środa, 27 lutego 2013

Kalafiorowe kopytka z pieczonym czosnkiem i pesto pietruszkowym






































Choroba rozłożyła mnie na łopatki. Zawsze, gdy się mocniej przeziębię i zalecane jest mi leżenie w łóżku, pojawia się problem - nie potrafię nic nie robić godzinami. Z lekką gorączką uparcie gotowałam w poniedziałek spaghetti i resztkami sił, między pokaszliwaniem formowałam pszenne bułeczki. Potem spotkała mnie kara, bo czułam się jeszcze słabsza. Dlatego wczoraj, przez cały dzień zmusiłam się do wylegiwania pod kołdrą. W tym czasie rozmyślałam o tymnco ugotuję, jak tylko poczuję się lepiej. Wybór padł na coś z pieczonym czosnkiem, bo przypomniała mi się zupa czosnkowa z ciecierzycą, która postawiła mnie na nogi przy poprzednim przeziębieniu. Rano, wyskoczyłam z łóżka i zabrałam się za gotowanie. Chociaż nie jestem jeszcze w pełni zdrowa, w kuchni poczułam się od razu lepiej. 

Zabrałam się za kopytka, ale nie takie zwyczajne, bo nie znajdziecie w nich ziemniaków. Ich głównym składnikiem jest purée kalafiorowe, w połączeniu z mąką i jajkiem tworzy ciasto, które świetnie nadaje się do lepienia kluseczek. Tajemniczym dodatkiem jest tu pieczony czosnek, nadał im charakteru.
Przy zagniataniu ciasta trzeba uważać, aby nie dodać za dużo mąki, bo przez to mogłyby wyjść twarde i gumowate. Instynktownie udało mi się wyczuć moment, w którym konsystencja ciasta jest odpowiednia do formowania wałeczków, a przy tym się nie lepi do stolnicy. 
Jeśli chodzi o same wrażenia smakowe, to byłam pozytywnie zaskoczona. Co prawda muszę przyznać, że ziemniaczane kopytka mają w moim sercu specjalne miejsce. Bardzo lubię też dyniowe z masłem szałwiowym i kurkami.  Kalafiorowe z pesto pietruszkowym są zupełnie inne, więc trudno je z nimi porównywać. Pewna osoba, którą nimi poczęstowałam, stwierdziła, że są lepsze od klasycznych. To już moim zdaniem kwestia gustu. 
A czy takie kopytka by Wam zasmakowały, musicie się przekonać sami :)
Ps. Najlepiej smakują podsmażone na maśle z dodatkiem pesto.





































Kalafiorowe kopytka z pieczonym czosnkiem
  • kalafior (lub 600 g purée kalafiorowego)
  • 350-400 g mąki pszennej
  • jajko
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • pieprz, sól
  • 3 ząbki czosnku
  • łyżka masła
  1.  Kalafior gotujemy w wodzie z łyżeczką cukru i łyżeczką soli. W tym czasie na folii alumioniowej kładziemy ząbki czosnku, polewamy je oliwą i ocet balsamicznym. Czosnek zawijamy w folii i wkładamy do piekarnika na 15 minut. Podpiekamy w 190 stopniach, a następnie studzimy.
  2. Ugotowany kalafior łączymy z 3 ząbkami czosnku, przeciskamy przez praskę do ziemniaków lub miksujemy blenderem. Do purée dodajemy jajko, gałkę muszkatołową. Przyprawiamy solą oraz pieprzem i mieszamy.
  3. Stopniowo wsypujemy przesianą mąkę i zaczynamy mieszać masę. Gdy składniki połączą się ze sobą, przekładamy ciasto na oprószoną mąką stolnicę. Ciasto podsypujemy mąką, aby się nie kleiło i dzielimy je na 3 części.
  4. Z każdej z nich robimy wałeczek, który kroimy pod skosem, tworząc kopytka. Utworzone kopytka lekko spłaszczamy widelcem i przekładamy na podsypana mąką tacę. 
  5. Kalafiorowe kopytka gotujemy we wrzącej i osolonej wodzie 5 minut. Gotowe, odsączamy z wody i wrzucamy na rozgrzaną patelnię z masłem i pesto pietruszkowym. Podsmażamy, aż się zarumienią. Kopytka podajemy ze zblanszowanymi plastrami kalafiora.
Pesto pietruszkowe
  • pęczek natki pietruszki
  • ząbek pieczonego czosnku
  • 2 łyżki ziaren słonecznika
  • 2 łyżki oliwy
  • pieprz, sól
  1. Składniki łączymy ze sobą w wysokim naczyniu. Miksujemy blenderem na gładkie pesto.
 Tosia

wtorek, 26 lutego 2013

Kieszonki z kurczaka ze szpinakiem i suszonymi śliwkami

































Tak jak zapowiadałam, egzamin już za mną. W stresującym okresie oczekiwania na wyniki postanowiłam poświęcić się temu co lubię najbardziej. Spędzam więc każdą wolną godzinę w kuchni, pierwszy raz od dłuższego czasu nie przejmując się, że odciąga mnie to od innych, ważniejszych zajęć. Zdążyłam zapomnieć jakie to przyjemne!

Rzadko tworzę dania na potrzeby własnego obiadu. Wracając z pracy jestem tak głodna, że nie w głowie mi eksperymenty. Potrzebuję czegoś szybkiego i sprawdzonego. Czegoś co daje mi pewność, że porażka nie przedłuży mojego czasu oczekiwania na coś do zjedzenia. Myślę wtedy nie tylko o sobie, ale o ludziach dookoła, bo gdy jestem głodna staję się okrutnie nerwowa i nie do zniesienia. Każdy wie, by usuwać się z drogi. 

Czasem mam też na to inny sposób, formę kompromisu między głodem a czymś pysznym. Przygotowuję danie poprzedniego wieczoru, gdy mam trochę wolnego czasu i uczucie pustki w żołądku nie przeszkadza mi trzeźwo myśleć. Tak właśnie zrobiłam z daniem, które dzisiaj chcę Wam polecić. 

Kieszonki z kurczaka są nie tylko łatwe do przygotowania, ale też naprawdę smaczne. Nafaszerowałam je kremowym szpinakiem, któremu słodyczy dodają suszone śliwki. Nie spodziewałam się niczego spektakularnego, a naprawdę pozytywnie zaskoczyły mnie smakiem. 

Kurczaki przygotowuje wcześniej, obsmażając je delikatnie i zawijając w folię. Tak przygotowane czekają nam mnie w lodówce aż wrócę do domu. Potem tylko 15 minut i obiad gotowy. 

