wtorek, 29 lipca 2014

Wtorek z kaszą #18: Placuszki jaglane z czekoladą i owocami



Nigdy nie przepadałam za dietetycznymi deserami. Nie dlatego, że są niesmaczne, pewnie znalazłoby się trochę apetycznych zdrowych i niskokalorycznych słodkości. Mam jednak wrażenie, że to jakaś forma oszustwa, bo przecież na tym polega urok słodyczy, że są małym grzeszkiem. Oczywiście wszystko z umiarem i pod warunkiem, że nie zapominamy w naszym codziennym menu przemycać też porcję zdrowia.

Nie lubiłam dietetycznych przepisów, ale to się zmieniło, kiedy zaprzyjaźniłam się bliżej z kaszą jaglaną. Ma ona wspaniałe właściwości i można z niej przygotować przeróżne desery. Poczynając od wypieków, koktajli, puddingów, a na naleśnikach i placuszkach kończąc.

Moim nowym jaglanym odkryciem są właśnie placuszki z kaszy. Do masy z ugotowanej jaglanki wystarczy dodać odrobinę mąki ziemniaczanej i zmiksować z mlekiem (krowim lub roślinnym), jajkami i odrobiną cukru dla smaku. Oczywiście cukier można zastąpić jakąś zdrowszą alternatywą np. syropem z agawy. A sam przepis może śmiało sprawdzić się w kuchni osób będących na diecie bezglutenowej. 


Bezglutenowe placuszki jaglane z czekoladą i owocami/8-10 sztuk
  • 400 g ugotowanej kaszy jaglanej
  • 2 jajka
  • 100 ml mleka krowiego lub roślinnego (np. migdałowego lub kokosowego)
  • 3 łyżki oleju kokosowego lub klarowanego masła
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 3 łyżki cukru
  • 50 g gorzkiej czekolady (wybrałam Toblerone)
  • 3 łyżki owoców goji (można pominąć lub zastąpić np. suszoną żurawiną/ziarnami słonecznika)
  • szczypta soli
  • ulubione owoce (u mnie morele, śliwki i owoc granatu)
  • cukier puder
  • Polewa:
  • 3 łyżki miodu
  • 5 łyżek soku ze świeżo wyciśniętego granatu + pestki
  1. Ugotowaną i ostudzoną kaszę jaglaną wrzucamy do pojemnika malaksera lub wysokiego naczynia. Dodajemy cukier, sól, mąkę ziemniaczaną, jajka i mleko. Całość miksujemy na gładką masę.
  2. Do masy dodajemy posiekaną czekoladą, owoce goji (lub inne bakalie/ziarna) i olej kokosowy/klarowane masło. Całość mieszamy.
  3. Na suchej patelni smażymy placuszki z dwóch po kilka minut. 
  4. Granat kroimy wzdłuż na pół. Uderzamy drewnianą łyżką w owoc, aby wydobyć z niego ziarenka i sok. Mieszamy je z miodem.
  5. Placuszki podajemy z owocami, cukrem pudrem i miodem z granatem.
Tosia

poniedziałek, 28 lipca 2014

Letnia sałatka z serem halloumi




Sałatka to nie obiad- słyszę to dość często, szczególnie od facetów. Aż trudno mi określić jak bardzo się z tym nie zgadzam. Dla mnie sałatka to królowa prostoty i sezonu. Są mieszaniną wszystkiego co najlepsze, co w danym czasie daje nam natura. Uwielbiam eksperymentować z ich smakami, a większa porcja z powodzeniem może zastąpić obiad, szczególnie latem, gdy właściwie jeść się niespecjalnie chce. I o dziwo, moi panowie, potrafią usatysfakcjonować nawet mojego narzeczonego.

Tak się jakoś zdarzyło, że dzisiaj miałam wolny dzień. Zaszłam więc do ukochanego warzywniaka i zaopatrzyłam się w mój letni pakiet chłodnikowy. A przy okazji nie mogłam się powstrzymać od kupienia kilku innych drobiazgów. Zaprosiłam przyjaciółki i zrobiłyśmy sobie letnią ucztę, zaczynając od chłodnika, kończąc na pysznej sałatce z serem halloumi.

Dla tych, którzy z tym serem nie mieli jeszcze do czynienia powiem, że przypomina on nieco mozzarellę, ale bardziej "skrzypi" w zębach. Zgrillowany jest wręcz stworzony do sałatek. A do tego królowie lata: porzeczki, jeżyny, bób i pomidory. Doskonale.

Letnia sałatka z serem halloumi (4 porcje)

- 250 g sera halloumi
- 100 g roszponki
- 1 pomidor
- 500 g bobu
- 100 g czerwonych porzeczek
- 100 g jeżyn

Winegret:
- 30 g oliwy
- 15 g octu balsamicznego
- 1 łyżka musztardy gorczycowej
- 1 łyżka miodu
- sól, pieprz

  1. Ugotuj bób. Zalej go wodą, dodaj łyżeczkę soli, łyżeczkę cukru i od momentu zagotowania gotuj ok. 10 minut. Zalej zimną wodą i obierz ze skórki. 
  2. Pomieszaj ze sobą wszystkie składniki na sałatkę. 
  3. Ser halloumi pokrój w plastry i usmaż na oliwie z dwóch stron aż zbrązowieje. Ułóż na sałatce.
  4. Składniki na winegret pomieszaj w szklance i polewaj nim sałatkę. 
Śliwka

niedziela, 27 lipca 2014

Śniadanie do łóżka #147: Omlet z kukurydzą, boczkiem i serem




W leniwe poranki po imprezie potrzeba do szczęścia sycącego śniadania, które postawi szybko na nogi. Oczywiście niezbędna jest też osoba, która je zrobi, jeśli nam zabraknie siły. Nie od dziś wiadomo, że w takiej sytuacji świetnie sprawdza się jajecznica, ale także jajka pod inną postacią np. omletu. Do tego owocowe smoothie i mimo bólu głowy, życie wydaje się być już łatwiejsze :)

Do mojego omletu trafiły dziś trochę przypadkowe składniki, które miałam w lodówce, ale zgrały się ze sobą wzorowo tworząc apetyczne połączenie. Chrupiący i słony boczek wspaniale smakuje z ziarenkami słodkiej kukurydzy, a ostrości nadają paseczki papryczki chilli. Do masy jajecznej trafiła też przyprawa curry, a omlet posypałam dodatkowo tartym serem. Szybko, pysznie i konkretnie!

