czwartek, 27 lutego 2014

Smalec z suszonymi pomidorami



Kto powiedział, że Tłusty Czwartek musi być na słodko? Co prawda zaraz smażę kolejną porcję pączków czekoladowych (tym razem w wersji mini), ale nie odmówiłam sobie dziś również kromki domowego chleba ze smalcem.
Do smaku smalcu przekonałam się dopiero kilka lat temu i od tego czasu znajduje się na mojej liście małych grzeszków. 

Mam ulubioną recepturę, która sprawdziła się już wiele razy. Smalec z suszonymi śliwkami (czasem z wędzonymi) , podany z chlebem na zakwasie i ogórkami kiszonymi zawsze cieszy się sporą popularnością na wszelkiego rodzaju imprezach. W weekend będę świętowała swoje "ćwierćwiecze", więc słoik smalcu będę miała już gotowy. Ciekawe, czy zasmakuje gościom :)

Wczoraj postanowiłam poeksperymentować i sprawdzoną recepturę trochę zmodyfikować. Suszone śliwki zastąpiłam suszonymi pomidorami, dodałam również łyżeczkę koncentratu pomidorowego, który zabarwił smalec. W środku znalazły się również kapary, które w tej kombinacji zastępują ogórki kiszone. 
Teraz już sama nie wiem, który mi bardziej smakuje!


Smalec
  • 1 kg mielonej słoniny
  • 200 g wędzonego boczku
  • duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • jabłko
  • 10 suszonych pomidorów
  • 2 łyżki odsączonych z zalewy kaparów
  • 50 ml żubrówki
  • 3 łyżki suszonego tymianku
  • 3 liście laurowe
  • pieprz
  • sól
  1. Słoninę wrzucamy do garnka z grubym dnem. Topimy ją na małym ogniu ok. 20-30 minut, aż pozostaną  na powierzchni tłuszczu złociste skwarki.
  2. Garnek zestawiamy z ognia i dorzucamy posiekaną drobno cebulę, mieszamy i stawiamy ponownie na ogniu. 
  3. Do szklistej cebuli dorzucamy pokrojony drobno boczek, smażymy przez kilka minut. Gdy nabierze koloru dodajemy starte na dużych oczkach jabłko, liście laurowe oraz przeciśnięty przez praskę czosnek. Dolewamy ostrożnie alkohol.
  4. Po kilku minutach dodajemy pokrojone drobno suszone pomidory, kapary, łyżeczkę koncentratu pomidorowego oraz suszony tymianek. Całość dokładnie mieszamy i smażymy jeszcze kilka minut.
  5. Na koniec przyprawiamy smalec solą i pieprzem. Przelewamy tłuszcz do miseczki lun słoika, zostawiamy do ostudzenia. 
  6. Następnie wkładamy go na noc lub na kilka godzin do lodówki. Gotowy smalec można przechowywać w lodówce ok. 2 tygodni.
 Tosia

środa, 26 lutego 2014

Przepisy na Tłusty Czwartek


Nie da się ukryć, że przed nami prawdziwe święto łakomczuchów! Jutro bowiem Tłusty Czwartek, dzień jedzenia pączków, gniazdek i faworków. Przygotowania do niego mogliście zaobserwować na blogu już od poniedziałku, a dzisiaj postanowiłyśmy nieco ułatwić sprawę tym z was, którzy poszukują przepisów na domowe słodkości. Poniżej stworzyłyśmy listę receptur, które pojawiły się na blogu na przestrzeni lat, a które świetnie sprawdzą się w Tłusty Czwartek.

- Pączki brioche
- Czekoladowe pączki z kremem pistacjowym
- Mini pączki z lukrem limonkowym
- Różane pączki
- Cytrynowe pączki z lemon curd
- Mini pączki z wiśniami i czekoladą
- Szaszłyki z pączków i owoców
- Churros z kremem cytrynowym
- Churros z czekoladą chilli
- Cronuty
- Ciasteczka tortas de aceite
- Donuts

Mamy nadzieję, że wypróbujecie chociaż jeden! Życzymy wam wszystkim słodkiego obżarstwa:)

Tosia & Śliwka

wtorek, 25 lutego 2014

Mini gniazdka z lukrem limonkowym


Na burczywmiwbrzuchu nadal trwają próby generalne przed Tłustym Czwartkiem! 
Jeśli jeszcze nie wybraliście ulubionego przepisu, być może do gustu przypadnie Wam dzisiejsza propozycja.
Chcielibyście zrobić tłuste słodkości samodzielnie, ale brakuje Wam czasu lub cierpliwości? Przedstawiam gniazdka, czyli pączki hiszpańskie w wersji mini.

 Na pewno każdy kiedyś jadł gniazdko z cukierni, a te z poniższego przepisu smakują praktycznie identycznie.


Ich sposób przygotowania nie jest tak czasochłonny jak w przypadku klasycznych pączków, jednocześnie niczego im w smaku nie brakuje.

Początkowo planowałam zrobić je w większym rozmiarze. Ze względu na popsuty rękaw cukierniczy, musiałam wykorzystać szprycę z drobną końcówką. I tak przez przypadek powstały gniazdka w wersji mini.

Przepis przypomina trochę ten na eklerki, ptysie lub churros, ponieważ wszystkie z nich opierają się na cieście parzonym.
Samo ciasto nie zawiera nawet grama cukru, na ich słodycz wpływa lukier, który podkręciłam trochę dodatkiem limoncello i sokiem z limonki.

Ostrzegam jednak, ze względu na ich wielkość i prędkość w jakiej znikają, trudno będzie się nimi długo nacieszyć!


