wtorek, 30 września 2014

Wtorek z kaszą #26: Chili con bulgur



W ramach naszego wtorku z kaszą staramy się pokazać wam jej inne oblicze. Jestem tym samym niejako zobligowana do eksperymentowania z jej różnymi odmianami, choć nie ukrywam, że najczęściej na talerzu ląduje moja ukochana kasza jaglana. Jednak kiedy zobaczyłam ostatnio na półce w sklepie kaszę bulgur, chwyciłam ją bez wahania i obiecałam sobie, że w następnym wtorek przygotuję właśnie ją.

Gdy zaczynałyśmy prowadzić bloga, umieściłam tu przepis na cypryjskie koupes, czyli pierożki, które tradycyjnie robione są przy użyciu kaszy bulgur. Dawno temu zastąpiłam ją kuskusem, ale dziś korciło mnie, aby powtórzyć te pyszne pierożki. Na pewno jeszcze to zrobię, ale dzisiaj z braku czasu postawiłam na coś szybszego- wariacje na temat mięsnej klasyki, tylko... bez mięsa:)

Jesienią stawiam na comfort food, rozgrzewające, sycące dania, które zdają się nie tylko wypełniać żołądek, ale i duszę. Udało mi się nawet dodać znienawidzoną przeze mnie fasolę (białą, bo nad przełknięciem czerwonej jeszcze pracuję) i o dziwo, bardzo mi smakowała. Koniecznie trzeba to danie porządnie podostrzyć i podać z plamą jogurtu, aby przełamać ten ostry smak.

A bulgur? Pycha. Przypomina nieco jaglankę, więc eksperymentuję dalej!

Chili con bulgur (4-5 porcji)

- 150 g kaszy bulgur
- 450 ml wody
- sól

- 2 czerwone papryki
- 2 marchewki
- 1 cebula
- 3 łyżki oliwy
- 2 duże ząbki czosnku
- 600 g przecieru pomidorowego
- 250 g fasoli białej z puszki (1 puszka)
- 1 łyżeczka mielonej słodkiej papryki
- 1 łyżeczka mielonej ostrej papryki
- 1 łyżeczka kuminu
- pół łyżeczki cynamonu
- 2 łyżki octu balsamicznego
- 1 łyżka miodu
- tabasco
- sól

- jogurt naturalny

  1. Paprykę przekrój na pół, usuń gniazda nasienne i pokrój na średniej wielkości kawałki. 
  2. Marchewkę obierz ze skórki i pokrój w plastry. 
  3. Cebulę obierz i pokrój w grube plastry. 
  4. W dużym garnku rozgrzej oliwę i dodaj paprykę, marchewkę i cebulę. Smaż kilka minut. 
  5. Dolej do garnka przecier pomidorowy i dodaj ok. pół szklanki wody, aby rozcieńczyć nieco sos. 
  6. Gdy warzywa będą dusić się w sosie, przygotuj kaszę. 
  7. Przepłucz kaszę na sitku pod zimną wodą, wrzuć ją do garnka i zalej 450 ml wody. Dodaj kilka porządnych szczypt soli. 
  8. Gotuj kaszę aż pochłonie całą wodę, a następnie dodaj do duszących się w pomidorowym sosie warzyw. 
  9. Dodaj do nich przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku. 
  10. Przypraw chili mieloną papryką, kuminem, cynamonem, octem balsamicznym, miodem i tabasco. Dosól. 
  11. Na koniec odcedź fasolę z zalewy i dodaj do garnka. Wymieszaj. 
  12. Przełóż chili do głębokich talerzy i przykryj "plamą" jogurtu naturalnego. 
Śliwka

niedziela, 28 września 2014

Śniadanie do łóżka #155: Płatki jaglane z gruszką i orzechami włoskimi


Odkryłam w sobie nową pasję, uwielbiam urządzać moje mieszkanie. Zaczęliśmy dosłownie od kilku mebli, które umożliwiały nam minimalną egzystencję, a stopniowo zaczęły pojawiać się nowe elementy, które wypełniają małą przestrzeń. 

Miałam wielkie wymagania co do stołu. Po miesiącach walki ze stolarzami wreszcie trafiłam na odpowiedniego, który stworzył piękne cacko, które zachwyca nie tylko nas, ale odwiedzających nas gości. Przez te miesiące nauczyliśmy się spożywać posiłki na kolanach, a ja wciąż marzyłam o tym, żeby nasze życie toczyło się wokół idealnego stołu. Gdy stanął wreszcie w pokoju, nadszedł problem wyboru odpowiednich krzeseł. Okazuje się, że będę musiała na nie znowu poczekać, a tak bardzo chcę zaczynać dzień od śniadania przy stole! Jestem przekonana, że warto jednak poczekać. Żadnych półśrodków!

Tymczasem pozostaje niedzielne śniadanie spożyć w łóżku. Ale przecież to najprzyjemniejsze, co można sobie zafundować w weekend. Eksperymentuję więc znowu z płatkami jaglanymi, znowu z udanym skutkiem. Tym razem w miseczce lądują gruszki i orzechy włoskie. Do tego kawa z nowego zaparzacza i w drogę, na najpiękniejszą polską plażę. Idealna niedziela. 

Płatki jaglane z gruszką i orzechami włoskimi (2 porcje)

- 60 g płatków jaglanych
- 500 ml mleka
- 4 porządne szczypty soli

- 1 gruszka (u mnie klapsy, moje ulubione)
- garść orzechów włoskich
- miód

  1. Zagotuj mleko w garnku, a gdy zacznie wrzeć, dosyp płatki. 
  2. Gotuj kilka minut cały czas mieszając, aż osiągną konsystencję papki. 
  3. Dopraw solą (warto dodać dużo soli, aby nie były mdłe, a słodycz osiągnąć dzięki dodatkowi miodu). 
  4. Pokrój gruszkę w kostkę. 
  5. Przelej płatki do miseczek, dodaj gruszkę, orzechy i polej miodem. 
Śliwka

czwartek, 25 września 2014

Dyniowy ajvar

Początek jesieni nie musi być smutny, wystarczy rozejrzeć się wokoło, aby zobaczyć jak wiele wrzesień ma do zaoferowania pod względem kulinarnym. Sezon paprykowy trwa, dlatego w tym roku postanowiłam przygotować trochę więcej ajvaru niż zwykle, obiecywałam to sobie od kilku lat.