Omlet z kukurydzą, boczkiem i serem/1-2 porcje
  • 60 g wędzonego boczku
  • mała cebula
  • kolba kukurydzy
  • 4 jajka
  • 1/2 łyżeczki curry lub kurkumy
  • 1/2 papryczki chilli (można pominąć)
  • 5 łyżek tartego sera (u mnie radamer)
  • sól, świeżo mielony pieprz
  1. Boczek kroimy w paseczki, cebulę w drobną kosteczkę.
  2. Na suchą patelnię wrzucamy boczek, stawiamy na ogniu i podsmażamy go przez kilka minut.
  3. Gdy boczek się zarumieni i wytopi się z niego tłuszcz, wrzucamy na patelnię cebulę i posiekane w plasterki chilli. Podsmażamy ok. 3-4 minuty.
  4. W tym czasie stawiamy kolbę pionowo i ostrym nożem ścinamy ziarenka kukurydzy. Dodajemy je do pozostałych składników na patelni. Całość podsmażamy ok. 3 minuty.
  5. Do miski wbijamy jajka, dodajemy curry, świeżo mielony pieprz i sól. Masę jajeczną wylewamy na patelnię, zmniejszamy ogień.
  6. Omlet smażymy przez ok. 4 minuty pod przykryciem. Pod koniec posypujemy tartym serem i jeszcze chwilę dosmażamy. Serwujemy na ciepło.
Tosia

czwartek, 24 lipca 2014

Serowa tarta makaronowa z kurkami


Każdy przepis ma swoją historię. Nie wszystkie opowieści są ekscytujące, czasem można stworzyć fantastyczne danie po prostu wchodząc do kuchni i wykorzystując kilka produktów, które ma się pod ręką. Innym razem przygotowanie dania wynika z długich rozmyślań o tym w jakiej formie przedstawić dany smak i połączyć ze sobą fikuśnie składniki. Uwielbiam przed snem wymyślać w ten sposób potrawy i właśnie tak powstała w mojej głowie dzisiejsza tarta.

Cenię sobie zawsze bardzo kulinarne prezenty z podróży od bliskich, dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam kilka holenderskich serów prosto z Amsterdamu. Od serów zaczęły się rozmyślania przed snem, jak bym mogła je wykorzystać (oczywiście wcześniej miała miejsce ich degustacja). Pierwszym skojarzeniem była pizza quattro fromaggi, ale taki przepis już na blogu jest. 

Później stwierdziłam, że sery na pewno świetnie będą smakowały z makaronem. Wtedy jednak pomyślałam o serowej tarcie z kurkami. I tym sposobem wiedziałam już, że będzie to smakowity kompromis - tarta z makaronu (trochę na wzór tortu makaronowego Ratatuj). Z serów powstał sos do tarty, a wierzch ozdobiły podsmażone kurki z boczkiem. Niebo w gębie, tylko kawałki za szybko znikają!

Serowa tarta makaronowa z kurkami/ średnica 23 cm
  • Spód:
  • 220 g makaronu spaghetti (u mnie razowy)
  • 2 jajka
  • 40 g tartego sera (u mnie cheddar)
  • 4 łyżki masła
  • sól, pieprz, szczypta gałki muszkatołowej
  • Sos serowy:
  • 1/2 cebuli
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka oliwy
  • 150 g serów (u mnie blue, radamer, cheddar, young)
  • 150 ml śmietanki kremówki 30%
  • łyżeczka miodu
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • Masa kurkowa:
  • 150 g kurek
  • cebula
  • 100 g wędzonego boczku
  • listki świeżego rozmarynu
  • sól, pieprz

Spód:
  1. Makaron gotujemy al dente, według instrukcji na opakowaniu. Odsączamy go z wody, wrzucamy ponownie do ciepłego garnka. 
  2. Dodajemy rozbełtane jajka, masło, tarty ser i przyprawy. Całość dokładnie mieszamy.
  3. Formę do pieczenia tarty lub tortownicę wykładamy tak przygotowanym makaronem.
  4. Spaghetti dociskamy do dna i do boków, tworząc wyższy rant przyszłej tarty.
  5. Formę z makaronem wkładamy do lodówki na minimum 20 minut.
 Sos:
  1. W rondelku podsmażamy posiekaną w kostkę cebulę i poszatkowany czosnek.
  2. Po 2-3 minutach dodajemy tarty ser, śmietankę kremówkę, miód i przyprawy.
  3. Całość podgrzewamy na małym ogniu do rozpuszczenia serów.
 Kurki:
  1. Kurki myjemy i osuszamy. Większe grzyby kroimy w kostkę, mniejsze zostawiamy w całości.
  2. Na zimną patelnię wrzucamy pokrojony w paseczki boczek. Wytapiamy z niego tłuszcz przez ok. 5 minut.
  3. Następnie na patelnię wrzucamy posiekaną w kostkę cebulę i podsmażamy ją z boczkiem przez kilka minut.
  4. Do szklistej cebuli dodajemy grzyby i listki rozmarynu. Zmniejszamy płomień i dusimy całość przez ok. 8 minut. Na koniec przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.
 Tarta:
  1. Schłodzony spód makaronowy wyciągamy z lodówki. 
  2. Na środku spodu wykładamy sos, zostawiając brzegi przyszłej tarty wolne.
  3. Na sos wykładamy podsmażone kurki z boczkiem.
  4. Tak przygotowaną tartę wkładamy do piekarnika i pieczemy przez 30 minut w 190 stopniach.
  5. Upieczoną tartę podajemy na ciepło, krojąc ją na kawałki i posypując serem.
Tosia