Mini gniazdka- pączki hiszpańskie/30 sztuk
  • 50 g masła
  • 125 ml mleka
  • 100 g mąki pszennej
  • 2 jajka
  • łyżka limoncello (lub wódki cytrynowej)
  • szczypta soli
  • olej do smażenia
Lukier limonkowy:
  • 50 g cukru pudru
  • sok z 1/2 limonki
  • łyżeczka limoncello (lub wódki cytrynowej)
  1. W rondelku podgrzewamy mleko z masłem, limoncello i szczyptą soli. Gdy zacznie się gotować i masło się roztopi, dodajemy stopniowo mąkę. Masę ucieramy trzepaczką, tworząc zasmażkę, którą podgrzewamy jeszcze minutę. Studzimy.
  2. Do ostudzonej masy dodajemy stopniowo jajka i ucieramy intensywnie mikserem lub trzepaczką. Gotowe ciasto powinno być gładkie i odstawać od misy.
  3. Ciasto przekładamy do szprycy i wyciskamy przyszłe gniazdka (u mnie o średnicy ok. 4 cm) na pergaminie. Nożyczkami tniemy papier, tak aby każde gniazdko znalazło się na oddzielnym papierku.
  4. W garnku z grubym dnem rozgrzewamy olej. Po kilku minutach wrzucamy kawałek chleba i czekamy, aż zacznie się pienić, wtedy olej będzie gotowy do smażenia.
  5. Partiami wrzucamy pączki z papierkiem do góry do garnka z rozgrzanym tłuszczem. Po kilku sekundach papierek powinien sam odchodzić od gniazdek. Wyjmujemy je np. przy pomocy widelca.
  6. Gniazda smażymy w sumie ok. 2-2,5 minuty, w połowie smażenia przerzucając je na drugą stronę. Złociste pączki odsączamy przy pomocy ręcznika papierowego.
  7. Cukier puder łączymy z limoncello i sokiem z limonki. Lukrem dekorujemy gniazdka.
Tosia

poniedziałek, 24 lutego 2014

Pączki brioche


Macie tak czasem, że chcecie stworzyć coś niesamowitego od początku do końca, choćby miało to trwać godzinami i wymagać wielu poświęceń? Mnie czasem to dopada. Na co dzień stawiam raczej na szybkie rozwiązania, bo nie ręczę za siebie, gdy jestem głodna. Jednak gdy mam trochę więcej czasu lubię poeksperymentować, udoskonalając moje przepisy.

W kuchni niestety tak jest, że te najlepsze rzeczy wymagają czasu. Pieczone długo w niskiej temperaturze mięso, całodniowe marynowanie, czy powolne wyrastanie ciasta- to zwykle klucz do sukcesu. A czasu brak. Dlatego od czasu do czasu, w sobotę czy niedzielę wyskakuję z łóżka dość wcześnie i zabieram się za tworzenie, tak aby złapać jeszcze ostatnie promienie słońca i sfotografować moje dokonania. 

Od dłuższego już czasu eksperymentuję z ciastem, które znalazłam w książce Chada Robertsona "Tartine bread". Pisałam już o wyjątkowym chlebie, cynamonowych bułeczkach, czy brioche. Za każdym razem wypieki te zmieniały całkowicie moje podejście do sprawy. A gdy wielkimi krokami zaczął zbliżać się tłusty czwartek postanowiłam, że w tym roku będą pączki brioche. Na zakwasie pszennym i na zaczynie drożdżowym. Zainspirowane przepisem na brioszki, ale nieco zmodyfikowanym, z dodatkiem maślanki. 

Kto jadł naprawdę dobre brioszki wie o czym mówię. Ciasto jest niezwykle delikatne, wręcz ciągnące się, a radość nie do opisania. Niestety przy cieście brioche trzeba się trochę namęczyć. No dobra, nie trochę, trzeba się NAPRAWDĘ namęczyć. I choć nie wymaga ono samodzielnego zagniatania, gdyż jest na to zbyt klejące, powolne dodawanie masła do ciasta, godziny poświęcone na odgazowywanie i samo smażenie to niezła jazda. Wczoraj nawet trochę je przeklinałam, gdy kładłam się spać, a moje stopy urosły o dwa rozmiary od opuchlizny. Już was zniechęciłam? Chyba nie tacy słabi z was zawodnicy!:)

To naprawdę inna jakość pączków. Ciężko powiedzieć, że są lepsze od tych zwykłych, bo trudno je porównać. To jakby smażona brioszka, nadziewana konfiturą, z wyjątkowo chrupiącą skórką (za sprawą smażenia na smalcu). Są też bardzo sycące, właściwie nie da się zjeść więcej niż jednego, ale może to i dobrze:)

I przyznam, że najlepiej smakują zaraz po usmażeniu, co potwierdzili moi goście, którzy zjawili się w odpowiednim momencie. Możecie też pączków nie nadziewać i podać je z konfiturą obok, jak brioszkę. Ja jednak wybrałam szprycowanie ich domową konfiturą z czarnej porzeczki.

Przed tworzeniem ciasta z poniższego przepisu polecam zapoznać się z postami o brioszkach, oraz tartine bread, aby lepiej zrozumieć cały proces. 

Pączki te, niestety, można wykonać jedynie za pomocą maszyny do zagniatania z hakiem. 

Pączki brioche (na ok. 50 pączków średniej wielkości*)

Zaczyn zakwasowy (levain):

- 150 g mąki pszennej
- 1 łyżka zakwasu pszennego
- 150 ml letniej wody

Zaczyn drożdżowy (poolish):
- 150 g mąki pszennej
- pół łyżeczki suszonych drożdży
- 150 ml letniej wody

Ciasto właściwe:

- cały zaczyn zakwasowy
- cały zaczyn drożdżowy
- 1100 g mąki pszennej
- 25 g soli
- 200 g cukru
- 10 g suszonych drożdży
- 500 g jajek (u mnie wyszło 9 sztuk)
- 220 g mleka
- 100 g maślanki naturalnej
- 400 g masła

- ulubiona konfitura do nadziewania
- 1 kg smalcu (do smażenia)
- cukier puder do posypania

