czwartek, 29 maja 2014

Curry z dorszem i kalarepką



Już było tak pięknie, jeszcze w poniedziałek zrobiłam sobie małe wagary i opalałam się w środku dnia na zielonej trawie, chwytając każdy promień słońca. Czułam, że nadchodzi lato. A tu nagle, następnego dnia, zupełnie niespodziewanie pojawiła się smutna jesień.

Trudno delektować się smakiem truskawek, gdy pogoda za oknem nie rozpieszcza. Mimo ogromnej ochoty na wiosenną kuchnię i celebrowanie sezonowych produktów, w tak brzydki dzień jak dziś, najchętniej zjadłabym kremową zupę dyniową.

Nie będę się jednak poddawać i przeklinać wiosny. Trochę płata nam figle, ale liczę na to, że za kilka dni znów będzie pięknie i słonecznie. Tymczasem rozgrzewam się aromatycznym curry z kawałkami delikatnego dorsza i chrupiącą kalarepką.

Curry z dorszem i kalarepką/ 2-3 porcje
  • 2 filety z dorsza
  • marchewka
  • kalarepka
  • cebula
  • ząbek czosnku
  • ok. 300 ml mleka kokosowego
  • ugotowany ryż
  • cząstki limonki
  • liście świeżej kolendry
  • szczypta soli
  • łyżka oleju kokosowego/oliwy/oleju rzepakowego
  • Pasta curry:
  • ząbek czosnku
  • garść liści kolendry lub mięty
  • 3 cm korzenia imbiru
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • łyżeczka ziarenek kolendry
  • sok z limonki
  • łyżka kurkumy
  • łyżeczka syropu z agawy/miodu
  • łyżeczka sosu rybnego
  • łyżeczka sosu sojowego
  1. Posiekany ząbek czosnku, imbir, kolendrę (liście i ziarenka), łyżkę kurkumy, łyżeczkę posiekanej papryczki chilli, sok z limonki, syrop z agawy, sos rybny i sos sojowy miksujemy na gładką pastę.
  2. Rozgrzewamy wok z olejem, dodajemy posiekaną drobno cebulę i poszatkowany czosnek. Po minucie dodajemy połowę pasty curry i podgrzewamy kolejną minutę.
  3. Następnie dorzucamy obraną i posiekaną w słupki marchewkę oraz kalarepkę. Warzywa podgrzewamy kilka minut, od czasu do czasu potrząsając wokiem.
  4. Po tym czasie dodajemy wcześniej obrane ze skóry i ości filety z dorsza, pokrojone w kostkę i posypane solą. Dodajemy również pozostałą część pasty curry, potrząsamy wokiem i podgrzewamy dwie minuty.
  5. Wlewamy mleczko kokosowe, zmniejszamy ogień i całość dusimy ok. 8 minut.
  6. Pod koniec gotowania próbujemy dania i w razie potrzeby doprawiamy solą, syropem z agawy, sokiem z limonki, chilli lub sosem sojowym.
  7. Curry podajemy z ryżem, cząstkami limonki i świeżymi ziołami.
Tosia

wtorek, 27 maja 2014

Wtorek z kaszą #11: Pieczone kotleciki z kaszy jaglanej



Dzisiejszy dzień mnie wykończył, nie dość, że spałam 2 godziny, to jeszcze czekały mnie męczące praktyki w sądzie. Uratowała mnie jedynie wizyta na mojej ulubionej gdyńskiej hali, która przykleiła uśmiech do mojej twarzy. Dzisiaj, z racji pogody było tam naprawdę luźno i mogłam spokojnie pobuszować w poszukiwaniu pięknych młodych warzyw. Maj mnie naprawdę rozpieszcza.

Wybrałam sobie dzisiaj piękne, młode marchewki, śliczny pęczek koperku i młody szczypiorek. Wiedziałam, że czeka mnie ulubiony, kulinarnie dzień- wtorek. Wtorek z kaszą.

Dzisiaj postawiłam na kotleciki, które nieco odchudziłam wersją pieczoną. Do kotlecików dodałam całe dobro dzisiejszego ryneczku- młodą marchewkę, koperek i szczypiorek. Kotleciki są świetne, a najlepiej smakują w towarzystwie kefiru, lub z łyżką jogurtu naturalnego. Świetnie wzbogaca smak.

Pieczone kotleciki z kaszy jaglanej (8 sztuk)

- 80 g kaszy jaglanej
- 300 ml mleka
- 4 szczypty soli

- 100 g startej młodej marchewki
-  30 g poszatkowanego koperku
- 20 g poszatkowanego młodego szczypiorku
- 3 ząbki czosnku
- 2 jajka
- sól
- pieprz

-kefir/jogurt naturalny/śmietana
-starty parmezan

  1. Ugotuj kaszę w mleku z solą. Gotuj aż kasza pochłonie całe mleko. 
  2. Do miski dodaj marchewkę, koperek, szczypiorek, wciśnij przeciśnięty przez praskę czosnek. Posól i mocno popieprz.
  3. Do miski dorzuć wystudzoną kaszę jaglaną i jajka. 
  4. Pomieszaj. 
  5. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni. 
  6. Na blachę od piekarnika wyłóż papier do pieczenia. 
  7. Ułóż na nim łyżką 8 okrągłych kotlecików. 
  8. Piecz 25 minut. 
  9. Podawaj ciepłe z jogurtem, kefirem lub śmietaną, posypane startym parmezanem. 
Śliwka

niedziela, 25 maja 2014

Warzywniak #7: Spaghetti carbonara z kalafiorem



Przyszedł czas na ostatni wpis w ramach Tygodnia z Warzywniakiem. Nie jest to jednak nasze pożegnanie z sezonowymi produktami. Wręcz przeciwnie, to raczej początek wiosenno-letnich przepisów na blogu i otwarcie sezonu na wyprawy do warzywniaka.
Na zakończenie wybrałam klasyczne danie w lekko nowej odsłonie. Co prawda przepis na spaghetti carbonarę znajdziecie już na blogu tutaj, ale tym razem porcje makaronu zdobi pewne warzywo.

Czy ugotowany kalafior z podsmażoną na maśle bułką tartą to dla Was też smak dzieciństwa? Nic go nie zastąpi, ale to nie znaczy, że z kalafiorem nie można poeksperymentować bardziej. Jakiś czas temu zaprzyjaźniłam się z pieczonym kalafiorem i poznałam jego nową stronę smaku. Zazwyczaj przygotowuję do niego marynatę np. na bazie syropu z agawy/miodu, oliwy i ulubionych ziół. Tym razem była to kurkuma, która moim zdaniem świetnie się z nim komponuje.

Tak podpieczony i lekko chrupiący kalafior połączyłam ze spaghetti carbonarą. I chociaż nie miałam pewności co z tego wyniknie, muszę powiedzieć, że kompozycja się udała. Inaczej nie byłoby dziś tego przepisu na blogu :)

Ps. Gdyby ktoś miał wątpliwości co do samej receptury, w poprzednim przepisie tłumaczę dlaczego robię carbonarę bez śmietany.
Spaghetti carbonara z kalafiorem/2 porcje
  • 300 g makaronu spaghetti
  • 150 g wędzonego boczku
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka masła
  • 3 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 80 g parmezanu
  • 2 jajka
  • żółtko
  • Pieczony kalafior:
  • 1/2 kalafiora
  • łyżka oliwy
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • łyżeczka miodu
  • sól, pieprz
  1. Umyty kalafior dzielimy na drobne różyczki i wrzucamy do foliowej torebki. Dodajemy szczyptę soli, kurkumę, oliwę i miód. Obtaczamy kalafiora w marynacie i przekładamy na blaszkę.
  2. Kalafior pieczemy przez 15 minut w 190 stopniach, następnie przekładamy różyczki na drugą stronę i dopiekamy jeszcze 10 minut.
  3. W trakcie pieczenia kalafiora, gotujemy makaron według instrukcji na opakowaniu (najlepiej minutę krócej niż wskazują czas gotowania al dente).
  4. W tym czasie boczek kroimy w kostkę. Wrzucamy go na zimną patelnię, dodajemy ząbek czosnku (obrany, lekko zmiażdżony) i łyżeczkę masła. Wytapiamy boczek przez kilka minut aż będzie rumiany. Zarumieniony czosnek wyrzucamy z patelni.
  5. Do duże misy wbijamy jajka i je roztrzepujemy. Ścieramy parmezan na tarce o drobnych oczkach, siekamy drobno natkę pietruszki.
  6. Do wytopionego boczku dodajemy ugotowany makaron i 2-3 łyżki wody, w której gotował się makaron. Dodajemy połowę tartego sera, świeżo mielony pieprz i szczyptę soli. Całość podsmażamy przez minutę.
  7. Makaron przekładamy do misy z jajkami i energicznie mieszamy, w razie potrzeby dodajemy kolejne 2 łyżki wody z gotującego się makaronu. Spaghetti powinno osiągnąć kremowy sos.
  8. Do makaronu dodajemy świeżo upieczony kalafior, resztę sera i siekaną natkę pietruszki. Całość mieszamy i podajemy od razu.
 Tosia