Przypuszczam, że każdy szanujący się miłośnik pieczonej papryki zna się doskonale z bałkańską pastą. Na południu Starego Kontynentu od lat trwają spory o idealną recepturę na ajvar. Większość kucharzy i gospodyń zgadza się co do jednego - ważne, aby pieczonej papryki w paście było więcej niż bakłażana. Nie oznacza to jednak, że ajvar trzeba koniecznie przygotować z dodatkiem oberżyny.

W mojej jesiennej wersji pojawiła się dynia hokkaido, która po upieczeniu zyskuje niezwykłego smaku. Lubię pikantne pasty, dlatego nie zabrakło też pieczonej papryczki chilli i kilku ząbków czosnku. Dla kwaśności ocet balsamiczny.

Z podanych składników wyjdzie ok. 5 słoików średniej wielkości, u mnie każdy był inny, od malutkich po duże, część już rozdana i zjedzona, dlatego ciężko podać dokładną gramaturę. Ajvar można śmiało pasteryzować, zarówno metodą "na mokro", jak i na "sucho". W przepisie znajdziecie wskazówki dotyczące tej drugiej.

Co zrobić z gotowym ajvarem? Wyjadać prosto ze słoika, smarować pieczywo, dodawać do makaronów i kasz lub wykorzystać jako sos bazę do pizzy (przykład na moim Instagramie).


Dyniowy ajvar/5 średniej wielkości słoików
  • 3 kg pomarańczowej papryki
  • dynia hokkaido (ok. 1,5 kg)
  • 2 papryczki chilli
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  • 50 ml octu balsamicznego
  • 50 ml oliwy
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  1. Umyte papryki, dynię pokrojoną na kawałki i papryczki chilli kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem. Warzywa skrapiamy oliwą i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy ok. 30 minut w 200 stopniach. W połowie pieczenia odwracamy papryki na drugą stronę.
  2. Upieczone papryki i chilli wkładamy do foliowego woreczka i zostawiamy na 10 minut. Następnie ściągamy skórkę, pozbywamy się pestek, a kawałki pieczonej papryki i chilli wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy dynię (w przypadku hokkaido ze skórką), przeciśnięty przez praskę czosnek, sok z oliwą, który został na blasze i miksujemy całość na nie do końca gładki mus.
  3. Mus przekładamy do garnka z grubym dnem, dodajemy oliwę i podgrzewamy na małym ogniu przez 30 minut. Na koniec przyprawiamy całość świeżo mielonym pieprzem, solą i octem balsamicznym. Dusimy jeszcze kilka minut.
  4. Gotowy ajvar przekładamy do wyparzonych słoików i pasteryzujemy w piekarniku w temperaturze 120 stopni przez ok. 20 minut.
Tosia

środa, 24 września 2014

Krem z dyni z popcornem



Gdybym próbowała kogokolwiek przekonać, że mój stosunek do dyni jest neutralny, byłoby to kłamstwo. Dyni nie lubię. Próbuję to w sobie zmienić każdego roku, gdy tylko nadchodzi jesień. Dochodzę zwykle do tych samych wniosków i szybko się poddaję. Mimo to dyni używam w kuchni, tworzę granolę, czy curry, ale tylko w takich proporcjach, które nie pozwalają na bezpośrednią styczność z jej smakiem. Dlatego najgorszym doświadczeniem był dla mnie krem z dyni, dyniowy na maxa, mdły (mimo przyprawiania) i okropny. Gorszy jest chyba tylko krem z marchewki, który nawet połączony z intrygującymi smakami, przypomina mi okropne papki dla niemowlaków.

Aż tu nagle przyszła jesień, dosłownie z dnia na dzień. Gdy pierwszy raz od miesięcy zmarzłam do szpiku kości, zamarzyłam o zupie krem. I znienacka spłynęło na mnie uczucie, którego wcześniej nie doświadczyłam- nabrałam ochoty na krem z dyni.

Wszystko szło nie tak jak powinno. Krojenie wymagało nie lada siły i przyprawiło mnie o kilka ran, a ręce lepiły się od pomarańczowej mazi. Przeklinałam tę dynię już na etapie krojenia, a co dopiero gotowania, gdy z podejrzliwością i obrzydzeniem wpatrywałam się w garnek. Miarka się przebrała, gdy postanowiłam użyć stojącego blendera, zamiast ręcznego, aby oszczędzić czas. Krem wybuchł, oblewając całą kuchnie. Dwa razy. Bo próbowałam powtórzyć miksowanie z mniejszą ilością płynu.

Jednak po tej całej koszmarnej przeprawie, gdy już mocno doprawiłam moją zupę, zanurzyłam w niej łyżeczkę i jęknęłam. Czy to możliwe, że po tylu latach zakochałam się w kremie z dyni? Nie wiem, ale trwaj chwilo, jesteś piękna!

Lubię, gdy mi chrupie w zupie. Tym razem, zamiast grzanek, groszków, czy boczku postawiłam na popcorn. Idealnie się wkomponował.