  1. Zaczyn zakwasowy, po pomieszaniu składników, będzie gotowy po ok. 8 godzinach w temperaturze pokojowej
  2. Zaczyn zakwasowy, po pomieszaniu składników, będzie gotowy po ok. 3-4 godzinach w temperaturze pokojowej lub ok. 8 godzinach w lodówce. 
  3. Najlepiej składniki na zaczyny pomieszać w oddzielnych miseczkach przed pójściem spać (jeśli chcecie zagniatać ciasto rano), lub rano, aby zrobić je popołudniu. Zaczyn zakwasowy najlepiej zostawić w temperaturze pokojowej, a zaczyn zakwasowy w lodówce, tak aby były gotowe w jednym momencie- po 8 godzinach. 
  4. Gdy zaczyny są gotowe, w misce od maszyny do zagniatania (z hakiem) pomieszaj mąkę, cukier, drożdże i sól. 
  5. Zacznij zagniatać dodając stopniowo jajka, mleko, maślankę i zaczyny. Zimne masło wyjmij z lodówki (powinno być gotowe do użycia po przeleżeniu ok. 30 minut w temperaturze pokojowej). 
  6. Od momentu połączenia się składników zagniataj ciasto na niskich obrotach ok. 3 do 5 minut. Ciasto będzie bardzo klejące i raczej rzadkie. Zeskrob ciasto ze ścianek miski i daj ciastu odpocząć przez ok. 20 minut. 
  7. Po upływie tego czasu ponownie włącz mikser i miksuj ok. 8 minut na wysokich obrotach. Zaobserwujesz, że góra ciasta zaczyna nieco odklejać się od naczynia, dół jednak pozostanie lepki. 
  8.  Po upływie czasu miksowania nadejdzie czas na dodanie masła. Pokrój masło na małe kawałki i przygotuj się do jego dodawania. 
  9. Zmniejsz obroty miksera na średnie i cały czas miksując dodawaj powoli małe kawałki masła celując nimi na środek, gdzie hak spotyka się z ciastem. Z czasem kawałki będą znikać w cieście. 
  10. Jak dodasz już całe masło, poczekaj aż znikną wszystkie jego kawałki i odłącz miskę od maszyny. 
  11. Powstałe ciasto przelej do plastikowej miski. Wybierz taką wielkość, aby ciasto miało możliwość porządnego wyrośnięcia. Jeśli nie masz tak dużej miski, podziel ciasto między dwa naczynia. 
  12. Teraz ciasto musi leżakować, ale nie bez kontroli. Na leżakowanie ciasto będzie potrzebować ok. 3 godzin. Po pierwszym pół godziny mocno przemieszaj ciasto szpatułką. Powtórz to po upływie następnego pół godziny. Później jeszcze 2 razy co godzinę. Ciasto podczas tego procesu bardzo wyrośnie. 
  13. Wyrośnięte ciasto, lub najlepiej jego części, bo ciężko pracować z tak dużym tworem, przerzuć na mocno oprószoną mąką stolnicę/blat. 
  14. Ciasto pokrój na kawałki, tak duże, jak chcesz uzyskać pączki, z założeniem, że urosną one jeszcze ok. 2 razy. 
  15. Podsypując ciasto mąką uformuj okrągłe pączki i ułóż ja wyłożonej papierem do pieczenia blaszce lub po prostu na papierze na blacie. Ciasto będzie luźne, ale obsypane mąką możliwe do formowania. 
  16. Pączki będą potrzebowały ok. 30 minut na dodatkowe wyrośnięcie. W tym czasie rozgrzej smalec w dużym garnku. 
  17. Złapanie temperatury, którą musi osiągnąć smalec nie jest łatwe. Ja musiałam wyrzucić 3 pączki, które były usmażone na zewnątrz, ale surowe w środku. Zalecam poświęcenie kilku na próbę, aby sprawdzić przy jakiej temperaturze pączki się dobrze usmażą. Później będziecie czuć, w którym momencie należy wyłączyć ogień, a w którym nieco smalec dogrzać, aby lepiej się usmażyły. 
  18. Gdy złapiesz dobrą temperaturę smaż po kilka pączków na raz. Najlepiej wycinać wokół nich papier do pieczenia i wrzucać je do tłuszczu razem z papierem. Dzięki temu nie stracą kształtu ani wyrośnięcia. Papier można łatwo usunąć z tłuszczu, gdyż od razu odlepi się od pączka. 
  19. Wyjmuj pączki na wyłożony papierowym ręcznikiem talerz, co jakiś czas zmieniając ręczniki. Aby sprawdzić czy pączek jest dobrze wysmażony w środku wsadź w niego wykałaczkę. Jeśli przyklei się do niego ciasto, pączek jest surowy w środku. 
  20. Układaj pączki obok siebie na blaszce, aby przygotować je na szprycowanie. 
  21. Po usmażeniu, szprycę napełnij ulubioną konfiturą lub kremem. Wbij ją w środek pączka, zrób wgłębienia na boki i wciśnij konfiturę. 
  22. Odwróć pączki wgłębieniem w dół i posyp cukrem pudrem. 
  23. Jedz, gdy są jeszcze lekko ciepłe, wtedy smakują najlepiej. 


* Proporcje można spokojnie podzielić na pół, ciasta jest naprawdę dużo. Mi zależało na tak dużej ilości, gdyż chciałam ciasto zamrozić na tłusty czwartek. Jeśli też zdecydujecie się na mrożenie, należy wyjąć je wieczorem przed dniem smażenia i wstawić do lodówki do pełnego odmrożenia.

Śliwka

niedziela, 23 lutego 2014

Teppanyaki w Hashi Sushi w Gdyni


Kuchnia japońska chyba każdemu kojarzy się przede wszystkim z rybami i ryżem. Zamówienia w restauracjach serwujących dania z "Kraju Kwitnącej Wiśni" zazwyczaj kończą się na sushi, ewentualnie zielonej herbacie.
Jednak tym razem nasza wizyta w gdyńskiej restauracji Hashi Sushi wyglądała inaczej, bo wybraliśmy się na spektakl kulinarny - Teppanyaki. 

