niedziela, 31 marca 2013

Życzenia wielkanocne



Wszystkim czytelnikom Burczymiwbrzuchu życzymy spokojnych i radosnych Świąt w gronie rodziny i przyjaciół. Niech na waszych stołach królują same wielkanocne pyszności! 

Śliwka i Tosia

sobota, 30 marca 2013

Słodka sobota #97: Sernik pomarańczowo-czekoladowy


































W tym roku, podczas wielkanocnego śniadania, moje wyroby znajdą się na kilku stołach znajomych. Za mną wiele pracowitych godzin w kuchni. Na liście świątecznych zakupów znalazło się między innymi 60 jajek i 19 kostek masła. Upiekłam już 9 mazurków i 4 serniki. Powstały też schaby i pasztety, ale dziś wypada słodka sobota, dlatego skupię się na deserach.
Poniżej przedstawiam przepis na jeden z serników, który ostatnio bardzo mi zasmakował. Jego spód tworzy brownies, a w masę serową (z własnoręcznie  mielonego twarogu), wtopione jest orange curd z sycylijskich pomarańczy. Całość polana gorzką czekoladą i ozdobiona kandyzowanymi plastrami pomarańczy.
Z tym opisem zostawiam Was i wracam do kuchni. Może jeszcze ktoś zdąży się na niego skusić i upiec go na jutro? :)

Sernik pomarańczowo-czekoladowy/tortownica 23 cm
Spód brownie:
  • 110 g masła
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 2 jajka
  • 180 g cukru
  • 120 g mąki pszennej
Masa serowa:
  • 750 g twarogu dwukrotnie mielonego
  • 3 jajka
  • białko
  • 200 ml śmietanki kremówki
  • 180 g cukru
  • łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 łyżki skórki z pomarańczy
Orange curd:
  • sok z 2 pomarańczy (u mnie czerwonych)
  • skórka z 1 pomarańczy
  • 80 g cukru
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
  • 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej 
  • 100 g zimnego masła
Polewa czekoladowa:
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 30 g masła
 Plastry kandyzowanej pomarańczy:
  • pomarańcza (u mnie czerwona)
  • 125 g cukru
  • 150 ml wody 
  1. Zaczynamy od spodu. W rondelku rozpuszczamy 100 g czekolady oraz 110 g masła. W tym czasie ubijamy 2 jaka z cukrem na kogel-mogel. Rozpuszczoną czekoladę studzimy, a następnie wlewamy do masy jajecznej, cały czas ją ubijając. W 3 turach dosypujemy mąkę i mieszamy ze sobą wszystkie składniki.
  2. Tortownicę wykładamy od spodu pergaminem. Wylewamy na dno masę brownie. Formę wkładamy do piekarnika i pieczemy przez 20 minut.
  3. Czas na orange curd. Świeżo startą skórkę oraz sok wlewamy do garnka. Dodajemy cukier i rozpuszczamy na małym ogniu. Do miski wbijamy jajka i żółtka, dodajemy skrobię i mieszamy trzepaczką. Kilka łyżek gotującego się soku wlewamy do jajek, mieszamy i wlewamy miksturę do garnka. Krem mieszamy trzepaczką i podgrzewamy przez kilka minut. Na koniec, gdy masa zgęstnieje, zestawiamy ją z gazu i dodajemy zimne masło w kawałeczkach. Masę studzimy.
  4. Przygotowujemy masę serową. Zmielony twaróg miksujemy z jajkami  na puszystą masę. Następnie dodajemy cukier, dalej ubijamy. Stopniowo wlewamy kremówkę, dodajemy też ekstrakt z wanilii oraz skórkę pomarańczową. 
  5. Z piekarnika wyciągamy podpieczony spód czekolady. Wylewamy na niego masę serową. Łyżką przekładamy punktowo orange curd, wtapiając w ten sposób krem i tworząc esy-floresy.
  6. Temperaturę piekarnika zmniejszamy do 130 stopni. Na dnie piekarnika stawiamy miseczkę ze stali nierdzewnej (lub po prostu żaroodporną). Do miseczki wlewamy wodę.
  7. Sernik pieczemy w naparowanym piekarniku przez 1,5 godziny. Po tym czasie, wyłączamy piekarnik, sernik zostawiamy na 20 minut w środku z uchylonymi drzwiczkami. Następnie ostudzony sernik chłodzimy w lodówce.
  8. Gorzką czekoladę oraz masło wkładamy do miseczki, którą stawiamy nad garnkiem z gotującą się wodą. Mieszamy, aż do rozpuszczenia.
  9. Roztopioną czekoladę wylewamy na schłodzony sernik wyrównujemy wierzch.
  10. Pomarańczę myjemy, osuszamy i kroimy w cienkie plasterki. W rondelku rozpuszczamy cukier w wodzie. Wrzucamy plastry pomarańczy i gotujemy 20 minut na małym ogniu.
  11. Kandyzowane plastry pomarańczy wyciągamy z syropu i przekładamy na pergamin. Gdy będą już odsączone z syropu, dekorujemy nimi wierzch sernika.
  12. Sernik przechowujemy w lodówce.
Tosia

środa, 27 marca 2013

Schab ze śliwkami

Słońce z deszczem wywołuje tęczę. To zjawisko meteorologiczne, które potrafi cieszyć oko, jednocześnie daje nadzieję. Wielobarwny łuk najlepiej wygląda na niebie po deszczu, wtedy świat wydaje się piękniejszy. Jednak inspiracji kolorami tęczy można szukać w wielu miejscach, nie tylko na niebie. Tęczowy może być "music box", tort, czy kucyk Pony. Z reguły w kolorach tęczy występuje wszystko co rozczula nas swoją słodyczą. Dlatego nie chcę jej oglądać na wędlinach w supermarketach!

Święta to odpowiedni czas, aby zadbać o jakość spożywanych przez nasze rodziny produktów. Warto chociaż dwa razy w roku się postarać i przygotować własnoręcznie mięso do chleba lub zamówić w zaufanym miejscu wędlinę. 
W święta Bożego Narodzenia zrobiłam po raz pierwszy parfait, czyli francuski pasztet do smarowania z kurzych wątróbek. Od tego czasu przygotowywałam go już wielokrotnie, bo ciągle proszono o więcej.
Podobną popularnością cieszy się domowy schab ze śliwką. To klasyczne połączenie rzeczywiście się sprawdza, a mięso dzięki śliwkom nabiera niepowtarzalnego smaku. Dodatkowo jego wierzch posmarowałam marynatą na bazie powideł śliwkowych. 
Przy takim schabie, tęczowa wędlina z marketu może się schować!

Schab ze śliwkami
  • 1,2 kg schabu bez kości
  • 180 g suszony/wędzonych śliwek
  • 3 łyżeczki powideł śliwkowych
  • łyżka miodu
  • łyżka sosu sojowego
  • łyżeczka musztardy dijon
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • 2-3 łyżki majeranku
  • gałązka świeżego rozmarynu
  • 2 łyżeczki soli
  • świeżo mielony pieprz
  1. Schab myjemy, osuszamy i oczyszczamy z wierzchu błonek. Mięso wkładamy do miski z zimną wodą i dwiema łyżeczkami soli. Zostawiamy na 30 minut.
  2. W tym czasie przygotowujemy marynatę. W rondelku umieszczamy powidła, miód, sos sojowy, ocet balsamiczny i musztardę. Podgrzewamy na małym ogniu kilka minut, następnie studzimy.
  3. Mięso osuszamy z wody, przy pomocy ręcznika papierowego. Długim i cienkim nożem robimy w schabie dwa tunele, do których wkładamy z dwóch stron śliwki. Schab z wierzchu nacieramy pieprzem oraz majerankiem. Smarujemy z dwóch stron przygotowaną marynatą śliwkową. Przekładamy do naczynia żaroodpornego lub rękawa do pieczenia. Mięso wkładamy do lodówki i marynujemy minimum godzinę, a najlepiej przez noc.
  4. Do naczynia z zamarynowanym mięsem wlewamy letnią wodę do 1/2 wysokości, wrzucamy gałązkę świeżego rozmarynu. Naczynie wkładamy do piekarnika i pieczemy przez godzinę (na każdy kg mięsa - 60 minut). Co 15 minut podlewamy mięso z wierzchu marynatą.
  5. Upieczony schab studzimy, a następnie kroimy w cienkie plastry.
Tosia