Krem z dyni z popcornem (ok. 6 porcji)

- 1 kilogramowa dynia hokkaido
- 4 ząbki czosnku
- 35 g imbiru
- 100 ml mleczka kokosowego
- pół łyżeczki mielonego cynamonu
- 1 łyżeczka kuminu
- tabasco
- sól
- pieprz

- popcorn
- świeża kolendra

  1. Dynię pokrój na małe kawałki. Tego typu dyni nie musisz obierać ze skórki. 
  2. Wrzuć dynię do garnka i zalej wodą do jej wysokości. Dodaj rozgniecione i obrane ze skórki ząbki czosnku oraz obrany ze skórki i poszatkowany imbir. 
  3. Zagotuj i zmniejsz ogień. Gotuj aż dynia mocno zmięknie (ok. 40 minut). 
  4. Po upływie tego czasu zmiksuj dynię na gładki krem. 
  5. Dodaj mleczko kokosowe, przypraw cynamonem i kuminem i dolej dużo tabasco. 
  6. Posól i popieprz. 
  7. Podawaj z popcornem i liśćmi kolendry. 
Śliwka

wtorek, 23 września 2014

Wtorek z kaszą #25: Krokiety z pęczakiem, soczewicą i grzybami


Jesień przyjmuję w tym roku z otwartymi ramionami. Co prawda chowanie ulubionych sandałów do szafy nie należało do najprzyjemniejszych momentów i strasznie dziś zmarzłam, ale myśl o końcu lata nawet mnie cieszy. Być może uczucia wynikają z tego, że pod względem kulinarnym początek jesieni jest całkiem atrakcyjny.

Weekend spędziłam z dala od miejskiego hałasu, u znajomych na Kaszubach. Wycieczka za miasto pozwala z dystansem spojrzeć na problemy dnia codziennego, które na wsi przestają mieć znaczenie. W ciągu jednego dnia w gospodarstwie wydarzyło się więcej niż w ciągu tygodnia w mieście, a uwierzcie mi na słowo, że na nudę w życiu towarzyskim nigdy nie narzekałam.


Karmiliśmy owce, konie, jeździliśmy quadem między bydłem rasy Wagyu, zbieraliśmy pigwę, orzechy laskowe, dereń, winogrona, jabłka, śliwki, grzyby. Mogłam też zobaczyć jak tresuje się psy myśliwskie tropiące "farbę" z dzika. Do Gdyni wróciłam ze skrzynią pełną węgierek, koszem grzybów, kilkoma kwiatami dyni i lepszym humorem. Węgierki smażą się od wczoraj na powidła, "czekośliwkę" i chutney. A większość grzybów zaplotłam na nitkę i powiesiłam w kuchni, reszta wylądowała jako farsz do krokietów.

Powstały z pełnoziarnistych naleśników faszerowanych kaszą pęczak, soczewicą i grzybami z szałwią. Uformowane naleśniki panierowałam w bułce tartej, posiekanych orzechach i sezamie.

Krokiety smażymy krótko na złoto i podajemy np. z hummusem lub innym ulubionym sosem. Świetnie pasują też jako dodatek do barszczu lub korzennego bulionu. 


Krokiety z pęczakiem, soczewicą i grzybami
Pełnoziarniste naleśniki:
  • 100 g mąki pełnoziarnistej
  • 50 g mąki pszennej 
  • 300 ml mleka (u mnie sojowe)
  • 100 ml gazowanej wody
  • 2 jajka
  • łyżeczka soli
  • 3 łyżki topionego masła lub oliwy
 Farsz:
  • 300 g ugotowanej czerwonej soczewicy
  • 300 g ugotowanej kaszy pęczak
  • 200 g świeżych grzybów (mogą być pieczarki)
  • biała część pora
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka suszonych płatków chilli (opcjonalnie)
  • 2 łyżki posiekanych listków świeżej szałwii
  • łyżeczka sosu sojowego
  • 2 łyżki oliwy
  • sól, świeżo mielony pieprz
Panierka:
  • 100 g posiekanych orzechów (dowolnych)
  • 4 łyżki sezamu
  • 4 łyżki bułki tartej
  • 2 jajka
  • łyżeczka soli
  • szczypta słodkiej lub ostrej papryki
  • łyżeczka świeżo mielonej soli
  • 3 łyżki oleju roślinnego do smażenia 

  1. Łączymy składniki na naleśnikowe ciasto, dokładnie mieszamy i wstawiamy do lodówki na minimum 30 minut.
  2. Po tym czasie smażymy naleśniki na suchej patelni, po ok. minutę z każdej strony.
  3. Na łyżce oliwy podsmażamy posiekany drobno por, po kilku minutach dorzucamy posiekany drobno czosnek i jeszcze chwilę smażymy. Dodajemy oczyszczone i pokrojone grzyby, zwiększamy ogień i smażymy całość ok. 7 minut.
  4. Następnie dodajemy ugotowany pęczak z soczewicą, porwane listki szałwii, sos sojowy, sól, pieprz i suszone płatki chilli. Farsz smażymy jeszcze kilka minut, po czym krótko studzimy.
  5. Na środku każdego naleśnika wykładamy po 3-4 łyżki farszu. Zostawiamy ranty centymetrowe ranty naleśnika. Składamy boki ku środkowi i zawijamy naleśniki jak roladki.
  6. Jajka rozbełtujemy z papryką, solą i pieprzem.
  7. Posiekany drobno orzechy mieszamy z sezamem i bułką tartą.
  8. Roladki naleśnikowe obtaczamy w jajku, następnie w bułce tartej. Krokiety smażymy na rozgrzanym oleju (do połowy wysokości) przez kilka minut z każdej strony, aż będą rumiane i chrupiące.
  9. Usmażone krokiety odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym.
  10. Podajemy na ciepło z hummusem lub zupą np. barszczem lub korzennym bulionem.
Tosia

niedziela, 21 września 2014

Śniadanie do łóżka #154: Czekoladowe naleśniki z miótellą


Nie od dziś wiadomo, że na widok naleśników cieszą się małe i duże dzieci. Szczególnie jeśli są czekoladowe. Już w trakcie smażenia czułam, że będę miała mało czasu na ich sfotografowanie. Nie zdążyłam ich ukryć i zostały skradzione przez głodnego brodacza. Na szczęście uchwyciłam chwilę kilkoma pstryknięciami i zabraliśmy się do konsumpcji czekoladowego śniadania. Po takim posiłku dzień musi być udany. Tym bardziej, że jedziemy dziś na wieś do znajomych, oglądać krowy, zbierać grzyby i śliwki na powidła. Miłego dnia!