Śniadanie blogerek kulinarnych - relacja z Festiwalu Kontakt


Na co dzień gotujemy w zaciszu domowej kuchni lub karmimy znajomych i ich znajomych. Czasem jednak miło jest wyjść z ukrycia i poczęstować swoimi przysmakami pod szyldem Burczymiwbrzuchu większe grono. Szczególnie jeśli cała akcja ma się odbywać w pięknej scenerii zielonej trawy przed sopocką Zatoką Sztuki, w ramach Festiwalu Kontakt.

Już jakiś czas temu zapowiadałyśmy, że ruszyłyśmy z przygotowaniami do śniadania blogerek na polanie. Agnieszka z The Polka Dot Project zaprosiła nas do współpracy razem z kilkoma innymi trójmiejskimi blogerkami: Mają z Wszystko co kocham , Kasią z Razowe ciasteczka dla twojego Dziecka, Olą - Stolik w kropki i  Magdą z bloga Stoliczku nakryj się. 
Za co Agnieszce pięknie dziękujemy :)



Niestety dzień przed festiwalem, Śliwka się rozchorowała, dlatego musiałam reprezentować nasz blog w pojedynkę. Nie czułam się jednak samotna, ponieważ wszystkie stoiska blogerek uginały się od apetycznych potraw. A same potrawy nie narzekały na brak zainteresowania. Większość przekąsek zniknęła już w ciągu 20 minut, ale wciąż uważam, że było warto je przygotować :)

Na stoisko burczymiwbrzuchu przygotowałam:
  • bułeczki ratatuj
  • domowe bajgle z wiosennym twarożkiem, szparagami i wędzonym łososiem
  • grillowane pity z hummusem z botwinki
  • orientalne klopsiki
  • jaglane batony czekoladowo-orzechowe
  • tartaletki z mango curd, rabarbarem i bezą
 Przekąski można było popijać sokami marki Tymbark.



O piękną aranżację naszych stoisk zbudowanych z palet zadbała Aga wraz z pomocą kilku sklepów: Scandiloft, Amazing Decor, Livebeautifully, Dots My Love. Były kolorowe patery, foremki, papilotki, chorągiewki z taśmy washi, słomki i talerze. Same cuda cieszące oczy :)




Zdjęcia wykonał mój luby, którego ręce możecie już kojarzyć z różnych wpisów na blogu :)

Tosia

sobota, 24 maja 2014

Warzywniak #6: Risotto botwinkowe



Aż ciężko mi uwierzyć, że w dzieciństwie serdecznie nienawidziłam botwinki. Miałam to szczęście, że moja mama gotowała wspaniale, wymyślając co dzień pyszne obiady. Nigdy nie pytałam jej rano, co przyjdzie mi zjeść popołudniu, bo wolałam do końca czekać na niespodziankę. Przyjaciele śmiali się ze mnie, że biegnę do domu podekscytowana tym, co zastanę na talerzu. Kiedy jednak okazywało się, że czeka mnie zupa z botwinki, wydawałam z siebie tylko jęk rozczarowania.

Na szczęście wchodząc w dorosłość powoli zaczęły zmieniać mi się smaki. Piękny różowy kolor i pyszny smak botwinki zagościł na dobre w moim życiu, wprowadzając do niego wielką radość. Ahhh botwinko, gdybym mogła powiedzieć ci jak bardzo jestem ci wdzięczna za poprawienie jakości mojego życia...

Dziś nie tylko doceniam zupę botwinkową (a chłodnik litewski to mój absolutny faworyt), ale też przemycam ją do każdego możliwego dania. Tak powstało piękne, różowe risotto.

Powtórzę już po raz kolejny, że risotto, to moja ulubiona rzecz do przygotowywania w kuchni. Mój chłopak śmieje się ze mnie, gdy z przyklejonym do twarzy uśmiechem mieszam wchłaniający płyn ryż. Botwinka dodaje mu uroku i nieco różowego kiczu. Może dlatego świetnie się czuję mieszając go w rytmie piosenek Nicky Minaj. Jak ma być kiczowato to do końca:)

Risotto botwinkowe (2 porcje)

Bulion:
- ok. 1,5 l wody
- 1 pęczek botwinki z dużymi buraczkami
- 1 pęczek włoszczyzny
- 2 ząbki czosnku
- łyżeczka ziaren pieprzu
- 3/4 łyżki soli

- 100 g ryżu arborio
- 170 ml białego wina
- 1 czerwona cebula
- 1 gałązka rozmarynu
- 25 g świeżo startego parmezanu
- 3 łyżki oliwy
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka serka philadelphia

  1. Przygotuj bulion. Pokrój włoszczyznę (oprócz botwniki) na małe kawałki, zalej wodą, posól, dodaj pieprz i zagotuj. Gotuj przez ok. 30 minut. 
  2. Najmniejsze liście botwinki odkrój i zostaw na później. Reszte, razem z łodygami pokrój na mniejsze kawałki. Buraki odkrój i zostaw na później. 
  3. Gdy mienie czas gotowania bulionu, dodaj pokroje liście i łodygi botwinki. Pozostaw na wyłączonej płycie, aby "zagotowały się" w gorącym bulionie, ale nie wrzały (wtedy botwinka straci kolor). 
  4. Buraczki z botwinki obierz ze skórki i pokrój w cienkie plastry. 
  5. Na patelnię wylej oliwę. Dodaj ryż, poszatkowaną cebulę, pokrojone w plastry buraczki i liście z gałązki rozmarynu. Smaż przez kilka minut, aż cebula się zeszkli. 
  6. Podgrzej bulion, ale nie doprowadzaj do zagotowania. 
  7. Wlej wino na patelnię i od tego momentu odlicz 18 minut. Mieszaj aż ryż je wchłonie. 
  8. Dodaj 1 chochlę bulionu i mieszaj aż się wchłonie. Łącznie dodaj 4 chochle bulionu, cały czas mieszając aż ryz je wchłonie. 
  9. Po 18 minutach zdejmij risotto z ognia, dodaj parmezan, masło i philadelphię. Wymieszaj z liśćmi botwinki. 
  10. Przed podaniem posyp zmielonym pieprzem.
Śliwka

piątek, 23 maja 2014

Warzywniak #5: Rolada bezowa z truskawkami


Lubię zapamiętywać piękne wydarzenia z życia, przywołując konkretne smaki. Takim smakowitym wspomnieniem są dla mnie świeżo zerwane z krzaczka truskawki na działce babci. Opowieści o idealnych truskawkach babci Uli przeszły już do rodzinnej legendy. Z perspektywy czasu nadal uważam, że były to najsmaczniejsze truskawki na świecie i wcale nie dlatego, że łączą się z miłymi wspomnieniami.

Babcia hodowała truskawki w pobliżu czosnku niedźwiedziego, który podobno ma niesamowity wpływ na glebę. Dodatkowo nawoziła je paskudnie pachnącą zieloną mazią, którą uzyskiwała z zebranych pokrzyw. Gdy babcia wyciągała wiaderko z pokrzywami, uciekałam daleko z przerażeniem, ale gdy przychodził moment zbierania truskawek, byłam pierwsza do pomocy :)

Na straganie pojawiły się już pierwsze, polskie truskawki. Wiadomo, że daleko im do moich truskawkowych wspomnień z dzieciństwa, ale są już całkiem smaczne. Myślę, że aby nabrały prawdziwego smaku, potrzeba im jeszcze kilkunastu słonecznych dni. Jednak z dnia na dzień są coraz lepsze, więc można już śmiało wracać z warzywniaka z obficie wypełnioną kobiałką.