poniedziałek, 21 lipca 2014

Ciasto kokosowe z jeżynami

W moje ręce trafił dziś koszyczek z jeżynami. Przyznam szczerze, że ledwo pamiętam jak te owoce smakowały. Nie miałam z nimi styczności kilka, jeśli nie kilkanaście lat! Moje ostatnie jeżynowe wspomnienie sięga dalekich czasów dzieciństwa. Zrywając owoce z krzaczka, zjadałam je szybko krzywiąc się z powodu kwaskowatego posmaku.
I chyba jak każde dziecko, miałam problemy z odróżnieniem słowa jeżyna od jarzyna. Tym sposobem nie jeden raz twierdziłam, że jem sałatkę jeżynową i kisiel jarzynowy.

Zjadając dziś jeżynę z koszyczka, przyjemnie się skrzywiłam jak za dawnych czasów i stwierdziłam, że te kwaśne owoce najlepiej będą smakowały w słodkim wypieku. Od kilku dni zamierzałam upiec ucierane ciasto z mlekiem kokosowym, skórką z limonki i jagodami, więc szybko zmieniłam plany i przygotowałam je w wersji jeżynowej . Ciasto chciałam zapakować na jutrzejszą wycieczkę na Kaszuby, ale połowa została już zjedzona przez niezapowiedzianych gości. Ważne, że ciasto zostało zjedzone ze smakiem, a wypiek zawsze można upiec jeszcze raz :)

Ciasto kokosowe z jeżynami/23 cm
  • 350 g mąki pszennej
  • 2 jajka
  • 150 g cukru
  • 60 g masła
  • 200 g mleka kokosowego
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • skórka starta z 1/2 limonki
  • 200 g jeżyn
  • cukier puder
  1. W rondlu umieszczamy masło i mleko kokosowe, podgrzewamy. Gdy masło się rozpuści, zestawiamy rondel z ognia i studzimy płyn, aby był letni.
  2. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i skórką z limonki.
  3. Jajka z cukrem ubijamy mikserem przez kilka minut na kogel mogel. Stopniowo dodajemy mleko kokosowe, na zmianę z mąką i wyrabiamy krótko ciasto, jedynie do połączenia składników.
  4. Tortownicę smarujemy masłem, wykładamy papierem do pieczenia. Przekładamy do formy ciasto, wyrównujemy wierzch łyżką. W ciasto wbijamy jeżyny i wkładamy tortownicę do rozgrzanego piekarnika.
  5. Ciasto pieczemy w 170 stopniach przez 35-40 minut. Po tym czasie wbijamy w ciasto patyczek, jeśli będzie suchy - ciasto jest upieczone, jeśli nie - dopiekamy jeszcze kilka minut.
  6. Upieczone ciasto studzimy i posypujemy cukrem pudrem.
Tosia

niedziela, 20 lipca 2014

Śniadanie do łóżka #146: Croissant z chorizo, pesto z rukoli i jajkiem sadzonym



Moje krótkie, hiszpańskie wakacje dobiegają końca. Tak tęsknie za czasami, gdy jedynym problemem wydawało się sensowne zapełnienie czasu od końca czerwca do końca września. Jeśli czytacie to, studenci i uczniowie, posłuchajcie starszej koleżanki i cieszcie się tym czasem ile wlezie, bo nie ma nic bardziej przykrego niż limitowany urlop! Ale dość wylewania żalu, przejdźmy do śniadania.

Kilkakrotnie już rozpisywałam się przy różnych okazjach, że jestem wielką fanką croissantów ze słonymi dodatkami. Ten z jajecznicą smakuje prawie idealnie, ale dzisiaj, zupełnie przypadkiem, znalazłam coś lepszego.

Wciąż cierpię, że w Polsce (a przynajmniej w moich rejonach) nie można znaleźć porządnego chorizo. Naprawdę nie warto zadowalać się chemicznymi plastrami, niczym nie przypominającymi mięsa. Dlatego, gdy tylko zjawiam się w Hiszpanii, robię sobie prawdziwy chorizo-maraton. Ląduje dosłownie wszędzie. Mam wielką słabość do tej kiełbasy.

Nikogo więc nie zdziwiło, że chwyciłam po raz kolejny właśnie po nią na śniadanie. Wylądowała na świeżym croissancie posmarowanym serkiem philadelphia. Do tego dodające świeżości pesto z rukoli, a żeby śniadania stało się zadość, trzeba było wykończyć go jajkiem sadzonym, usmażonym na tłuszczu, który wytopił się z chorizo.

Croissant z chorizo, pesto z rukoli i jajkiem sadzonym (2 porcje)

- 2 croissanty
- serek philadelphia
- 2 jajka
- kilka plasterków chorizo

Pesto z rukoli:
- 3 garście rukoli
- 3 łyżki orzeszków piniowych
- 50 g parmezanu
- 7 łyżek oliwy
- sól, pieprz

  1. Najpierw przygotuj pesto. Orzeszki piniowe podpraż na suchej patelni aż lekko zbrązowieją. Parmezan pokrój na małe kawałki. Wszystkie składniki wrzuć do blendera i zmiksuj. Dopraw solą i pieprzem.
  2. Croissanty rozkrój wzdłuż. Posmaruj dolną część serkiem. 
  3. Plasterki chorizo ułóż na patelni. Smaż bez dodatkowego tłuszczu (wystarczy ten, który się z nich wytopi) przez kilka minut z dwóch stron. Zdejmij z patelni pozostawiając na niej tłuszcz.
  4. Ułóż chorizo na croissancie. Przykryj warstwą pesto. 
  5. Usmaż jajko sadzone na tłuszczu z chorizo. Ułóż na croissancie. 
  6. Przykryj drugą częścią croissanta. Jedz póki ciepłe. 
Śliwka

czwartek, 17 lipca 2014

Pieczone falafele z bobu


Są takie potrawy, które przygotowuję raz na kilka miesięcy. Lubię je, ale nie na tyle, aby gościły na moim stole częściej. Razem z upływającymi miesiącami, zmieniają się też pory roku i sezonowość owoców oraz warzyw. A to właśnie produkty danej pory roku inspirują mnie w kuchni najbardziej.