Ps. Pomysł na miótellę podpatrzyłam na stoisku z miodami w trakcie Targu Śniadaniowego w Sopocie. Sprzedawano tam miód z dodatkiem kakao. Zainspirowałam się nazwą i stworzyłam własną wersję czekoladowo-orzechowego kremu z miodem.


Czekoladowe naleśniki/ok. 10 sztuk
  • 150 g mąki pszennej
  • 2 jajka
  • 300 ml mleka
  • 50 ml wody gazowanej
  • 3 łyżki kakao
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  • 3 łyżki topionego masła lub oleju roślinnego
  • szczypta soli
  1. Mąkę wsypujemy do misy, dodajemy kakao, cukier sól. Wbijamy jajka, powoli wlewamy mleko z wodą i mieszamy ciasto trzepaczką uważając, aby nie powstały grudki. Na koniec wlewamy topione masło lub olej i jeszcze raz mieszamy.
  2. Ciasto przykrywamy i wstawiamy do lodówki na minimum 30 minut (można na noc).
  3. Naleśniki smażymy na suchej patelni po ok. minucie z każdej strony. W razie potrzeby patelnię można posmarować odrobiną tłuszczu.
  4. Usmażone naleśniki smarujemy miótellą.
Miótella - krem czekoladowo-miodowy z orzechami/ mały słoiczek
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 5 łyżek miodu
  • 100 g orzechów arachidowych nieprażonych lub laskowych
  • 3 łyżki kakao
  • łyżeczka mielonej kawy
  1. Czekoladę topimy w kąpieli wodnej, następnie studzimy.
  2. Orzechy prażymy na suchej patelni aż będą rumiane.
  3. Czekoladę, kakao, kawę, miód i połowę orzechów miksujemy krótko blenderem. Dodajemy resztę orzechów, mieszamy.
Tosia

wtorek, 16 września 2014

Wtorek z kaszą #25: jaglany krem węgierkowo-czekoladowy


Ufff! Kolejny egzamin w życiu i kolejny raz do przodu. Od kilku tygodni nie mam ani chwili dla siebie, a rzadko nadchodzące przerwy wypełniałam odmóżdżającymi czynnościami. Dziś popołudniu, gdy okazało się, że już po wszystkim, siadłam na sofie i zastygłam. Co ja teraz będę robić? Bez wyrzutów sumienia, że eksperymentowanie w kuchni zabiera mi czas, bez odmawiania sobie przyjemności spotkań z przyjaciółmi? Doszłam do jednego- teraz dopiero będę żyć. 

Zabieram się więc po raz kolejny za węgierkowo-czekoladową jaglaną pastę. Z tygodnia na tydzień jest coraz słodsza, razem z dojrzewaniem węgierek. 

Gdy zrobiłam ją po raz pierwszy, mój mały kuzyn pieczołowicie wyjadał ją palcami, więc oddałam mu dwa słoiczki. Dziś ja ją będę wyjadać, bez wyrzutów sumienia, bo jej kremowość tworzy zmiksowana kasza jaglana, a słodycz pyszne owoce. Czekolada? No przecież gorzka:)

Jaglany krem węgierkowo-czekoladowy

- 500 g słodkich śliwek węgierek
- 200 g ugotowanej kaszy jaglanej
- 200 g gorzkiej czekolady
- ewentualnie miód
  1. Węgierki pozbaw pestek i pokrój na mniejsze kawałki.
  2. Włóż węgierki do dużego garnka i zacznij smażyć na dużym ogniu. Smaż ok. 5 minut, co jakiś czas mieszając aż węgierki puszczą sok.
  3. Zmniejsz ogień i gotuj jeszcze ok. 30 minut.
  4. Zdejmij garnek z ognia, daj kremowi ostygnąć i włóż go na 3-4 godziny do lodówki (można pozostawić na noc). Krem nabierze gęstości. 
  5. Po upływie tego czasu dodaj do kremu kaszę jaglaną i zmiksuj na gładką masę. 
  6. W kąpieli wodnej rozpuść gorzką czekoladę i dodaj do kremu z węgierek. Dobrze wymieszaj. 
  7. Słodki smak kremu zależy od tego jak słodkie były węgierki. Spróbuj, jeśli krem jest dla ciebie za mało słodki, dodaj do niego miodu. 

Śliwka

niedziela, 14 września 2014

Śniadanie do łóżka #153: Płatki jaglane na mleku z figami, śliwkami i miodem różanym


Uwielbiam kulinarne prezenty. Nic mnie tak nie cieszy jak przywiezione dary z podróży, czy stojący w moich drzwiach znajomi z całym kartonem przed chwilą zebranych w ogrodzie owoców. Apeluję więc do was, jeśli macie mi coś dobrego do dania, po prostu dajcie, nie zastanawiajcie się dłużej:)

Już jakiś czas temu teściowa przywiozła mi kilka prezentów z podróży po najpiękniejszych zakątkach naszego kraju. Niektóre zniknęły bardzo szybko (krówki z Sandomierza), a inne trzymałam na później, czekając na specjalną okazję. Wiele już produktów w ten sposób zmarnowałam, bo specjalna okazja nadchodziła później niż pleśń. Gdy pod koniec lata stałam w kuchni pochłaniając jogurt z jagodami i poziomkami, pomyślałam, że to jest właśnie moment, w którym powinnam otworzyć miód różany z Białowieży.

Jest przepyszny. Mam słabość do różanych produktów, uwielbiam ich aromat i smak. Świetnie komponuje się z owocami. Chyba wybiorę się w rejony Białowieży, aby dopaść jeszcze jeden słoiczek, gdy skończą mi się zapasy.

To był mój pierwszy eksperyment z płatkami jaglanymi. Według mnie są dużo lepsze niż owsianka, choć smakują podobnie. Już czuję, że jesienią będę się nimi ratować przed nadchodzącym chłodem.