Aby otworzyć porządnie sezon truskawkowy, postanowiłam przyrządzić z nich królewski deser. Wybór padł na roladę bezową. W końcu te cudowne owoce nie potrzebują wiele do szczęścia. A połączenie słodko-kwaśnego kremu truskawkowego z  delikatną i kruchą bezą nie może się nie udać.

Rolada bezowa z truskawkami
  • Beza:
  • 4 białka
  • 220 g cukru
  • łyżeczka octu jabłkowego
  • łyżeczka mąki ziemniaczanej
  • szczypta soli
  • Krem:
  • 300 g śmietanki kremówki
  • 200 g mascarpone
  • 300 g truskawek
  • 50 g cukru pudru
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  1. Białka z solą ubijamy mikserem na sztywną pianę. Gdy masa zacznie robić się sztywna, zaczynamy dodawać po łyżce cukru, dalej miksując pianę.
  2. Na koniec dodajemy mąkę ziemniaczaną oraz ocet i jeszcze chwilę miksujemy.
  3. Sztywną masę bezową przekładamy na formę (o wymiarach: 20x32 cm) wyłożoną pergaminem. Wyrównujemy wierzch łyżką i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika
  4. Bezę pieczemy przez 30 minut w 150 stopniach.
  5. Blaszkę z upieczoną bezą wyciągamy z piekarnika. Odwracamy bezę na czystą ściereczkę i odklejamy ostrożnie pergamin. Bezę studzimy.
  6. W tym czasie miksujemy schłodzoną kremówkę na sztywną masę.
  7. Połowę obranych z szypułek truskawek wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy mascarpone i miksujemy blenderem na gładką masę.
  8. Do prawie ubitej kremówki dodajemy masę truskawkową, cukier puder i sok z cytryny. Całość miksujemy jeszcze chwilę, aż utworzy się gęsty i zwarty krem.
  9. Tak przygotowany krem chłodzimy w lodówce przez minimum 30 minut.
  10. Na powierzchnię ostudzonej bezy przekładamy schłodzony krem. Zawijamy bezę jak roladę, zaczynając od dłuższego boku.
  11. Zawiniętą roladę wkładamy do lodówki na minimum 30 minut.
  12. Roladę posypałam dodatkowo cukrem pudrem i ozdobiłam truskawkami.
Tosia

czwartek, 22 maja 2014

Warzywniak #4: Tarta z rabarbarem


Gdy na straganach pojawiają się pierwsze łodygi rabarbaru, szaleję. Uwielbiam zamieniać go w ciasta, placki, kocham raczyć się kompotem zrobionym przez moją babcię, ale również coraz bardziej doceniam go jako dodatek do dań wytrawnych. Na maj przypada kulminacja mojego szału, a później wraz z jego znikaniem, znika też moje podniecenie. Bo rabarbar jest dla mojego organizmu warzywem (sic!) bardzo sezonowym, nie mam potrzeby mrożenia go, ani nie tęsknię za nim w środku grudnia.

Nie wiem kiedy właściwie zaczęłam objadać się rabarbarem. W moim domu nie było tradycji wykorzystywania go w kuchni, odkryłam go dopiero wchodząc w dorosłość, gdy zaczęłam intensywnie eksperymentować w kuchni.

Na co dzień nie jestem słodyczowym łakomczuchem. Jeśli już się objadam, to raczej na wytrawnie. Nie odczuwam potrzeby raczenia się czekoladowymi deserami i nie chodzi o to, że widzę w tym coś złego, jakoś po prostu nie mam na słodycze ochoty. Jak to zwykle bywa z zasadami, jest od nich wyjątek, moja mała słabość- owocowe tarty. Jakiekolwiek owoce na kruchym cieście powodują u mnie ślinotok i sprawiają, że głupieję. Przyznam, że najbardziej działa na mnie rabarbar i (w okresie wczesnojesiennym) śliwki. Tworząc nasz tydzień z Warzywniakiem byłam gotowa błagać Tosię, aby mi go oddała, choć na szczęście dla mnie okazało się, że nie musimy toczyć wielkich bojów. I oto mam przyjemność zaprezentować wam coś bardzo prostego, ale również bardzo pysznego- moją ulubioną rabarbarową tartę

Tarta z rabarbarem 

Kruchy spód:
- 300 g mąki pszennej
- 200 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
- 100 g cukru
- 1 jajko
- 2 szczypty soli

Masa:
- 125 ml śmietanki kremówki
- 4 jajka
- 100 g cukru
- szczypta soli
- 1 łyżeczka esencji waniliowej (lub ziarenka z 1 laski wanilii)

- 2 łodygi rabarbaru

  1. Rabarbar pokrój na kawałki o grubości ok. 1 cm. 
  2. Przygotuj kruche ciasto. W misce lub na blacie połącz wszystkie składniki i zagnieć rękami do uzyskania jednolitego ciasta. 
  3. Wyklej wnętrze okrągłej formy ciastem, tworząc też wysokie boki. Na cieście zrób dziurki widelcem, aby powstrzymać podnoszenie się podczas pieczenia. Wstaw formę na ok. pół godziny do lodówki.
  4. W tym czasie rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  5. Wyjmij formę z lodówki i wstaw do piekarnika. Piecz ok. 15 minut, aż ciasto lekko zbrązowieje. 
  6. W tym czasie oddziel żółtka od białek i wbij je do oddzielnych misek. W jednej z nich ubij białka ze szczyptą soli. 
  7. W drugiej misce zmiksuj żółtka z cukrem, śmietaną i esencją waniliową. Miksuj ok 5 minut, masa powinna nieco zgęstnieć. 
  8. Do masy z żółtkami dodaj ubite białka, ale nie miksuj masy, tylko delikatnie połącz je z masą za pomocą łyżki (aby masa pozostała puszysta).
  9. Wyjmij kruche ciasto z piekarnika. Wlej do środka masę i zatop w niej równomiernie kawałki rabarbaru. 
  10. Wstaw z powrotem do piekarnika i piecz ok. 20 minut w 180 stopniach i kolejne 15-20 minut w 150 stopniach. 
  11. Wyjmij i wystudź. 
Śliwka

środa, 21 maja 2014

Warzywniak #3: Miodowe młode marchewki w sosie beurre blanc



Środa zdecydowanie pretenduje do miana mojego ulubionego dnia tygodnia. Może się to wydać dziwne, bo ni to weekend, a nawet do weekendu nie blisko, ale uwierzcie mi, że w środy od jakiegoś czasu jestem najszczęśliwsza. Poza serią zwykłych, codziennych obowiązków, właśnie w ten dzień najczęściej znajduję czas, aby wyrwać się na moją ulubioną gdyńską halę. Nie wiem, czy wiele osób podchodzi do tego z takim samym entuzjazmem, ale ja uwielbiam buszować między straganami, a teraz, gdy uginają się one pod nowalijkami i mienią się tysiącami kolorów, po prostu jestem w niebie. Jeśli w którąś środę spotkacie tam dziewczynę ze świecącymi się oczami i dziwnym uśmiechem przyklejonym do ust, nie przestraszcie się, to tylko ja poszukuję idealnej botwinki.

W moim ulubionym dniu tygodnia zawsze znajdę też czas na małe przyjemności. Właśnie wtedy wygospodaruję czas na lekturę przy kawałku ciasta z rabarbarem. A gdy do tego jeszcze dopisuje pogoda, tak jak dzisiaj, ruszam na rowerze w stronę słońca, uśmiecham się i myślę jaka jestem szczęśliwa. Bo czasem poświęcić małą chwilę, aby to sobie uświadomić.

Środa zdaje się nie kończyć, a ja się nie zatrzymuję. Przebiegam kilka kilometrów, a jakimś cudem znajduję jeszcze czas na zabawę w kuchni. Wyławiam zdobycze z hali i rozpoczynam żonglerkę smakami. A w maju nabardziej lubię młode warzywa, mnóstwo młodych warzyw. Mam wrażenie, że tylko ich mi teraz potrzeba.

Kiedy w naszym tygodniowym cyklu Warzywniak przypadły mi młode marchewki od razu wiedziałam co z nimi zrobić. Nie wiem, kiedy urodził się ten pomysł, może od dawna siedział w mojej głowie, ale nagle poczułam chęć postawienia na proste rozwiązanie, upieczenie słodkich marchewek z dodatkiem miodu i polanie ich jednym z moich ulubionych francuskich sosów, maślano-winnym sosem beurre blanc.