Taką potrawą są dla mnie arabskie falafele, które lubię schrupać raz na jakiś czas. Klasycznie przygotowuje się je z ciecierzycy i smaży, chociaż ja wolę je w odsłonie pieczonej. Jesienią do masy z cieciorki dodałam dynię (tu przepis), a wiosną upiekłam je w wersji koperkowej. Tym razem ciecierzycę pominęłam, zastępując ją ugotowanym bobem. Wyszło pysznie, lekko i wakacyjnie.

Pieczone falafele możecie podawać z cząstkami cytryny i ulubionym sosem, ale również zapakować do chlebków pita lub zaserwować jako dodatek do sałatki.

Pieczone falafele z bobu/15 sztuk
  • 400 g bobu
  • 2 ząbki czosnku
  • garść liści świeżej kolendry
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 1/3 papryczki chilli
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • łyżeczka sosu sojowego
  • sok z 1/2 cytryny
  • łyżka skórki startej z cytryny
  • 4 łyżki oliwy
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 2-3 łyżki bułki tartej lub kruszonych płatków kukurydzianych
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • sól, świeżo mielony pieprz 
  1. Bób wrzucamy do wrzącej i posolonej wody (ja dodaję jeszcze 1/2 łyżeczki cukru). Gotujemy przez kilkanaście minut, aż będzie miękki, a przy tym jędrny.
  2. Ugotowany bób odcedzamy z wody i studzimy, następnie obieramy.
  3. Obierany bób wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy posiekany czosnek, posiekane chilli, starty imbir, przyprawy, kolendrę, proszek do pieczenia, skórkę i sok z cytryny, wodę, oliwę i bułkę tartą.
  4. Całość miksujemy blenderem na gładką masę. Jeśli będzie zbyt rzadka, dodajemy jeszcze trochę bułki tartej.
  5. Z masy lepimy 15 kulek, kładziemy je na blasze wyłożonej pergaminem i wkładamy do rozgrzanego piekarnika.
  6. Falafele pieczemy przez 12-15 minut w 190 stopniach.
  7. Podajemy na ciepło z cząstkami cytryny i ulubionym sosem.
 Tosia

środa, 16 lipca 2014

Chutney agrestowy



Gdzie się podziały kilogramy agrestu, pod którymi kiedyś uginały się stragany? Takie pytanie zadał mi niedawno znajomy. I choć był to człowiek, który żyje na tym świecie około 20 lat więcej niż ja, sama zaczęłam sobie przypominać, że może faktycznie, kiedyś bywało go jakby więcej.

Niewiele pamiętam ze słynnej działki mojego dziadka. Gdy miałam kilka lat spędzaliśmy na niej mnóstwo czasu. Aby do niej dotrzeć musiałam pokonać na baranach u dziadka drogę pełną puchu, który rodziły topole. Reagowałam na niego histerycznie, ale obietnica pyszności czekających mnie na działce dodawała mi odwagi.

Jak przez mgłę widzę zielone ogonki marchewek, które rosły zaraz przy furtce. Uwielbiałam za nie ciągnąć, nie wiedząc jak długi, pomarańczowy ogonek czai się po drugiej stronie. Były też porzeczki, czarne i czerwone. Tak jak wtedy, tak i dziś lubię bardziej te drugie. Na kartonowym domku wił się groszek, a za płotem, u sąsiada rosło mnóstwo pięknych, dorodnych słoneczników. Najlepiej jednak zapamiętałam agrest. Może dlatego, że między tamtymi chwilami, a obecnym życiem do agrestu wracałam niezwykle rzadko.

Działkę dziadka przykrywają dziś zbudowane znienacka uniwersyteckie akademiki, a ja, stęskniona za smakiem dzieciństwa, zaczynam eksperymenty z agrestem. Ląduje już nie tylko w drożdżowym cieście, ale odkrywa przede mną uroki wersji wytrawnej. Chutney zachwycił mnie od pierwszego posmakowania, choć jego głębia wydobywa się dopiero, gdy kilka dni postoi w lodówce. Wytrwałym polecam zawekować na zimę, a że ja do wytrwałych nie należę, to trochę rozdałam, a drugie trochę już długo nie poleży.

Chutney agrestowy

- 1 kg agrestu
- 200 g brązowego cukru
- 85 ml octu winnego
- 100 g rodzynek sułtańskich
- 2 poszatkowane cebule
- 50 g obranego ze skóry, poszatkowanego imbiru
- 2 łyżeczki pieprzu cayenne
- 2 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1 łyżeczka mielonego kardamonu

  1. Agrest umyj i wrzuć do garnka. 
  2. Zasyp cukrem i zacznij gotować. 
  3. Trzymaj na ogniu i lekko podsmażaj, mieszając co jakiś czas. 
  4. Po ok. 5 minutach dolej ocet i dodaj resztę składników.
  5. Gotuj na małym ogniu ok. 1 godzinę. 
  6. Gęsty chutney przenieś do słoiczków.
Śliwka

wtorek, 15 lipca 2014

Wtorek z kaszą #17: Jaglanka bolognese


Dzisiejszy przepis powstał zupełnie spontanicznie i przyznam się, że nie był wtorkiem z kaszą, a niedzielą. Rozglądałam się po kuchni szukając inspiracji, aby przygotować szybko obiad. W lodówce miałam mieloną wołowinę, z której miałam dzień wcześniej grillować burgery. Niestety się rozpadało i grillowanie przesunięto na inny dzień. A mięso trzeba było wykorzystać inaczej. 

