cytryny
  • 50 ml oliwy 
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • kilka kropel tabasco (wersja pikantniejsza)
  • sól, kolorowy pieprz
Komosa ryżowa:
  1. Komosę ryżową wsypujemy do szklanki i przesypujemy do rondelka. Szklankę wypełniamy wodą podwajając jej ilość w stosunku do kaszy (na 150 g będzie to mniej więcej 1,5 szklanki płynu).
  2. Dodajemy 1/2 łyżeczkę soli oraz plaster imbiru. Gotujemy według wskazówek na opakowaniu, mniej więcej 7-15 minut. Następnie garnek przykrywamy pokrywką i odstawiamy jeszcze na kilka minut.
Sałatka i dressing:
  1. Pomidor i paprykę kroimy w drobną kostkę. Granat trzymamy nad miseczki i uderzając drewnianą łyżką wydobywamy ze środka pestki.
  2. W słoiczku lub miseczce mieszamy wyciśnięty sok z pomarańczy, sok z cytryny, miód, oliwę, słodką paprykę i tabasco (w wersji pikantniejszej). Słoik potrząsamy lub składniki dressingu mieszamy energicznie trzepaczką w miseczce. Całość przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.
  3. Ugotowaną i ostudzoną komosę ryżową mieszamy z pomidorem, papryką, pestkami granatu, posiekaną natką pietruszki, listkami mięty i nasionami. Wlewamy dressing, wszystko dokładnie mieszamy i przekładamy do pudełka lub słoika.
  4. *Składniki sałatki można też ułożyć w słoiku warstwami i zalać dressingiem.
Tosia

środa, 9 października 2013

Tydzień z LunchBoxem #3: Kanapki z pieczonym indykiem



Na pewno miło czasem zapakować do swojego pudełka naleśnikowe wrapsy empanadas z wędzonym kurczakiem, czy inne cuda. Nie oszukujmy się jednak, że nie ma to jak solidna kanapka w porze lunchu!
Kanapka przygotowana samodzielnie od postaw może być naprawdę wyjątkowa. 

Trudno, by każdy miał czas i ochotę codziennie piec samodzielnie chleb, jednak od czasu do czasu gorąco Was do tego namawiam. Jeśli zaczniecie sami piec w domu, prawdopodobnie kupne pieczywo w pierwszym lepszym sklepie przestanie Wam smakować.
Na szczęście są jeszcze piekarnie, w których da się zaopatrzyć w smaczny chleb, czy bułki. W końcu dobre pieczywo to podstawa udanej kanapki.

Dość o chlebie, bo tym razem chciałam skupić się na alternatywie dla sklepowej wędliny w kolorach tęczy i pokazać jak upiec pierś z indyka. 
W kolejnym etapie może nam posłużyć jako baza do wielu kanapek, czy sałatek na cały tydzień. Przygotowanie takiego indyka zajmuje mniej więcej dwie godziny (chyba, że mięso zostawimy na noc w lodówce), w tym większość czasu spędza w marynacie i w piekarniku. Z upieczonego mięsa można stworzyć przeróżne kanapki, każdą z innymi dodatkami.

Dziś przygotowałam trzy kanapkowe propozycje z indykiem w roli głównej:
  1. Z majonezem żurawinowym, serem pleśniowym, szpinakiem i orzechami.
  2. Z mozzarellą, rukolą i suszonymi pomidorami (tutaj wspaniale sprawdzi się również bazyliowe pesto).
  3. Z azjatyckimi piklami, słodko-kwaśnym majonezem i ziołami (podobna do wietnamskiej kanapki banh mi).
 A może macie zupełnie inny pomysł na kanapkę z pieczonym indykiem? Chętnie poczytam wasze propozycje w komentarzach.