W poprzednim wpisie wspomniałyśmy o "Tygodniu Restauracji", czyli akcji organizowanej przez Groupon Polska. Druga edycja tego projektu zaczęła się w poniedziałek i kończy się dziś. Bierze w niej udział 70 restauracji z sześciu miast. W trakcie siedmiu dni można było skorzystać z ofert wybranych restauracji, które specjalnie na tę okazję przygotowały dodatkowe menu. Więcej szczegółów na ten temat przeczytacie tutaj.
Tydzień się już kończy, ale oferta japońskiej uczty nadal będzie dostępna w sprzedaży.


Warto wytłumaczyć na czym polega tajemnicze Teppanyaki. To wschodnia sztuka grillowania potraw na specjalnej płycie/stole teppan. Teppanyaki to rodzaj kulinarnego pokazu, w trakcie którego goście wchodzą w interakcję z kucharzem, poznając nowe smaki.

Niezwykle sympatyczny kucharz Somsak przygotowywał potrawy na naszych oczach, opowiadając o technikach, które stosuje i o ulubionych smakach. Tak się złożyło, że zgadzaliśmy się w wielu kwestiach np. odpowiednim stopniu wysmażenia poszczególnych składników, czy w sposobie doprawiania.



Na początku, zostaliśmy poczęstowani jaśminową i wiśniową herbatą oraz sake (ryżowym napojem alkoholowym). 
 A samą ucztę zaczęliśmy od niezwykle lekkiej i orzeźwiającej sałatki z alg morskich wakame (widoczna na pierwszym zdjęciu), która zaostrzyła nam apetyt oraz od rozgrzewającej zupy miso z kawałkami tofu. 


Następnie przeszliśmy do samego spektaklu, czyli grillowania. Kucharz zaprezentował swoje kulinarne umiejętności, żonglując przyrządami kuchennymi, smażąc ryż z warzywami oraz jajkiem i szykując dodatki. 

Gwiazdą wieczoru okazały się małże św. Jakuba, które wręcz rozpływały się w ustach! To był zdecydowanie najsmaczniejszy punkt menu, chociaż złego słowa nie można powiedzieć o innych potrawach.

Jedliśmy też krewetki, które świetnie smakowały z sosem imbirowym, niezwykle delikatną polędwicę wołową oraz łososia w sosie teriyaki.

Porcje były na tyle duże, a wszystko tak smaczne, że po posiłku potrzebowałam krótkiej chwili odpoczynku. Na szczęście istnieje możliwość zapakowania niezjedzonych rarytasów do domu.
Czekał na nas jeszcze deser w postaci owoców (kawałków banana i liczi) w chrupiącej tempurze, które oczy bardzo chciały, chociaż w brzuchu brakowało miejsca. Z ciekawości się nie powstrzymałam i oczywiście owoców spróbowałam.




Z czystym sumieniem można polecić ucztę Teppanyaki w Hashi Sushi, na którą warto wybrać się w towarzystwie kilku osób, aby cieszyć się wspólnie azjatyckimi smakami.

piątek, 21 lutego 2014

Delmonico Cut Steakhouse w Sopocie


Miłość do sztuki kulinarnej nie kończy się na gotowaniu. Czym byłoby rozwijanie swojej pasji bez poznawania nowych smaków?
Dlatego zainteresowałyśmy się bliżej projektem pod hasłem "Tydzień Restauracji", organizowanym przez Groupon Polska. Akcja zaczęła się w poniedziałek i potrwa do 23 lutego, bierze w niej udział 70 restauracji z sześciu miast. W trakcie tego tygodnia można skorzystać z ofert wybranych restauracji, które specjalnie na tę okazję przygotowały dodatkowe menu. Więcej szczegółów na ten temat przeczytacie tutaj.

Wczoraj postanowiłyśmy wybrać się do restauracji Delmonico Cut Steakhouse, która znajduje się w Hotelu Opera w Sopocie. Miejsce to nie jest zbyt długo na kulinarnej mapie Trójmiasta, ale to nie zaszkodziło restauracji już w ciągu kilku miesięcy cieszyć się dobrą reputacją. Wcale nas to nie dziwi, bowiem tworzone jest przez ludzi z pasją.

Jak sama nazwa wskazuje, restauracja specjalizuje się w serwowaniu steków. Nie są to jednak zwykłe steki, ponieważ powstają z wołowiny pochodzącej z własnej, ekologicznej hodowli. Właściciel restauracji, Wiesław Stopa prowadzi  hodowlę krów Wagyu od prawie 15 lat, a jakość ich mięsa jest ewenementem w skali kraju. Gospodarstwo znajduje się w samym sercu malowniczych Kaszub.

W ramach Tygodnia Restauracji, kucharz postanowił zaserwować burgery. Co prawda burgerownie powstają teraz jak grzyby po deszczu, a moda na amerykańską kuchnię może budzić mieszane uczucia, uznałyśmy jednak, że warto ich spróbować, aby przekonać się o jakości mięsa. Z oferty wybrałyśmy burgery Surf&Turf, które okazały się intrygującym połączeniem wołowiny Wagyu i krewetek tygrysich.

Jadłyśmy w życiu wiele burgerów, ale ten naprawdę był wyjątkowy. Doznania smakowe były nieporównywalne do innych kanapek, ponieważ konsystencja i aromat mięsa zachwycały przy każdym kęsie. Mięso wręcz rozpływało się w ustach! Co jakiś czas cieszył nas też smak ukrytych w samym burgerze krewetek.

Dodatkowym atutem był fakt, że obsługa wykazała się dużą wiedzą, odpowiadając na pytania o proces przygotowywania mięsa.

Z czystym sumieniem możemy polecić wszystkim mięsożernym czytelnikom burczymiwbrzuchu odwiedziny w Delmonico Cut Steakhouse. Do końca tygodnia można wypróbować burgerów, dzięki ofercie Grouponu. Chociaż my już wiemy, że wrócimy tam jeszcze na steki!