Środo trwaj, jesteś piękna!

Miodowe młode marchewki w sosie beurre blanc (2 porcje)

- 6 marchewek
- 1 łyżka miodu
- 2 łyżki oliwy
- sól, pieprz

Sos beurre blanc:
- 115 ml wytrawnego białego wina
- 150 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
- 1 szalotka
- sól, pieprz

  1. Odetnij liście od marchwi, zostawiając małą, zieloną końcówkę. Obierz marchewki. 
  2. Piekarnik rozgrzej do 180 stopni.
  3. Marchewki umieść w żaroodpornym naczyniu, polej miodem i oliwą i obtocz w mieszaninie, aby pokryła ich całą długość. 
  4. Wstaw do piekarnika i piecz ok. 35-40 minut aż nieco zmiękną. 
  5. Na 5 minut przed upływem czasu pieczenia poszatkuj szalotkę. 
  6. Wrzuć szalotkę na patelnię i zalej winem. Gotuj na dużym ogniu aż wino zredukuje się o połowę objętości. Wtedy zmniejsz ogień i zacznij wrzucać po kolej kostki masła, mieszając całość trzepaczką.
  7. Po dorzuceniu wszystkich kostek masła mieszaj dalej trzepaczką przez kilka minut aż sos zgęstnieje. 
  8. Świetne wskazówki dot. sosu beurre blanc możesz znaleźć w tym filmiku
Śliwka

wtorek, 20 maja 2014

Warzywniak #2: Krem jaglano-szparagowy


Pomysł na Tydzień z warzywniakiem zakiełkował w mojej głowie już w grudniu. Przeglądając w święta nową książkę pt. "Ulubione warzywa pana Wilkinsona", zatęskniłam za sezonem na najcudowniejsze owoce i warzywa. Książka jest skonstruowana w ten sposób, że dla każdego warzywa znajdują się 3 propozycje apetycznych przepisów. 

I już wtedy wymarzył mi się taki cykl na blogu, aby każdego dnia bohaterem przepisu było inne warzywo. Gdy zaproponowałam to Śliwce, okazało się, że podobny pomysł chodził jej po głowie. Pozostała jeszcze kwestia podzielenia się warzywami.

Po wczorajszym, trochę ryzykownym bohaterze w postaci szczawiu. Przyszedł czas na ulubieńców maja, czyli szparagi. Oprócz naszego warzywniaka, na dzisiejszy wpis wypada również cotygodniowy cykl - Wtorek z kaszą. Dlatego zdecydowałam się połączyć oba tematy.

Wybór padł na szybki krem szparagowy z dodatkiem kaszy jaglanej, która nadaje zupie ciekawą konsystencję i podnosi jej walory zdrowotne. Do zupy dorzuciłam jeszcze liście jarmużu, które uśmiechały się do mnie w lodówce, ale w bardziej wiosennej wersji możecie wybrać do tego świeży szpinak albo garść ziół.

Myślę, że w zupie świetnie by się komponował również imbir i mleko kokosowe. Chyba następnym razem spróbuję zrobić zupę w azjatyckiej wersji. Chociaż ta też jest niczego sobie, do tego prosta i szybka w przygotowaniu :)

Kremowa zupa jaglano-szparagowa/4 porcje
  • biała część pora
  • pęczek zielonych szparagów
  • ząbek czosnku
  • 300 g ugotowanej kaszy jaglanej
  • 700 ml bulionu z warzyw lub kurczaka
  • 50 g liści świeżego szpinaku lub jarmużu
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • sok z 1/2 cytryny
  • łyżka masła
  • łyżka oliwy
  • sól, pieprz
  1. Szparagi myjemy, usuwamy końcówki (które odkładamy do lodówki np. na bulion) i obieramy. Kroimy w kosteczkę, zostawiając główki w całości.
  2. Pora siekamy w paseczki, czosnek drobno szatkujemy.
  3. Na maśle i oliwie podsmażamy por ze szparagami. Po ok. 4 minutach dodajemy czosnek i podsmażamy jeszcze minutę.
  4. Całość zalewamy bulionem i gotujemy na małym ogniu przez 12 minut.
  5. Następnie wyjmujemy kilka główek szparagów do ozdoby przyszłej zupy. A do garnka wrzucamy ugotowaną wcześniej kaszę jaglaną, gałkę muszkatołową, sok z cytryny i szpinak (lub jarmuż).
  6. Zupę podgrzewamy jeszcze 3-4 minuty, następnie miksujemy blenderem na gładki krem i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
 Tosia

poniedziałek, 19 maja 2014

Warzywniak #1: Kopytka ze szczawiem i jajkiem sadzonym


Nastał najpiękniejszy czas w roku dla miłośników gotowania! Stragany uginają się od sezonowych produktów i cieszą oczy już samym wyglądem. Większość z nich jest niezwykle zdrowa, do tego smaczna i tania. Grzechem byłoby z nich teraz nie korzystać.

Coraz bardziej rozkręcający się sezon na wiosenno-letnie owoce i warzywa zainspirował nas do ogłoszenia kolejnego tygodniowego cyklu na blogu.
W tym tygodniu, codziennie będziemy prezentowały przepisy w wykorzystaniem innego bohatera z warzywniaka. Na pierwszy ogień wybrałam raczej mało popularne warzywo. 


Nie od dziś wiadomo, że szczaw świetnie się komponuje z jajkami. Dlatego znaną wiosenną zupę szczawiową podaje się z jajkiem ugotowanym na twardo. Nikt jednak nigdy nie powiedział, że eksperymenty szczawiowe powinny się skończyć na zupie. A mam wrażenie, że zazwyczaj na tym się kończą.

Dziś wróciłam z warzywniaka z dwoma pęczkami szczawiu. Z liści pierwszego pęczku zrobiłam sos w stylu pesto i dodałam go do masy na ziemniaczane kopytka. Drugi pęczek podsmażyłam na patelni z masłem, cebulą i czosnkiem. A następnie odsmażyłam z nim kopytka. 
Wierzch dania wykończyłam sadzonym jajkiem, do tego szczęśliwym, bo z podwójnym żółtkiem. Kopytka posypałam jeszcze koperkiem i serem feta. I muszę przyznać, że było pysznie, może nawet smaczniej niż w formie zupy. Zachęcam do szczawiowych eksperymentów :)

A już jutro bohaterem kolejnego przepisu będą szparagi!

Kopytka ze szczawiem i jajkiem sadzonym
  • Kopytka:
  • 500 g ziemniaków
  • 80 g liści szczawiu
  • 3 łyżki ziaren słonecznika
  • 3 łyżki oliwy
  • żółtko
  • 150 g mąki pszennej
  • sól, pieprz
  • Szczaw:
  • 80 g liści szczawiu
  • mała cebula (lub 1/2 dużej)
  • ząbek czosnku
  • łyżka soku z cytryny
  • łyżeczka płynnego miodu
  • łyżka masła
  • łyżka oliwy
  • sól, pieprz
  • Dodatki:
  • jajka sadzone (przepis tu)
  • koperek
  • ser typu feta

  1. Liście szczawiu wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy ziarna słonecznika, sól, pieprz i oliwę. Całość miksujemy blenderem na pesto.
  2. Obrane ziemniaku gotujemy w posolonej wodzie. Gdy będą miękkie, odsączamy je z wody i przekładamy do misy.
  3. Do ziemniaków pesto ze szczawiu oraz 1/2 łyżeczki soli i ubijamy tłuczkiem na gładkie puree. Następnie dodajemy żółtko i stopniowo wsypując mąkę, wyrabiamy ciasto ręką do połączenia składników.
  4. Jeśli ciasto będzie się kleiło, dodajemy odrobinę mąki więcej.
  5. Gładkie ciasto przekładamy na oprószoną mąką stolnicę. Dzielimy na 3 wałeczki, zktórym wykrawamy pod skosem kopytka.
  6. Uformowane kopytka gotujemy we wrzącej, posolonej wodzie przez ok. 4 minuty lub do momentu wypłynięcia ich na wierzch wody.
  7. Na maśle i oliwie podsmażamy posiekaną w drobną kostkę cebulę. Gdy będzie szklista, dodajemy posiekany drobno czosnek oraz pokrojone drobno liście szczawiu.
  8. Całość podsmażamy 3 minuty. Następnie dodajemy sok z cytryny, miód, sól i pieprz do smaku.
  9. Po minucie wrzucamy ugotowane wcześniej kopytka i odsmażamy je krótką chwilę.
  10. Kopytka podajemy z jajkami sadzonymi, koperek i pokruszonym serem feta.
Tosia

niedziela, 18 maja 2014

Śniadanie do łóżka #140: Kanapka z pastą z bakłażana



Jaka jest największa tragedia dla osoby kochającej jedzenie? Żołądkowe dolegliwości. Towarzyszą mi od kilku dni, sprawiając, że każdy posiłek boli nie tylko fizyczne, ale i psychicznie. Bo, gdy mam przed sobą talerz pysznego jedzenia, a wiem, że ciężko będzie mi zjeść nawet małą porcję, to czuję jak płacze moja dusza.