Ps. Z pieczonych mięs polecam też przepis na schab ze śliwkami oraz pierś indyka "po tajsku".
Pieczona pierś z indyka
  • pierś z indyka (u mnie ok. 900 g)
  • 2 łyżki miodu
  • łyżka sosu sojowego
  • łyżka oliwy
  • 2 łyżki dżemu brzoskwiniowego lub powideł śliwkowych
  • łyżka ostrej lub słodkiej papryki
  • łyżka majeranku
  • łyżka świeżo mielonego kolorowego pieprzu
  • 3 łyżeczki soli
Kanapka z indykiem, szpinakiem, żurawinowym majonezem, serem pleśniowym i orzechami
  • 2 kromki chleba razowego (u mnie pszenny razowy z cydrem na zakwasie pszennym)
  • plastry pieczonej piersi z indyka
  • liście świeżego szpinaku
  • plastry sera pleśniowego typu brie
  • kilka włoskich orzechów
  • 2 łyżki majonezu
  • 2 łyżki soku z granatu (lub żurawiny ze słoika)
  • łyżka pestek granatu
  • łyżka suszonej żurawiny
  • sól, pieprz
Kanapka z indykiem, mozzarellą, suszonym pomidorem i rukolą
  • pszenna bułka/ciabatta
  • plastry pieczonej piersi z indyka
  • 2-3 suszone pomidory
  • 2-3 plastry mozzarelli
  • liście rukoli
  • łyżka oliwy z suszonych pomidorów
  • kilka orzechów np. włoskich lub piniowych
 Wietnamska kanapka "Banh mi" z indykiem
  • pszenna bagietka (polecam specjalną bagietkę do banh mi)
  • plastry pieczonego indyka
  • 1/2 marchewki
  • 1/2 ogórka
  • 3 łyżki octu ryżowego (lub sok z 1/2 limonki)
  • szczypta cukru trzcinowego
  • szczypta suszonych płatków chilli (lub pieprzy cayenne)
  • szczypta soli
  • ząbek czosnku * (opcjonalnie)
  • 2 łyżki majonezu
  • 1,5 łyżki sosu słodko-kwaśnego
  • liście świeżej mięty lub kolendry
Pieczona pierś indyka:
  1. Mięso oczyszczamy z błonek, wkładamy do miski, dodajemy 3 łyżeczki soli i zalewamy zimną wodą. Indyka zostawiamy w słonej wodzie na 20 minut.
  2. W tym czasie w rondelku podgrzewamy dżem z sosem sojowym, oliwą i miodem. Gdy miód i dżem się rozpuszczą, zdejmujemy rondel z ognia i studzimy marynatę.
  3. Pierś indyka odsączamy z wody, posypujemy z dwóch stron świeżo mielonym pieprzem, słodką lub ostrą papryką i nacieramy majerankiem. Przekładamy do rękawa do pieczenia, wlewamy marynatę i przez folię nacieramy, aby pokryła mięso. Rękaw zamykamy i wkładamy do lodówki na minimum 30 minut (lub na całą noc).
  4. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. W rękawie robimy kilka dziurek i wkładamy do piekarnika. Mięso o wadze 900 g piekłam przez godzinę i 10 minut. W przypadku piersi o wadze 800 g wystarczy godzina, a przy większym kawałku wydłużamy czas na każde 100 g o 10 minut.
  5. Upieczone mięso wyciągamy z rękawa i studzimy.
 Kanapka z indykiem, szpinakiem, żurawinowym majonezem, serem pleśniowym i orzechami:
  1. Majonez mieszamy z sokiem z granatu, pestkami i suszoną żurawiną. Przyprawiamy solą i pieprzem, mieszamy.
  2. Kromkę chleba smarujemy majonezem, kładziemy liście szpinaku, plastry indyka, plastry serwa wędzonego i posypujemy orzechami. 
  3. Całość przykrywamy drugą kromką chleba, wkładamy do pudełka lub papierowej torebki.
 Kanapka z indykiem, mozzarellą, suszonym pomidorem i rukolą:
  1. Spód bułki polewamy zalewą (olejem) z suszonych pomidorów. Kładziemy plastry indyka, plastry mozzarelli, rukolę i suszone pomidory. Całość przykrywamy drugą częścią bułki i pakujemy do pudełka!
 Wietnamska kanapka "Banh mi" z indykiem:
  1. Ogórka i marchewkę kroimy w cienkie słupki. Dodajemy płatki chilli, cukier trzcinowy i zalewamy octem ryżowym. Opcjonalnie dodajemy także czosnek przeciśnięty przez praskę. Odstawiamy na kilka minut, aby smaki się przegryzły.
  2. Majonez mieszamy z sosem słodko-kwaśnym. Sosem smarujemy spód bułki, następnie kładziemy plastry indyka i odsączone z octu pikle. Całość posypujemy świeżą miętą lub kolendrą i przykrywamy drugą częścią bułki.
Tosia