poniedziałek, 25 marca 2013

Jajka faszerowane pastą serowo-czosnkową





































Są pewne proste składniki, które łączą się ze sobą w taki sposób, że potrafią zachwycić bardziej niż niezwykle wyszukane produkty. Przekonałam się o tym wielokrotnie, obserwując chociażby gości na imprezach. Najczęściej, największym powodzeniem cieszą się proste pasty podane w formie mini kanapeczek. A królową wśród nich jest pasta serowo-czosnkowa, którą nazywamy wśród znajomych pastą Ady. 
Moja przyjaciółka upierała się wielokrotnie, że średnio lubi gotować, a do kuchni wchodzi od czasu do czasu. To wielka strata, bo jej pasta jest fantastyczna, a powstaje tylko z 3 składników : żółtego sera, majonezu oraz czosnku.
Pasta prawdopodobnie zagości u mnie w te święta w formie faszerowanych jajek. Postawię je na stole obok tych z nadzieniem z suszonymi pomidorami oraz z wędzonym łososiem. Ciekawe, które najszybciej zostaną zjedzone, bo coś czuję, że serowo-czosnkowe :)

Jajka faszerowane pastą serowo-czosnkową/12 szt.
  •  6 jajek
  • 70 g żółtego sera
  • 3-4 łyżki majonezu
  • 1-2 ząbki czosnku
  • szczypiorek
  • sól, pieprz
  1. Jajka wkładamy do rondelka, zalewamy zimną wodą i wstawiamy na gazie. Gdy woda zacznie się gotować, nastawiamy minutnik na 7 minut. Po tym czasie jajka przekładamy do miseczki i zalewamy zimną wodą. Po kilku minutach obieramy.
  2. Obrane jajka kroimy wzdłuż na pół. Wyjmujemy żółtka. 3 z nich wrzucamy do wysokiego naczynia, resztę odkładamy do innego dania.
  3. Żółtka ugniatamy widelcem, aby się rozpadły i dodajemy starty żółty ser, majonez oraz posiekany czosnek. Całość mieszamy i doprawiamy pieprzem i solą lub miksujemy za pomocą blendera.
  4. Gotową pastę przekładamy do szprycy, przy pomocy której dekorujemy białka. 
  5. Jajka podajemy posypane szczypiorkiem lub kiełkami.
Tosia

sobota, 23 marca 2013

Słodka sobota #96: Mazurek różany z białą czekoladą


































Zbliża się Wielkanoc, chociaż pogoda mogłaby sugerować zupełnie inne święa. Nie zdziwiłabym się, gdyby w galeriach handlowych, między stosikami z żółtymi pluszowymi pisklętami i kolorowymi pisankami, puszczali Last Christmas. W końcu śnieżna aura nie wprowadza w wiosenny nastrój. Cały czas próbuję się przestawić na lżejszą, zieloną kuchnię, ale nie jest to łatwe, kiedy organizm potrzebuje rozgrzewaczy. 
Moja koleżanka, opowiadała mi wczoraj, że jej mama na poważnie rozważa w tym roku opcję urządzenia powtórki z Wigilii, zamiast Wielkanocy. Pomysł wbrew pozorom nie jest wcale taki dziwny, z chęcią zjadłabym bigos i pierogi, ale za długo czekałam na wielkanocne potrawy.
Nie ukrywam, że kulinarna strona wszystkich świąt była dla mnie zawsze bardzo ważna. Już jako dziecko ingerowałam w każde menu, narzucając swoje zdanie starszym. Oprócz zaskakujących potraw, na stole musiały pojawić się też klasyczne potrawy, chociaż kilka, czyli  żurek, jajka faszerowane i przede wszystkim mazurki. Tak jak obok babek mogę przejść obojętnie, tak mazurki zachwycają mnie od zawsze. Od lat, moim ulubionym jest mazurek z domowym kajmakiem. 
Ostatnio na próbę zrobiłam Dulce de leche z przepisu Moniki i muszę przyznać, że krem z dodatkiem orzechówki może być sporą konkurencją dla starego kajmakowego wyjadacza. Ale żeby dać szansę innym smakom, przygotowałam też zupełnie inny mazurek, bo różany.
Krem powstał na bazie kremówki, mascarpone, odrobiny wódki "cytrynówki" i konfitury różanej. Celowo nie jest zbyt słodki, ponieważ wynagradza to polewa z białej czekolady. 
Przyznam, że kajmakowy nadal jest moim ulubionym, ale różany też jest na pewno godny polecenia :)

Mazurek różany z białą czekoladą/ 3 prostokątne foremki 22x10cm

Spód:
  • 320 g mąki pszennej
  • 70 g cukru pudru
  • 200 g zimnego masła, drobno pokrojonego
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 18%
  • 2 żółtka
Masa różana:
  • 200 ml śmietanki kremówki
  • 120 g mascarpone
  • 160 g konfitury/marmolady różanej
  • łyżeczka wódki cytrynowej
  • łyżeczka wody różanej
  • 3 łyżki suszonych kwiatków róży
  • płatki migdałowe
Polewa:
  • 50 g białej czekolady
  • 2-3 łyżki śmietanki kremówki 
  1. Składniki ciasta umieszczamy w misie lub na stolnicy i zagniatamy do połączenia się składników. Kulę z ciasta owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na godzinę.
  2. W tym czasie przygotowujemy krem różany. Śmietankę kremówkę ubijamy mikserem na sztywną pianę. Następnie dodajemy mascarpone, konfiturę różaną, wódkę cytrynówkę oraz wodę różaną. Ubijamy jeszcze krótką chwilę, aby nie było grudek. Masę próbujemy i ewentualnie dodajemy soku z cytryny/cukru pudru/więcej konfitury. Przekładamy ją do miseczki, przykrywamy folią i wkładamy do lodówki.
  3. Schłodzone ciasto wykładamy na stolnicę. Dzielimy na 3 części. Z każdej z nich, zostawiamy trochę ciasta na ramki. Resztę rozwałkowujemy na 3 prostokątne spody.
  4. Wykładamy nimi foremki, a z pozostałej części ciasta robimy cienkie wałeczki, które przeplatamy ze sobą tworząc coś w rodzaju warkoczyka. Z warkoczyków z ciasta robimy ramki mazurkom, wykładając nimi boki. Spód każdego mazurka nakłuwamy widelcem, aby nie podniosły się w trakcie pieczenia.
  5. Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni. Kruche ciasto pieczemy przed 20 minut. Następnie studzimy.
  6. W rondelku gotujemy wodę. Do miseczki wrzucamy połamaną białą czekoladę, ustawiamy ją nad rondelkiem, nad parą wodną, w taki sposób, aby nie dotykała bezpośrednio wody. Gdy czekolada pod wpływem ciepła, zacznie się rozpuszczać, dodajemy śmietankę kremówkę i mieszamy. Roztopioną gładką polewę w miseczce zdejmujemy z rondelka.
  7. Na ostudzone spody wykładamy schłodzoną masę różaną. Posypujemy ją płatkami migdałowymi i suszonymi kwiatkami. Dodatkowo oblewamy polewą z białej czekolady.
Tosia

czwartek, 21 marca 2013

Rillettes z łososia



































Lubię rozmawiać ze znajomymi i czytelnikami bloga o świąteczno-kulinarnych zwyczajach. Obyczaje wielu domów mogą wpływać inspirująco na gotowanie. 
Po świętach Bożego Narodzenia, do dziś jestem zdziwiona, że wcześniej nie słyszałam o makówkach. A ostatnio, przy przepisie na żurek na zakwasie, okazało się, że nie każdemu zupa ta kojarzy się z Wielkanocą. To było dla mnie kolejne zaskoczenie, bo nie przypuszczałam, że oprócz żurku, czy białego barszczu podaje się w niektórych domach barszcz z buraków. 