Od czasu do czasu jednak organizm daje mi chwilę przerwy. Mogę wtedy bez problemu cieszyć się na przykład pyszną pastą z bakłażana. Robiłam ją już w wielu wersjach. Ląduje nie tylko na kanapce, ale również jako świetny dip do nachosów.

Bo tak naprawdę połączenie bakłażana z suszonymi pomidorami i kozim serem po prostu nie może się nie udać. Dlatego polecam wam tę prostą, praktycznie 3-składnikową pastę na śniadanie i jako dodatek do innych dań.

Kanapka z pastą z bakłażana (2 porcje)

Pasta:
- 80 g bakłażana
- 4 suszone pomidory z zalewy
- 50 g kremowego koziego sera
- 1 łyżka posiekanej świeżej bazylii
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka oliwy
- 1 łyżeczka miodu
- sól
- pieprz

- 4 kromki chleba
- garść roszponki

  1. Pokrój bakłażana w drobną kostkę. 
  2. Na patelni rozgrzej masło i oliwę. Dodaj bakłażana, posól, popieprz i smaż aż zbrązowieje. 
  3. Poszatkuj suszone pomidory. Dodaj do podsmażonych bakłażanów i smaż krótką chwilę. 
  4. Dodaj kozi ser i smaż aż się roztopi i połączy w jedną pastę z bakłażanem i suszonymi pomidorami. 
  5. Dodaj posiekaną świeżą bazylię i miód. 
  6. Pastę rozsmaruj na kromce chleba, przykryj roszponką i drugą kromką. 
Śliwka

czwartek, 15 maja 2014

Sałatka z kaczką i pieczonym rabarbarem


Rabarbar kojarzy mi się z dzieciństwem, ogrodem cioci, orzeźwiającym kompotem i kwaskowatym plackiem z kruszonką. Przez długi czas żyłam w przekonaniu, że jest owocem. Nawet w większości książek kulinarnych pojawia się w dziale z deserami lub owocami. Od kiedy dowiedziałam się, że jest warzywem, wciąż mnie to zadziwia, w końcu najlepiej komponuje się z cukrem i słodko-kwaśnymi kombinacjami.

W tym roku, zamiast piec rabarbarowe drożdżówki, postanowiłam potraktować go rzeczywiście na poważnie, jak prawdziwe warzywo. Daję mu szansę poznać się od wytrawnej strony i na razie nie wiem jeszcze, które rabarbarowe oblicze smakuje mi bardziej.
Zaczęłam od orientalnego rabarbaru, czyli sosu w stylu chutney.

Tym razem wypróbowałam go w połączeniu z kaczką, która jak każda dziwaczka lubi dziwne towarzystwo. I muszę przyznać, że to całkiem apetyczna para, szczególnie w dopełnieniu z jabłkiem, sałatą i pomarańczowym dressingiem :)

Sałatka z kaczką i rabarbarem/2 porcje
  • 2 piersi kaczki ze skórą
  • 1/2 jabłka
  • 2 łodygi rabarbaru (+ 2 łyżki cukru)
  • marchewka
  • ulubiona mieszanka sałat
  • liście bazylii lub mięty
  • ziarna słonecznika lub pestki dyni
  • Marynata do kaczki:
  • łyżka syropu z agawy (lub miodu)
  • łyżka octu balsamicznego
  • łyżka czerwonego wina
  • łyżka oliwy
  • 1/2 łyżeczki suszonego majeranku
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta soli
  • Dressing:
  • sos z pieczonej kaczki
  • 1/2 soku z pomarańczy
  • łyżka soku z cytryny
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • łyżeczka syropu z agawy (można zastąpić płynnym miodem)
  • szczypta cynamonu
  • sól, pieprz
  1. Rabarbar cienko obieramy i kroimy w paski o długości ok. 5 cm. Kładziemy je na blasze lub w formie i posypujemy 2 łyżkami cukru. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 190 stopni i pieczemy przez 15 minut, następnie studzimy.
  2. Piersi kaczki myjemy, osuszamy, usuwamy błonki i nacinamy skórkę w kratkę (na nacinając przy tym mięsa). W miseczce łączymy syrop z agawy lub miód, ocet balsamiczny, czerwone wino, oliwę, majeranek, sól i świeżo mielony pieprz. Wkładamy do marynaty piersi i zostawiamy na minimum 30 minut.
  3. Po tym czasie nagrzewamy piekarnik do 190 stopni. Odsączamy mięso z marynaty i kładziemy na zimną patelnię skórką ku dołowi. Włączamy ogień i smażymy przez 6 minut. Następnie odwracamy mięso na drugą stronę i dosmażamy ok. 4 minuty.
  4. Usmażone piersi kaczki przekładamy na folię aluminiową lub do brytfanki i wkładamy do pieca na 7 minut.
  5. Upieczone piersi owijamy w folię i zostawiamy na 5 minut, aby "odpoczęło", a pozostałą marynatę, która puściło mięso w trakcie pieczenia, przelewamy do miseczki.
  6. Do utworzonego tłuszczu dodajemy świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, sok z cytryny, ocet balsamiczny, syrop z agawy, cynamon, sól i pieprz. Całość mieszamy energicznie trzepaczką lub widelcem.
  7. Z umytej marchewki robimy wstążki, przy pomocy obieraczki. Jabłko kroimy w cienkie półplasterki, które skrapiamy sokiem z cytryny.
  8. Na talerzach wykładamy porwane listki ulubionej sałaty. Pokrojoną w plastry kaczkę, słupki pieczone rabarbaru, marchewkowe wstążki oraz plasterki jabłka. 
  9. Sałatkę polewamy dressingiem i dekorujemy listkami mięty lub bazylii oraz ulubionymi pestkami.
Tosia

wtorek, 13 maja 2014

Wtorek z kaszą #10: Wiosenne kaszotto z białymi szparagami



Nie od dziś wiadomo, że wszystko smakuje lepiej spożywane w dobrym towarzystwie. Wprowadziłam więc do mojego życia nieco urozmaicenia. Wraz z koleżanką z pracy wymyśliłyśmy nowy sposób celebrowania obiadów- dzielimy nasze danie na dwie części, gotujemy je oddzielnie, a później wymieniamy się dobrami dodając naszemu codziennemu życiu nieco kulinarnego urozmaicenia.

Uwielbiam jedzeniowe niespodzianki, dlatego z uśmiechem ruszam do pracy myśląc czym tego dnia koleżanka mnie zaskoczy. Gdy wybija "godzina zero" delektujemy się razem tworząc mały piknik w biurze. Zachęcam do tego i was, bo nawet tak małe rzeczy mogą przynieść dużo frajdy.

Przyznam, że kaszę zjadam nawet częściej niż z okazji "wtorku z kaszą". Gości na moim stole regularnie, a w roboczym tygodniu jest jednym z najprostszych i świetnie sprawdzających się wyborów do lunchboxa. I właściwie nikt nie ma nic przeciwko, bo jest tak uniwersalna, że jedno danie zasadniczo nie przypomina drugiego.

W tym okresie roku białe szparagi goszczą na moim stole jeszcze częściej niż kasza. Jestem z drużyny białych. Nie zrozumcie mnie źle, zielone uważam za smaczne, choć zdecydowanie mniej interesujące smakowo. Bo nic nie równa się ugotowanej porcji białych szparagów z szynką i masłem (wolę tę wersję niż sos holenderski). A jak jeszcze mogę połączyć je kaszą, to już nic mi więcej do szczęścia nie trzeba.