wtorek, 8 października 2013

Tydzień z Lunchboxem #2: Empanadas z wędzonym kurczakiem


Od jakiegoś czasu stałam się prawdziwym pracownikiem. Pracuję od 8-16, narzekam, że pięć dni w tygodniu muszę wstawać ZA wcześnie i nie mam czasu na cokolwiek. Całe światło dzienne przesiaduję w pracy, a po powrocie nie mam zbyt wiele czasu na gotowanie i eksperymentowanie, właściwie marzę tylko o pójściu spać. A co czeka mnie po pójściu spać? Kolejny dzień pracy. Weekendy stają się prawdziwą perełką w skali tygodnia.

Zrozumiałam też ważną rzecz. Siedzenie na krześle przed komputerem przez większość dnia nie sprzyja zdrowemu trybowi życia, a ja nie robię się młodsza. Prawidłowe odżywianie się i sport nie staje się już tylko fanaberią z wieloma (naprawdę wieloma) wyjątkami, ale prawdziwym obowiązkiem. Staram się patrzeć na zegarek i jeść co trzy godziny (żadnego podjadania!), a do pracy jeżdżę rowerem póki pogoda na to pozwala. Gdzieś po pracy próbuję wcisnąć jeszcze krótki jogging i szybkie spacery. Bez takich inicjatyw moje życie może naprawdę szybko zmienić się w bardzo nieprzyjemnym kierunku. 

Nie mam problemu ze zdrowym odżywianiem, ani pomysłami do "lunchboxa". Mam za to wielki problem z wykonaniem. Nie potrafię zmusić się do przygotowania czegoś w przeddzień, a rano... no cóż. Naprawdę wolę chwilę dłużej pospać, choćbym starała się to mojemu organizmowi wyperswadować. Kończy się zwykle na śniadaniu w biegu, szybkiej kanapce do pracy, chwyceniu jabłka czy jogurtu. A tak strasznie chciałabym, żeby objęło to czasem coś więcej.

Tydzień z lunchboxem jest więc nie tylko dla czytelników, ale też dla mnie. Chęć pokazania czegoś na blogu zwykle kończy się przygotowaniem notki pod wieczór, tym sposobem mam gotową przekąskę na następny dzień. Gdyby tylko mógł trwać dłużej!

Przygotowałam dzisiaj empanadas z ciasta francuskiego. Farsz jest naprawdę przepyszny, wyjadałam go zanim wpakowałam go do pierożków. Wędzony kurczak, dużo świeżej kolendry i kukurydza. Całość zalana ostrym sosem pomidorowym. A co najważniejsze, miało być (i jest) mega proste. Bo mimo, że każdy z nas chce zjeść coś dobrego w pracy, to przecież przygotowywanie tych smakołyków nie może nam zabrać zbyt wiele z tej i tak niewielkiej ilości wolnego czasu. 

Empanadas z wędzonym kurczakiem (ok. 20 porcji)
- 2 rolki ciasta francuskiego
- 2 jajka
- 1 łyżeczka gęstej śmietany (opcjonalnie)

Farsz:
- 2 udka wędzonego kurczaka
- 100 g zielonych oliwek
- 100 g kukurydzy z puszki
- 1 pęczek kolendry (cała "doniczka)
- pół cebuli
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki oliwy
- 150 g przecieru pomidorowego
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżka sosu sojowego
- 1 łyżka octu balsamicznego
- tabasco
- sól