 Płatki jaglane na mleku z figami, śliwkami i miodem różanym (1 porcja)

-30 g płatków jaglanych
- 250 ml mleka
- 3 duże szczypty soli

Dodatki:
- 1 figa
- 2 śliwki
- miód różany (można zastąpić zwykłym)

  1. Mleko wlej do garnka, wsyp płatki i sól. 
  2. Od momentu zagotowania się mleka gotuj ok. 5 minut na małym ogniu, cały czas mieszając. 
  3. Przełóż ugotowane płatki do talerza i poukładaj na nich pokrojone owoce. Całość polej miodem. 
Śliwka

piątek, 12 września 2014

Korzenny bulion z makaronem soba i pieczoną dynią


Od kilku lat rozpoznaję zbliżającą się jesień w ten sam sposób. Oprócz wypatrywania gałązek koralowej jarzębiny i myślach o zmianie garderoby, przestawiam się na tryb wczesnojesienny w kuchni.
Zaczynam wtedy pić więcej herbaty, o której zapominam trochę latem i powracam do gotowania ukochanych zup, które w wakacje pyrkają na gazie o wiele rzadziej.

Od jakiegoś czasu nie kupuję kurczaków. W związku z tym zmienia się u mnie trochę forma przygotowywania bulionów. Nadal wykorzystuję do tego czasem wołowinę (szponder albo np. kości), ale zaczęłam również eksperymentować z samymi warzywami. Kilka dni temu postanowiłam zerknąć jak to robi Marta (Jadłonomia) i za sprawą jej wpisu na temat wege rosołu zabrałam się za swoją wersję. Wykorzystałam do tego masę przypraw korzennych, które również kojarzą mi się z otwarciem sezonu na jesienno-zimowe gotowanie.

Efekty przerósł moje oczekiwania! Gdy zabierałam się za gotowanie bulionu, nawet nie przyszło mi do głowy, że powstanie z tego wpis na blogu. Zupa tak mnie zaskoczyła swoim aromatem i głębokim smakiem, że postanowiłam podzielić się z Wami swoimi wskazówkami. 

Bulion podawałam z kostkami pieczonej dyni hokkaido, gryczanym makaronem soba i listkami świeżej mięty. Danie będę chętnie serwowała wszystkim znajomym mięsożercom, którzy twierdzą, że z samych warzyw i przypraw nie da się przygotować aromatycznego rosołu.



Korzenny bulion z makaronem soba i pieczoną dynią hokkaido

  • 4-5 l wody
  • 4 duże lub 5 małych marchewek
  • 3 pietruszki
  • korzeń selera
  • zielone liście selera
  • zielone liście pora
  • natka pietruszki lub garść świeżej kolendry z łodygami
  • 2 cebule
  • 4 cm korzenia imbiru
  • ząbek czosnku
  • Przyprawy w I etapie:
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki sosu teriyaki (można pominąć)
  • 2 liście laurowe
  • łyżeczka ziarenek ziela angielskiego
  • łyżeczka pieprzu syczuańskiego lub czarnego
  • 4 goździki
  • laska cynamonu
  • 2 ziarenka kardamonu
  • łyżeczka ziarenek kolendry
  • łyżeczka ziarenek kminu rzymskiego
  • gwiazda anyżu
  • łyżka oleju roślinnego
  • Przyprawy w II etapie:
  • szczypta pieprzu cayenne
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki octu ryżowego (lub soku z cytryny)
  • łyżka oleju sezamowego (lub roślinnego np. rzepakowego)
  • 3 łyżki cukru trzcinowego 
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  • Do podania:
  • 1/2 dyni hokkaido
  • makaron soba
  • sezam
  • listki mięty
  1. Cebule kroimy w ćwiartki (nie musimy obierać), kładziemy na blasze przecięciem ku górze, wrzucamy obok plastry imbiru, obrany ząbek czosnku przecięty na pół i przyprawy z pierwszego etapu. Całość polewamy olejem i wkładamy na górną półkę rozgrzanego piekarnika. Pieczemy w 200 stopniach przez 10-15 minut.
  2. W tym czasie szykujemy warzywa. Pietruszkę, seler i marchewkę obieramy lub dokładnie szorujemy pod wodą i wrzucamy do garnka. Dodajemy liście pora, selera, natkę pietruszki i liście kolendry. Do garnka dodajemy podpieczone cebule z przyprawami. Całość zalewamy zimną wodą. Przykrywamy pokrywką lekko ją uchylając, stawiamy na małym ogniu i gotujemy 3 godziny.
  3. W tym czasie dynię hokkaido myjemy i kroimy w kostkę. Wrzucamy na blachę, skrapiamy olejem i pieczemy przez 20-30 minut w 200 stopniach. Studzimy.
  4. Makaron soba przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu, przelewamy zimną wodą i studzimy.
  5. Po 3 godzinach przecedzamy bulion z przypraw i warzyw. Dodajemy szczyptę pieprzu cayenne, sos sojowy, olej sezamowy, ocet ryżowy, cukier trzcinowy, świeżo mielony pieprz i sól. Bulion podgrzewamy kilka minut, następnie go próbujemy i w razie potrzeby dodajemy więcej cukru, soli lub pieprzy do smaku.
  6. Do miseczek wkładamy makaron soba i kawałki dyni, posypujemy je sezamem. Wlewamy gorący bulion i podajemy go z listkami świeżej mięty.
Tosia

wtorek, 9 września 2014

Wtorek z kaszą #24: Dynia makaronowa faszerowana kaszą jaglaną i kokosowym szpinakiem


Z roku na rok poznaję dynię na nowo. Początkowo moje dyniowe przygody polegały na łączeniu jej z różnymi smakami, na słodko, a także w kombinacjach wytrawnych. A obecnie ogromną przyjemność sprawia mi odkrywanie jej przeróżnych gatunków.

Z rozmów ze znajomymi wynika, że dynia kojarzy im się z przytachaniem wielkiej pomarańczowej kuli do domu, krojeniem jej kilka godzin i przerabianiem przez kilka dni, aby się nie zmarnowała. Po tygodniu jedzenia kremowej zupy z dyni, słodkiej dyniowej tarty i smażeniu placuszków z dynią przychodzi moment, kiedy przestaje smakować, a potem przychodzi zima.