Myślę, że święta Bożego Narodzenia są dosyć przewidywalne i w wielu domach wigilijne menu nie zmienia się od lat. Za to Wielkanoc umożliwia więcej kreatywnych działań w kuchni. Wprowadzanie nowych potraw na wielkanocny stół toleruje się jakoś bardziej. Chociaż na pewno każdy z Was ma takie dania, na które czeka cały rok, jak ja na mazurek kajmakowy.
U mnie zawsze na stole pojawiają się sałatki, jajka faszerowane, wędliny i pasztety. W tym roku swój debiut będzie miało rillettes z łososia, czyli francuska pasta z drobno posiekanego pieczonego i wędzonego łososia. 
Jest przepyszna i doskonale pasuje do mojego ulubionego chleba pszennego na zakwasie żytnim. Do rillettes dodałam między innymi musztardę, starte jabłko i kapary. Pasta smakuje też ciekawie z chrzanem. Myślę, że świetne wkomponuje się do świątecznego menu, zamiast ryby w galarecie, za którą nie przepadam.

Rillettes z łososia
  • 300 g świeżego łososia
  • 250 g wędzonego łososia
  • 1/2 jabłka
  • 2 łyżeczki musztardy
  • 2 łyżki śmietany
  • łyżka masła
  • 1/2 łyżeczki miodu
  • 2 łyżki posiekanego koperku
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 3 łyżki kaparów
  • sok z cytryny
  • sól, pieprz
  1. Łososia myjemy i osuszamy. Rybę przyprawiamy solą, pieprzem i skrapiamy sokiem z 1/2 cytryny. Kładziemy ją na folii aluminiowej i zamykamy tworząc paczuszkę. Łososia kładziemy na blaszce i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 15 minut w 200 stopniach.
  2. Upieczoną i ostudzoną rybę dzielimy za pomocą widelca na drobne, rozpadające się kawałeczki, wrzucamy do miseczki. Mieszamy je z drobno posiekanym wędzonym łososiem.
  3. Dodajemy starte na drobnych oczkach jabłko, musztardę, śmietanę, łyżkę miękkiego masła. Wszystko mieszamy. Dodajemy sok z cytryny, 1/2 łyżeczki miodu, koperek, kapary, koperek oraz szczypiorek. Składniki dokładnie mieszamy, próbujemy i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
  4. Gotowe rillettes wkładamy przed podaniem na minimum godzinę do lodówki. Podajemy z pieczywem.
Tosia

środa, 20 marca 2013

Red hot chilli tofu


Nie będę zbyt oryginalna narzekając na pogodę. Chyba każdy spodziewał się wiosny, a tu taka niespodzianka. Znowu muszę wstawać 15 minut wcześniej, żeby zdrapywać lód z szyby samochodowej. No dobra, inaczej- znowu spóźniam się 15 minut do pracy przez konieczność zdrapywania lodu z szyby. 

Jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się nad posadzeniem rzeżuchy, kwintesencji wiosny, a teraz znowu myślę tylko o rozgrzewaczach. Po pracy biegnę do domu zmarznięta i głodna, szykuję sobie szybko zupę krem i gorącą kąpiel. Dopiero po takiej kuracji wracam do życia.

A gdy znowu odzywa się głód, zamiast lekkich wiosennych twarożków, które kilka dni temu wróciły na mój talerz po długiej nieobecności, mam ochotę na gorący konkret. Idealnie sprawdza się ostre tofu szybko podsmażone na woku z papryką. Czerwone i ostre, aż się prosiło o swoją charakterystyczną nazwę. 

Red hot chilli tofu (2 duże porcje)

- 300 g wędzonego tofu

- 3 ząbki czosnku
- 3 cm imbiru
- 1 czerwona papryka
- świeża kolendra
- garść orzeszków ziemnych
- olej- do smażenia

Sos:

- 200 g przecieru pomidorowego
- tabasco
- 2 łyżki sosu sojowego
- 1 łyżka syropu klonowego/miodu
- 1 łyżka octu balsamicznego
- pół łyżeczki cynamonu
- sól, pieprz

  1. Przekrój paprykę na pół, wykrój gniazda nasienne i pokrój ją na średniej wielkości kawałki. Odłóż na bok.
  2. Tofu odsącz i pokrój na grube kwadraty. Odłóż na bok.
  3. Czosnek obierz i imbir obierz ze skórki i drobno poszatkuj. 
  4. Wlej przecier do małego garnka. Zagotuj na małym ogniu. Dopraw sosem sojowym, syropem klonowym (możesz użyć miodu), octem balsamicznym, cynamonem, solą i pieprzem. Dodaj tabasco wedle uznania- danie powinno być mocno ostre. Utrzymuj gorący sos na małym ogniu, co jakiś czas mieszając.
  5. W woku rozgrzej olej. Gdy będzie gorący wrzuć do środka czosnek i imbir. Mieszaj aż lekko zbrązowieją. Dodaj tofu i smaż kilka minut aż zbrązowieje z dwóch stron.
  6. Dodaj paprykę. Smaż jeszcze ok. 3 minuty. 
  7. Zdejmij woka z ognia i od razy wlej gorący sos. Powinien momentalnie odparować. 
  8. Nakładaj porcje do miseczek, posypując świeżą kolendrą i poszatkowanymi orzechami ziemnymi. 
Śliwka



niedziela, 17 marca 2013

Śniadanie do łóżka #91: Tosty ze szpinakiem i wędzonym kozim serem

































Jakiś czas temu zrobiło się głośno na temat warszawskiego bazaru Le Targ. Pojawiły się zachwyty, ale także słowa krytyki, że inicjatywy tego typu to przejaw "hipsterstwa" (więcej na ten temat tu). Nie lubię przypisywania tego typu łatek, tym bardziej, że od dawna twierdzę, że hipsterzy nie istnieją. 
Dlatego podskoczyłam z radości, gdy dowiedziałam się, że co dwa tygodnie w piątek mamy w Trójmieście podobny bazar!

Nie da się ukryć, że obecnie trudno o prawdziwie wiejskie lub ekologiczne produkty. W piekarniach sprzedaje się chleb zabarwiany karmelem, przypominający watę, w marketach widujemy wędliny w kolorach tęczy. Bazar BoZeWsi wychodzi na przeciw konsumentom, dla których jakość produktów spożywczych jest ważna.
Oprócz warzyw i owoców, na targu można kupić przepyszną kiełbasę z gęsi, świeże zioła, czy kozi ser. I właśnie przy stoisku z serami zatrzymałam się na dłużej.  
Niezwykle charyzmatyczny sprzedawca przyciągał uwagę historiami o produktach i stronie na Facebooku (Kaszubska Koza). W specyficzny i przyjazny sposób budował więź z każdym klientem. Po spróbowaniu serów okazało się, że nie musiał wcale tego robić. Tak mi smakowały, że nie mogłam zdecydować się z którym wrócę do domu. Ostatecznie wybrałam wędzony kozi ser, zwany "kozim dymkiem".
W trakcie powrotu do domu rozmyślałam co z niego zrobię. Wybór padł na tosty. 
Wyobraźcie sobie zgrillowane kromki piwnego chleba na zakwasie, między nimi ukryte szpinakowe pesto i lekko rozpuszczający się kozi ser. Prawdziwe niebo dla podniebienia!
Takim śniadaniem mogłabym witać każdą niedzielę :)


Tosty z pesto szpinakowym i wędzony kozim serem/2 szt.

  • 4 kromki chleba (u mnie piwny chleb pszenny na zakwasie pszennym)
  • garść liści świeżego szpinaku (ok. 80 g)
  • 8 plastrów koziego sera wędzonego "kozi dymek"
  • 2 łyżki ziaren słonecznika (może być wcześniej podprażony)
  • mały ząbek czosnku lub 1/2 dużego
  • 2 łyżki oliwy
  • sól, pieprz
  1. Liście umytego szpinaku wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy ziarna słonecznika, czosnek i łyżkę oliwy. Szpinak przyprawiamy solą oraz pieprzem i miksujemy blenderem na pastę.
  2. Kromkę chleba smarujemy pesto. Kładziemy plasterki sera i przykrywamy drugą kromką. Wierzch przyszłego tosta smarujemy z wierzchu oliwą. Czynność powtarzamy.
  3. Tosty kładziemy na mocno rozgrzanej patelni do grillowania lub w opiekaczu do kanapek. Grillujemy przez kilka minut z dwóch stron, aż wierzch chleba będzie rumiany, a ser zacznie się rozpuszczać. Tosty można też podgrzewać przez kilka minut w piekarniku.
Tosia

sobota, 16 marca 2013

Słodka sobota #95: Brittle z orzechami




























Mówi się, że człowiek zawsze narzeka. Zimą tęskni za upałami, a latem, zdychając z gorąca błaga o śnieg. 
Może to i prawda, ale ja już dawno temu przekonałam się w jakich klimatach czuję się najlepiej. Mam swoją ulubioną pogodę, która łączy te dwie skrajności. Dzisiejszą pogodę.