  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  2. Przygotuj sos. Poszatkuj cebulę i czosnek. Na patelni rozgrzej oliwę i wrzuć cebulę i czosnek. Smaż aż cebula się zeszkli.
  3. Na patelnię wlej przecier pomidorowy i smaż kilka minut aż lekko zgęstnieje. Dopraw octem balsamicznym, miodem, sosem sojowym i tabasco. Posól ale nie zbyt wiele, gdyż kurczak i oliwki będą słone. Odstaw sos z ognia.
  4. Do miski wrzuć poszatkowane oliwki, kukurydzę, poszatkowaną kolendrę i pokrojonego w drobną kostkę wędzonego kurczaka (wcześniej okrój go z kości). Zalej całość sosem pomidorowym wymieszaj.
  5. Oddziel żółtka od białek i podziel je na dwie oddzielne miseczki. Do żółtek dodaj łyżeczkę śmietany (możesz też użyć samych żółtek lub dodać odrobinę mleka). "Rozbełtaj" żółtka. 
  6. Ciasto francuskie rozwiń i wytnij w nim kółka używając odwróconej szklanki. Będziesz tworzyć pierożki poprzez sklejenie ze sobą dwóch kółek. 
  7. Umieść odrobinę farszu na środku jednego kółka, tak aby obwód pozostał czysty. Obwód posmaruj białkiem, które będzie działało jak klej, najlepiej zrobić to palcem. Przykryj drugim kółkiem ciasta, sklej palcami i zrób ząbki widelcem dookoła. Powtórz tę czynność w stosunku do każdego pierożka.
  8. Ułóż pierożki na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, posmaruj rozbełtanym żółtkiem używając pędzelka i zrób na środku pierożków kilka dziurek wykałaczką.
  9. Wstaw do piekarnika i piecz ok. 20 minut.
  10. Możesz w pracy spożywać je na zimno lub podgrzać jeśli masz taką możliwość.
Śliwka


poniedziałek, 7 października 2013

Tydzień z LunchBoxem #1: Wrapsy z pełnoziarnistych naleśników z wędzonym łososiem


Uwielbiam tematyczne cykle na burczymiwbrzuchu. 
Zawsze wybieramy takie tematy, że pod koniec danego tygodnia jest mi smutno, że to już koniec. Wtedy też pomysły wcale się nie kończą, wręcz przeciwnie, zazwyczaj jest ich za wiele, by zrealizować je w 7 dni. 
Tak było rok temu, gdy w listopadzie przez tydzień zamieszczałyśmy przepisy na przekąski, które można zapakować do pudełka i zabrać ze sobą do pracy, czy szkoły. Tutaj możecie zobaczyć co wtedy przygotowałyśmy.
Początek października to idealny czas, aby powrócić do Tygodnia z LunchBoxem i ogłosić drugą edycję!

Dania, które planujemy zaprezentować są na tyle zróżnicowane, że liczę na to iż każdy znajdzie coś dla siebie. 
Pierwsza propozycja nawiązuje do wrapsów. 
Nie ukrywam, że mam słabość do tortillowych zawijańców, na blogu był już chociażby przepis na wrapsy z awokado i jajkiem oraz z tuńczykiem. Nie ma się jednak co oszukiwać, ich przyrządzenie w domu od podstaw jest trochę kłopotliwe (ale kiedyś przygotuję taki przepis). Z kolei na opakowaniu pszennych tortilli ze sklepu znajduje się aż 8 magicznych dodatków na literę E.
Zdecydowanie zdrowszą i szybszą alternatywą są pełnoziarniste naleśniki. Jeśli jednak koniecznie muszą być pszenne to odsyłam Was do tego przepisu na naleśnikowe wrapsy z szynką parmeńską.

Z podanych proporcji wychodzi ok. 10 naleśników. Oczywiście każdy ma inne zapotrzebowanie i apetyt, ale myślę, że powinny starczyć chociaż na 2 lunche.
Nie chcę się narzucać za bardzo z propozycją farszu, bo takie naleśniki można przygotować z tym co macie pod ręką. U mnie na farsz składa się wędzony łosoś, chrzanowy serek z jabłkiem i limonką, liście szpinaku, ogórek i orzechy włoskie. Chrzan możecie zastąpić musztardą lub w ogóle pójść inną drogą i zamiast ryby wybrać mięso, czy ser pleśniowy.
Przygotowanie takiego lunchu wieczorem, czy rano (jeśli nie wychodzimy z domu za wcześnie) nie powinno zająć więcej czasu niż 20-30 minut. Z resztą przekonajcie się o tym sami.