Wasza znajomość z dynią może wyglądać zupełnie inaczej! Wystarczy, że poszukacie jej mniejszych gatunków lub będziecie kupować ją na kawałki. Dynie mogą leżakować w domu nawet kilka miesięcy, pod warunkiem, że nie zostaną rozkrojone. Przez dwa poprzednie sezony najchętniej gotowałam przepięknie pomarańczową hokkaido, którą można jeść ze skórką.
Niedawno na stoisku Dyniowe Love zakupiłam dynię piżmową, która zachwyciła mnie swoim smakiem oraz dynię makaronową, która zaskoczyła interesującym miąższem.

Po jej upieczeniu otrzymujemy z miąższu niteczki przypominające makaron, dlatego fantastycznie sprawdziłaby się w diecie bezglutenowej jako dyniowe spaghetti. Dzisiaj jednak postąpiłam z nią inaczej, przecież jest wtorek.. z kaszą! 




Dyniowe nitki połączyłam z kaszą jaglaną i szpinakiem duszonym w mleku kokosowym. Farszem wypełniłam wydrążone dynie, posypałam odrobiną tartego sera i krótko zapiekłam. Wyszło z tego przepyszne i aromatyczne danie.

Dynia makaronowa faszerowana kaszą jaglaną i kokosowym szpinakiem/ 2-4 porcje
  • dynia makaronowa
  • szklanka suchej kaszy jaglanej
  • 2 szklanki wody
  • 450 g mrożonego szpinaku (można zastąpić listkami świeżego)
  • 2 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 papryczki chilli
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki sosu teriyaki (można zastąpić łyżką sosu sojowego i łyżką miodu)
  • 1/2 łyżeczki pieprzy cayenne lub ostrej papryki
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • puszka mleka kokosowego
  • 6 łyżek tartego sera
  • 4 łyżki ziaren słonecznika
  • świeże listki kolendry
  • 2 łyżki oliwy
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  1. Dynię przekrawamy wzdłuż na pół. Łyżką wydrążamy środkiem, dynie kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem (przecięciem ku dołowi) i wstawiamy do rozgrzanego pieca. Pieczemy przez 40 minut w 200 stopniach.
  2. Do rondla wsypujemy szklankę suchej kaszy, zalewamy 2 szklankami wody, dodajemy 1/2 łyżeczki soli i stawiamy na ogniu. Gotujemy ok. 10-15 minut, do momenty wchłonięcia płynu przez kaszę.
  3. W tym czasie na oliwie podsmażamy posiekane w piórka cebule. Po 3 minutach wrzucamy mrożony szpinak, zmniejszamy ogień i podgrzewamy 10 minut.
  4. Po tym czasie, do rozmrożonego szpinaku wrzucamy drobno posiekany czosnek oraz papryczkę chilli.
  5. Z upieczonej dyni wydrążamy miąższ, połowę siekamy i wrzucamy na patelnię, resztę odkładamy do innego dania. Wydrążone dynie odstawiamy.
  6. Do szpinaku i dyni dodajemy sos sojowy, sos teriyaki, pieprz cayenne, gałkę muszkatołową, sól i świeżo mielony pieprz. Po kilku minutach wrzucamy ugotowaną kaszę i podsmażamy minutę.
  7. Następnie wlewamy mleko kokosowe, dodajemy ocet ryżowy i dusimy całość na małym ogniu kilka minut.
  8. Na koniec próbujemy farszu, w razie potrzeby przyprawiamy go solą i pieprzem do smaku.
  9. Wydrążone dynie faszerujemy szpinakiem z kaszą. Wierzch posypujemy tartym serem i zapiekamy w 200 stopniach przez 10 minut.
  10. Upieczone dynie posypujemy ziarnami słonecznika i listlami kolendry.
Tosia

niedziela, 7 września 2014

Śniadanie do łóżka #152: Pieczone croissanty z kremem pistacjowym i figami


Po tygodniu pełnym wrażeń marzyłam o spokojnym i leniwym śniadaniu w domu. Bez pośpiechu, bez hałasu, tylko ja i on. Tak zaplanowany poranek musi być wyjątkowy, ale do pełni radości brakowało jeszcze wspaniałego posiłku.

Mam to ogromne szczęście, że kilka dni temu dostałam od przyjaciółki słoiczek kremu pistacjowego prosto z Sycylii, bo doskonale wiedziała, że za nim szaleję. W Polsce jest trudno dostępny, a ten przygotowany w domu (przepis) jest niezły, ale czegoś mu jednak brakuje.

Podobnie jak w sytuacji zdobycia kwiatów cukinii, poczułam lekką tremę do produktu. Początkowo chciałam upiec sernik lub zjeść krem po prostu w towarzystwie chrupiących naleśników. Potem jednak do głowy przyszedł mi jeszcze lepszy pomysł.


Inspiracją dzisiejszego śniadania był dla mnie francuski deser - croissants aux amandes. To lekko czerstwe rogaliki polane syropem cukrowym, posmarowane kremem migdałowym i posypane płatkami migdałowymi. Moja wersja to croissants aux pistaches.

Ich środek wypełnia wcześniej wspomniany krem pistacjowy, ale także plastry soczystych fig. Wierzch polałam syropem waniliowym, który sprawił, że ich skóra stała się przyjemne chrupiąca i lśniąca. Zabrakło mi tylko pistacji do posypania rogalików, ale na pomoc przyszedł mi sezam, który nie od dziś lubi się z figami. 

Śniadanie poezja, a jest niezwykle proste w przygotowaniu.