Śnieg, orzeźwiające chłodne powietrze i mocno świecące słońce to wszystko czego mi trzeba do szczęścia. Gdy otwieram oczy w zimowy poranek i widzę niebieskie niebo to uśmiech przykleja mi się do twarzy i nie puszcza. Pozostaje już tylko wykorzystać to najlepiej jak się da.

Spacer nad morzem to jeden z takich dobrych pomysłów. Sopockie orzeźwiające powietrze o tej porze roku to po prostu bajka. Wypadałoby też coś ugotować. Coś co sprawi, że uśmiech rozciągnie się jeszcze bardziej. Tutaj może pomóc karmel i orzechy. Jakby szczęście można było jeść, na pewno miałoby postać brittle. 

Kolejna nazwa, którą trudno mi przetłumaczyć. Język polski ma wielkie braki w deserach. Batoniki, karmelki? Nie mam pomysłu jak nazwać pokruszoną na kawałki, chrupiącą i ciągnącą się jednocześnie masę karmelową z orzechami. Ale czy to ważne? Ważne ze jest taaaakaaa pyszna!

Brittle z orzechami (prostokątne naczynie 30 cm x 22 cm)

- 180 g cukru
- 180 g miodu
- 2 łyżki wody
- pół łyżeczki soli
- 20 g masła
- 3 łyżki śmietanki kremówki
- 250 g orzechów ziemnych, niesolonych
  1. Do garnka wsyp cukier, wlej miód i wodę. Podgrzewaj na dużym ogniu, nie mieszając. Gdy zacznie bulgotać, lekko zmniejsz ogień i gotuj nie mieszając ok. 5 minut. 
  2. Po tym czasie dodaj sól i orzechy. Wymieszaj (najlepiej użyć drewnianej łyżki, bo gorąca masa może rozpuścić plastikowe) i podgrzewaj na mniejszym ogniu jeszcze przez 5 minut, co jakiś czas mieszając.
  3. Zdejmij garnek z ognia, dodaj masło i śmietankę. Wymieszaj. 
  4. Masę wlej do wyłożonego papierem do pieczenia prostokątnego naczynia/formy. Rozprowadź ją równomiernie po naczyniu. 
  5. Odstaw do ostygnięcia. 
  6. Gdy ostygnie wstaw naczynie do lodówki. Po godzinie powinno być odpowiednio chrupiące. Możesz też wstawić naczynie na chwilę do zamrażalnika.
  7. Wyjmij masę z naczynia, odwróć papierem do pieczenia do góry i uderz kilka razy na przykład tłuczkiem do mięsa. Pokruszone kawałki przechowuj przed podaniem w lodówce- gdy za długo leżą w wyższej temperaturze, tracą chrupkość.
Śliwka

piątek, 15 marca 2013

Placki z buraków z fetą


Te placuszki chodziły za mną już od jakiegoś czasu. Prawdę mówiąc wpadłam na pomysł ich zrobienia już w wakacje i nie wiem co mnie cały czas powstrzymywało przed wypróbowaniem przepisu. 

Ostatnio wpadłam w prawdziwą buraczkową obsesję. Uwielbiam je pod każdą postacią (no poza sokiem, do niego wciąż się nie mogę przekonać). Pieczone dodaje do sałatek, czasem kładę na chlebie (koniecznie z dodatkiem koziego sera!), eksperymentuje z różnymi rodzajami barszczu, no i placuszkami. 

Te są naprawdę pyszne. Tyle o tym.

Placki z buraków z fetą (10 sztuk)
- 2 średnie buraki
- 3 ząbki czosnku
- 1 łyżka miodu
- 25 g mąki razowej
- 1 łyżka suszonego rozmarynu
- 1 łyżeczka suszonego majeranku
- 1 jajko + 1 białko
- 3 cm świeżego imbiru
- 1 łyżka octu balsamicznego
- 1 łyżka oliwy + porcja do smażenia
- sól, pieprz

- feta
- 2 łyżki orzeszków piniowych
  1. Orzeszki piniowe upraż na suchej patelni. Odstaw na później.
  2. Buraki obierz ze skórki i zetrzyj na tarce o grubych oczkach. 
  3. Czosnek wyciśnij, a imbir zetrzyj na tarce o drobnych oczkach. Dodaj do buraków. 
  4. Do startych buraków dodaj resztę składników na placki i wymieszaj.
  5. Rozgrzej oliwę na patelni, i nakładaj ok. 1, 5 łyżki buraczków, uklepując je łopatką, aby przybrały kształt placka. 
  6. Smaż z dwóch stron, delikatnie przekładając je łopatką. 
  7. Zdejmij placki z patelni i osusz ręcznikiem papierowym z nadmiaru tłuszczu.
  8. Posyp fetą i prażonymi orzeszkami. 
Śliwka


czwartek, 14 marca 2013

Żurek na domowym zakwasie

































W mojej lodówce mieszka na stałe dwóch lokatorów. Są nawet zameldowani. Jeden jest subtelny i nieśmiały, drugi odważny i wyrazisty. Zakwas pszenny dokarmiam na zmianę z żytnim, czasem także dwa na raz. Nikogo nie wyróżniam, bo lubię wypieki na jednym i drugim.
Ostatnio, niespodziewanie z duetu zrobiło się Ich troje. W lodówce zamieszkał zakwas żurkowy. Jest przebojowy, nawet bardziej niż zakwas żytni. Wydobywa z siebie mocno kwaskowaty i lekko czosnkowy aromat.
Stali lokatorzy z ulgą pożegnali wczoraj gościa, który wylądował w zupie. Jeszcze nie wiedzą o tym, że wkrótce pojawi się w ich lokum znowu :)

Zbliża się Wielkanoc, powoli przestawiam się na tryb wiosenny i myślę już o świętach. Dlatego zabrałam się za wielkanocne menu. 
Żurku na zakwasie wcześniej nie robiłam. W zeszłym tygodniu była pierwsza próba, ale coś mi w nim nie pasowało. W końcu żur na domowym zakwasie znacznie różni się od tego sklepowego z butelki. Nie poddałam się, zrobiłam nowy zakwas i podjęłam drugą próbę. Udało się, wyszedł z tego żur idealny, który na stałe wejdzie do mojego popisowego menu :) 
A kupny zakwas niech zostanie na półkach sklepowych, tam jego miejsce!





