Wszystkie składniki w lodówce i mój apetyt wskazywały, że będzie to spaghetti bolognese. Wtedy jednak mnie olśniło, że przecież ten klasyczny sos nie musi być zawsze podawany z makaronem. I tym sposobem zdecydowałam się na jaglankę bolognese :)

Sos boloński zawsze robię spontanicznie, korzystając ze składników, które mam pod ręką. W trakcie przygotowań kieruję się podobną zasadą. W aromatycznym sosie muszą przeplatać się różne smaki. Dlatego dla słodyczy, oprócz passaty, koncentratu i świeżego pomidora, dodaję jeszcze odrobinę cukru i suszone pomidory. Dla pikantności, oprócz czosnku dorzucam siekaną papryczkę chilli. W moim bolognese nie zabrakło też ziół (rozmaryn), warzyw (papryki, cebuli, tartej marchewki), grzybów (pieczarek) i przypraw (gałki muszkatołowej, cynamonu i oregano). Smak sosu wzbogaciłam "chlustem" czerwonego wina, octu balsamicznego i sosu sojowego. Składników w sosie jest niemało, co może odstraszać początkujących kucharzy. Pamiętajcie jednak, że możecie śmiało eksperymentować z dodatkami, rezygnując z czegoś lub dodając coś od siebie. A sam sos smakuje cudownie nie tylko z makaronem!


Jaglanka bolognese/2-3 porcje
  • Sos:
  • 500 g mielonej wołowiny
  • cebula
  • 2-3 ząbki czosnku
  • papryka
  • 5 pieczarek
  • marchewka
  • pomidor
  • 5 suszonych pomidorów
  • 500 ml passaty pomidorowej
  • 4 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 80 ml czerwonego wina
  • łyżka octu balsamicznego
  • łyżka sosu sojowego
  • łyżeczka cukru
  • listki świeżego rozmarynu
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej (opcjonalnie)
  • łyżeczka suszonego oregano
  • szczypta cynamonu (opcjonalnie)
  • sól, pieprz
  • 4 łyżki oliwy lub zalewy z suszonych pomidorów
  • świeżo tarty parmezan/cheddar
  • Kasza:
  • 1,5 szklanki suchej kaszy jaglanej
  • 3 szklanki wody
  • 1/2 łyżeczki soli

Kasza:
  1. Suchą kasze (1,5 szklanki) opłukujemy pod zimną wodą lub przelewamy na sicie wrzątkiem (by pozbyć się goryczy). Wsypujemy do rondla i zalewamy 3 szklankami wody, dodajemy sól i stawiamy na ogniu.
  2.  Gdy woda zacznie się gotować, zmniejszamy płomień i gotujemy kaszę przez 10-15 minut, w zależności od jej grubości. Kasza będzie gotowa, gdy stanie się miękka i wchłonie płyn.
  3. Tak ugotowaną kaszę przykrywamy pokrywką i stawiamy na bok.
Sos:
  1. W woku lub patelni z grubym dnem rozgrzewamy 2 łyżki oliwy. Wrzucamy pokrojoną w kostkę cebulę, posiekaną drobno papryczkę chilli i suszone pomidory. Podsmażamy ok. 2-3 minuty.
  2. Następnie wrzucamy obrane i pokrojone w plastry pieczarki oraz startą na tarce o drobnych oczkach marchewkę. Potrząsamy patelnią i całość smażymy 2 minuty.
  3. Dorzucamy pokrojoną w kostkę lub paseczki paprykę, smażymy kolejne dwie minuty.
  4. Na patelni robimy miejsce, odgarniając drewnianą łyżką warzywa. Wlewamy pozostałą oliwę i wrzucamy mielone mięso z listkami rozmarynu. Całość przyprawiamy solą, pieprzem, dokładnie mieszamy i smażymy przez 5 minut.
  5. Po tym czasie wlewamy passatę pomidorową, wino, ocet balsamiczny i ocet sojowy. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, cukier, cynamon, gałkę muszkatołową, oregano, sól i pieprz. Zmniejszamy ogień i dusimy sos przez 10 minut.
  6. Pod koniec gotowania próbujemy sosu i w razie potrzeby przyprawiamy go jeszcze do smaku.
  7. Sos bolognese podajemy z ugotowaną, sypką kaszą jaglaną. Posypujemy go świeżo tartym serem i listkami rozmarynu.
Tosia

niedziela, 13 lipca 2014

Śniadanie do łóżka #145: Tosty z brzoskwinią i szynką parmeńską


Pewnie pisałam już o tym nie jeden raz, ale powtórzę, że na co dzień nie kupuję pieczywa. Wypiekanie domowego chleba jest moją pasją i piekę przynajmniej kilka razy w tygodniu. Zdarzają się jednak dni, że mój chlebak jest pusty. W takich sytuacjach, lubię trochę zgrzeszyć i kupić coś co chleb przypomina tylko z nazwy. Mowa oczywiście o chlebie tostowym, z którego wychodzą najlepsze tosty francuskie na leniwe śniadanie (tutaj kilka przepisów: 1, 2, 3, 4)

Tym razem jednak postanowiłam go wykorzystać do szybkich grzanek z piekarnika. Ostatnio lubię połączenie soczystej brzoskwini i szynki dojrzewającej i na taki smak postawiłam też dziś rano. Tosty posypałam świeżo startym serem cheddar, dodałam dla pikantności plasterki chilli. Grzanki polecam podawać z dobrą jakościową oliwą i octem balsamicznym. Prosto, szybko i na temat!