A już jutro kolejna, zupełnie inna propozycja!

Wrapsy z pełnoziarnistych naleśników z wędzonym łososiem
Pełnoziarniste naleśniki/ 10 szt.
  • 150 g mąki pszennej pełnoziarnistej/pszennej razowej typ 2000
  • 300 ml mleka
  • 100 ml wody mineralnej
  • 3 łyżki topionego masła/oliwy
  • 2 jajka
  • łyżeczka soli
  • 1/2 łyżeczki cukru
Serek z jabłkiem i chrzanem:
  • 200-250 g śmietankowego serka "kanapkowego"
  • 1-2 łyżki soku z limonki lub cytryny
  • łyżka startej skórki z limonki lub cytryny
  • 2 cm świeżo startego chrzanu lub łyżka chrzanu ze słoiczka
  • 1/2 jabłka
  • sól, kolorowy pieprz
 Dodatki:
  • liście świeżego szpinaku (można zastąpić rukolą, roszponką lub sałatą lodową)
  • 150 g wędzonego łososia (u mnie "polędwica" wędzona na zimno)
  • garść orzechów włoskich
  • świeży ogórek
  1.  Mąkę wsypujemy do misy, mieszamy z solą i cukrem. Dodajemy mleko oraz wodę i mieszamy trzepaczką. Następnie dodajemy dwa rozbełtane jajka i roztopione wcześniej, a następnie ostudzone masło (lub oliwę). 
  2. Na małym ogniu rozgrzewamy suchą patelnię (tłuszcz nie jest potrzebny dzięki dodatkowi masła do ciasta). Wylewamy chochlę ciasta, rozprowadzamy je na patelni i smażymy przez ok. 2-3 minuty z każdej strony. Czynność powtarzamy. W razie potrzeby odsączamy naleśniki z tłuszczu przy pomocy ręcznika papierowego (raczej nie będzie to potrzebne).
  3. W trakcie smażenia naleśników mieszamy serek śmietankowy z tartym chrzanem, solą i pieprzem. Jabłko obieramy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach, skrapiamy sokiem z limonki lub cytryny i dodajemy razem ze skórką do serka. 
  4. Na środku każdego naleśnika smarujemy łyżkę serka, kładziemy plastry łososia, orzechy włoskie, listki szpinaku i plastry ogórka (ja kroiłam je pionowo przy pomocy obieraczki uzyskując "ogórkowe wstążki"). Naleśniki zawijamy w rulon i kroimy na dwie lub trzy części. Wkładamy do pudełka i wychodzimy z domu!
Tosia

niedziela, 6 października 2013

Śniadanie do łóżka #118: Dyniowa granola


Kupiłam dwie duże dynie. Kwintesencja jesieni, pomyślałam. Zabrałam się za krojenie, wyciąganie miąższu i pestek, pieczenie i przecieranie przez sitko aby pozbawić dynie skórki (wersja hokkaido, bez konieczności okrajania skórki). Całość zabrała mi mnóstwo czasu, a szorowanie rąk z nieprzyjemnych, żółtych zabarwień dodatkowe tyle. Byłam wykończona i przeklinałam ją z całych sił. Pomyślałam jednak, że przecież smak zaraz wynagrodzi mi moje cierpienia, gdy tylko skosztuje kremu dyniowo-gruszkowego, który sobie wymyśliłam. A tu kolejne rozczarowanie.

Dopada mnie to co roku. Co roku cieszę się, że wreszcie zrobię krem z dyni (na który powinnam była czekać cały rok) i co roku uświadamiam sobie, że właściwie nie przepadam za dynią, a w szczególności w formie kremu. Dziwna sprawa, ale może dzięki napisaniu tej notki nie popełnię za rok tego samego błędu. Choć wątpię, to taka jesienna tradycja. 