Pieczone croissanty z kremem pistacjowym i figami/ 4 sztuki
  • 4 czerstwe croissanty
  • 4 łyżki kremu pistacjowego (przepis na domowy krem tutaj)
  • 2-3 figi
  • łyżka sezamu do posypania (lub pistacji/płatków migdałowych)
  • Syrop waniliowy:
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1/2 szklanki wody
  • 1/2 laski wanilii
  1. Do rondla wsypujemy cukier, wydrążone ziarenka wanilii oraz samą laskę. Wlewamy wodę i podgrzewamy przez kilka minut, czekając aż zgęstnieje, a cukier się rozpuści.
  2. Croissanty przekrawamy wzdłuż na pół, uważając, aby nie przeciąć rogalików do końca.
  3. Ich środek smarujemy kremem pistacjowym i wykładamy plastrami fig.
  4. Wierz rogalików polewamy syropem i posypujemy sezamem.
  5. Croissanty zapiekamy przez 10 minut w 190 stopniach.
  6. Serwujemy od razu!
  Tosia

piątek, 5 września 2014

Panzanella z zielonymi pomidorkami i pieczoną papryką


Ostatnio mam okazję spełniać swoje fantazje kulinarne, które nie mogły zostać wcześniej zrealizowane ze względu na trudności w zdobyciu odpowiednich produktów. Jeszcze rok temu wszędzie w Trójmieście szukałam kwiatów cukinii, zielonych pomidorów, ciekawych odmian dyni czy karczochów. A w ciągu ostatnich tygodni, niektóre z nich mogłam podziwiać nawet w kilku miejscach. Bardzo mnie to cieszy.

W zeszłym tygodniu miałam okazję przygotowywać przekąski inspirowane książkami i bohaterami literackimi w ramach wydarzenia "Noc Czytania na Targu Węglowym". Ułożenie menu zajęło mi trochę czasu i bardzo żałowałam, że nie miałam dostępu do wyjątkowych pomidorów, aby zrobić smażone, zielone pomidory.


A w tym tygodniu, w trakcie krótkiej wycieczki do Warszawy, trafiłam trochę przypadkiem na targ, który chciałam już odwiedzić od dawna. Stoiska przed Fortecą u Kręglickich uginały się od cudownych produktów, a ja żałowałam, że nie mogę z nimi wszystkimi wrócić do Gdyni. Wybrałam między innymi kilka garści zielonych pomidorków koktajlowych i po powrocie do domu zaczęłam rozmyślać co z nimi zrobić.

Postanowiłam, że nie będę ich smażyć, ponieważ są za małe. Chciałam zrobić coś prostego, co nie zabije ich smaku, dlatego postawiłam na klasyczną "sałatkę" toskańską - chlebową Panzanellę. Jej głównym składnikiem jest oczywiście podpiekane, czerstwe pieczywo (u mnie ulubiona domowa bagietka na zaczynie poolish), ale także dojrzałe pomidory. Wybrałam do tego słodkie pomidory malinowe, które świetnie kontrastowały smakowo i kolorystycznie z jędrnymi i lekko kwaskowatymi pomidorkami koktajlowymi.


Panzanella z zielonymi pomidorkami i pieczoną papryką /4-6 porcji
  • bagietka lub 1/2 chleba na zakwasie (najlepiej czerstwa/y)
  • 2 pomidory (u mnie malinowe)
  • garść zielonych pomidorków koktajlowych (ok. 20 sztuk)
  • papryka
  • czerwona cebula
  • 3 łyżki kaparów
  • ząbek czosnku
  • 3 łyżki oliwy
  • łyżka ziół prowansalskich lub oregano
  • świeże zioła: bazylia, szałwia, mięta
  • kilka łyżek tartego sera (np. parmezanu) 
  • kilka łyżek oliwy
  • Dressing:
  • łyżka syropu z agawy lub płynnego miodu
  • 2-3 łyżki soku z cytryny
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • łyżka musztardy dijon lub sarepskiej
  • 5-6 łyżek oliwy
  • sól, świeżo mielony pieprz
  1. Paprykę myjemy, osuszamy, kładziemy na blasze, polewamy oliwą i pieczemy przez 20 minut w 200 stopniach. Po tym czasie wkładamy ją do foliowej torebki, następnie ściągamy skórkę i kroimy w paseczki.
  2. Bagietkę kroimy w kostkę lub rwiemy na małe kawałki. Wrzucamy do misy, polewamy oliwą, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, oregano lub zioła prowansalskie, szczyptę soli i świeżo mielony pieprz. Całość mieszamy i przekładamy na blachę wyłożoną pergaminem. Pieczemy przez 10 minut w 200 stopniach.
  3. W tym czasie cebulkę kroimy w piórka, pomidory w kostkę.
  4. W słoiku umieszczamy wszystkie składniki dressingu, zakręcamy i potrząsamy aż otrzymamy gładki sos.
  5. W dużej misie mieszamy upieczone grzanki, paprykę, cebulę, pomidory, odsączone z zalewy kapary. Składniki polewamy sosem, mieszamy. Posypujemy tartym serem i listkami świeżych ziół. Serwujemy od razu.
Tosia

środa, 3 września 2014

burczymifon - sierpień

Okiem Tosi (instagram @tochabrocha)

| bliżej niż myślisz | burczymiwbrzuchu na nocy czytania | dyniowe love | jabłkowe opowieści | kaktus w drodze | na herbatce u babci | nie śpię bo lepię pierogi | piękne stoisko gospodarstwa przytoki | śniadanie do łóżka | śniadanie z przyjaciółmi | testujemy aleję 40 | zbieramy smutne mirabelki | 

Okiem Śliwki (instagram @sliwkamarta)

| koniec lata? nie sądzę | smoothie time | w drodze | ukochane kaszuby | cały dom pachnie chlebem | kolory od gospodarstwa przytoki | owoce z miodem różanym z białowieży | dirty pleasures | przytoki raz jeszcze | placuszki cukiniowe w tupocie mew | czas na kawę | falafel od muka bar

wtorek, 2 września 2014

Wtorek z kaszą #23: Jaglane lody gruszkowo-imbirowe


Moje związki z blenderami należą do trudnych. Bardzo trudnych. Lata mijają a ja wciąż liczę na to, że poznam wreszcie jakiegoś dżentelmena, który zmiksuje na gładką masę coś, co odbiega nieco od konsystencji wody. Pakuje do co raz to kolejnego owoce, kaszę, czy lód z nadzieją, że tym razem będzie inaczej, a tu znów przykra niespodzianka. Krzyk, łzy, huk i smród spalenizny. Wykończyłam już niejednego próbując trząść nim na wszystkie strony, aby pomóc maszynie. Czy ja proszę o wiele?