Zakwas na żurek
  • 10 czubatych łyżek mąki żytniej razowej (70-80 g)
  • 500 ml letniej wody
  • 2 duże lub 3 mniejsze ząbki czosnku
  • 3 listki laurowe
  • łyżeczka ziarenek pieprzu
  • 4 ziarenka ziela angielskiego
  • skórka z 1 kromki żytniego chleba na zakwasie
Żurek na zakwasie
  • 2-3 białe kiełbasy
  • 2-2,5 l wody
  • cebula
  • marchewka
  • 1/4 korzenia selera
  • 5 suszonych grzybów
  • 2 listki laurowe
  • 2 ziarenka ziela angielskiego
  • 1/2 łyżeczki ziarenek pieprzu
  • sok z 1/2 cytryny
  • 4 łyżki domowego chrzanu (lub ze słoiczka, lub 2 łyżki świeżo startego korzenia chrzanu)
  • suszony majeranek
  • sól, pieprz
  • 3 ziemniaki
  • 3 jajka
  • miseczki chlebowe (u mnie z tego przepisu, proporcje razy 2)
Zakwas:
  1. Do słoika lub glinianego naczynia wsypujemy mąkę, wlewamy letnią wodę i mieszamy, aby nie było grudek. Dodajemy przekrojone na pół i lekko zmiażdżone ząbki czosnku, liście laurowe, ziarenka ziela angielskiego i pieprzu oraz kawałek kromki żytniego chleba.
  2. Naczynie przykrywamy gazą lub kuchenną ściereczką i stawiamy w ciepłym miejscu na minimum 3 dni. Każdego dnia zakwas mieszamy drewnianą łyżką lub patyczkiem.
  3. Po 3 dniach, gdy zakwas będzie pachniał kwaskowato, wykorzystujemy go do zupy lub wstawiamy do lodówki.
Żurek:
  1. Do garnka wrzucamy kiełbasy. Dodajemy obraną i przekrojoną na pół cebulę, obraną marchewkę oraz korzeń selera. Składniki zalewamy zimną wodą i stawiamy na gazie.
  2. Do garnka dorzucamy suszone grzyby (można kilka godzin wcześniej namoczyć je w wodzie), liście laurowe, ziarenka pieprzu, ziarenka ziela angielskiego.
  3. Ziemniaki obieramy, kroimy w kostkę i gotujemy w osobnym garnku, aż będą miękkie. Jajka gotujemy na twardo.
  4. Po 30-40 minutach gotowania wywaru, przyprawiamy przyszłą zupę solą. Wyjmujemy kiełbasę, a wywar można odcedzić (nie jest to konieczne). Z zakwasu wyjmujemy małym sitkiem pływające ząbki czosnki i kawałki chleba. Resztę mieszamy i dodajemy do zupy. W tym czasie obieramy kiełbasy lub po prostu kroimy je w plastry.
  5. Po 3 minutach, dodajemy do zupy czosnek drobno posiekany, chrzan i sok z cytryny. Żurek przyprawiamy pieprzem oraz majerankiem i jeszcze chwilę podgrzewamy.
  6. Zupę podajemy w chlebkach z jajkiem na twardo, ziemniakami i kiełbasą.
Tosia

wtorek, 12 marca 2013

Łosoś wędzony w zielonej herbacie
































Kilka dni temu, wspominałam na blogu wyjątkowo udane warsztaty kulinarne poświęcone tematyce ryb. W trakcie spotkania, szef kuchni Restauracji Pod Łososiem - Janusz Małyszko, nauczył nas jak patroszyć i filetować ryby. Następnie przeszliśmy do kolejnego etapu, czyli przygotowywania dań bazując na własnoręcznie wyfiletowanych rybach. Powstało bardzo dużo potraw, między innymi bulion rybny, czy tarta z łososiem na spodzie z Kus Kusu. Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak wcześniej nieznana mi w praktyce technika, czyli podwędzanie ryby. Okazało się, że można to zrobić w bardzo przyjemny sposób w warunkach domowych.
Mieszkam nad morzem i mam łatwy dostęp do świeżych ryb. Grzechem byłoby z tej okazji nie korzystać, dlatego postanowiłam prędko spróbować tę metodę sama. Moja kuchnia, zamieniła się dzisiaj w małą wędzarnię i bardzo mi się to podobało :)

Pewnie teraz jesteście ciekawi w jaki sposób można to osiągnąć. Wystarczy patelnia z grubym dnem (u mnie wok), metalowa kratka lub bambusowa mata, folia aluminiowa oraz składnik, dzięki któremu uzyskamy dym. Na warsztatach wykorzystano do tego wiórki owocowych drzew. Niestety miałam problem z ich dostaniem (szukałam nawet w sklepie zoologicznym). Postanowiłam zrobić to inaczej.

Poszukałam trochę w sieci i trafiłam na artykuł Agnieszki Kręglickiej. W znalezionym przepisie wędzące aromaty pochodzą z mieszanki suchego ryżu i herbaty. Doczytałam także, że do wędzenia można wykorzystać kaszę pęczak i wybrałam ten sposób.
Wymieszałam suche ziarna kaszy pęczak z moją ulubioną zieloną herbatą (prezent z Chin) oraz z suszoną trawą cytrynową (z Wietnamu - mam szczęście do prezentów). Aby było ciekawiej, ryba również została zamarynowana w naparze z zielonej herbaty. Do marynaty dodałam jeszcze cukier trzcinowy, whiskey, a sama ryba została przyprawiona morską solą i pieprzem.
Gdy zabrałam się za wędzenie, musiałam pootwierać wszędzie okna, w całym domu unosił się specyficzny zapach, moim zdaniem przyjemny. Po kilku minutach, podniosłam niepewnie pokrywkę i zobaczyłam niezwykle apetyczny kawałek łososia. Musicie mi uwierzyć, że jego konsumpcja była jeszcze przyjemniejsza. Rybę podałam z kaszą pęczak ugotowaną w herbacie oraz z domowym chrzanem z jabłkiem (w którym jestem ostatnio zakochana)
Coś czuję, że będę częściej wędzić i Was też do tego zachęcam :)

Poniżej niezbyt urodziwe zdjęcia, za to na pewno przydatne w zrozumieniu jak przebiega wędzenie.
















Łosoś wędzony w zielonej herbacie/1 porcja
  • 200 g filetu łososia
  • łyżka whiskey
  • 2 łyżki naparu z zielonej herbaty
  • łyżeczka cukru trzcinowego
  • sól morska gruboziarnista
  • świeżo mielony pieprz
  • Do wędzenia:
  • 5 łyżek kaszy pęczak
  • 4 łyżki liści zielonej herbaty
  • 2 łyżki cukru trzcinowego
  • łyżka trawy cytrynowej
Chrzan z jabłkiem
  • 150 g korzenia chrzanu
  • jabłko
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 18%
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • łyżka miodu
  • sok z 1/2 cytryny
  • łyżeczka musztardy
  • koperek
  • sól, pieprz
Herbaciana kasza pęczak
  • 100 g kaszy pęczak
  • 200 ml naparu z zielonej herbaty
  • 100-150 ml wody
  • łyżeczka soli
Łosoś wędzony w zielonej herbacie:
  1. Łososia myjemy, osuszamy, pozbywamy się ości i pozbywamy się skóry. Rybę przyprawiamy solą i pieprzem z dwóch stron. Przekładamy do foliowej torebki, dodajemy whiskey oraz zieloną herbatę. Tak zamarynowaną rybę zostawiamy na 30 minut lub wkładamy do lodówki na 2 godziny (a 30 minut przed wędzeniem wyciągamy, aby była w temperaturze pokojowej).
  2. Wok lub patelnię z grubym dnem wykładamy folią aluminiową. Na dnie umieszczamy kaszę pęczak, liście zielonej herbaty, trawę cytrynową oraz cukier trzcinowy. Włączamy gaz i okap. Po kilku minutach pojawi się dym. Metalową kratkę lub bambusową matę do sushi smarujemy odrobiną oliwy i umieszczamy w woku, w taki sposób, aby nie dotykała bezpośrednio dna.
  3. Łososia wyciągamy z marynaty i osuszamy za pomocą ręcznika papierowego. To ważny moment, bo dzięki temu ryba będzie podwędzana, a nie gotowana na parze. 
  4. Łososia kładziemy na kratce. Na rybie umieszczamy zioła : tymianek lub koperek. Folię aluminiową zwijamy ku środkowi, w taki sposób, aby dym nie uciekał poza wok. Rybę przykrywamy szczelnie pokrywką i zostawiamy na 12-15 minut. Po tym czasie ryba powinna być już uwędzona. Podajemy ją z chrzanem oraz herbacianą kaszą pęczak.
Herbaciana kasza pęczak: 
  1. Do rondelka wlewamy wodę i zaparzoną herbatę. Przyprawiamy ją solą i podgrzewamy. Gdy zacznie się gotować, wrzucamy pęczak i gotujemy według wskazówek na opakowaniu (kilkanaście minut).
 Chrzan z jabłkiem:
  1. Korzeń chrzanu obieramy i wkładamy na 30 minut do zamrażalnika lub miski z zimną wodą. Następnie chrzan ścieramy na tarce o grubych oczkach lub przy pomocy malaksera.
  2. Do chrzanu dodajemy starte jabłko oraz sok z cytryny. Dodajemy także musztardę, miód, jogurt i śmietanę. Całość mieszamy, przyprawiamy solą, pieprzem oraz koperkiem.
Tosia

niedziela, 10 marca 2013

Śniadanie do łóżka #90: Pancakes z karmelem pomarańczowym
































Jestem skłonna uwierzyć, że niedziela została specjalnie wymyślona, aby celebrować śniadania. Podświadomie układam dzień tak, aby co najmniej do południa nie mieć żadnych zobowiązań. Dlatego, gdy wczoraj wpadłam na pomysł zorganizowania śniadania dla kilku osób i zrobienia wieży z pancakesów prędko ugryzłam się w język. Mimo, że uwielbiam gotować dla przyjaciół, dawno nie czułam takiej ulgi, że niedzielne śniadanie po długiej sobotniej imprezie okaże się bezstresowe.