Wiosenne kaszotto z białymi szparagami (4 porcje)

- 120 g kaszy jaglanej (waga kaszy suchej)
- 400 ml wody
- pęczek białych, cienkich szparagów
- pół cukinii
- 1 młoda marchewka
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka oliwy
- 25 g świeżo startego parmezanu
- 100 ml białego wina
- 10 suszonych pomidorów
- 10 g suszonych podgrzybków
- 1 duży ząbek czosnku
- 1 łyżka miodu
- garść świeżej bazylii
- sól
- pieprz

  1. Szparagi obierz ze skórki i odetnij twarde końcówki (tylko nie główki!). Pokrój je na średniej wielkości kawałki i wrzuć do garnka. Zalej je wodą, posól wodę i gotuj aż zmiękną (sprawdzaj za pomocą widelca). 
  2. Pokrój cukinie w średniej wielkości kostkę, a marchewkę w cienkie plastry. 
  3. Na patelni rozgrzej oliwą i masło. Dodaj cukinie i marchewkę, posól. Cukinia puści sok, w którym podduszaj ją razem z marchewką przez kilka minut, a następnie zdejmij z ognia i odstaw na później. 
  4. Kaszę wsyp do garnka, zalej wodą i dodaj posiekane, suszone podgrzybki. Posól. Gotuj aż kasza wchłonie wodę, dodaj wino i gotuj aż kasza i je wchłonie. 
  5. Do kaszy dodaj cukinie, marchewkę i wyciśnij do czosnek przez praskę . Posiekaj suszone pomidory i również dodaj je do kaszy.
  6. Odcedź szparagi i dodaj do kaszy.
  7. Całość dopraw solą, pieprzem i miodem. 
  8. Posyp świeżo startym parmezanem i posiekaną świeżą bazylią. 
Śliwka

poniedziałek, 12 maja 2014

Drugie śniadanie z kulinarnymi blogerkami


Jeśli jesteście naszymi czytelnikami, spotykacie się z nami kilka razy w tygodniu w naszym małym wirtualnym kąciku kulinarnym. To dla was, czytelników, opracowujemy nowe przepisy w zaciszu naszych kuchni. Tym razem jednak postanowiłyśmy wyjść z blogowego ukrycia i wziąć udział w czymś, co skupi pewnie wielu amatorów gotowania, ale przede wszystkim amatorów jedzenia. Mowa tu o Drugim śniadaniu z kulinarnymi blogerkami, które odbędzie się już w tę niedzielę (18 maja) w Sopocie, a konkretnie na polanie przed Zatoką Sztuki. 

Obie jesteśmy wielkimi fankami piknikowania. Nie ma nic przyjemniejszego niż spakowanie dobrego jedzenia i radość z jego spożywania w gronie przyjaciół. A kiedy przychodzi najlepszy czas na piknik? Oczywiście wiosną, gdy wszystko dookoła kwitnie, a dodatkowym atutem jest nadmorska okolica.  

Mówi się, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść. Nas będzie siedem i gwarantujemy, że będzie pysznie. Śniadaniowe przekąski przygotujemy razem z naszymi koleżankami "po fachu", trójmiejskimi blogerkami Agą z The Polka Dot Project(dyrektorką artystyczna całego "zamieszania"), Kasią z Razowe ciasteczka dla twojego Dziecka, Magdą z bloga Stoliczku nakryj się, Mają z Wszystko co kocham i Olą z bloga Stolik w kropki. 

A na zachętę pochwalimy się co znajdziecie na stoisku burczymiwbrzuchu:

Jaglane batony czekoladowo-orzechowe
Tartaletki z mango curd, rabarbarem i bezą
Bułeczki ratatuj
Mini pity z hummusem z botwinką
Mini bajgle z wiosennym twarożkiem, szparagami i wędzonym łososiem
Empanadas z kaszą
Tortille z wołowiną
Orientalne klopsiki
Focaccię z kozim serem i karmelizowanymi burakami

Na stołach pojawią się też pyszne soki Tymbark.

Poniżej podajemy szczegółowe informacje dotyczące przedsięwzięcia:

niedziela, 18 maja, godz. 11-13 
miejsce:
Zatoka Sztuki
Aleja F.Mamuszki 14, Sopot
 (polana przed Zatoką)
piknik odbędzie się w ramach festiwalu Kontakt
tutaj znajdziecie link do programu festiwalu, bo oprócz pikniku czekają również też inne atrakcje

Zapraszamy wszystkim na wspólną ucztę przy (miejmy nadzieję) fantastycznej pogodzie! Koniecznie przyjdźcie z burczącymi brzuchami:)

Źródło zdjęcia Pinterest 

niedziela, 11 maja 2014

Śniadanie do łóżka #139: Pasta jajeczna ze szparagami


Jako mała Tosieńka zdarzało mi się fantazjować o posiadaniu jakiejś nadprzyrodzonej umiejętności. Najbardziej pragnęłam przewidywać przyszłość, nawet przez jakiś czas twierdziłam, że posiadam "trzecie oko". I momentami całkiem nieźle mi to wychodziło, chociaż z perspektywy czasu przyznaję, że była to po prostu zdolność łączenia faktów i wykorzystywanie wyobraźni.

Ta nieznacząca historia przyszła mi do głowy, bo w podobny sposób przewidziałam co dziś zjem na śniadanie. Z powodu wyjazdu z przyjaciółmi do uroczego domku na Kaszubach, przygotowałam już w sobotę pastę jajeczną i przepis dla Was.
Pastę spróbowałam wcześniej na chrupiącej grzance, a resztę zapakowałam do słoika, z myślą o niedzielnym śniadania. Zachęcam do jej przygotowania, póki sezon na szparagi trwa :)

Pasta jajeczna ze szparagami
  • 5 jajek
  • 6 zielonych szparagów
  • 5 łyżek majonezu
  • 3 łyżki jogurtu naturalnego lub śmietany 14%
  • kilka łyżek posiekanego koperku
  • 3 łyżki tartego sera np. cheddara lub parmezanu
  • łyżka soku z cytryny
  • 1/2 ząbka czosnku
  • sól, pieprz
  1. Jajka wrzucamy do rondla, zalewamy wodą i stawiamy na ogniu. Od momentu, gdy woda zacznie się gotować, odliczamy 8 minut. Po tym czasie jajka odcedzamy, wrzucamy do miseczki i zalewamy zimną wodą. Zostawiamy na kilka minut.
  2. Szparagi myjemy, obieramy i kroimy w kostkę, zostawiając główki. Wrzucamy je do rondla z gotującą się, posoloną wodą i podgrzewamy przez 5 minut. Następnie odcedzamy i studzimy.
  3. Jajka obieramy i wrzucamy do miski. Tłuczkiem do ziemniaków lub widelcem rozgniatamy jajka. Dodajemy szparagi, koperek, tarty ser, przeciśnięty przez praskę czosnek, sok z cytryny. Całość mieszamy z majonezem i śmietaną. Na koniec przyprawiamy solą i pieprzem i do smaku.
  4. Podajemy od razu np. na chrupiących grzankach.
Tosia

czwartek, 8 maja 2014

Chutney z rabarbaru




Nabrałam ochoty na gęsty, orientalny sos, który będzie świetnym dodatkiem do dań z grilla i kanapek. Czyli sos w stylu indyjskiego chutney, który przyrządza się z owoców i warzyw.
Rabarbarowy sezon w pełni, dlatego uznałam, że rabarbar będzie wdzięcznym składnikiem do przygotowania słodko-kwaśnego sosu.

Od zawsze zadziwia mnie to, że uważany jest za warzywo. Tak naprawdę częściej traktuje się go jako owoc, przyrządzając rabarbarowe desery. Dowodem na to są przepisy, które uzbierałyśmy w ciągu kilku lat. Na burczymiwbrzuchu znajdziecie pleśniak z rabarbarem, racuchy z rabarbarem, pieczoną owsiankę z rabarbarem i knedle z rabarbarem. Nie ma jednak dań z wykorzystaniem go w sposób wytrawny. Czas to zmienić!

W moim rabarbarowym sosie znalazło się sporo orientalnych przypraw korzennych, a także jabłko, imbir i cebula. Dodatek octu i cukru pozwoliły zagęścić sos, zakonserwować go i wydobyć smak. Z podanych proporcji sos może śmiało być zamknięty w słoiku i trzymany w lodówce przez dwa tygodnie. 