środa, 19 lutego 2014

Czekoladowe pączki z kremem pistacjowym


Wielkimi krokami zbliża się piękny dzień, piękny dla wszystkich smakoszy! W przyszły czwartek będziemy świętować bez wyrzutów sumienia, zajadając tłuste słodkości i oblizując palce z lukru.

Recepturę na klasyczne pączki mam już sprawdzoną, ale zbliżające się święto to dla mnie wspaniała okazja do przygotowania przeróżnych wersji smakowych. Dlatego postanowiłam przetestować jedną z koncepcji już teraz. Początkowo planowałam przygotować je w tym roku na zakwasie, ale Śliwka mnie wyprzedziła i ten temat już sobie zaklepała wcześniej. Nic się nie stało, szybko wpadłam na kolejny pomysł, który mógł się okazać równie rewelacyjny w wykonaniu - pączki na zaczynie drożdżowym poolish, na bazie którego piekę ulubione bagietki.

Do tego wszystkiego postanowiłam jeszcze dodać do ciasta kakao, nadziewać ich wnętrze kremem pistacjowym i polać czekoladą. 

Dla mnie wyszły pyszne, leciutkie i puszyste. Zebrały też niezłe recenzje od bliskich, z którymi się nimi podzieliłam, bo przecież nie zjadłabym 18 sztuk sama. Dlatego śmiało mogę przepis polecać dalej.
Chciałam jednak zaznaczyć, że różnią się znacznie od klasycznych ciężkich oponek. Nie są przesłodzone, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że to pączki stworzone dla koneserów czekolady i pistacjowym smaków!

A przed czwartkiem, na blogu pojawią się jeszcze inne propozycje, więc jestem przekonana, że każdy znajdzie odpowiedni przepis dla siebie.



Czekoladowe pączki z kremem pistacjowym/18 sztuk
  • olej rzepakowy do smażenia
Ciasto:
Zaczyn poolish:
  • 125 g mąki pszennej typ 500
  • 125 g letniej wody
  • 1/4 łyżeczki suszonych drożdży instant
Ciasto właściwe:
  • 550 g mąki pszennej typ 500
  • zaczyn poolish
  • 1/4 łyżeczki suszonych drożdży instant
  • 220 ml mleka
  • 50 g masła
  • 3 jajka
  • 70 g cukru pudru
  • 20 g gorzkiego kakao
  • 2 łyżki limoncello (lub np. wódki cytrynówki)
Krem pistacjowy:
  • 150 g niesolonych pistacji
  • 200-220 g mleka skondensowanego słodzonego
Polewa czekoladowa:
  • 150 g gorzkiej czekolady
  • 40 g masła
  • posiekane pistacje do posypania 
  1. Wieczorem wsypujemy do miseczki 125 g mąki i 1/4 łyżeczki drożdży. Wlewamy 125 g letniej wody, mieszamy trzepaczką do połączenia i przykrywamy. Stawiamy w ciepłym miejscu na noc (lub ok. 10 godzin).
  2. Następnego dnia przygotowujemy ciasto właściwe. W rondlu podgrzewamy mleko z masłem (do jego roztopienia), następnie płyn studzimy, aby był letni.
  3. Mąkę wsypujemy do misy, dodajemy zaczyn, drożdże, cukier puder, kakao i limoncello. Mieszamy składniki. Powoli wyrabiając ciasto mikserem wlewamy stopniowo letnie mleko, na zmianę wbijając jajka. Ciasto wyrabiamy przez minimum 5 minut, aż będzie gładkie i lśniące, ale przy tym luźne. 
  4. Przykrywamy je ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu na 2 godziny.
  5. W tym czasie wrzucamy pistacje do wysokiego naczynia lub pojemnika malaksera. Dodajemy mleko skondensowane i miksujemy na gładką pastę. Odstawiamy.
  6. Wyrośnięte ciasto przekładamy na oprószony mąką blat. Uderzamy je mocna pięścią, aby odgazować. Dzielimy na 2 kule. Pierwszą z nich przykrywamy, a drugą wałkujemy na placek o grubości 1 cm.
  7. Wykrawaczką lub szklanką o średnicy 6-8 cm wycinamy z ciasta kółka. Przekładamy je na blaszkę/tacę wyłożoną pergaminem. Czynność powtarzamy, aż do wykorzystania całego ciasta (u mnie wyszło 18 przyszłych pączków). Całość przykrywamy czystą ściereczką i stawiamy w ciepłym miejscu na godzinę.
  8. Rozgrzewamy olej w głębokim garnku. Po kilku minutach wrzucamy kawałek chleba lub pierwszy pączek i czekamy, aż zacznie się pienić, wtedy można zacząć smażyć. Pączki smażymy z dwóch stron, po 2 minuty z każdej, następnie odsączamy z tłuszczu na kuchennej kratce lub przy pomocy ręcznika papierowego.
  9. Krem pistacjowy przekładamy do szprycy. Ostudzone pączki odwracamy i od dołu nadziewamy kremem.
  10. Do miseczki wrzucamy połamaną czekoladę i kawałki masła. Umieszczamy nad rondlem z gotującą się wodą i od czasu do czasu mieszamy. Rozpuszczoną czekoladą polewamy pączki i posypujemy je posiekanymi pistacjami.
Tosia

wtorek, 18 lutego 2014

Tarta brokułowa z suszonymi pomidorami


Kilka dni temu, wracając z porannego spaceru z pobliskiego ryneczku, moją uwagę zwróciły promienie słońca padające na skrawek zielonej trawy. To tylko mały obrazek, ale sprawił, że poczułam ogromną tęsknotę za wiosną, jednocześnie poczułam się lekko, tak jakbym miała na sobie jedynie trampki i zwiewną kurteczkę. 