Tosty z brzoskwinią i szynką parmeńską/8 tostów
  • 8 kromek chleba (u mnie tostowy)
  • kilka plastrów szynki parmeńskiej (lub innej dojrzewającej)
  • 2 brzoskwinie
  • kilka łyżek tartego sera cheddar lub parmezanu
  • 1/2 papryczki chilli
  • kilka łyżek oliwy
  • łyżka octu balsamicznego
  • listki bazylii lub melisy
  1. Kromki chleba tostowego skrapiamy oliwą i octem balsamicznym. Kładziemy je na blasze i wkładamy do rozgrzanego piekarnika, podpiekamy przez 5 minut w 200 stopniach.
  2. W tym czasie brzoskwinie kroimy w plastry lub cząstki, a papryczkę chilli w cienkie plasterki.
  3. Na podpieczonych kromkach chleba kładziemy owoce, szynkę i plasterki chilli. Całość posypujemy tartym serem i wkładamy do piekarnika na 7 minut.
  4. Tosty podajemy ze świeżymi ziołami, oliwą i octem balsamicznym.
Tosia

czwartek, 10 lipca 2014

Czekoladowe jagodzianki



Wciąż mam problem, aby uwierzyć w to, że mamy już lato. Mam wrażenie, że co dopiero był maj i na straganach królowały szparagi, a tu się okazuje, że sezon jagodowy trwa w najlepsze. To nie znaczy, że nie zdążyłam się już niektórymi sezonowymi produktami nacieszyć. Na to zawsze znajdę czas, ale każde odwiedziny w warzywniaku są dla mnie zaskoczeniem, bo pojawia się coraz więcej wspaniałych wytworów lata.

Aby trochę bardziej poczuć klimat wakacyjny, staram się chwytać każdą wolną chwilę i spędzać ją w kuchni, eksperymentując z sezonowymi produktami. Pozostały czas poświęcam na aktywność na świeżym powietrzu, by jesienią nie żałować, że słonecznie dni już dawno przeminęły.


Prawdziwym smakiem lata są dla mnie jagodzianki. Mam tak od dziecka, że prawie każdy wypad na plażę musiał być zakończony konsumpcją lukrowanej bułeczki z jagodami. Od kilku lat mam nowy zwyczaj, że piekę przynajmniej jedną partię domowych jagodzianek (tutaj wersja z białą czekoladą). Przy tym eksperymentuję z metodą ich wykonania i szukam miss jagodzianek. Jednak wśród tylu corocznych śliczności zawsze trudno wybrać tą jedyną.



Wspominając tegoroczny Tłusty Czwartek i zdecydowanie udane pączki czekoladowe, zdecydowałam, że moje jagodzianki tym razem  będą miały nie tylko ciemny farsz. Do ciasta dosypałam kakao, a wierzch upieczonych jagodzianek polałam gorzką czekoladą. Sama nie wiem czy zasługują na tytuł miss jagodzianek, ale są tak dobre, że na pewno będą w półfinale :)

Czekoladowe jagodzianki/8-10 sztuk
Ciasto:
  • 500 g mąki
  • 4 łyżki kakao
  • 2 jaja
  • 70 g cukru
  • 3 łyżeczki suszonych drożdży instant
  • 200 ml mleka
  • 70 g zimnego masła
Farsz i polewa:
  • 100-200 g jagód
  • kilka łyżek cukru
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki masła
  1. Mąkę przesiewamy do misy, dodajemy kakao, cukier i suszone drożdże. Wbijamy jajka.
  2. Powoli wlewamy letnie mleko (nie może być zbyt gorące) i wyrabiamy ciasto ręką lub mikserem przez ok. 5 minut.
  3. Gdy ciasto będzie elastyczne, dalej je zagniatając dodajemy po kawałeczku zimnego masła. Dalej wyrabiamy ciasto, aż wchłonie masło i osiągnie formę elastycznej kuli.
  4. Kulę z ciasta wkładamy do misy, przykrywamy folią spożywczą lub ściereczką i stawiamy w ciepłym miejscu bez przeciągów na ok. 1,5 h.
  5. Po tym czasie przekładamy ciasto na oprószony mąką blat. Odgazowujemy ciasto, uderzając je pięścią i dzielimy na 8-10 części.
  6. Każdą porcję ciasta rozpłaszczamy na placek. Na środku ok. 2 łyżki jagód, posypujemy je odrobiną cukru i zginamy boki ciasta, formując okrągłą bułeczkę.
  7. Tak uformowane jagodzianki kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem, złączeniem ku dołowi. Przyszłe bułeczki z jagodami przykrywamy ściereczką i zostawiamy na 30 minut.
  8. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Wyrośnięte bułeczki smarujemy rozbełtanym żółtkiem (opcjonalnie) i wkładamy do piekarnika. Pieczemy przez 15 minut.
  9. Upieczone jagodzianki studzimy na kuchennej kratce.
  10. W tym czasie do rondla wlewamy wodę i umieszczamy nad nim miseczkę z połamaną czekoladą i masłem. Rozpuszczamy ją w kąpieli wodnej na lśniącą polewę i smarujemy z wierzchu ostudzone jagodzianki.
Tosia

wtorek, 8 lipca 2014

Wtorek z kaszą #16: Bajgiel z bobem i kaszą jaglaną



Lubię takie dni, gdy wykończona po kilkugodzinnym gotowaniu siadam w spokoju i mogę wreszcie odetchnąć. Czasami jestem zmasakrowana panowaniem nad kilkoma garnkami i patelniami na raz, nie wiem w co włożyć ręce, a jeszcze staram się wszystko dookoła ogarnąć. Dobrze, że moja kuchnia ostatnio nieco się zmniejszyła, bo gdybym miała choć trochę więcej przestrzeni z pewnością wypełniłabym ją do granic możliwości.

Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam gotować, a to zmęczenie można porównać do wycieńczenia po zdrowym treningu. Gdy już po wszystkim, ciało wypełnione endorfinami czuje radość dobrze spełnionego obowiązku.

Już wczoraj zrobiłam sobie porządną porcję kaszy na obiad, bo w końcu wtorek z kaszą zobowiązuje. Postawiłam na mój ulubiony, ale już trochę oklepany zestaw- kaszotto w sosie pomidorowym. Za prawdziwe eksperymenty zabrałam się w porze kolacyjnej i wyszło z tego coś całkiem fajnego.

Ponieważ moją kuchnię wypełniły dzisiaj bajgle, a było ich tyle, że miałam wrażenie, że mnie zasypią, postanowiłam choć jednego (o Boziu, co zrobię sama z resztą?) nieco odpicować. Ugotowałam moją ulubioną kaszę jaglaną, młody bób, a całość mocno doprawiłam koperkiem. I choć w tym roku postanowiłam koniecznie zaaplikować sobie 18-krotną terapię nielubianym przeze mnie bobem (podobno tyle razy dorosły człowiek musi zjeść nielubiany składnik, aby go polubić), okazało się, że będzie to absolutnie zbędne bo bób zachwycił mnie już przy pierwszym eksperymencie!

Polecam wersję z jajkiem sadzonym, idealnie sprawdzi się na śniadanie. W sumie na kolację też.

Bajgiel z bobem i kaszą jaglaną (2 porcje)

- 2 bajgle z tego przepisu
- 185 g młodego bobu
- 40 g kaszy jaglanej
- 2 łyżki posiekanego świeżego koperku
- 2 jajka
- 1 łyżeczka soku z cytryny
- 1 łyżeczka miodu
- sól, pieprz
- oliwa: do smażenia

  1. Ugotuj bób z solą i łyżeczką cukru. Gotuj aż lekko popęka, ok. 10 minut a następnie odcedź na sitku i przelej zimną wodą. Obierz go i odstaw na później. 
  2. Ugotuj kaszę zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Posól wodę. Gdy kasza pochłonie całą wodę dodaj bób i koperek. Zdejmij z ognia. 
  3. Dopraw sokiem z cytryny, miodem, dużą ilością pieprzu i jeśli kasza nie była odpowiednio słona, również solą. 
  4. Bajgla przekrój na pół. 
  5. Ułóż porządną kupkę kaszy na bajglu. 
  6. Usmaż jajko sadzone i ułóż na kaszy. 
Śliwka

poniedziałek, 7 lipca 2014

Pierogi z mięsem i kurkami


Prowadzenie wspólnego bloga niesie za sobą plusy, ale również minusy. Ostatnio przeżyłyśmy ze Śliwką prawdziwy "fajt blogerek" i nasz konflikt wcale nie dotyczył podjęcia poważnych decyzji prowadzenia bloga. Nasz spór tyczył się pierogów, które obie chciałyśmy przygotować.

Nic dziwnego, przyszło lato, a razem z nim cudowne produkty. Po kilku latach pisania burczymiwbrzuchu trudno nie zauważyć, że mamy podobną intuicję kulinarną. Dlatego wcale się nie zdziwiłam, gdy Śliwka zapytała się mnie czy robiłam już pierogi z bobem, akurat w momencie, w którym to planowałam. Z myślą o przyszłych wpisach postanowiłam oddać jej farsz z bobu na rzecz nadzienia z zielonego groszku, który kiedyś zaklepała. 

Jednak następnego dnia zmieniłam zdanie, bo wpadłam na jeszcze smaczniejszy pomysł. Miałam w planach zrobić pyzy ziemniaczane z mięsem i kurkami, ale uznałam, że w formie pierogów to nadzienie może być jeszcze lepsze. Opowiadając o tym Śliwce, okazało się, że znów zamierzała uczynić podobnie. Na szczęście pierwsza zaklepałam ten farsz, więc w weekend zabrałam się za lepienie :)



Zauważyłam, że z robieniem pierogów jest jak z pieczeniem chleba. Każdy kolejny chleb jest smaczniejszy od poprzedniego, każda partia pierogów zachwyca jeszcze bardziej niż poprzednia. Tym sposobem znów doszłam do momentu, w którym nowe pierogi nazywamy najlepszymi. I może to chwilowe zauroczenie, ale spróbujcie ich, bo nie bez powodu obie chciałyśmy je zrobić - po prostu są przepyszne :)