Kieszonki z kurczaka ze szpinakiem i suszonymi śliwkami (2 porcje)

- 2 małe piersi z kurczaka
- 300 g szpinaku (może być mrożony)
- 100 g suszonych śliwek
- 2 trójkąty serka topionego
- 3 ząbki czosnku
- suszone chilli
- mielona słodka papryka
- 1 łyżka masła
- sól
- pieprz

  1. Przygotuj szpinak. Na maśle podsmaż szpinak. Dodaj ok. 2 łyżki wody i smaż aż się rozmrozi, a woda wyparuje. Wyciśnij do niego czosnek i dodaj serki topione. Smaż i mieszaj aż ze szpinaku i serka powstanie jednolita masa. 
  2. Poszatkuj suszone śliwki i wymieszaj ze szpinakiem. Dopraw solą i pieprzem i daj mieszance ostygnąć.
  3. Piersi umyj i osusz. Pozbądź się zbędnego tłuszczu i kostek. Grubym nożem zrób wzdłuż "kieszonkę" w kurczaku, tak aby dziura powstała tylko w miejscu wbicia. 
  4. W "kieszonce" umieść tyle szpinaku ile zmieści się do środka. 
  5. Pierś z zewnątrz posmaruj odrobiną oliwy, posól, popieprz i delikatnie posyp chilli (możesz również użyć pieprzu cayenne). 
  6. Obsmaż sakiewki delikatnie na patelni grillowej. Lekko obsmażone mięso połóż na folii i dobrze zawiń.
  7. Piecz w 250 stopniach przez ok. 15 minut.
  8. Odwiń pierś z folii.
  9. Podawaj z kaszą/ryżem i ulubioną surówką. 
Śliwka

niedziela, 24 lutego 2013

Śniadanie do łóżka #88: Rösti ze szpinakiem i jajkiem w koszulce




















Kiedy to się wreszcie skończy?! Rzucam w przestrzeń, choć w głębi duszy mam wielką nadzieję, że nastąpi to jutro. Bo jutro właśnie czeka mnie ostatni (jak wszystko dobrze pójdzie) egzamin na studiach. Funkcjonuję więc jak zombie, odrzucając nadchodzące co jakiś czas myśli, żeby rzucić to wszystko w cholerę i zająć się gotowaniem. Moje serce rwie się do lepienia pierogów, a rozum pcha z powrotem do książek.

W głowie misternie buduję listę rzeczy do zrobienia, więc już wiem, że przyszły tydzień będzie bogaty w kulinarne doznania. A dzisiaj pozwalam sobie tylko na małe śniadaniowe szaleństwo, które nie wymaga spędzania ogromnej ilości czasu nad garami. 

Nigdy wcześniej nie robiłam szwajcarskich placków ziemniaczanych rösti, które podobno w tamtejszych stronach są śniadaniowym przysmakiem. Byłam odrobinę sceptyczna, gdy dowiedziałam się, że nie wymagają praktycznie żadnych dodatków poza solą i pieprzem. Intuicyjnie dodałabym coś, co skleiłoby je w jedną całość. Okazuje się jednak, że starte na grubych oczkach same sklejają się ze sobą pod wpływem ciepła patelni tworząc chrupiący, nie rozlatujący się placek.

Zestawiłam je ze szpinakiem i jajkiem w koszulce, ale w po głowie krążyło mi też połączenie z łososiem. W obu wersjach sprawdzi się świetnie jako alternatywa dla niedzielnej jajecznicy. 

Rösti ze szpinakiem i jajkiem w koszulce (4 porcje)

Placki:
- 2 średniej wielkości ziemniaki (najlepiej rodzaj, który nie jest sypki)
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- pół łyżeczki pieprzu cayenne
- 2 ząbki czosnku
- 3 łyżki startego parmezanu
- sól
- pieprz

Szpinak
- 400 g szpinaku (może być mrożony)
- 3 ząbki czosnku
- 2 "trójkąty" serka topionego
- 1 łyżeczka sambal oelek (lub innego ostrego dodatku)
- sok z połowy cytryny
- sól
- pieprz

- jajka w koszulkach (przepis tutaj
  1. Ziemniaki obierz ze skórki i zetrzyj na tarce o grubych oczkach.
  2. Pomieszaj z wyciśniętym czosnkiem i resztą składników.
  3. Na patelni rozgrzej olej i nakładaj po kupce starych ziemniaków (powinna mieć grubość ok. 1 cm). Smaż aż zbrązowieje z jednej strony, następnie z drugiej strony.
  4. Szpinak podsmaż na patelni. Dodaj wyciśnięty czosnek i resztę składników. Mieszaj aż serek topiony się rozpuści. 
  5. Na koniec przygotuj jajko w koszulce. 
  6. Ułóż szpinak na placku i nakryj jajkiem w koszulce. 

Śliwka

sobota, 23 lutego 2013

Słodka sobota #92: Crumble limonkowe z bezą







































  Miałam mały problem z tym jak nazwać ten deser. Początkowo chciałam upiec tartę limonkową znaną jako Key Lime Pie. Wersję cytrynową piekłam wiele razy (szczególnie dla przyszłej teściowej, bo ją bardzo lubi). Próbowałam też pomarańczowej, ale specyfiką tego deseru jest kwaskowaty posmak, a w tej odsłonie tego brakowało. Dlatego musiałam w końcu sprawdzić, czy przypadkiem limonkowa nie jest jeszcze smaczniejsza. 
Tartę cytrynową zawsze piekłam na kruchym cieście, ale czasem wykorzystuję pokruszone ciastka i masło do spodu na serniki. I właśnie taki spód do tarty chciałam przygotować.
W lodówce miałam niecałą kostkę masła i jajka. W kuchennej szafce znalazłam ciastka owsiane i cukier. A w koszyczku leżały trzy limonki. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że nie muszę iść do sklepu. Ale kiedy zaczęłam kruszyć ciastka i podzieliłam masło do spodu i do lime curd, zrozumiałam, że mam trochę za mało masła. Nie zniechęciło mnie to, wręcz przeciwnie, pobudziło myślenie. Szybko wyciągnęłam formę do muffinów i postanowiłam zrobić z pokruszonych ciastek coś w rodzaju spodów, ale trochę przypominających kruszonkę, bo mniej zbitych. Ciasteczkowe "koszyczki" wypełniłam kremem limonkowym, a z pozostałych białek zrobiłam bezy. 
Połączenie dla mnie cudne, smaki słodko-kwaśne pięknie się równoważą. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że tarta limonkowa może być jeszcze lepsza od cytrynowej, nawet jeśli ostatecznie wyszło z tego crumble/tartaletki/wybierz swoją nazwę.
Ps. Dziś spędziłam 9 godzin w kuchni z kilkoma świetnymi dziewczynami, a konkretnie blogerkami kulinarnymi, ale o tym napiszę kiedy indziej :)


Crumble limonkowe z bezą/6 sztuk

  • Szybkie crumble:
  • 140 g ciasteczek owsianych
  • 50 g masła
  • łyżka cukru
  • Lime curd:
  • sok z 3 limonek
  • skórka z 2 limonek
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
  • 80-100 g cukru
  • 80 g zimnego masła
  • 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej
  • Beziki:
  • 2 białka
  • 120 g cukru pudru
  • łyżeczka octu winnego
  • łyżeczka skrobi ziemniaczanej
  • szczypta soli
  1. Ciasteczka wsypujemy do foliowego woreczka i szczelnie zamykamy. Kładziemy ją na blacie i uderzamy wałkiem, tworząc z ciastek "piasek". Tak pokruszone ciastka wrzucamy do miseczki i zalewamy rozpuszczonym masłem i dodajemy łyżkę cukru. Dokładnie mieszamy.
  2. Formy do muffinów smarujemy masłem. Przekładamy do nich utworzoną ciasteczkową masę, łyżeczką przyciskamy do dna i tworzymy boki (ścianki mogą być mniej "zbite"). Formę wkładamy do lodówki na minimum pół godziny.
  3. Robimy bezy. Do misy wbijamy białka i ubijamy je na sztywną masę. W trakcie miksowania dodajemy szczyptę soli, a następnie po łyżce cukru pudru. Pod koniec ubijania dodajemy łyżeczkę octu oraz łyżeczkę skrobi. Utworzoną masę bezową przekładamy do rękawa cukierniczego lub szprycy.
  4. Blachę wykładamy pergaminem. Wyciskamy beziki tworząc kopiaste "stożki", zostawiamy je w sporych odstępach na blasze. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez 30 minut w 150 stopniach. Po upieczeniu przekładamy na kuchenną kratkę i studzimy.
  5. W trakcie pieczenia bezików, przygotowujemy limonkowy krem. W rondelku umieszczamy skórkę i sok z limonek oraz cukier. Podgrzewamy na małym ogniu.
  6. Do miski wbijamy jajka i żółtka, trzepaczką rozbełtujemy i dodajemy skrobię ziemniaczaną jeszcze raz mieszając składniki. Gdy cukier w rondelku się rozpuści, przelewamy część podgrzanego syropi do jajek i mieszamy. Masę jajeczną przelewamy do rondelka i podgrzewamy mieszając, aż zacznie gęstnieć. Po kilku minutach zestawiamy krem z ognia i dodajemy po kawałku zimnego masła, ucierając masę trzepaczką. Lime curd odstawiamy do ostygnięcia.
  7. Wyciągamy formę z lodówki. Na ciasteczkowe spody wykładamy po 2 łyżki kremu limonkowego. Crumble podpiekamy w piekarniku, w temperaturze 170 stopni przez 15-17 minut.
  8. Po wyjęciu z piekarnika deser studzimy, następnie podważamy nożem i wyciągamy z foremek lub wyjadamy łyżeczką prosto z formy. Podajemy z bezami.
 Tosia