Wróciłam do domu i zmieniałam nieco swoje wieczorne plany kulinarne. Nagle zrozumiałam, że już nie mam ochoty na sycące dania, na kremowe zupy, gulasze, czy pasztety z musztardą. Mam ochotę na kolorowe, lekkie zupy, na sałatki pełne zdrowia i chrupiące tarty, które najchętniej zjadłabym siedząc na zielonej trawie.
Z tej okazji urządziłam dziś mały piknik na stole, w trakcie którego główną rolę grała tarta brokułowa. Jej kruchy spód wzbogaciłam o świeżo tarty parmezan. Środek tworzy ulubiony sos beszamelowy, jędrne różyczki brokułów, kawałki suszonych pomidorów, kulki mozzarelli i pestki dyni.

Smakuje znakomicie świeżo po upieczeniu, ale można ją śmiało serwować także na zimno.
W wersji obiadowej można do niej dodać jeszcze kawałki pieczonego kurczaka lub łososia.

Tarta brokułowa z suszonymi pomidorami/24 cm
Ciasto:
  • 200 g mąki pszennej (krupczatki)
  • 20 g świeżo tartego parmezanu
  • 100 g zimnego masła
  • jajko
  • 1-3 łyżki zimnej wody
  • łyżeczka soli
Farsz:
  • różyczki 1/4 brokuła
  • 1/2 białej części pora
  • kilka suszonych pomidorów
  • 2-3 łyżki pestek dyni
  • kilka kulek mini mozzarelli lub ok. 50 g dużej kuli
  • 4 łyżki świeżo tartego parmezanu
  • 2 łyżki masła
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 220 ml mleka
  • sól, pieprz, cukier, szczypta gałki muszkatołowej
  1. Do misy lub na stolnicę wsypujemy mąkę, dodajemy tarty parmezan i sól. Robimy w górce z mąki wgłębienie, dodajemy posiekane na kawałeczki zimne masło i jajko, zaczynamy wyrabiać ręką ciasto. W razie potrzeby, w trakcie wyrabiana dodajemy również 1-2 łyżki zimnej wody. Zagniatamy ciasto jedynie do połączenia składników. Owijamy je w folię spożywczą i wkładamy na 30 minut do lodówki.
  2. Po tym czasie ciasto cienko wałkujemy i przekładamy do tortownicy z karbowanymi brzegami. Formę wkładamy do lodówki na kolejne 30 minut.
  3. Różyczki brokuła kroimy na cienkie plastry. Wrzucamy je do rondla z posoloną i posłodzoną, wrzącą wodą. Gotujemy 4 minuty. Przekładamy na sito i przepłukujemy zimną wodą. Odstawiamy.
  4. W rondlu topimy masło, dodajemy 2 łyżki mąki, mieszamy trzepaczką, aż powstanie złota zasmażka. Zdejmujemy rondel z ognia, wlewamy powoli zimne mleko i intensywnie mieszamy trzepaczką. Stawiamy je ponownie na średnim ogniu i gotujemy przez kilka minut, co jakiś czas mieszając. Gdy sos zgęstnieje, doprawiamy solą, pieprzem, cukrem i gałką muszkatołową do smaku.
  5. Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni.
  6. Formę ze schłodzonym ciastem nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i wykładamy z wierzchu papierem do pieczenia, na który wsypujemy suchy ryż lub fasolę. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika formę z obciążeniem i pieczemy 15 minut.
  7. Następnie ściągamy pergamin z obciążeniem i dopiekamy samo ciasto przez kolejne 15 minut.
  8. Podpieczony spód wyciągamy z piekarnika, zmniejszamy temperaturę do 180 stopni.
  9. Spód smarujemy beszamelem i dekorujemy plastrami pora, brokuła, kawałkami mozzarelli i pestkami dyni. Całość posypujemy tartym parmezanem.
  10. Formę wkładamy ponownie do pieca i zapiekamy tartę jeszcze 20 minut.
  11. Podajemy na ciepło lub zimno.
Tosia

niedziela, 16 lutego 2014

Śniadanie do łóżka #130: Banoffee tost


Gdy pierwszy raz w życiu zabrałam się za przygotowanie banoffee pie byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Bo przecież co takiego ciekawego może kryć się w połączeniu kajmakowo-bananowo-śmietanowym. Takie smaki kojarzyły mi się raczej z tandetnymi lodowymi deserami, a nie obłędnym ciastem. I naprawdę bardzo się pomyliłam. 

Aż trudno opisać mi co najbardziej lubię w tym cieście. Może to banany, najlepiej jeszcze zielonkawe i sprężyste. Uwielbiam wykorzystywać je w kuchni, często jako naturalny słodzik. 

Gdy myślałam nad kolejnym śniadaniowym postem wpadłam na pomysł, żeby podać je w formie kanapki. Właściwie przez moją główę przeleciało kilka klasycznych tart: key lime pie, pecan pie, czy banoffee właśnie. A decyzja podjęła się sama. 

Na śniadanie wolę raczej wytrawne smaki, ale lubię czasem zmienić front. Szczególnie w niedzielę, gdy pierwszy posiłek mogę celebrować tak długo, jak będę miała ochotę. 

Banoffee tost (2 porcje)

- 2 kromki chleba tostowego
- 2 łyżki masy krówkowej
- 1 banan
- bita śmietana*
- poszatkowana czekolada

  1. Kromkę podgrzej w tosterze.
  2. Posmaruj masą krówkową
  3. Ułóż na niej pokrojone w plasterki banany.
  4. Przykryj warstwą bitej śmietany.
  5. Posyp poszatkowaną czekoladą. 

*trudno przewidzieć ilość, trzeba zrobić jej tyle, aby udało się ją ubić, gdyż z małą ilością może być problem

Śliwka

sobota, 15 lutego 2014

Słodka sobota #130: Serniczki Baklava




Wyobraźcie sobie aksamitne serniczki w towarzystwie słodkiej masy orzechowej, otulone chrupiącym ciastem filo i polane syropem różanym. Brzmi smakowicie? I tak też smakowało, więc spróbujcie ich koniecznie!
Poniżej przepis i opis w zdjęciach.