Powoli smażyłam naleśnika za naleśnikiem, od czasu do czasu podjadając coś z lodówki, więc gdy wreszcie udało mi się skończyć zabawę, nie byłam już ani trochę głodna. Dwadzieścia naleśników oblanych karmelem przypadło więc tylko jednej osobie. 

Pomarańczowy karmel to naprawdę dobra alternatywa dla tradycyjnie podawanego do pancakes syropu klonowego. Ostrzegam jednak, że to niezwykle sycąca forma śniadania. 

Pancakes z karmelem pomarańczowym (ok. 20 sztuk)
- 2 kubki mąki
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 4 łyżki cukru
- 1 opakowanie serka homogenizowanego (160 g)
- skórka z 1 pomarańczy
- 1 laska wanilii
- duża szczypta soli
- 1,5 kubka mleka
- 1 łyżka metaxy lub innego alkoholu
- 1 łyżka cynamonu
- sok z 1 cytryny

Karmel:
- pół kubka cukru
- pół kubka soku wyciśniętego z pomarańczy
- duża szczypta soli

  1. Pomieszaj wszystkie składniki na pancakes trzepaczką (laskę wanilii wcześniej przekrój na pół i użyj tylko ziarenek ze środka).
  2. Przygotuj karmel. Na suchą patelnię wysyp cukier i podgrzej chwilkę na dużym ogniu, aż zacznie się odrobinę rozpuszczać. Dodaj szczyptę soli i wylej sok na patelnię. Podgrzewaj na średnim ogniu, nie mieszając około 8 minut. Gdy bardzo mocno bulgocze, zmniejsz nieco ogień. Odstaw karmel na bok.
  3. Pancakes smaż na oleju, wlewając na patelnię grubą  na ok. pół centymetra warstwę ciasta. Smaż z dwóch stron i odkładaj na talerz.
  4. Podawaj pancakes oblane karmelem.
Śliwka

sobota, 9 marca 2013

Słodka sobota #94: Bezowe markizy z orzechami





































Chrupkie, słodkie, lekkie, delikatne i rozpływające się w ustach. Potrafią być cudowną bazą wielu deserów, chociaż już same w sobie są pyszne. Uwielbiam wszystko co bezowe, więc chętnie eksperymentuje z nimi w kuchni.
Przygotowywałam ostatnio przekąski dla pewnej młodej pary w ważnym dla nich dniu. Miałam już opracowane całe menu, ale brakowało jeszcze czegoś na deser, takiej "wisienki na torcie". Wybrałam beziki, ponieważ mają one w sobie tyle słodyczy i uroku, że wspaniale się nadają na tego typu okazje.
Początkowo planowałam upiec klasyczne bezy, zaraz potem pojawił się pomysł na makaroniki (przepis poprzednich tutaj)
Nie miałam jednak zbytnio czasu na dodatkowe zakupy, a w szafce brakowało cukru pudru i mąki migdałowej. Dlatego zrobiłam coś trochę innego. 
Upiekłam płaskie beziki, wykorzystując metodę przygotowywania makaroników. Zamiast mąki migdałowej, wybrałam mąkę z orzechów arachidowych. Wyszły z tego bardzo ciekawe w smaku beziki, a przy tym nadal kruche i delikatne. Ich słodycz postanowiłam przełamać dodatkowo kremem czekoladowym z domowym masłem orzechowym.Wyszły z tego przepyszne bezowe markizy. Jak widać powiedzenie "Potrzeba matką wynalazków" świetnie się sprawdza w kuchni :)

Bezowe markizy z orzechami/10-15 sztuk
  • 4 białka (135 g)
  • 250 g drobnego cukru
  • 120 g mąki orzechowej (z orzechów arachidowych)
  • łyżeczka kakao
  • Krem czekoladowo - orzechowy:
  • 80 g orzechów arachidowych
  • 100 g mascarpone
  • 50 g gorzkiej czekolady
Beziki:
  1. Minimum 10 godzin przed pieczeniem, umieszczamy białka jajek w miseczce. Przykrywamy ją ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu (ja zrobiłam to wieczorem).
  2.  Następnego dnia zaczynamy ubijać białka mikserem na sztywną pianę. Po 2 minutach ubijania dodajemy 60 g drobnego cukru i miksujemy białka kolejne 2 minuty. W tym czasie łączymy resztę cukru z mąką orzechową i kakao. Dodajemy je do białek i delikatnie mieszamy do dokładnego połączenia składników. 
  3. Masę bezową przekładamy do rękawa cukierniczego/szprycy. Na blachę wyłożoną pergaminem lub matą silikonową, wyciskamy okrągłe beziki o średnicy ok. 6 cm. Zachowujemy odstępy między bezikami i zostawiamy je na blasze na godzinę.
  4. Po tym czasie wkładamy je do piekarnika. Beziki pieczemy 10-12 minut w temperaturze 150 stopni. Upieczone zostawiamy na blasze, a wystudzone przekładamy czekoladowo-orzechowym kremem.
Krem czekoladowo-orzechowy:
  1. Do miseczki wrzucamy kostki czekolady. Umieszczamy ją nad rondelkiem z gotującą się wodą, tak by miska nie stykała się z wodą. Po kilku minutach mieszamy rozpuszczoną czekoladę i zestawiamy miskę z rondelka.
  2. W wysokim naczyniu miksujemy blenderem orzechy. Gdy zacznie się robić masło orzechowe i zostaną w nim kawałki orzechów, dodajemy mascarpone oraz rozpuszczoną i ostudzoną czekoladę. Całość miksujemy jeszcze chwilę. Masą przekładamy beziki.
 Tosia

czwartek, 7 marca 2013

Sałatka cytrusowa




































Podobno kiedy moja mama była w ciąży i mnie wyczekiwała, zjadała bardzo dużo pomarańczy. Nie wiem, czy szczegółowa historia o liczbie zjadanych cytrusów jest prawdziwa, więc nie będę jej ujawniać. Może być w tym sporo prawdy, skoro zachcianki ciężarnych kobiet nie są chyba dla nikogo niespodzianką. Dla przykładu, mama mojej przyjaciółki, będąc w ciąży wąchała w wolnych chwilach worek z trampkami :)
Nie wspominam o tym, dlatego, że jestem w ciąży. Trochę Was zmyliłam. Chciałam jedynie nawiązać do tego, że mam słabość do słodko-kwaśnych smaków. Uwielbiam pomarańcze, ale być może to tylko zbieg okoliczności. Nie twierdzę, że istnieje naukowe wytłumaczenie tego powiązania :) Połączenie historii jest za to takie, że czekając na wiosnę zajadam się pomarańczami.

Obecnie jesteśmy w momencie, w którym rozmowy o pogodzie mogą się wydać nieco ciekawsze niż jeszcze miesiąc temu. Wyglądając za okno można mieć wrażenie, że nadeszła wiosna, ale po krótkim spacerze okazuje się, że trzyma nas okrutna zima. W tym oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę, zaczynam wprowadzać coraz więcej kolorów do swojego życia. 
Kolory tęczy pojawiają się nie tylko w szafie, ale także w kuchni. Akurat dziś wybrałam pomarańczowy, zielony i różowy.
Rozgrzewające zupy i gulasze zastępuję grillowanym (na patelni) mięsem, rybami i oczywiście sałatkami. To one pozwalają mi się poczuć lekko, a przy tym jeszcze orzeźwiają. Tak jak ta sałatka cytrusowa, która zatrzymała się gdzieś między zimą, a wiosną - zupełnie jak pogoda.