Jeśli zdecydujecie się zatrzymać smak rabarbaru na dłużej i przygotować chutney w większych ilościach, sos można śmiało pasteryzować.
A naprawdę warto, bo świetnie smakuje np. z mięsem z grilla, z różnymi serami serami, a może być też smakowitą bazą do azjatyckiego dań z woka.


Chutney z rabarbaru/ duży słoik
  • 500 g obranych łodyg rabarbaru
  • czerwona cebula
  • jabłko
  • 2 cm korzenia imbiru
  • ząbek czosnku
  • 50 ml octu jabłkowego
  • 250 g cukru
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • 1/2 łyżeczki suszonych płatków chilli
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • laska cynamonu
  • 3 goździki
  • 3 ziarenka ziela angielskiego
  • łyżeczka ziarenek pieprzu
  • szczypta soli
  1. Rabarbar i jabłko obieramy, kroimy w kostkę. Cebulę drobno siekamy.
  2. Wszystkie składniki, razem z przyprawami, tartym imbirem, octem i cukrem umieszczamy w garnku z grubym dnem.
  3. Gotujemy na małym przez godzinę lub do momentu, aż chutney zgęstnieje. Od czasu do czasu mieszamy.
  4. W między czasie smakujemy chutney i w razie potrzeby dodajemy więcej cukru lub octu do smaku. 
  5. Po godzinie wyciągamy przyprawy i przekładamy chutney do słoika. Masę możemy również zmiksować dodatkowo blenderem na gładki sos.
Tosia

wtorek, 6 maja 2014

Wtorek z kaszą #9: Brownie jaglane



Dzisiejszy "Wtorek z kaszą" miała przygotować Śliwka. Mamy taką zasadę, że wpisy w ramach wtorkowego i niedzielnego cyklu robimy na zmianę. Czasem jednak zdarzają się sytuacje losowe, że któraś z nas nie da rady przygotować notki. W naszym przypadku nie jest to problemem, bo jesteśmy we dwie.
Tak właśnie stało się dzisiaj, dlatego postanowiłam spontanicznie przejąć obowiązek Śliwki. Miałam mniej więcej godzinę wolnego, aby coś ugotować, sfotografować i napisać wpis.


 Na szczęście pomysłów na wykorzystanie kaszy jeszcze mi nie brakuje, a i w kuchni zazwyczaj mam słój wypełniony kaszą jaglaną.
Wspominając niezwykle udaną czekoladową tartę jaglaną, postanowiłam przygotować kolejny zdrowy deser z wykorzystaniem czekolady i kaszy jaglanej.
Wybór padł na brownie, które wyszło wilgotne i świetnie smakowało ze szklanką mleka :)

Brownie jaglane/ forma  21x19 cm
  • szklanka kaszy jaglanej
  • 2 szklanki mleka
  • 50 g masła/oleju kokosowego
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • łyżka mielonej kawy
  • 2 jajka
  • 6 łyżek cukru trzcinowego
  • 50 g mąki bezglutenowej np. kukurydzianej lub ryżowej
  • szczypta soli
  • Polewa:
  • 50 g gorzkiej czekolady
  • łyżka oleju rzepakowego/oleju kokosowego/masła
  1. Szklankę suchej kaszy wsypujemy do rondla, dodajemy dwie szklanki mleka, masło lub olej kokosowy, gorzką czekoladę, kawę, cukier i szczyptę soli. 
  2. Rondel wstawiamy na ogniu i gotujemy przez ok. 20 minut, czyli do momentu aż kasza będzie miękka i wchłonie mleko.
  3. Ugotowana kasza będzie konsystencją przypominała budyń. Studzimy masę, następnie miksujemy ją blenderem z jajkami na gładkie ciasto. 
  4. Dodajemy mąkę i dokładnie mieszamy.
  5. Tak przygotowane ciasto przekładamy do formy wyłożonej pergaminem i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
  6. Brownie pieczemy w 180 stopniach przez 30 minut.
  7. Pod koniec pieczenia, zabieramy się za polewę. Nad rondelkiem z gotującą się wodą umieszczamy miseczkę z połamaną czekoladą i łyżką oleju. Topimy czekoladę w kąpieli wodnej.
  8. Upieczone brownie wyciągamy z formy i polewamy gorącą czekoladą.
Tosia

poniedziałek, 5 maja 2014

Pierogi z botwinką i kozim serem


Majówka, majówka i po majówce!

Majówka minęła z prędkością światła i mam wrażenie, że trochę mnie ominęła, chociaż tak naprawdę był czas na odpoczynek i inne przyjemności. Zaliczyłam imprezę, ognisko, grillowanie, rozgrywkę w kometkę, grę w bule i strzelanie z wiatrówki. Zdążyłam się też przeziębić i spędzić dzień lenia w łóżku, przewracając kartki książki na zmianę z włączaniem filmów na laptopie.

A w sobotę wybrałyśmy się ze Śliwką na Targ śniadaniowy w Sopocie, o którym pewnie będzie jeszcze okazja wspomnieć na blogu. Do domu wróciłam z kozim serem z czosnkiem niedźwiedzim od Kaszubskiej Kozy.
O wyjątkowych serach od Kaszubskiej Kozy pisałam już przy okazji przepisu na tosty ze szpinakiem i wędzonym kozim serem. Dlatego miłośników kozich smaków zachęcam do zapoznania się z lekturą i przede wszystkim z kaszubskimi serami :)
Pierwszy plaster sera zjadłam na kromce domowego chleba żytniego na zakwasie. Resztę przeznaczyłam na farsz do pierogów.


Pierogi z botwinką marzyły mi się od jakiegoś czasu i wiąże się z nimi pewna historia z cyklu "moje kuchenne koszmary".
To było mniej więcej 8, może 9 lat temu. Jak wielu początkujących kucharzy,  byłam bardzo ambitna, ale brakowało mi kulinarnej wiedzy i pokory. Podpatrzyłam w jakimś programie pomysł na ravioli z botwinką i bez zapisania przepisu udałam się do kuchni.

Nigdy wcześniej nie robiłam pierogów, a tym bardziej makaronu, ale byłam przekonana o tym, że spod moich rąk wyjdzie arcydzieło. Cóż, nie wyszło.
Ravioli były twarde, ciasto grubawe i suche. Włoskimi pierożkami poczęstowałam babcię, która jak to kochana babcia, pochwaliła botwinkowy farsz.
Przez prawie 10 lat dużo się zmieniło. Ulepiłam setki domowych pierożków i zrozumiałam, że człowiek uczy się całe życie i nawet w kulinarnych eksperymentach w zaciszu domowym potrzebna jest wiedza.


Dzisiaj postanowiłam rozliczyć się z przeszłością i poprawić przepis sprzed lat. Pierogi powstały na podobnej zasadzie jak wtedy, spontanicznie i robione na oko. Ale tym razem cała przygoda zakończyła się apetycznym sukcesem. A proporcje spisałam na karteczce, aby podzielić się przepisem z innymi :)