Serniczki Baklava/ 6 sztuk
Syrop różany:
  • 70 g cukru
  • 90 ml płynnego miodu
  • 120 ml wody
  • łyżeczka wody różanej
Masa orzechowa:
  • 80 g orzechów laskowych
  • 1/2 szklanki gotowego syropu różanego
Masa serowa:
  • 250 g twarogu dwukrotnie mielonego
  • jajko
  • żółtko
  • 60 g cukru
  • 50 ml śmietanki kremówki 
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • ziarenka z 1/2 wanilii lub 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
Chrupiące ciasto:
  • 3 płaty ciasta filo
  • 100 g masła
  • łyżeczka suszonych płatków róży
  1. W rondelku umieszczamy cukier, miód oraz wodę. Gotujemy na małym ogniu przez 20 minut, aż powstanie gęsty syrop. Zdejmujemy z ognia, dodajemy wodę różaną i mieszamy.
  2. W tym czasie wrzucamy obrane orzechy na suchą patelnię i prażymy przez kilka minut. Następnie przerzucamy je na czystą ściereczkę i przy jej pomocy ocieramy je o siebie, aby pozbyć się brązowej skórki. Wrzucamy je do wysokiego naczynia, dodajemy mniej więcej pół szklanki syropu różanego i miksujemy na pastę, kontrolując jej konsystencję.
  3. W rondlu topimy masło i studzimy.
  4. Trzy płaty ciasta filo kładziemy na sobie, dzielimy na 6 kwadratów o boku 10 cm.
  5. Twaróg ucieramy w makutrze lub mikserze razem z jajkami i mąką ziemniaczaną. Ucierając dalej masę, stopniowo dodajemy cukier, na zmianę z kremówką. Gdy składniki się połączą, dodajemy jeszcze ziarenka z wanilii lub ekstrakt i jeszcze krótko mieszamy.
  6. Papier do pieczenia dzielimy na 6 kwadracików o boku 12 cm.
  7. Foremki na muffiny smarujemy odrobiną topionego masła, wykładamy pergaminem, który również smarujemy masłem. Kładziemy w każdym dołku jeden płat ciasta filo, smarujemy masłem, kładziemy drugi płat, smarujemy masłem, następnie trzeci.
  8. Do środka przekładamy po równo masę serową, a na nią po łyżeczce masy orzechowej, zostawiając 3 łyżki na potem. Zbieramy rogi ciasta i łączymy je ze sobą ku środkowi.
  9. Tak przygotowaną foremkę z 6 przyszłymi serniczkami wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy 15 minut w 180 stopniach. Następnie zmniejszamy temperaturę do 110 stopni i pieczemy 30 minut.
  10. Po tym czasie bierzemy pokruszone resztki ciasta filo i ozdabiamy nimi oraz pozostałą masą orzechową upieczone serniczki. Polewamy syropem i posypujemy suszonymi płatkami róży.
  11. Zwiększamy temperaturę do 160 stopni i dopiekamy serniczki jeszcze 10 minut.
  12. Wyciągamy z piekarnika i studzimy. Najlepiej smakują schłodzone i polane odrobiną syropu.
Tosia

środa, 12 lutego 2014

Od blogera do sushi mastera!


Gdy w sobotę budzik zadzwonił o 5:45, moja pierwsza myśl brzmiała mniej więcej tak "yyyooahh". Kilka sekund później otworzyłam szeroko oczy z przerażenia i zdałam sobie sprawę, że Ewa mnie zabije, jeśli nie wstanę, więc wyskoczyłam z łóżka! Tym sposobem już po 7 byłam w kolejce z Gdyni do Gdańska, śniąc o sushi (prawie tak jak Jiro). Na szczęście towarzyszyły mi dwie panie - Marysia i Martyna, więc kolejne przesiadki na tramwaj i autobus były nam niestraszne. Dla pysznego jedzenia i dobrego towarzystwa mogę wstać nawet "w środku nocy".

Organizatorką spotkania była Ewa z MojeTworyPrzetwory, której jeszcze raz bardzo dziękuję za zaproszenie. Warsztaty sushi odbywały się w Borkowie za Gdańskiem w Hitosushi, a prowadzone były głównie przez sushi mastera Damiana, który cierpliwe i z pasją nam wszystko tłumaczył.


Nie chciałabym nikogo zanudzać szczegółami przebiegu warsztatów, dlatego skupię się na zachęceniu Was do przygotowywania sushi w domu. 

Przyznam się szczerze, że tak jak za sushi szaleję, tak nie bardzo do tej pory miałam ochotę przygotowywać je samodzielnie. Robiłam je kilka razy, nawet mój pierwszy wpis na blogu (w 2010 roku) był wariacją na temat sushi. Do tej pory, cały czas jednak byłam zdania, że to oddzielna sztuka przyrządzania jedzenia i nie może smakować w domu tak dobrze jak w sushi barze. Teraz zmieniam powoli zdanie, bo jednak można je zrobić dobrze w warunkach domowych.
Co prawda tytuł mojego wpisu jest napisany w formie żartobliwej. Daleko nam do sushi masterów po kilkugodzinnych warsztatach, a sztuka ta w Japonii przeznaczona jest tylko dla mężczyzn. Zostałam jednak przekonana, że przy wysokiej jakości składnikach i odpowiedniej technice można je zrobić w naprawdę dobrym stylu. Pod warunkiem, że posiadamy ostry nóż!

Poniżej przedstawiam mój autorski pomysł na sushi - futomaki ze świeżym łososiem, mango, ogórkiem, jarmużem i serkiem philadelphia oraz uromaki w podobnej konfiguracji smakowej, ale z pieczonym łososiem (dla tych mniej odważnych). Mam nadzieję, że chociaż trochę przekonam niektórych do przygotowania sushi samodzielnie. Pisanie przepisu było kłopotliwe, ponieważ pewnie łatwiej byłoby mi pokazać jak je rolować w rzeczywistości lub na filmiku. Instrukcji zawijania możecie również poszukać na opakowaniu zestawu do sushi.