Na szczęście nie cały trud poszedł na marne. Zostało mi do spożytkowania jeszcze trochę dyniowego puree, więc dodałam je do granoli. Wiedziałam, że smak dyni nie będzie się zbyt przebijał, a jedynie doda słodyczy. Tak też się stało. Dodałam do granoli również odrobinę musu jabłkowego i korzennych przypraw, które sprawiły że stworzyłam idealny, jesienno-zimowy dodatek do jogurtów. Choć zimowy będzie jedynie w teorii, bo wystarczył jeden dzień, aby zniknął. 

Dyniowa granola

- 150 g płatków owsianych (górskich)
- 50 g pestek dyni
- 50 g pestek słonecznika
- 25 g siemienia lnianego
- 25 g sezamu
- 75 g suszonej żurawiny
- 75 poszatkowanych suszonych fig
- 75 g poszatkowanych orzechów włoskich
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 1 łyżeczka kakao
- 1 łyżeczka cynamonu
- pół łyżeczki mielonego kardamonu
- pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
- 2 centymetrowy kawałek imbiru
- 25 g oleju
- 25 g syropu klonowego
- 25 g brązowego cukru
- 75 g musu jabłkowego
- 120 g puree z dyni
- szczypta soli


  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  2. W dużej misce połącz ze sobą wszystkie składniki i dokładnie wymieszaj.
  3. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (lub nieprzywierającej) rozsyp składniki rozprowadzając je równomiernie.
  4. Wstaw do piekarnika i piecz ok. 30 minut. Co 5 minut przemieszaj je łopatką, aby spiekły się równo z każdej strony.
  5. Odstaw do wystudzenia, a następnie przerzuć je do zamykanego pojemnika. 
Śliwka



sobota, 5 października 2013

Słodka sobota #120: Beziki z figami i orzechami


Tydzień temu, razem ze Śliwką, Trójmiejską solniczką i kilkoma innymi blogerkami organizowałyśmy jesienne śniadanie w ramach Kulinarnego Szlaku Gdyni. Z resztą pisałyśmy o tym kilka razy na naszej stronie na Facebooku.

Poczęstunek odbywał się w samo południe, dlatego do tematu śniadaniowego chyba wszystkie podeszłyśmy z przymrużeniem oka. Przekąsek było naprawdę sporo, niestety nie było za bardzo czasu spróbować innych dań, bo wszystko zniknęło w kilka minut. W moim menu pojawiły się zróżnicowane dania, a wśród słodkiego repertuaru  znalazły się bezy. Przygotowałam je inspirując się moim ulubionym torcikiem Dacquoise.
Przepis jest dosyć podobny, więc nie planowałam zamieszczać ulepszonej receptury. Beziki zebrały pozytywne recenzje i kilka osób prosiło mnie o dokładny przepis, dlatego z chęcią się podzielę!

Do masy bezowej dodałam posiekane orzechy włoskie, rezygnując z dodatku daktyli (jak w przypadku tortu). Krem przygotowałam na bazie śmietanki kremówki, mascarpone, mleka słodzonego karmelowego (smak dzieciństwa prosto z tubki), konfitury figowej i posiekanych orzechów. Wierzch zdobią plastry świeżych fig i to chyba one sprawiają, że na widok bezików cieszą się oczy. Teraz mam nadzieję, że znajdą się osoby, które zechcą je przygotować w swojej kuchni.

Ps. Nie ukrywam, że to nie pierwszy bezowy przepis na blogu i jednocześnie jestem pewna, że nie ostatni. Do tej pory wszystkie receptury nawiązywały do szybkiej bezy francuskiej, więc następnym razem jak zabiorę się za temat, przygotuję wpis o bezach włoskich.