czwartek, 21 lutego 2013

Pierożki dim sum z soczewicą





 Od czasu do czasu bierze mnie ochota na domowe pierogi. Nie tylko z powodu ich smaku, ale także ze względu na ich proces przygotowania. Zagniatanie ciasta i lepienie pierożków pozwala na wyciszenie się, zrelaksowanie, przemyślenie wielu spraw. To chwila dla mnie i własnych myśli.
Często, gdy mam tę ogromną ochotę na pierogi, nie mogę się zdecydować jaki farsz wybrać. Chyba dlatego, że lubię je wszystkie i nie potrafię wybrać ulubionych. Czasem robię klasyczne z mięsem. Zdarza się, że eksperymentuję z tradycyjnymi farszami (szykując pierogi ruskie z wędzonym twarogiem), trochę je zmieniając. Bywają też momenty, że mam ochotę na coś zupełnie nowego. Wtedy eksperymentuję nie tylko z nadzieniem, ale także formą. W końcu pierogi mają wielu krewnych na całym świecie. A ja mam szczególną słabość do ich kuzynów w Azji pierożków dim sum. Kiedyś już podawałam przepis na blogu. 
Za pierwszym razem przygotowałam je na dwa smaki - z kurczakiem, imbirem i kolendrą oraz z pieczoną dynią, imbirem i miodem. Gotowałam je na parze w zgrabnym koszyczku.
I właśnie na takie pierożki nabrałam ochoty. Znalazłam w szafce resztkę czerwonej soczewicy i to ona stała się bohaterką farszu. Pozostało mi jedynie podjęcie decyzji w jaki sposób je przygotuję. W końcu można je ugotować i potem usmażyć, ugotować na parze, albo upiec. 
Tym razem zainspirowałam się metodą przygotowywania japońskich pierożków gyoza. Najpierw usmażyłam je krótko w woku, aby nadać im chrupkości. Następnie zalałam wodą, wok przykryłam i pozwoliłam im się udusić na parze. I ten sposób powtórzę jeszcze wiele razy, bo wyszły cudne :)



































Pierożki dim sum z soczewicą
Ciasto:
  • 180 g mąki pszennej
  • 130 ml wrzącej wody
  • pół łyżeczki soli
  • łyżeczka oleju sezamowego lub oliwy
Farsz:
  • 180 g czerwonej soczewicy
  • marchewka
  • 3 łyżki soku z pomarańczy
  • łyżka skórki z pomarańczy
  • 2 ząbki czosnku
  • cebula
  • 2-3 cm korzenia imbiru
  • 1/3 papryczki chilli
  • 80 g passaty pomidorowej
  • szczypta curry
  • 1/2 łyżeczki kolendry
  • 1/2 łyżeczki kuminu
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 125 ml wody
  • oliwa/olej rzepakowy/olej arachidowy
  • żółtko
  • sól
  • pieprz
Sos do maczania:
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • łyżeczka oleju sezamowego
  • szczypta płatków chilli
  1. Soczewicę gotujemy według instrukcji na opakowaniu ( u mnie zajęło to 15 minut).
  2. Do miski przesiewamy mąkę z solą. Stopniowo wlewając wrzącą wodę (na zmianę z olejem) zaczynamy wyrabiać ciasto na pierożki. Po kilku minutach wyrabiania, ciasto osiągnie formę elastycznej kuli. Owijamy je w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na 30 minut.
  3. W tym czasie zajmujemy się farszem. Na patelni lub w woku smażymy posiekaną w kostkę cebulę, dodajemy poszatkowany drobno czosnek, imbir oraz chilli. Dodajemy przyprawy i startą na drobnych oczkach marchewkę. Po krótkiej chwili smażenia dodajemy soczewicę, skórkę i sok z pomarańczy oraz pasattę pomidorową. Całość dusimy jeszcze kilka minut, pod koniec próbując i przyprawiając do smaku solą i pieprzem. Przygotowany farsz studzimy.
  4. Schłodzone ciasto wyciągamy z lodówki. Wałkujemy je cienko (można użyć maszynki do makaronu) na podsypanej mąką stolnicy.
  5. Wykrawamy kwadraciki o boku 6x6 cm. Na środku każdego kwadracika z ciasta, wykładamy łyżeczkę farszu. Boki ciasta smarujemy rozbełtanym żółtkiem. Łapiemy za rogi i zwijamy je do środka, tworząc małą "sakwiekę". Czynność powtarzamy. Ulepione pierożki przekładamy na oprószoną mąką ściereczkę.
  6. Rozgrzewamy wok. Wlewamy łyżeczkę oliwy/oleju do smażenia. Wrzucamy pierożki do woka. Smażymy minutę, następnie za pomocą pałeczek przekręcamy je na bok (lub na drugą stronę) i smażymy kolejną minutę.
  7. Do woka wlewamy pół szklanki wody. Przykrywamy pierożki pokrywką i zostawiamy na 3 minuty.
  8. Po tym czasie pierożki będą gotowe. Przekładamy je na talerz i podajemy z sosem (który robimy mieszając ze sobą składniki).
Tosia

wtorek, 19 lutego 2013

Kanapka pulled pork z sałatką Coleslaw
































Znacie to uczucie? Widzicie niezwykle atrakcyjną osobę, ale kiedy nagle się odezwie cały czas pryska? Mnie spotkało już to wiele razy i dotyczyło nie tylko ludzi. 

Dobry marketing i wyobraźnia potrafią wyrządzić nam psikusa. Knajpa, która na pierwszy rzut oka wydaje się idealna, po spróbowaniu dań okazuje się nie być już taka perfekcyjna.
Tak ostatnio miałyśmy ze Śliwką, kiedy pojawiłyśmy się w Warszawie. Zacierałam rączki na myśl o pewnym miejscu z pięknym wystrojem i jeszcze piękniejszą ideą. Serwują tam kanapki, konkretnie mięsne kanapki.
Po spróbowaniu trzech z nich, doszliśmy do wniosku (a była nas czwórka), że tylko jedna jest godna ponownego zamówienia. Pozostałym "sandwiczom" wiele brakowało, chociaż nadal widzę w nich potencjał. 
Po nie do końca udanej degustacji, zaczęliśmy się po cichu zastanawiać. Dlaczego tak wiele osób zachwyca się tym miejscem, skoro mięso było trudno pogryźć, a majonez przygotowywała osoba, która na pewno nie jest zakochana (nie było w nim szczypty soli). Wtedy podsłuchaliśmy pewną rozmowę, z której wynikało "że mięso dziś nie wyszło". Cóż, może się zdarzyć. Być może kucharz był po grubej imprezie, albo pojawił się błąd w logistyce, a dania przygotowywało kilka osób na raz, przez co nikt ich nie doprawił.
Łatwo jest krytykować po pierwszym razie, trudniej dać drugą szansę. Jedna z kanapek była naprawdę niezła, a ja przy odpowiedniej okazji dam im jeszcze szansę.
Nie zmienia to jednak faktu, że od razu zapragnęłam mięsnej kanapki w domu. Kanapki, na którą będę czekała niecierpliwie nawet kilkanaście godzin i którą przygotuję od podstaw.