Sałatka cytrusowa
  • garść liści świeżego szpinaku
  • liście świeżej mięty
  • pomarańcza
  • czerwona pomarańcza
  • pół grejpfruta
  • 3 łyżki ziaren słonecznika
  • 3 łyżki suszonej żurawiny
  • Dressing:
  • 3 łyżki soku z czerwonej pomarańczy
  • 2 łyżki soku z limonki
  • łyżeczka miodu
  • łyżeczka oliwy
  • 2 cm korzenia imbiru
  • szczypta soli
  • świeżo mielony pieprz
  1. Pomarańcze oraz grejpfruta obieramy i kroimy w grubsze plastry.
  2. Liście szpinaku myjemy i suszymy. Na talerzu mieszamy szpinak z plastrami cytrusów, dodajemy miętę i suszoną żurawinę.
  3. Na suchej patelni prażymy ziarna słonecznika. Po kilku minutach, gdy zaczną się rumienić, przekładamy je na talerz z sałatką.
  4. Do miseczki wyciskamy sok z limonki. Dodajemy szczyptę soli i mieszamy. Następnie dodajemy miód, świeżo starty imbir, sok z pomarańczy, oliwę i pieprz. Mieszamy i wylewamy na półmisek z sałatką.
 Tosia

środa, 6 marca 2013

Warsztaty kulinarne w Gdańsku





































To nie były pierwsze warsztaty, w których miałam okazję brać udział. Za to z czystym sumieniem mogę napisać, że po raz pierwszy z takiego spotkania wyszłam w pełni zadowolona. Wszystko dzięki Ewie, która podjęła się organizacji warsztatów i wyszło jej to wyjątkowo dobrze!

W ostatnią sobotę lutego, czyli dnia 23, spędziłam 9 godzin w kuchni z kilkoma trójmiejskimi blogerkami. Zazwyczaj na takich spotkaniach czuć w powietrzu element rywalizacji, wrogie zerkanie na ręce, czy szukanie na siłę problemów. To dobra okazja dla niektórych osób do poszerzenia grona znajomych na Facebooku i oczywiście do ploteczek (które każdy lubi, ale w różnym stopniu). Możliwość poznania autorów blogów, na które się chętnie zagląda to niewątpliwie miły moment warsztatów. Szczególnie, gdy uczestnikami kursu są same świetne dziewczyny, które po wspólnych 9 godzinach żegna się z uśmiechem na twarzy, a nie ulgą na sercu, że to już koniec. Dlatego pozdrawiam Was wszystkie: Ewę, Dusię, Paulinę, Asiejkę i Majanę :)

Tematem warsztatów były „Ryby i owoce morza” i odbywały się w Restauracji Pod Łososiem w Gdańsku. Dobrze się złożyło, bo od dawna chciałam się podszkolić w tej dziedzinie. Szef kuchni Janusz Małyszko, razem z Piotrem i Mariuszem, cierpliwie nas uczyli jak należy patroszyć i filetować ryby, a następnie oddzielać filety od skóry. Pod nasze noże trafiły także krewetki tygrysie, które oczyszczałyśmy i obierałyśmy. Muszę się przyznać, że w domu podchodziłam kilka razy do tych czynności, ale o wiele chętniej (do tej pory) podsuwałam ryby chłopakowi, udając, że w tym czasie muszę zrobić coś ważnego np. sos holenderski :) Warsztaty sprawiły, że poczułam się pewnie i od teraz będę z uśmiechem patroszyć i filetować. Już nie mogę się doczekać kiedy jakiś łosoś albo pstrąg trafi pod moje ostrza!

Następnie zajęliśmy się przerabianiem przygotowanych filetów i krewetek. Powstało sporo ciekawych dań, ryby były gotowane, smażone, grillowane, pieczone. Zrobiliśmy nawet tartę z łososiem na spodzie z Kus Kusem, chociaż największe wrażenie zrobiło na mnie podwędzanie ryby. Zamierzam w przyszłym tygodniu wykorzystać zdobytą wiedzę i przygotować po swojemu podwędzanego łososia metodą domową. W końcu mieszkam nad morzem, mam kilka kroków na halę rybną i całkiem blisko do rybaków w Gdyni Orłowie, grzechem byłoby nie korzystać!
Krewetki szczególnie dobrze smakowały usmażone w tempurze (przepis poniżej). Najbardziej intrygującym daniem okazał się flan marchewkowy, który również w najbliższym czasie zamierzam odtworzyć w zaciszu domowej kuchni.
„Na deser” zajęłyśmy się oczywiście deserami. Naszą inspiracją był krem krówkowy i kasztanowy. Pisałyśmy także temperowaną czekoladą po talerzach i poznałyśmy się bliżej z jadalnym złotem.
Wszystko zostało zjedzone, co nie było łatwym zdaniem, bo wyszło z tego naprawdę sporo dań :)










































Tygrysie krewetki w tempurze
  • 10 obranych i oczyszczonych krewetek tygrysich
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżka oliwy
  • sól, pieprz
  • Ciasto:
  • 160 g mąki pszennej
  • 25 g mąki kukurydzianej
  • 4 g proszku do pieczenia
  • 100 ml zimnej wody
  • 1/2 łyżeczki soli
  1. Obrane i oczyszczone krewetki nadziewamy na patyczki do szaszłyka (możemy zostawić głowy lub je usunąć). Owoce morza przyprawiamy solą i pieprzem. Dodajemy posiekany drobno czosnek oraz oliwę i mieszamy. Krewetki marynujemy minimum 30 minut.
  2. Do miski wsypujemy mąki (mogą być wcześniej schłodzone w lodówce). Dodajemy sól i proszek do pieczenia. Powoli wlewamy zimną wodę i mieszamy ze sobą składniki. Ciasto zostawiamy z grudkami.
  3. Zamarynowane krewetki maczamy lub oblewamy ciastem. Smażymy na rozgrzanym oleju roślinnym do temperatury 160-170 stopni.
  4. Po kilku minutach smażenia, wyjmujemy i odsączamy na ręczniku papierowym z tłuszczu.
  5. Podajemy z ulubionym sosem np. dipem z bakłażana.

*Na koniec dziękuję jeszcze raz Ewie za wspaniałą organizację, właścicielom i kucharzom z Restauracji Pod Łososiem, którzy gotują z pasją i potrafią się dzielić swoją wiedzą, dziewczynom za wspaniałe towarzystwo oraz markom Kruszwica, Kamis, De Care, Horeca Experts.
** Zdjęcia z relacji pożyczone od Ewy (za jej zgodą).
Tosia

wtorek, 5 marca 2013

Pizza quattro fromaggi



































Wspomnienie smaku prawdziwej, dobrej pizzy jest jak bumerang, powraca w najmniej oczekiwanym momencie wywołując intensywną pracę ślinianek. Gdy świat zasypuje ogromna ilość marnej podróby, jeszcze mocniej się to wspomnienie pielęgnuje. 

O pizzy, którą upiekłam kilka dni temu zaczęłam opowiadać przyjaciółce. Jak zwykle, zbyt emocjonalnie, przesadnie gestykulując (bo tak reaguje podejmując temat jedzenia) opisywałam chrupiącą skórkę i robiące się w cieście górki. Rozmowa uruchomiła jej pizzowe wspomnienia.

- Ostatni raz jadłam podobną pizzę w jakiejś małej miejscowości obok Zakopanego. Taka góralka prowadzi tam pizzerię ze swoim mężem Włochem… 
- No co ty?! W Murzasichlu? 

I tak od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że jedną z najlepszych pizzy w życiu jadłyśmy na wsi obok Zakopanego. Niezwykły zbieg okoliczności, ale też niezwykła pizza. Pamiętam jak dziś to cienkie, chrupiące ciasto, jakby wypełnione bąbelkami powietrza (czy nie zainspirowałam się za bardzo reklamą szamponu?). Ja wspominam dodatek borowików, ona to, że zwykła margherita smakowała nieziemsko.