Beziki z figami i orzechami/ok. 20 szt.
  • Bezy:
  • 5 białek
  • 250 g cukru
  • łyżka octu winnego
  • szczypta soli
  • 60 g orzechów włoskich
  • Krem:
  • 300 ml śmietanki kremówki 30%
  • 300 g mascarpone
  • 90 g mleka słodzonego, zagęszczonego o smaku karmelowym
  • 70 g konfitury z fig (można zastąpić np. agrestową lub pomarańczową)
  • 100 g orzechów włoskich ( w tym część do ozdobienia bezików)
  • 3 figi
Beziki:
  1. Białka (najlepiej w temperaturze pokojowej) ubijamy ze szczyptą soli na sztywną masę. Do ubitych białek dodajemy stopniowo po łyżce cukru i cały czas miksujemy masę. Na koniec dodajemy ocet winny i drobno posiekane orzechy i jeszcze chwilę całość ubijamy.
  2. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Na pergaminie odrysowujemy ołówkiem koła w dużych odstępach o średnicy ok. 7-9 cm. 
  3. Na każde koło wykładamy ok. 2 łyżki ubitych białek. Przy pomocy łyżki rozprowadzamy białka po średnicy koła w taki sposób, aby w środku powstała dziurka, a na brzegach było więcej masy. Czynność powtarzamy.
  4. Beziki pieczemy w 140 stopniach przez godzinę. Upieczone studzimy na kuchennej kratce, a następnie dekorujemy kremem, plastrami figi i orzechami.
Krem:
  1. Śmietanę kremówkę ubijamy mikserem na bitą śmietanę. Następnie dodajemy mascarpone i ucierając masę dodajemy mleko słodzone i konfiturę. 
  2. Gdy składniki się połączą dorzucamy posiekane drobno orzechy i mieszamy masę.
  3. Krem chłodzimy w lodówce przez minimum 30 minut.
Tosia

czwartek, 3 października 2013

Mus jabłkowy z wodą różaną


Myślałam i myślałam aż wymyśliłam plan na jesień i zimę. Zawinę się w mój gruby, mięciutki sweter, będę jeść mus jabłkowy i pić kakałko. Żaden chłód już mnie więcej nie skrzywdzi. 

Na pomysł wpadłam wczoraj. Najpierw rzuciłam się w sklepie na najgrubszy sweter, a później się rozchorowałam (znowu, znowu, znowu...). Najwidoczniej sweter chciał, żebym w pełni wykorzystała jego możliwości. 

Chorowanie ma swoje dobre strony. Wreszcie możesz pozwolić sobie na chwilę dla siebie, celebrując ją z właściwą powagą. Jako rekwizyt przyda się mus jabłkowy. Wyjadany łyżką prosto z kubeczka, gdy jest jeszcze ciepły. I może normalnie nie prezentowałabym na blogu musu jabłkowego, ale z wodą różaną tworzą tak idealną kombinację, że warto dać im odpowiedni aplauz. 

Zapamiętajcie proste równanie:

Jabłka + róża + sweter = ratunek przed zimą.



Wystarczy obrać jabłka ze skórki, pokroić i poczekać aż same się rozlecą. A czemu mamy czekać? Mogłbym wymyślić dużo teorii, że smaki muszą się przegryźć, ale tak naprawdę po co brudzić blender?:) 

Mus jabłkowy z wodą różaną (4 porcje)

- 3 średnie słodko-kwaskowate jabłka
- sok z połowy cytryny
- 2 łyżki masła
- 2 łyżki wody różanej
- woda

  1. Obierz jabłka ze skórek, pokrój na ćwiartki i usuń gniazda nasienne.
  2. Pokrój jabłka na małe kawałki.
  3. W średnim garnku rozgrzej masło na małym ogniu. Podsmażaj masło aż zrobi się lekko brązowe. Dodaj jabłka.
  4. Wymieszaj jabłka z masłem i smaż kilka minut. Dodaj sok z cytryny i zalej jabłka wodą do ich wysokości. 
  5. Gotuj powoli na średnim ogniu aż jabłka rozpadną się na mus i całość zgęstnieje. Mieszaj co jakiś czas.
  6. Gdy jabłka nabiorą już konsystencji musu dodaj wodę różaną i zamieszaj. 
Śliwka

wtorek, 1 października 2013

Kanapka z chilli con carne i awokado


Jestem zdecydowanie ciepłolubna, ale jednocześnie lubię czasem zmarznąć i po długim spacerze, czy joggingu zjeść coś mocno rozgrzewającego, a najlepiej jeszcze pikantnego. W każdej porze roku potrafię dostrzegać dobre rzeczy, nawet gdy kończy się lato. Dlatego jesienią zawsze gotuję więcej zup i  zapewne większość z Was tak robi. Częściej gotuję też ostre dania jednogarnkowe i muszę przyznać, że akurat za to trochę lubię nową porę roku. 