Przez regularny domowy wypiek chleba, moje rachunki za prąd są dosyć wysokie. W tym miesiącu zapłacę pewnie jeszcze więcej, bo postanowiłam poświęcić się w imię smaku i piec mięso 9 godzin. Pulled pork, to wolno pieczona łopatka wieprzowa w temperaturze poniżej 100 stopni. Dzięki temu, już po upieczeniu, rozpada się na mięciutkie i soczyste wióry, które rozpływają się w ustach.
Tak staranie przygotowane mięso postanowiłam podać z klasyczną sałatką Coleslaw i sosem w stylu BBQ. Wszystko to podane w własnoręcznie ulepionej bułce pszenno-razowej.
Walory smakowe można opisywać tak wieloma słowami, ale użyję do tego tylko jednej litery - mmmm :)

Pulled pork - wolno pieczona łopatka wieprzowa
  • 1,5 kg łopatki wieprzowej
  • łyżeczka pieprzu cayenne
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • 5 ziarenek ziela angielskiego
  • 2 liście laurowe
  • 4 goździki
  • łyżeczka czerwonej pasty curry
  • 2 łyżki oleju sezamowego (lub oliwy)
  • sól gruboziarnista
  • świeżo mielony pieprz
  • 500 ml piwa korzennego
  1. Mięso myjemy i osuszamy. Przekładamy do żeliwnego lub rzymskiego garnka (w przypadku glinianego, namaczamy go uprzednio w wodzie).
  2. Do moździerza wsypujemy pieprz cayenne, słodką paprykę, ziele angielskie, liście laurowe, goździki. Dodajemy pastę curry oraz olej sezamowy i rozcieramy składniki na gładką pastę.
  3. Mięso dokładnie przyprawiamy solą i pieprzem z dwóch stron. A następnie nacieramy przygotowaną pastą. Całość zalewamy piwem, tak by przykryło mięso. Garnek wkładamy do lodówki i marynujemy łopatkę minimum 2 godziny (najlepiej przez noc).
  4. Zamarynowane mięso wyciągamy z lodówki. Garnek lub formę przykrywamy np. folią aluminiową. 
  5. Łopatkę wkładamy do piekarnika, nastawiamy temperaturę 90 stopni i pieczemy mięso przez 8-10 godzin. W tym czasie nie otwieramy piekarnika.
  6. Po upieczeniu wyciągamy garnek. Mięso studzimy godzinę, a następnie za pomocą widelców rozdzielamy mięso tworząc "wióry".
Sałatka Coleslaw
  • mała kapusta lub 1/2 dużej
  • 2 marchewki
  • 2 cebule
  • 1/2 białej części pora
  • koperek/natka pietruszki
  • 4 łyżki majonezu
  • 8 łyżek jogurtu naturalnego
  • 3 łyżki octu winnego
  • 2 łyżki miodu
  • łyżeczka musztardy
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  1.  Ze środka kapusty usuwamy głąb. Resztę kapusty drobno szatkujemy w cienkie paseczki. Wrzucamy ją na sito, by puściła sok. Przekładamy do dużej misy.
  2. Marchewkę ścieramy na tarce o drobnych oczkach. Por siekamy w półplastry, a cebule w drobną kostkę. Składniki wrzucamy do miski.
  3. W oddzielnej miseczce łączymy majonez, jogurt naturalny, ocet winny, miód i musztardę. Sos dokładnie mieszamy trzepaczką, przyprawiamy solą i pieprzem do smaku i ewentualnie dodatkowo octem lub miodem. 
  4. Przygotowany sos wlewamy do kapusty, dodajemy posiekaną natkę pietruszki lub koperek. Całość mieszamy.
  5. Sałatkę przed podaniem chłodzimy w lodówce (minimum 30 minut).
Szybki sos BBQ
  • 300 g passaty pomidorowej
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka musztardy
  • łyżka sosu Worcestershire
  • łyżka octu balsamicznego
  • łyżeczka sosu sojowego
  • łyżeczka płatków chilli
  • łyżka miodu
  • sól, pieprz
  1. Do rondelka wlewamy passatę pomidorową. Dodajemy musztardę, posiekany czosnek, sos Worcestershire, ocet balsamiczny, miód i ocet sojowy. Przyszły sos przyprawiamy płatkami chilli, solą, pieprzem i gotujemy na małym ogniu pod przykryciem.
  2. Po 15 minutach, gdy sos będzie gęsty, próbujemy go i doprawiamy ewentualnie jeszcze do smaku. 
Kanapka pulled pork z sałatką Coleslaw
  • podpieczona bułka (u mnie domowa, pszenna razowa)
  • 80-100 g pulled pork
  • 4 łyżki sałatki Coleslaw
  • 4 łyżki sosu BBQ
  • kilka plastrów ogórka kiszonego
  1. Przygotowaną wcześniej porcję mięsa mieszamy z sosem. Pulled pork wykładamy na spód podpieczonej bułki. Na mięso kładziemy sałatkę Coleslaw, plastry kiszonego ogórka. Całość przykrywamy chrupiącą, podgrzaną w piekarniku bułką.
Tosia

niedziela, 17 lutego 2013

Śniadanie do łóżka #87: Frittata z karmelizowanymi bananami


































Czasem w ciągu krótkiego odcinka czasowego, bo jednego dnia, dobre wiadomości i zdarzenia przeplatane są tymi złymi. Trudno wtedy zdecydować się, czy więcej nas spotyka dobrego, czy złego. Nie wiadomo, czy skupić się na otaczającym szczęściu, czy martwić o problemy. Póki nie wybierze się odpowiedniej drogi, czeka jedynie niepokój i "huśtawka nastrojów". 
Po takim przebojowym dniu, trzeba się wyciszyć. Zjeść proste śniadanie w łóżku i cieszyć się małymi rzeczami. 
Rzucając hasło "frittata", prawdopodobnie zobaczę na twarzach moich kolegów podejrzany uśmieszek. Kiedyś w środku nocy, przygotowywałam dla nich tę potrawę z jajek. Głodni i zmęczeni, chcieli zadowolić się chipsami. Otworzyłam lodówkę, znalazłam w niej jajka i kilka innych przysmaków. Zdecydowałam, że zrobię dla nich puszystą frittatę pełną smacznych dodatków. Trochę to trwało, w tym czasie przekręcali się z głodu, ale gdy w końcu danie pojawiło się na stole, zniknęło w mig.
Dzisiaj znów postanowiłam przygotować frittatę. Tym razem jednak o wiele łatwiejszą, a do tego na słodko. Wystarczą jajka, banan, masło, miód i szczypta cynamonu. 
Na koniec warto wytłumaczyć czym właściwie jest frittata. To swojego rodzaju hiszpański omlet. Masę jajeczną (której nie trzeba wcześniej ubijać) wylewa się na patelnię z podsmażonymi składnikami, a następnie wkłada do piekarnika. Można jednak zrezygnować z podpiekania i przygotować ją jednie na patelni, tak jak ja dzisiaj. 