Pierogi z botwinką i kozim serem/ ok. 35-40 sztuk
  • Ciasto:
  • 300 g mąki pszennej
  • 200 ml letniej wody
  • 3 łyżki oliwy lub topionego masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • Farsz:
  • 2 pęczki botwinki
  • 250 g koziego sera (wykorzystałam ser z czosnkiem niedźwiedzim od Kaszubskiej Kozy wymieszany z odrobiną twarogu)
  • małe jajko
  • łyżeczka soku z cytryny
  • ząbek czosnku
  • świeże zioła np. kolendra, koperek lub bazylia
  • sól, pieprz
  • Wierzch:
  • kilka łyżek topionego masła
  • świeżo tarty parmezan
Ciasto:
  1. Mąkę przesiewamy na stolnicę lub do misy, dodajemy sól. Robimy wgłębienie i wlewamy stopniowo letnią wodę, na przemian z oliwą. 
  2. Wyrabiamy ciasto ręcznie, aż osiągnie formę elastycznej kuli. Potrwa to prawdopodobnie kilka minut. W razie potrzeby podsypujemy ciasto dodatkowo mąką lub dodajemy wody.
  3. Wyrobione ciasto dzielimy na 4 części. Stolnicę oprószamy mąką, jedną z części ciasta cienko wałkujemy (można do tego wykorzystać maszynkę do makaronu lub wałek). Resztę ciasta przykrywamy, aby nie wyschło.
  4. Przy pomocy wykrawaczki lub szklanki, z ciasta wykrawamy kółka o średnicy ok. 8-9 cm.
  5. Na środku każdego kółka kładziemy łyżkę farszu i lepimy pierogi, które przekładamy na tacę wyłożoną ściereczką. Dzięki temu pierogi nie skleją się jeszcze przed gotowaniem.
  6. Czynność powtarzamy z pozostałymi częściami ciasta.
  7. Ulepione pierogi gotujemy we wrzącej i osolonej wodzie z odrobiną oleju rzepakowego lub oliwy. Pierogi gotujemy przez ok. 4-5 minut, następnie je odcedzamy z wody i podajemy z topionym masłem, tartym parmezanem i ziołami.
Farsz:
  1. Botwinkę dokładnie myjemy, odcinamy buraczki i brzydkie listki. Łodygi i pozostałe liście kroimy w drobną kosteczkę. Młode buraki również obieramy i drobno kroimy.
  2. Botwinę gotujemy we wrzącej, osolonej wodzie przez ok. 5 minut. Następnie ją odcedzamy i przepłukujemy na sicie zimną wodą.
  3. Kozi ser kruszymy lub drobno kroimy, wrzucamy do dużej misy. Dodajemy ugotowaną botwinkę, rozbełtane jajko, przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekane zioła, sok z cytryny, sól i pieprz. Całość dokładnie mieszamy.
Tosia

niedziela, 4 maja 2014

Śniadanie do łóżka #138: Pieczona owsianka z rabarbarem i jabłkami



W maju uwielbiam przechadzać się godzinami po Sopocie, obserwując kwitnące drzewa i kwiaty. Zawsze zachwycają mnie rozkwitające pąki, choć muszę z bólem serca przyznać, że ze znajomości kwiatów prawdziwa ze mnie "noga". Moja mama nie może sobie tego wybaczyć. Zawsze z niedowierzaniem kręci głową wspominając poświęcone mi i bratu godziny w parku, w którym uczyła nas nazw kwiatów, drzew i zbierała z nami rośliny do zielnika. A my? Nie złapaliśmy absolutnie nic.

Mojej mamie często zdarza się pytać, jakie kwiaty akurat mam przed sobą. Hortycje- odpowiadam, trochę z ignorancji, ale zdecydowanie bardziej, żeby zrobić jej na złość. Opracowaliśmy ten "gatunek" kwiatów z bratem już lata temu, to coś między hortensjami, a forsycjami:)

Jednak im jestem starsza tym bardziej moja niewiedza zaczyna mi przeszkadzać. Chodzę więc na spacery, bacznie szukając coraz nowych gatunków i ucząc się ich na pamięć przez stukrotne powtarzanie. Być może coś ze mnie jeszcze będzie.

Może pomogłoby mi ich jedzenie? Produkty jadalne moje podniebienie zapamiętuje bez problemu. Dlatego wiosną jak wampir krwi potrzebuję rabarbaru. Najbardziej lubię go pod różnymi chrupiącymi warstwami, w wersji słodko-kwaśnej. Szkoda, że nadal nie przemawiają do mnie jadalne kwiaty, które uważam raczej za widzimisię, niż prawdziwy składnik wzbogacający smak.

Moją pieczoną owsiankę dzisiaj zjadłam na drugie śniadanie, zaraz po "kwiatowym spacerze". Była naprawdę pyszna, trochę śniadaniowa, trochę deserowa. Dodatek jabłek dodaje rabarbarowi słodyczy, a całość po prostu rozczula.

Pieczona owsianka z rabarbarem i jabłkami 

- 3 łodygi rabarbaru
- 3 małe jabłka
- 2 łyżki cukru

- 250 g płatków owsianych
- 50 g cukru
- 1 łyżka miodu
- 100 g zimnego masła
- 50 ml mleka
- 2 szczypty soli
- 1 łyżeczka esencji waniliowej (lub ziarna z 1 wydrążonej laski wanilii)
- 2 jajka

  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  2. Pokrój rabarbar na małe kawałki. Na takie same kawałki pokrój jabłka. Wyłóż nimi dno żaroodpornego naczynia.
  3. Posyp rabarbar i jabłka 2 łyżkami cukru i wymieszaj. Naczynie wstaw do rozgrzanego piekarnika i piecz ok. 20 minut.
  4. W tym czasie przygotuj masę na wierzch. Pomieszaj płatki owsiane, cukier, miód, masło, mleko, sól, esencję waniliową i jajka w misce i zagnieć, żeby stworzyły jednolitą masę. Wsadź do lodówki, dopóki w piekarniku pieką się owoce. 
  5. Gdy minie czas pieczenia owoców, wyjmij je z piekarnika. 
  6. Na wierzch wyłóż masę z płatków owsianych. 
  7. Wsadź z powrotem do piekarnika i piecz jeszcze ok. 30 minut aż warstwa z płatków owsianych zbrązowieje. 
  8. Wyjmij i wystudź nieco przed podaniem. 
  9. Podawaj w miseczce. Świetnie smakuje z jogurtem naturalnym. 
Śliwka

sobota, 3 maja 2014

Mini zapiekanki z młodych ziemniaków i kopru włoskiego



Jak tam wasze majówki? Ogniska się palą, w grillu wciąż żarzą się węgle, a wasze brzuchy nie przyjmują kolejnych porcji jedzenia?

Choć właśnie tak wyobrażałam sobie majówkę każdego roku, w tym stawiam raczej na spokój. Owszem wybraliśmy się dość sporą ekipą przyjaciół na ukochane Kaszuby, grillowaliśmy, rozpalaliśmy ognisko i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Całość jednak trwała zaledwie jeden dzień (w porywach do półtora), a po powrocie nadrabiam zaległości w byciu kurą domową:)

Lubię być kurą domową, do pralki wrzucić problem wraz z głową- śpiewała Maria Peszek. W taki sposób się dzisiaj relaksuję i jak prawdziwa kurka, nie zapominam o pysznym domowym obiedzie. A co dziś na stole? Poza pieczonym w folii łososiem zrobiłam małe "czyszczenie" lodówki. W jednej z jej szuflad znalazłam młode ziemniaki i połówkę kopru włoskiego. Gdzieś po drodze przypałętał się koperek i parmezan i tak niespodziewanie powstała naprawdę dobra zapiekanka.

Można podać ją jako dodatek, w wersji mini "sufletu", lub podwoić ilość składników i wypełnić nimi większe żaroodporne naczynie. Świetnie smakuje dodatkowo polana kefirem.

 Mini zapiekanki z młodych ziemniaków i kopru włoskiego (4 porcje)

- 2 młode ziemniaki (średniej wielkości)
- pół kopru włoskiego
- 15 g posiekanego koperku
- 70 g kefiru
- 3 jajka
- 50 g startego na grubych oczkach parmezanu
- sól
- pieprz

  1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
  2. Ziemniaki dobrze umyj. Młodych ziemniaków nie trzeba obierać ze skórki, ja szoruje je po prostu wypłukaną ostrą szmatką.
  3. Ziemniaki pokrój w cienkie plastry. 
  4. Zagotuj wodę w garnku, posól ją około 1 łyżką soli. 
  5. Gdy zacznie wrzeć dodaj ziemniaki i gotuj ok. 10 minut. 
  6. Gdy ziemniaki się gotują pokrój koper włoski w cienkie plastry. Odstaw. 
  7. W misce pomieszaj koperek, kefir, jajka i tarty parmezan. Roztrzep widelcem lub trzepaczką, aby uzyskać jednolitą masę. Dobrze posól i popieprz. Odstaw. 
  8. Odcedź ziemniaki. 
  9. Przygotuj 4 żaroodporne sufletówki.
  10. Na dnie ułóż kilka plastrów ziemniaków, przykryj warstwą kopru włoskiego a następnie zalej mieszaniną jajeczną do ich wysokości. Powtórz raz jeszcze w tej samej kolejności. Na spodzie ułóż jeszcze jedną warstwę ziemniaków. 
  11. Wsadź do piekarnika i piecz ok. 25 minut, aż wierzch zacznie się mocno rumienić. 
  12. Podawaj ciepłe. Świetnie smakują polane kefirem. 
Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...