A jeśli jesteście jednak ciekawi co się działo na warsztatach, zerknijcie na piękne fotki Małgosi (Pieprz czy wanilia) lub na mój profil instagramowy.


Co potrzeba do przygotowania podstawowego sushi?
  • płaty nori
  • matę do rolowania sushi
  • ryż
  • ocet ryżowy
  • świeże ryby lub owoce morza
  • chrzan wasabi
  • sos sojowy
  • marynowany imbir
  • świeże warzywa
Jak przygotować ryż do domowego sushi?
  • 2 szklanki ryżu do sushi - 2 i 1/2 szklanki wody
  • Zalewa do ryżu: 6 łyżek octu ryżowego, 3 łyżki cukru, łyżeczka soli
  1.  Ryż wsypujemy na sito, przepłukujemy kilka razy, przerzucamy do rondla/miseczki i zalewamy zimną wodą. Zostawiamy na 30 minut.
  2. Następnie ryż odsączamy i ponownie wrzucamy na sito, przepłukujemy kilka razy. Przekładamy do rondla, zalewamy wodą (na 2 szklanki ryżu, będzie to ok. 2 i 1/4 szklanki wody). Podgrzewamy.
  3. Gdy woda zacznie się gotować, zmniejszamy płomień, przykrywamy rondel i gotujemy przez 10 minut bez mieszania i odkrywania.
  4. Po tym czasie zestawiamy rondel z ognia i zostawiamy ryż pod przykryciem na 10 minut. Następnie przekładamy go do miseczki i chwilę studzimy.
  5. Do drugiego rondla wlewamy ocet ryżowy, dodajemy cukier i sól, podgrzewamy krótką chwilę, do rozpuszczenia cukru. Zalewę dodajemy do lekko ostudzonego ryżu, mieszamy.

Futomaki z łososiem, jarmużem, serkiem philadelphia, mango i ogórkiem/ 8 szt.
  • płat nori
  • ugotowany ryż
  • kawałek świeżego łososia (mniej niż 80 g)
  • mango
  • ogórek
  • listki jarmużu/sałaty
  • wasabi
  • serek philadelphia
  • sezam
  • suszone płatki chilli (opcjonalnie)
  1. Łososia, myjemy, oczyszczamy z ości, kroimy w pasy o grubości 2 cm, następnie po przekątnej, uzyskując z każdego kawałka 2 trójkąty.
  2. Kawałek mango oraz kawałek ogórka kroimy w cienkie słupki. Jarmuż myjemy.
  3. Matę do sushi owijamy w folię spożywczą. Szykujemy miseczkę z ugotowanym ryżem, miseczkę z wodą oraz pozostałe składniki.
  4. Płat nori kładziemy na środku maty. Zwilżamy ręce i układamy na nori warstwę ryżu, pozostawiając margines o szerokości ok. centymetra (patrz zdjęcie).
  5. Na środku ryżu tworzymy pas posmarowany pastą wasabi i serkiem philadelphia. Posypujemy je sezamem (dodatkowo można posypać suszonymi płatkami chilli).
  6. Następnie układamy kawałki ryby, słupki mango, ogórka i listki jarmużu/sałaty.
  7. Zawijamy futomaki przy pomocy maty (instrukcja powinna być na opakowaniu), pozostawiając ją cały czas na zewnątrz. Zwilżamy końcówkę nori bez ryżu wodą, aby całość się skleiła i utworzyła rulon.
  8. Zrolowane sushi dzielimy ostrym nożem na 6 lub 8 równych części. Przekładamy na talerz/deseczkę i podajemy z wasabi, sosem sojowym i marynowanym imbirem.

Uramaki (California maki) z pieczonym łososiem, jarmużem, serkiem philadelphia, mango i ogórkiem / 8 szt.
  • płat nori
  • ugotowany ryż
  • kawałek świeżego łososia (mniej niż 80 g)
  • kilka paseczków mango
  • kilka paseczków ogórka
  • listki jarmużu/sałaty
  • wasabi
  • serek philadelphia
  • sezam
  • suszone płatki chilli 
  • Marynata do łososia: 1/2 łyżeczki sosu sojowego, 1/2 łyżeczki miodu, 1/2 łyżeczki octu ryżowego
  1. Łososia, myjemy, oczyszczamy z ości. Nacieramy sosem sojowym, miodem i octem ryżowym. Kładziemy skórą ku dołowi na blasze i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 15 minut w 190 stopniach. Studzimy.
  2. Ostudzonego łososia kroimy w pasy o grubości 2 cm (lub robimy to jeszcze przed pieczeniem).
  3. Kawałek mango oraz kawałek ogórka kroimy w cienkie słupki. Jarmuż myjemy.
  4. Matę do sushi owijamy w folię spożywczą. Szykujemy miseczkę z ugotowanym ryżem, miseczkę z wodą oraz pozostałe składniki.
  5. Płat nori kładziemy na środku maty. Zwilżamy ręce i układamy na nori warstwę ryżu, pozostawiając margines o szerokości ok. centymetra (patrz zdjęcie). Odwracamy matę w taki sposób, aby ryż znalazł się na dole maty.
  6. Na środku nori tworzymy pas posmarowany pastą wasabi i serkiem philadelphia. Posypujemy je sezamem (dodatkowo można posypać suszonymi płatkami chilli).
  7. Następnie układamy kawałki ryby, słupki mango, ogórka i listki jarmużu/sałaty.
  8. Zawijamy uramaki przy pomocy maty (instrukcja powinna być na opakowaniu), pozostawiając ją cały czas na zewnątrz. Rolujemy sushi w taki sposób, aby końcówki nori z ryżem się złączyły.
  9. Gotowe sushi dzielimy ostrym nożem na 6 lub 8 równych części. Przekładamy na talerz/deseczkę i podajemy z wasabi, sosem sojowym i marynowanym imbirem.
 Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...