Frittata z karmelizowanymi bananami
  • 3-4 jajka
  • banan
  • 2 łyżeczki masła
  • łyżka miodu
  • szczypta cynamonu
  • cukier puder + kakao 
  1. Banana kroimy w plasterki.
  2. Na patelni rozpuszczamy łyżeczkę masła z miodem i cynamonem. Wrzucamy plasterki banana i karmelizujemy go z dwóch stron przez kilka minut.
  3. Do miseczki wbijamy jajka i je roztrzepujemy trzepaczką lub widelcem.
  4. Na karmelizowane banany wlewamy masę jajeczną. Zmniejszamy ogień.
  5. Smażymy frittatę 2-3 minuty, aż jajka zaczną się z wierzchu ścinać. Następnie patelnię przykrywamy pokrywką i zostawiamy jeszcze na 2 minuty.
  6. Gotową frittatę oprószamy cukrem pudrem wymieszanym z kakao.
Tosia

sobota, 16 lutego 2013

Słodka sobota #91: Tarta jabłkowo- gruszkowa pod kruszonką



































Nie dość, że ostatnio z powodu natłoku zajęć nie potrafię znaleźć czasu na małe przyjemności, to zaczynam wierzyć, że nad moją miłością do jedzenia wisi jakaś klątwa. Cierpię na brak weny i chęci, obwiniając za to głównie okropną pogodę i wspomniany brak czasu na cokolwiek. 

Jestem osobą, która dość szybko do wszystkiego się zniechęca. Tak to już ze mną niestety jest, na początku wykazuje się skrajnym entuzjazmem, żeby za chwilę porzucić czynność na rzecz czegoś nowego. Najmniejsza porażka może mnie wytrącić z równowagi i sprawić, że zniechęcę się na zawsze.  

Na szczęście to nigdy nie zdarzyło się z gotowaniem, więc wierzę, że znalazłam wreszcie prawdziwą pasję. Nie zrozumcie mnie źle, zdarzały mi się porażki, nawet te spektakularne (choć może nie tak spektakularne), ale zawsze sprawiały, że stawałam ponownie do walki, aż do osiągnięcia oczekiwanego efektu. A teraz, na złość, gdy sama cierpię na brak weny, zdarzają mi się same porażki gastronomiczne. 

Na początku tego tygodnia wybrałyśmy się z Tosią do Warszawy. Nastawiałyśmy się na odkrycie kolejnych interesujących punktów na mapie stolicy, a tymczasem mój entuzjazm został brutalnie zgaszony. Zaczęłyśmy miejsca, gdzie podobno można zjeść prawdziwe, aromatyczne Pho. Gdy pojawiły się przed nami wielkie misy zupy, czekało mnie wielkie rozczarowanie. 
Czemu? Doczytałam, że ponoć najlepiej pojawiać się pod wieczór, bo wtedy bulion jest najbardziej intensywny. 
Wybrałyśmy się również do stosunkowo nowej, słynącej z mięsnych kanapek restauracji. Postawiłam na kanapkę, która w opiniach internetowych recenzentów cieszy się mianem legendarnej. Gdy wgryzłam się w wysuszone mięso, które trudno było przełknąć, pomyślałam, że tyle osób nie może się mylić. I co się okazało? Podsłuchałam klientki przy stoliku obok, które stwierdziły, że "dzisiaj mięso im nie wyszło". No klątwa!

Żeby się jej przeciwstawić zdecydowałam się dzisiaj na smakowego pewniaka. Zawsze poprawia humor i sprawia, że wracają chęci. Mówię tu o połączeniu owoców i kruszonki. Proste i niezastąpione. 
Zapragnęłam typowego "pie'a"- głębokiego, na kruchym spodzie z górą owoców i równie wysoką górą kruszonki, która mnie kruszonkowego-potwora zaspokaja już od samego patrzenia. 

Tarta jabłkowo-gruszkowa pod kruszonką 

Spód:
- 300 g mąki
- 200 g zimnego masła
- 100 g cukru
- 1 jajko
- szczypta soli

Owocowe wnętrze:
- 1 duża gruszka
- 1 duże jabłko
- 1 łyżeczka cynamonu
- pół łyżeczki mielonego kardamonu
- 1 łyżka miękkiego masła
- 3 łyżki tartych migdałów

Kruszonka
- 180 g mąki 
- 50 g tartych migdałów
- 120 g zimnego masła
- 1 łyżeczka cynamonu
- szczypta soli

- lody waniliowe
  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  2. Na blat wysyp mąkę, cukier i sól. Dodaj pokrojone na małe kawałki masło i wbij jajko. Zagniataj aż ciasto będzie miało jednolitą konsystencję i wyklej nim wysoką formę do ciasta. 
  3. Na całej długości wyklejonej ciastem formy porób dziurki widelcem, aby ciasto się nie podnosiło w czasie pieczenia. 
  4. Wstaw ciasto do piekarnika i piecz aż mocno zbrązowieje (ok. 25-30 minut).
  5. W tym czasie pokrój jabłko i gruszkę w małą kostkę. Wrzuć do miski. Dodaj masło, kardamon, cynamon i migdały (wchłoną część soku, który wytopi się z owoców). Pomieszaj.
  6. Połącz ze sobą składniki na kruszonkę (masło powinno być pokrojone w drobną kostkę). Możesz wrzucić składniki do blendera, lub zagniatającej maszyny, aby stworzyły konsystencję sypkiej kruszonki, lub połączyć składniki palcami, ale nie doprowadzając do stworzenia jednolitej masy. 
  7. Zwiększ temperaturę piekarnika do 200 stopni.
  8. Na upieczony spód wysyp owoce, posyp obficie kruszonką i wstaw z powrotem do piekarnika. Piecz jeszcze ok. 25 minut. 
  9. Podawaj na ciepło z lodami. 

Śliwka

środa, 13 lutego 2013

Spaghetti z klopsikami zakochanego kundla




































Zbliżają się Walentynki. Każdy odbiera to święto na swój sposób. Nic dziwnego, w końcu każdy też kocha inaczej.
Pluszowe serduszka i brokatowe róże zupełnie do mnie nie przemawiają. Dla mnie to dzień jak każdy inny i przyznam szczerze, że gdybym dostała jutro słodki prezent w odcieniach różu, nie byłabym wzruszona. O wiele bardziej cieszą mnie niezapowiedziane prezenty, bezinteresownie wręczone kwiaty, czy śniadanie przygotowane do łóżka w zwykły, szary dzień. Staram się, by Walentynki trwały w moim sercu cały czas, ale nie krytykuje osób, które to święto uznają raz w roku.
Miłość łatwo wyczuć w miejscu, gdzie pachnie dobrą kuchnią. Wie o tym każdy prawdziwy kawaler, nawet jeśli jest psem. Zakochanemu kundlowi udało się skraść buziaka wybrance swego serca, przy dźwiękach Bella Notte. Scena z wciąganiem makaronowych nitek spaghetti podanych z mięsnymi klopsikami przeszła już do historii kultowych scen filmów Disney'a. Samo danie też zapadło w pamięć.
Do przeżycia romantycznej kolacji nie potrzeba bowiem wyszukanych potraw. Czasem najlepiej smakują dania przygotowane od serca, nawet jeśli nie są w żaden sposób zaskakujące. Proste spaghetti z sosem pomidorowym i klopsikami może zachwycić ukochaną osobę, pod warunkiem, że zostało przygotowane ze szczyptą miłości. Tę szczyptę musicie już dodać sami, a resztę składników prezentuję niżej:

Spaghetti z klopsikami
  • 200 g makaronu spaghetti
  • 500 g passaty pomidorowej
  • 2 ząbki czosnku
  • cebula
  • 2 łyżki kaparów
  • kilka oliwek
  • kilka suszonych pomidorów
  • listki świeżej bazylii
  • łyżka octu balsamicznego
  • łyżeczka płatków chilli
  • 1-2 łyżki cukru
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
Klopsiki/ 25 sztuk

  • 500 g mięsa mielonego wołowo-wieprzowego
  • pół pszennej bułki
  • 150 ml mleka (do namoczenia bułki)
  • jajko
  • 1/2 małej cebuli
  • łyżeczka płatków chilli
  • pół łyżeczki słodkiej papryki
  • szczypta cynamonu
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  1. Do miseczki wkładamy bułkę, zalewamy ją mlekiem i odstawiamy na minimum 10 minut.
  2. W dużej misce mieszamy ze sobą mięso, startą na tarce o małych oczkach cebulę, jajko i przyprawy. Dodajemy odsączoną z mleka wilgotną bułkę. Mięso wyrabiamy chwilę, a następnie formujemy 25 małych klopsików.
  3. Na patelni rozgrzewamy łyżkę tłuszczu (np. oliwę, albo olej rzepakowy czosnkowy). Wrzucamy na rozgrzany tłuszcz klopsiki i smażymy je przez kilka minut z dwóch stron, aż się zarumienią. Gotowe odsączamy z tłuszczu.
  4. Na drugiej patelni rozgrzewamy oliwę. Wrzucamy posiekaną drobno cebulę, przyprawiamy ją solą i pieprzem. Gdy zacznie być szklista, dorzucamy czosnek, posiekane drobno suszone pomidory, kapary i oliwki. Po krótkim smażeniu wlewamy passatę pomidorową.
  5. Zmniejszamy ogień, dodajemy cukier i porwane listki bazylii. Sos przyprawiamy płatkami chilli, solą i pieprzem i dusimy na małym ogniu 5-8 minut. Pod koniec gotowania dodajemy podsmażone wcześniej klopsiki, ocet balsamiczny i jeszcze chwilę dusimy całość.
  6. Sos podajemy ze świeżo ugotowanym al dente makaronem spaghetti.
Tosia

wtorek, 12 lutego 2013

Domowy smalec






































Są pewne smaki i potrawy do których trzeba dorosnąć. Jako dziecko, widząc na Jarmarku Dominikańskim stoiska z pajdami chleba posmarowanymi smalcem, przechodziły mnie dreszcze. Obecnie jest wręcz odwrotnie. Smalec na kromce świeżego pieczywa (najlepiej domowego, upieczonego na zakwasie) to mój mały grzeszek, na który pozwalam sobie od czasu do czasu.
Z okazji zeszłotygodniowego Tłustego Czwartku, oprócz domowych pączków, postanowiłam przygotować jeszcze jeden tłusty przysmak. Dzień ten kojarzy się głównie z faworkami i pączkami, ale moim zdaniem można go świętować także w sposób "wytrawny". 
Dlatego w środę dokarmiłam swój żytni zakwas na pszenny chleb i zabrałam się za produkcję domowego smalcu. Następnego dnia smalec był już odpowiednio schłodzony, ale musiałam jeszcze cierpliwie poczekać aż wyrośnie mi chleb. W końcu nie od dziś wiadomo, że chrupiący chleb, dobrze przyprawiony smalec i ogórki kiszone, to trójkąt idealny :)
Zawsze myślałam, że smalec jest raczej przysmakiem mężczyzn. Zmieniłam zdanie dopiero kilka dni temu, kiedy organizowałam u siebie małą imprezę. Po kanapki ze smalcem sięgali z uśmiechem nie tylko panowie. A "swojskie" przekąski zniknęły tak szybko, że nie wszyscy goście zdążyli ich spróbować.

Smalec
  • 0,5 kg słoniny w kawałku
  • 0,5 kg mielonej słoniny
  • 250 g wędzonego boczku
  • 3 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • jabłko
  • 10 wędzonych lub suszonych śliwek
  • 50 ml żubrówki lub wódki żołądkowej
  • 2-3 łyżki suszonego majeranku
  • 3 goździki
  • pieprz
  • sól
  1. Słoninę w kawałku kroimy w drobno kostkę. Wrzucamy do dużego garnka z grubym dnem. Dodajemy także mieloną słoninę (zmieloną w maszynce lub u rzeźnika).
  2. Topimy ją na małym ogniu, aż do rozpuszczenia (może to potrwać nawet 30 minut). W momencie gdy skwarki będą swobodnie pływać w tłuszczu, zestawiamy garnek z ognia i dodajemy posiekaną drobno cebulę. Całość mieszamy, a garnek stawiamy ponownie na małym ogniu. 
  3. Po kilku minutach, gdy cebula będzie szklista, dodajemy pokrojono drobno boczek. Smażymy, aż nabierze koloru. Następnie dodajemy starte jabłko, goździki oraz poszatkowany czosnek. Wlewamy alkohol.
  4. Po kilku minutach smażenia wrzucamy pokrojone śliwki oraz suszony majeranek. Całość smażymy jeszcze kilka minut. Na koniec przyprawiamy smalec pieprzem i solą, zestawiamy z ognia i zostawiamy w garnku na minimum 15 minut. Po tym czasie przelewamy tłuszcz do miseczek lub kamionkowe naczynia. Po ostudzeniu, wkładamy na noc do lodówki.
  5. Po kilku godzinach smalec jest gotowy do smarowania.
Tosia

niedziela, 10 lutego 2013

Śniadanie do łóżka #86: Croissant z jajecznicą

Dzięki wczesnemu wstawaniu przez cały tydzień, nawet gdy nic mnie nie goni, budzę się przed całą rodziną. Choć tęsknie za czasami, gdy mogłam w weekendy spać bez końca, wczesne wstawanie otwiera przede mną nowe śniadaniowe możliwości. Z myślą o perfekcyjnie zaczętym niedzielnym poranku, wskakuję w dres i udaję się po świeże croissanty. 

Zimne powietrze gryzie w nozdrza, na ulicach pustka, a w ledwo co otwartym sklepie pachnie świeżo upieczonym chlebem. Pakuję do torby miękkie, ciepłe rogaliki i pędzę z powrotem do domu. Nie chcąc popsuć niespodzianki, zamykam się w kuchni i po cichu zaczynam tworzyć śniadanie do łóżka dla całej rodziny. 

Croissanty z masłem i konfiturą to klasyk, który zawsze mnie nudził. Do rogalików uwielbiam wytrawne dodatki, a najlepiej połączenia w stylu BLT (bekon, sałata i pomidor). To moja mała słabość. Tym razem jednak stawiam na inne, znane od wieków, perfekcyjne połączenie- jajka z bekonem. W duecie z rogalikiem tworzą coś naprawdę pysznego. Dla niektórych to pewnie kontrowersyjne, dla innych profanacja croissanta, ale dla mnie spełnienie śniadaniowych marzeń. 