Do czego zmierzam? Miksowanie tych lodów to była przygoda. W końcu mój narzeczony przejął pałeczkę, pieczołowicie miksując małe porcje. Niestety taką cenę trzeba płacić za nieposiadanie maszyny do lodów, której używałabym pewnie raz w roku. Oczywiście nie mówię tego, żeby was zrazić, bo może wasze blendery dadzą radę nieco gęstszej od wody masie. Na pewno dadzą radę. To tylko z moimi jest jakiś problem:)

Eksperymentom z kaszą nie ma końca. Ostatnio naprawdę zaszalałam- wymyśliłam sobie jaglane lody. Ponieważ ten rodzaj kaszy jest dość uniwersalny w smaku i tworzy subtelną kremową konsystencję (na przykład koktajli) uznałam, że warto wypróbować go w takiej konfiguracji. Dzięki temu nie dodajemy śmietany, ani jajek, choć ja pozwoliłam sobie moją kaszę ugotować na mleku.

Udało mi się znaleźć tak słodkie gruszki, że jakiekolwiek dosładzanie nie miało sensu. Połączyłam je z rozgrzewającym imbirem i trochę się bałam, bo dałam go wyjątkowo dużo.

Efekt? Przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nam niesamowicie smakowały, spróbujcie i wy.

Jaglane lody gruszkowo-imbirowe

- 700 g słodkich, miękkich gruszek (ok. 3 sztuki)
- 1 łyżka masła
- 35 g obranego ze skórki imbiru
- sok z połówki cytryny
- szczypta soli
- 70 g kaszy jaglanej (waga suchej)
- 200 ml mleka
- szczypta soli

  1. Ugotuj kaszę jaglaną na mleku ze szczyptą soli. Gotuj na małym ogniu i odstaw, gdy pochłonie całe mleko.
  2. Gruszki pokrój na małe kawałki.
  3. Na patelni rozgrzej masło i dodaj gruszki, smaż ok. 10 minut aż zmiękną.
  4. Imbir poszatkuj i dodaj do smażących się gruszek. 
  5. Gruszkową masę wymieszaj z ugotowaną na mleku kaszą jaglaną. 
  6. Zmiksuj blenderem na gładką masę i wsadź do szklanego/plastikowego pojemnika  z przykrywką.
  7. Umieść pojemnik w zamrażarce. Po dwóch godzinach przełóż całość z powrotem do blendera i zmiksuj. 
  8. Przed podaniem wyjmij lody na ok. 15 minut z zamrażarki, żeby nieco stopniały. Możesz również ponownie zmiksować, aby były bardziej kremowe. 


Śliwka

poniedziałek, 1 września 2014

Śniadanie do łożka #151: Kanapka wrześniowa


Można by rzec, że 1 września to dzień jak każdy inny. Kiedyś wyczekiwałam go, żeby wreszcie zobaczyć moich przyjaciół po wakacjach. Przygotowywałam nowe zeszyty w pięknych okładkach z mocnym postanowieniem, że tym razem osiągnę najlepszą średnią w klasie i co najważniejsze dyplom za stuprocentową frekwencję na zajęciach. Życie zwykle weryfikowało moje postanowienia gdzieś na początku drugiego tygodnia września. Jednak do dziś czuję lekkie mrowienie w brzuchu na myśl o zaczynającym się roku pełnym nowych doświadczeń, radości i smutków.

Choć uczennicą już nie jestem dawno, studentką już też ( w co trudno mi uwierzyć) jak co roku odczuwam dziwne emocje wraz z nadejściem września. Mam wrażenie, że z dnia na dzień zupełnie zmienia się zapach powietrza na jesienny, wprowadzający w nostalgię. Choć zaraz potem zostaję brutalnie wybudzona z tych emocji, gdy wchodząc na klatkę uświadamiam sobie, że sąsiad jak zwykle rozpoczął tydzień od gotowania kapusty.

Moim zdaniem ten dzień zasługuje na coś wyjątkowego. Uważam to za dobre usprawiedliwienie dla jednorazowego przeniesienia cyklu śniadaniowego z niedzieli na poniedziałek. Otóż ten dzień musi rozpocząć się opracowaną przeze mnie kanapką wrześniową. Podgrzewam sobie w tosterze grubą kromkę chałki, smaruję ją kremowym kozim serem, kroję figi, zrywam kolendrę i czekam chwilę na pyszne plastry pieczonych buraków. Dla mnie te fiolety i róże świetnie komponują się z wrześniową nostalgią. Jak wrzosy, które od wczoraj zagościły w moim oknie.

Kanapka wrześniowa (2 porcje)
- 2 grube kromki chałki
- kozi ser
- 1 figa
- świeża kolendra

- 1 mały burak
- 1 łyżka oliwy
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżka octu balsamicznego
- gałązka rozmarynu
- odrobina tabasco
- sól
- pieprz

  1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
  2. Przygotuj buraki. Obierz je ze skórki i pokrój w cienkie plastry. 
  3. Wyłóż brytfankę do pieczenia papierem do pieczenia i ułóż plastry buraka. 
  4. Dodaj oliwę, miód, ocet i liście z gałązki rozmarynu. Pokrop tabasco, posól i popieprz. 
  5. Do brytfanki wlej odrobinę wody, tak żeby lekko przykryła buraki. 
  6. Umieść brytfankę w piekarniku i piecz ok. 40 minut, co jakiś czas mieszając. 
  7. Wyjmij buraki z piekarnika. Możesz podawać je na kanapce na ciepło, lub je wystudzić (to umożliwi przygotowanie ich wieczorem na poranną kanapkę). I tak i tak smakują wyśmienicie. 
  8. Chałkę podgrzej w tosterze. Posmaruj ją kozim serem. 
  9. Na serze ułóż buraki, następnie plastry figi i kilka liści świeżej kolendry. 
Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...