Pierogi z mięsem i kurkami/ ok. 30-40 sztuk
Ciasto:
  • 300 g mąki pszennej
  • 200 ml letniej wody
  • 3 łyżki topionego masła lub oliwy
  • 1/2 łyżeczki soli
  • szczypta mielonej gałki muszkatołowej
Farsz:
  • 300 g mielonej wołowiny
  • cebula
  • 200 g kurek
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 30 g tartego sera cheddar lub parmezanu
  • 2 łyżki masła
  • łyżeczka oliwy
  • 3-4 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • żółtko
  • 3-4 łyżki bułki tartej
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • sól, pieprz
 Ciasto:
  1. Mąkę wsypujemy do misy, dodajemy sól i gałkę muszkatołową. Robimy w mące wgłębienie i wlewamy stopniowo letnią wodę z masłem/oliwą.
  2. Ciasto wyrabiamy ręcznie, aż do momentu osiągnięcia formy elastycznej kuli. W razie potrzeby podsypujemy ciasto dodatkowo porcją mąki lub wlewamy więcej wody.
  3. Elastyczne ciasto dzielimy na kilka części. Stolnicę lub blat oprószamy mąką, pierwsząz część ciasta cienko wałkujemy (można do tego wykorzystać maszynkę do makaronu lub wałek). Resztę ciasta przykrywamy, aby nie wyschło.
  4. Szklanką lub wykrawaczką wycinamy z ciasta kółka o średnicy ok. 8-10 cm.
  5. Na środku każdego kółka kładziemy łyżkę farszu i lepimy pierogi, zlepiając boki ciasta. Następnie przekładamy je na tacę wyłożoną ściereczką.
  6. Ulepione pierogi gotujemy we wrzącej i osolonej wodzie z łyżką oliwy. Pierogi gotujemy przez ok. 4-5 minut lub do momentu ich wypłynięcia. Odcedzamy je z wody i podajemy je od razu, posypane serem lub odsmażamy na patelni z kurkami i cebulką.
Farsz:
  1. Kurki myjemy, osuszamy i drobno kroimy.
  2. Na patelni rozgrzewamy masło z oliwą, wrzucamy posiekaną w kostkę cebulę i podsmażamy kilka minut, następnie dodajemy poszatkowany drobno ząbek czosnku i kurki.
  3. Po kilku minutach, gdy kurki puszczą wodę, dodajemy mielone mięso. Całość dokładnie mieszamy i podsmażamy ok. 4-5 minut. Pod koniec smażenia przyprawiamy mięso solą i pieprzem.
  4. Podsmażony farsz przekładamy do miski i studzimy. Następnie dodajemy tarty ser, szczyptę gałki muszkatołowej, posiekaną natkę pietruszki, żółtko i bułkę tartą. Masę dokładnie mieszamy i próbujemy. W razie potrzeby przyprawiamy jeszcze do smaku.
Tosia

piątek, 4 lipca 2014

burczymifon - czerwiec

Okiem Tosi (instagram @tochabrocha)

| bułeczki z groszkiem | domowe zapieksy | głodny brodacz | kakaowy omlet | lody dla ochłody | pani ma relaks | szarlotka z morelami i bezą | śniadanie na plaży | tajemniczy ogród | targ śniadaniowy | truskawkobranie | wiejski stół |

Okiem Śliwki (instagram @sliwkamarta

| pierwsze porzeczki | razem smakuje lepiej | targ śniadaniowy | gdynia | obiad w sztuczce z anią, martą i julą | spaghetti z klopsikami- klasyk | krówki z sandomierza | kawa i lektura | śniadanie w chwili | stilo- jedno z ulubionych miejsc na świecie | jedyny słuszny posiłek na lato | zakazane ale ukochane | 

wtorek, 1 lipca 2014

Wtorek z kaszą #15: Polenta z masłem orzechowym i karmelizowanymi kurkami


Dzisiejsza bohaterka wtorkowego cyklu na pewno nie należy do czołówki najpopularniejszych kasz w Polsce. Za to wiedzie prym w słonecznej Italii, a nie od dziś wiadomo, że Włosi wiedzą co dobre. Mowa o kaszy kukurydzianej, z której przygotowuje się tam głównie polentę.

Polenta to rodzaj "włoskiej mamałygi" serwowanej na kilka sposobów. Podstawowa polenta jest niezwykle kremowa, bo wzbogacona o masło i parmezan. Świetnie smakuje na ciepło z jakimś wyjątkowym dodatkiem. Można ją również gotować na słodko np. w odsłonie śniadaniowej z owocami. Znakomicie sprawdza się też jako zapiekanka, wtedy przypomina trochę kukurydziany chlebek, a jeśli zastygniętą polentę pokroimy w paski i włożymy do pieca, wyjdą nam frytki (podobnych do tych z kaszy jaglanej).

Tym razem postawiłam na kremową wersję klasyczną, ale wzbogaciłam ją masłem orzechowym i podałam z karmelizowanymi kurkami, z ziarnami słonecznika, paseczkami papryczki chilli i odrobiną koperku.

Polenta z masłem orzechowym i karmelizowanymi kurkami/2-4 porcje
  • Polenta:
  • szklanka kaszy kukurydzianej
  • 3 szklanki wody
  • liść laurowy
  • 2 ziarenka ziela angielskiego
  • 4 łyżki masła
  • 4 łyżki masła orzechowego
  • garść tartego parmezanu lub cheddara
  • sól, pieprz
  • Karmelizowane kurki:
  • mała cebula
  • ząbek czosnku
  • 150 g kurek
  • 2-3 łyżki ziaren słonecznika
  • łyżka posiekanej papryczki chilli
  • 2 łyżki posiekanego koperku
  • łyżka masła
  • łyżka oliwy
  • łyżka miodu
  • sól, pieprz
  1. Kurki zalewamy ciepłą wodą i zostawiamy na kilka minut. Następnie czyścimy, odsączamy z wody i osuszamy. Większe grzyb kroimy w kostkę, mniejsze zostawiamy w całości.
  2. Na patelni rozgrzewamy masło z oliwą. Wrzucamy posiekaną w kosteczkę cebulę, poszatkowany czosnek oraz papryczkę chilli. Podsmażamy je przez 2-3 minuty.
  3. Dodajemy grzyby i podsmażamy przez ok. 8 minut. Gdy kurki puszczą wodę, przyprawiamy je pieprzem i solą do smaku oraz miodem. Karmelizujemy jeszcze minutę. Na koniec wrzucamy posiekany koperek i ziarna słonecznika.
  4. W dużym garnku podgrzewamy 3 szklanki wody z liściem laurowym i zielem angielskim. Kiedy woda zacznie się gotować, wsypujemy stopniowo kaszkę kukurydzianą i mieszamy energicznie drewnianą łyżką.
  5. Kaszę gotujemy w zależności od jej rodzaju, od 5 do 10 minut, od czasu do czasu mieszając. Gdy polenta osiągnie już gęstą i lśniącą konsystencję, dodajemy masło, masło orzechowe i tarty ser. Polentę przyprawiamy solą i pieprzem, wykładamy do miseczek i ozdabiamy karmelizowanymi kurkami.
 Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...