Croissant z jajecznicą (1 porcja)
- 1 croissant
- 1 plaster bekonu
- 1 jajko
- 1 plaster sera
- kilka liści roszponki
- masło
- sól, pieprz
  1. Przekrój croissanta na pół wzdłuż. Najlepiej wcześniej podgrzać go w piekarniku lub na tosterze. 
  2. Posmaruj go w środku masłem, wsadź do środka ser i sałatę. 
  3. Podsmaż plaster boczku. Nie dodawaj tłuszczu na patelnię, wytopi się z boczku. Smaż aż będzie chrupiący i wsadź go do croissanta. 
  4. Rozgrzej łyżeczkę masła na patelni, wbij jajko, posól, popieprz i mieszaj aż powstanie odpowiednio ścięta jajecznica. Napakuj ją do croissanta.
Śliwka

sobota, 9 lutego 2013

Słodka sobota #90: Bezowy tort dacquoise

































Zbliżają się urodziny kogoś, kto zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Wczoraj gościliśmy na kolacji pierwszy turnus gości, dziś czeka nas druga impreza. W myśl staropolskiej zasady "czym chata bogata", staram się zawsze rozpieścić podniebienia gości, by wszyscy wychodzili od nas zadowoleni. Przy okazji warto się postarać dla komplementów, które są muzyką dla uszu każdego kucharza i każdej gospodyni :)

Paweł nie lubi tortów, ja podobnie, raczej nie przepadam za nasączonymi biszkoptami, przełożonymi maślanym kremem. Torty angielskie, często lepiej wyglądają niż smakują. Chciałam, by Paweł mógł zdmuchnąć świeczki i pomyśleć życzenie, dlatego zaczęłam rozmyślać nad słodkim kompromisem. Przypomniałam sobie, że jest jednak pewien tort, który uwielbiamy. To bezowo-daktylowy tort Dacquoise od Sowy. 
Nie widzę nic złego w podaniu gościom ciasta z cukierni, ale nie wyobrażałam sobie, bym sama mogła tak zrobić, szczególnie w taki dzień. Z lekką nieufnością postanowiłam zmierzyć się z bezowym tortem i na szczęście się udało.

Goście jednogłośnie zdecydowali, że tort był najsmaczniejszym punktem kolacji (a było w czym wybierać) i smakuje dokładnie jak pierwowzór. Moim zdaniem krem jest trochę mniej słodki, ale zrobiłam to celowo, ponieważ beza sama w sobie jest już bardzo słodka. Upiekłam cztery spody, aby zrobić dwa torciki, ale równie dobrze można upiec dwa większe i zrobić jeden tort.
Dacquoise na stałe wejdzie do mojego repertuaru ulubionych wypieków i zamierzam go powtórzyć jeszcze wiele razy, aby dojść do perfekcji (szczególnie jeśli chodzi o bezę).





































Bezowy tort dacquoise/
Spody bezowe:*
  • 5 białek
  • 250 g cukru
  • łyżeczka octu winnego
  • szczypta soli
  • 50 g orzechów włoskich
  • 8 suszonych daktyli
Krem:
  • 250 g mascarpone
  • 300 ml śmietanki kremówki
  • 75 g mleka skondensowanego słodzonego
  • 75 g konfitury figowej (lub daktylowej)
  • 80 g orzechów włoskich
  • 8 daktyli
Beza:
  1.  Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Na pergaminie odrysowujemy dwa koła o średnicy 23 cm lub 4 koła o średnicy 13 cm (wybrałam drugą wersję).
  2. W dużej misie umieszczamy białka, dodajemy szczyptę soli i zaczynamy ubijać na sztywną pianę. Ubijając dalej, dodajemy łyżeczkę octu, a następnie stopniowo, po 1 łyżce cukru. Gdy skończy się cukier, a masa będzie sztywna i lśniąca, dodajemy pokrojone drobno orzechy i daktyle. Szpatułką delikatnie łączymy składniki.
  3. Masę bezową przekładamy na wcześniej przygotowane kółka na pergaminie. Blaszkę z bezami wkładamy do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni. Pieczemy przez 5 minut.
  4. Temperaturę zmniejszamy do 140 stopni i pieczemy 1,5 godziny. Po tym czasie wyłączamy piekarnik i zostawiamy bezę w środku (ja nie miałam czasu, więc zostawiłam tylko na godzinę).
Krem:
  1. W misie ubijamy śmietankę kremówkę. Gdy będzie sztywna, dodajemy serek mascarpone. Ubijając masę mikserem, dodajemy stopniowo mleko skondensowane, na zmianę z konfiturą figową.
  2. Następnie dodajemy posiekane orzechy i daktyle, jeszcze chwilę mieszamy. Tak przygotowany krem wkładamy do lodówki w czasie pieczenia bezy.
  3. Upieczone i ostudzone spody bezowe przekładamy kremem. Torcik dekorujemy resztką kremu, daktylami i orzechami. Posypujemy przesianym cukrem pudrem i kakao.
* przepis zmodyfikowałam, a wzorowałam się na proporcjach z blogów Moje wypieki i Kulinarne szaleństwa Margarytki
Tosia

czwartek, 7 lutego 2013

Mini pączki z wiśniami i czekoladą

Dzisiaj tłusty czwartek - mój ulubiony dzień w roku. Za każdym razem łudzę się, że mój organizm nie zdąży zakodować takiego ciężkiego ataku cukrowego, ale przecież w tym wyjątkowym dniu nie będę się ograniczać!

Wczoraj zrobiłam już pączkową próbę generalną. Chciałam wypróbować przepis, który opracowałam, bo przecież w tłusty czwartek nie może być mowy o pomyłkach. Stworzyłam więc pączki mini, w trzech wersjach smakowych: różane (podobne do tych, które ostatnio prezentowała wam Tosia), rafaello i załączone na powyższym obrazku wiśniowo-czekoladowe. Inspirowałam się pączkowymi preferencjami moich przyjaciół. 
 Ich wielkość daje złudne wrażenie, że pozwalasz sobie na mniej, gdy w rzeczywistości nie można się powstrzymać od chwycenia po kolejnego i kolejnego... i kolejnego. 

W cukierniach często spotkać się można z mini pączkami, które zawsze lubiłam bardziej niż te tradycyjne. Jednak prawie zawsze występują w czystej formie, bez dodatków. Czemu ich nie nafaszerować ulubionym dodatkiem? No właśnie, czemu?:)

Mini pączki z wiśniami i czekoladą (ok. 50 sztuk)

- 1 kg mąki
- 21 g drożdży instant (3 opakowania)
- 150 g cukru
- 200 g masła
- 5 żółtek
- szczypta soli
- 50 ml spirytusu
- ok. 300 ml ciepłego mleka

- 400 g mrożonych wiśni bez pestek
- 250 g czekolady mlecznej
- 1 łyżka cukru

- cukier puder - do obtoczenia
- olej- do smażenia na głębokim tłuszczu
  1. Rozpuść masło w rondelku. Ostudź.
  2. Pomieszaj w misce lub na blacie wszystkie składniki na pączki poza mlekiem i masłem. Najpierw dolewaj wystudzone masło i zagniataj ciasto, następnie powoli dolewaj mleka, cały czas zagniatając ciasto. Najlepiej użyć maszyny do zagniatania, jeśli taką masz. 
  3. Zagniataj aż ciasto uzyska jednolitą konsystencję. Od tego momentu zagniataj intensywnie jeszcze przez 5 minut (możesz podzielić ciasto na pół i zagnieść oddzielnie dwie połówki, aby było łatwiej). 
  4. Zagniecione ciasto wstaw do miski, przykryj ją folią aluminiową i odstaw w ciepłe miejsce (na przykład niedaleko rozgrzanego kaloryfera) na ok. 1,5 godziny.
  5. Po upływie tego czasu wyjmij ciasto na blat, uformuj z niego rulon i pokrój na 50 równych kawałków. 
  6. Z każdego kawałka uformuj kulkę i układaj je na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Przykryj je materiałową szmatką i odstaw ponownie w ciepłe miejsce na ok. 30- 45 minut.
  7. Przygotuj w tym czasie farsz. Zagotuj wiśnie z łyżką cukru. Gdy puszczą sok, odcedź je (będziemy potrzebować tylko wiśnie, a sok może się przydać do czegoś innego).
  8. Rozpuść czekoladę w kąpieli wodnej. Gdy się rozpuści, dodaj do niej wiśnie i zmiksuj na gładką masę. 
  9. Rozgrzej tłuszcz w garnku. Wrzucaj co jakiś czas kawałek chleba, aby sprawdzić czy już jest wystarczająco ciepły. Gdy kawałek chleba zaczyna się pienić, oznacza to, że możesz zacząć smażyć. Utrzymuj ten poziom rozgrzania tłuszczu, aby pączki nie przypaliły się zbyt szybko, a były surowe w środku. Najlepiej wypróbować czas smażenia na jednym próbnym pączku. 
  10. Usmaż pączki i wyłóż je na papierowy ręcznik, aby odsączyć je z tłuszczu. Gdy ostygną, nałóż farsz do szprycy, wbij ją do środka pączka i nafaszeruj go. Obtocz następnie w cukrze pudrze.
Śliwka