Dania jednogarnkowe mają to do siebie, że robi się je szybko i są idealne dla takich bałaganiarzy jak ja, bo po gotowaniu jest mniej zmywania! 
Warto przygotować niezwykle rozgrzewające danie, zjeść je na obiad, a potem wykorzystać jeszcze na kilka sposobów. Dzięki temu zyskujemy na czasie i możemy się cieszyć ulubioną potrawą podaną w nowy sposób. 

Właśnie tak robię z daniem, które prezentowałam już kiedyś na blogu - meksykańskim chilli con carne.
Sos można podać z ryżem, w tortilli, zapiec w faszerowanej papryce, czy bakłażanie, można je również zapiec z puree ziemniaczanym lub tak jak ja dzisiaj, podać w bułce.

Chilli con carne w formie ciepłej kanapki polecam szczególnie tym, którzy uwielbiają wszechobecne burgery, ale trochę są już nimi znudzeni. 
W kanapkach oprócz gęstego, mięsnego sosu znalazły się też skropione sokiem z cytryny krążki czerwonej cebuli oraz plastry awokado. Właściwie taka bułka nie potrzebuje już dodatkowo sosu, ale na przełamanie pikantnego smaku podałam ją z kwaśną śmietaną.

Kanapki z chilli con carne i awokado/ 4 szt.
  • 4 bułki (u mnie z tego przepisu)
  • awokado
  • mała czerwona cebula
  • roszponka
  • sok z 1/2 cytryny
  • śmietana/jogurt naturalny + suszone płatki chilli
  • Chilli con carne:
  • 500 g mielonej wołowiny
  • cebula
  • 1/2 papryki
  • puszka czerwonej fasoli
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/2 papryczki chilli
  • 2 łyżeczki kminu rzymskiego (kumin)
  • łyżeczka ostrej papryki
  • 1/2 łyżeczki cynamonu 
  • 1/2 łyżeczki suszonych płatków chilli (lub pieprzu cayenne)*
  • łyżeczka oregano
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 400 ml passaty pomidorowej
  • łyżeczka cukru
  • sól
  • pieprz
  • oliwa
Chilli con carne:
  1.  Rozgrzewamy głęboką patelnię z 1-2 łyżkami oliwy. Wrzucamy posiekaną drobno cebulę. Po 3 minutach dodajemy posiekany czosnek i smażymy przez minutę. Następnie przyprawiamy je solą, pieprzem, dodajemy papryczkę chilli, pokrojoną w kostkę paprykę, kmin, ostrą paprykę, cynamon, płatki chilli i oregano. Całość smażymy 3 minuty.
  2. Dodajemy mieloną wołowinę i mieszamy ją dokładnie z pozostałymi składnikami. Smażymy mniej więcej 5 minut, aż mięso się zarumieni i zmieni kolor. Mięso przyprawiamy solą i pieprzem.
  3. Dalej dodajemy sos sojowy, a minutę później passatę pomidorową oraz cukier. Zmniejszamy ogień i dusimy sos przez 10-15 minut, aż zgęstnieje.
  4. Fasolę z puszki odsączamy z zalewy i dodajemy do gotującego się sosu. Podgrzewamy go jeszcze kilka minut. Na koniec próbujemy sos i przyprawiamy go ewentualnie solą i pieprzem do smaku.
Kanapka:
  1. Bułkę podgrzewamy chwilę w piekarniku. 
  2. Awokado kroimy w paseczki, a czerwoną cebulę w krążki. Skrapiamy je sokiem z cytryny i zostawiamy na kilka minut.
  3. Następnie ją rozcinamy bułkę. Na spodzie kładziemy liście roszponki, potem ciepłe i gęste chilli con carne.
  4. Z wierzchu dekorujemy kanapkę awokado oraz cebulą. Bułki podajemy ze śmietaną przyprawioną płatkami chilli oraz ćwiartką limonki (u mnie zabrakło).
*wersja pikantniejsza!
 Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...