Co jest sekretem takiej pizzy? Nie wiem:)

Mam jednak pewne podejrzenia. Użycie najlepszej jakości składników ma kluczowe znaczenie. Wiele jednak zależy też od pieca. Dokonując analizy faktów doszłam do wniosku, że skoro chleb pieczony w żeliwnym garnku dość zgrabnie imituje ten wyjęty prosto z chlebowego pieca, podobnie uda mi się oszukać pizzę. Wyjęłam więc żeliwną brytfankę, nagrzałam ją „do czerwoności” w piekarniku i zsunęłam na nią pizzę (nie jestem niestety szczęśliwą posiadaczką kamienia do pieczenia pizzy, a święta tuż tuż, tak tylko mówię…). Efekt przekroczył moje wyobrażenia. Na pizzy momentalnie zrobiła się chrupka warstwa, a po kilku minutach zaczęły rosnąć charakterystyczne powietrzne górki. Po dziesięciu minutach wyjęłam z piekarnika najlepszą pizzę jaką dotychczas udało mi się upiec. I nie jest w stanie zniechęcić mnie nawet to, że wyjmując ją uderzyłam tym żeliwnym, gorącym naczyniem w telefon, doszczętnie rozkruszając szybkę. 

Wiem, że cztery sery brzmią jak zbyt duże zło, ale skoro już jemy pizzę to zaszalejmy. Wgryzanie się w jeszcze ciepłe, chrupiące ciasto z roztopionymi kilkoma rodzajami sera, świeżą rukolą i pomidorkami oficjalnie awansuje na moje podium ulubionych czynności w życiu:)

Pizza quattro fromaggi

Uwagi wstępne:

  • Dzięki temu, że ciasto rośnie całą noc, ma niepowtarzalną konsystencję, jest bardzo luźne i miękkie (co przekłada się później na jakość upieczonego ciasta). Nie rezygnuj z odłożenia go na noc, bo naprawdę warto. Może przeleżeć od 8 do kilkunastu godzin i spokojnie poczekać aż nadejdzie czas formowania pizzy. Najlepiej zrobić je tuż przed położeniem się spać, a będzie w sam raz w okolicy obiadu (lub rano i wykorzystać wieczorem, gdy planujesz pizzę na kolację
  • Pizza ma specyficzne cechy dzięki użyciu żeliwnej brytfanki. Podobne efekty możesz uzyskać używając kamienia do pizzy, czy układając ją na dnie żeliwnego garnka. Podejrzewam (bo nie próbowałam), że użycie innego żaroodpornego naczynia może dać podobne efekty. Pamiętaj jednak, żeby rozgrzać naczynie razem z rozgrzewaniem piekarnika i zsunąć ciasto bezpośrednio na gorącą powierzchnię. 

Długo-wyrastające ciasto na pizzę- bez zagniatania (na 2 pizze)
- 300 g mąki pszennej
- 1 łyżeczka soli
- 2 łyżki oliwy
- 0,5 łyżeczki suszonych drożdży instant
- ok. 200 ml ciepłej wody

Dodatki quattro fromaggi (na 2 pizze)
- 1 kulka mozzarelli
- 50 g miękkiego sera koziego
- 75 g gorgonzoli
- kawałek parmezanu
- rukola
- pomidorki koktailowe

Ekspresowy sos pomidorowy
- 200 g przecieru pomidorowego
- 1 cm świeżego imbiru
- 2 ząbki czosnku
- garść bazylii
- 4 suszone pomidory (z zalewy)
- pół łyżeczki pieprzu cayenne
- pół łyżeczki cynamonu
- 1 łyżka miodu
- 2 łyżki octu balsamicznego
- sól, pieprz

  1. Wieczór wcześniej (co najmniej 8 godzin do kilkunastu godzin) połącz składniki na ciasto. Wymieszaj i uformuj rękami kulę. Wsadź do dużej miski (aby ciasto miało miejsce by rosnąć), owiń szczelnie folią do żywności i odstaw w temperaturze pokojowej.
  2. Przygotuj sos. Do blendera wrzuć wszystkie składniki (czosnek i imbir obrany ze skórki) i zmiksuj na gładką masę. Przełóż do miseczki i odstaw na bok. 
  3. Do piekarnika włóż odpowiednie naczynie i rozgrzej piekarnik do 250 stopni. Nagrzewaj naczynie w piekarniku co najmniej pół godziny
  4. Wyjmij wyrośnięte ciasto na solidnie obsypaną mąką stolnicę/blat. Uformuj rulon i podziel na dwie równe części.
  5. Z każdej części uformuj cienką pizzę w dowolnym kształcie.Obsyp placek mąką z dwóch stron, aby można było go łatwo zsunąć i przełóż go na deseczkę. 
  6. Posmaruj pizzę sosem pomidorowym, na wierzchu poukładaj pokrojoną w plastry mozzarellę i pokruszoną gorgonzolę i ser kozi. 
  7. Wyjmij nagrzane naczynie z piekarnika używając rękawic ochronnych i zsuń do niego ostrożnie pizzę. Wsadź naczynie z pizzą z powrotem do piekarnika i piecz 10 minut. Pizza powinna zbrązowieć i pokryć się bąblami, a ser stopić. 
  8. Po wyjęciu z piekarnika przełóż ją na talerz, posyp płatami parmezanu, rukolą i pomidorkami. 
Śliwka

poniedziałek, 4 marca 2013

burczymifon - luty

Okiem Śliwki

| baklava | wiosenny szczypiorek | tacos z dzikiem | tłusty czwartek | tiramisu-niespodzianka | bebe | domowa pizza | chleb prosto z pieca|

Okiem Tosi

| domowa piekarnia | kokosowe drożdżówki | krewetki- pod łososiem | meat love | odrywany chlebek z pesto | patroszenie i filetowanie | pho | urodzinowe śniadanie |

niedziela, 3 marca 2013

Śniadanie do łóżka #89: Owsianka z czerwonymi pomarańczami


































Dzisiejszy poranek nie należy do tych najprzyjemniejszych. Bałagan po imprezie, ból głowy i chrypa, dają o sobie znać. Świętowaliśmy wczoraj moją osiemnastkę, siódmy raz z rzędu. I chociaż drugiego marca zmienia się jedynie liczba moich lat, urodziny są dla mnie zawsze ważnym dniem w roku.

Niektórzy rozpoczynają Nowy Rok od podsumowań i ambitnych postanowień, a ja wolę to robić w swoje urodziny.
W zeszłym roku, przez kilka miesięcy, zaczynałam dzień od podobnego śniadania. Były to płatki owsiane zalewane mlekiem na noc. Rano dodawałam do nich jogurt i owoce. Pewnego dnia, po kilku miesiącach podobnego rytuału, poczułam nagłą niechęć do owsianki. Wyrzuciłam ją ze swojego życia na jakiś czas. Teraz dałam jej drugą szansę.
Z owsianką zawsze miałam tak, że widok tej gotowanej wersji, powodował u mnie na twarzy grymas. Nie wiem z czego to wynika, ponieważ ostatni raz taką owsiankę jadłam w dzieciństwie.
Spróbowałam jej ostatnio i zakochałam się w owsiance na nowo. 
Uważam, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale warto wracać do dobrych przyzwyczajeń. W tym przypadku do owsianych śniadań.
Od kilku dni próbuję nowych wersji smakowych, szukając tej najlepszej. Do tej pory najbardziej zasmakowała mi z karmelizowanymi w miodzie czerwonymi pomarańczami. Może spodoba się i Wam :)

Owsianka z czerwonymi pomarańczami
  • 100 g płatków owsianych
  • 300 ml mleka
  • 2 łyżki miodu 
  • 2 łyżeczki masła
  • czerwona pomarańcza
  • łyżka suszonej żurawiny
  • szczypta soli 
  1. Pomarańczę obieramy i kroimy w cząstki lub filetujemy. Na patelni rozpuszczamy łyżeczką masła z łyżeczką miodu. Gdy miód zacznie się karmelizować, wrzucamy cząstki pomarańczy oraz żurawinę. Podgrzewamy kilka minut.
  2. Płatki wsypujemy do rondelka, zalewamy mlekiem. Dodajemy szczyptę soli i podgrzewamy na małym ogniu przez 5 minut.
  3. Do ugotowanej owsianki dodajemy łyżeczkę masła i łyżeczką miodu, przykrywamy pokrywką na 3 minuty. Po tym czasie mieszamy owsiankę, przekładamy ją do miseczki i podajemy z karmelizową pomarańczą.
 Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...