wtorek, 5 lutego 2013

Placuszki śródziemnomorskie





































Są spotkania, osoby i przepisy, które potrafią poprawić humor w kilka minut. 
Moja bliska koleżanka studiuje dietetykę. Jeszcze nigdy nie skończyły nam się tematy do rozmowy, ale często od słowa do słowa przechodzimy do kulinariów. Tak stało się też ostatnio, mimo, że początkowo cel naszego spotkania był zupełnie inny.
Koleżanka od jakiegoś czasu tworzy bazę przepisów lekkich lub dietetycznych, potrzebnych jej do pracy. Trafiła w dobre ręce, bo mogę leżeć godzinami wymyślając przepisy i opowiadać o jedzeniu do znudzenia. W ten sposób, zupełnie przypadkiem powstały placuszki śródziemnomorskie, najpierw w głowie, następnie nabrały smaku w rozmowie, by w końcu pojawić się na talerzu.
Może nie są one dietetyczne, ale zapewniam Was, że lekkie i smaczne na pewno. Miano "śródziemnomorskie" do niczego nie zobowiązuje. Tak zostały nazwane, ponieważ zawierają cukinię, suszone pomidory, oliwki, kapary i fetę. Można niektóre z nich pominąć lub zastąpić innymi składnikami np. tartą marchewką, czy bakłażanem.
Wspaniale smakują z dipem z pieczonej papryki. Wyglądają słonecznie i w taki nastrój też wprowadzają :)

Placuszki śródziemnomorskie
  • 250 g mąki pszennej
  • 225 ml mleka
  • jajko
  • 90 g cukinii (ok. 1/2)
  • 7 suszonych pomidorów
  • 120 g sera typu feta
  • 10 oliwek
  • 2 łyżki kaparów
  • łyżeczka ziół prowansalskich
  • szczypta soli *
  • oliwa/olej rzepakowy z bazylią
Dip paprykowy z fetą
  • żółta papryka
  • 120 g sera typu feta
  • mały ząbek czosnku
  • łyżeczka oliwy
Placuszki:
  1. Cukinię myjemy i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Zostawiamy kilka minut na sicie, po czym odsączamy z soku.
  2. Do wysokiego naczynia wrzucamy suszone pomidory i fetę. Miksujemy je na gładką pastę.
  3. Do miski przesiewamy mąkę, robimy wgłębienie i wbijamy jajko. Dodajemy pastę z suszonymi pomidorami i wlewając powoli mleko, mieszamy trzepaczką ze sobą składniki. Gdy ciasto osiągnie konsystencję gęstej śmietany, dodajemy zioła prowansalskie, posiekane w drobno oliwki oraz kapary. Solimy (feta i kapary mogą być wystarczająco słone).
  4. Na patelni rozgrzewamy olej lub oliwę. Wykładamy ciasto na placuszki po 1-2 łyżki na sztukę. Smażymy po kilka minut z każdej strony, aż będą rumiane. Gotowe placuszki odsączamy z tłuszczu przy pomocy ręcznika papierowego. Podajemy z dipem paprykowym.
Dip:
  1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. 
  2. Paprykę myjemy i osuszamy. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy 20-25 minut, aż skórka miejscami zrobi się czarna.
  3. Upieczoną paprykę wkładamy do foliowej torebki (strunowej lub do zawiązania) i zostawiamy ją na 10 minut. W tym czasie papryka zdąży się "spocić". Przekładamy ją do miseczki z zimną wodą i ściągamy bez problemu skórkę.
  4. Tak przygotowaną paprykę wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy czosnek, fetę i oliwę. Miksujemy blenderem na gładki dip. Chłodzimy w lodówce lub podajemy od razu.
Tosia

niedziela, 3 lutego 2013

Tydzień z 5 składnikami #6: Placuszki Mango Lassi



































Mango to mój ulubiony owoc, zaraz po soczystych truskawkach kaszubskich. Wykorzystuję je w wytrawnych potrawach, szczególnie jako dodatek w postaci relishu/salsy, a także w deserach np. w tarcie kokosowej z mango. Najbardziej jednak smakuje mi w czystej postaci lub w duecie z jogurtem. Dlatego tak bardzo lubię koktajl z mango.
Lassi to orzeźwiający, jogurtowy napój z Indii. Tradycyjne podawany na słono w lekko pikantnej odsłonie z papryczką chilli. Obecnie bardziej kojarzony jest ze słodkim koktajlem. Jogurt rozcieńczony mlekiem lub wodą podaje się w przeróżnych kombinacjach smakowych. Z truskawkami, z miętą i kardamonem, wodą różaną, a także z musem z dojrzałego mango. W ostatniej wersji, znany jako Mango lassi, podbił moje serce.
Oprócz mango, najważniejszym składnikiem napoju jest jogurt, dlatego moim zdaniem wspaniale sprawdza się jako koktajl śniadaniowy. W ten weekend, zainspirował mnie do przygotowania jogurtowych placuszków z musem z mango.
Zaserwowałam sobie podwójną dawkę przyjemności z rana, popijając puszyste placuszki koktajlem. Polecam wszystkim miłośnikom mango :)

Tak się złożyło, że wyłączając z przepisu mąkę i cukier (według zasad zabawy), zostaje akurat 5 składników. Tym sposobem kończę nasz tygodniowy cykl z przepisami wykorzystującymi tę liczbę składników. Mamy nadzieję, że w ciągu tego tygodnia, udało nam się udowodnić, że z kilku prostych produktów można przyrządzić coś pysznego :)


Placuszki Mango Lassi/15-20 sztuk
  • 350 g mąki pszennej
  • duże dojrzałe mango
  • 300-350 ml jogurtu naturalnego
  • 3 łyżki cukru
  • 2 jajka
  • 60 g masła
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  1. Mango obieramy, kroimy w kostkę. Wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy jogurt naturalny i miksujemy przy pomocy blendera na gładki mus owocowy.
  2. W rondelku, na małym ogniu, rozpuszczamy masło. Studzimy.
  3. Do dużej misy przesiewamy mąkę. Dodajemy cukier, proszek do pieczenia i jajka. Wlewamy roztopione masło i zaczynamy wyrabiać ciasto (drewnianą łyżką lub mikserem). Następnie dodajemy mu z mango i dalej mieszamy do połączenia wszystkich składników. Gotowe ciasto nie powinno mieć grudek, a w konsystencji ma przypominać gęstą śmietanę(jeśli jest taka potrzeba, dodajemy więcej jogurtu).
  4. Rozgrzewamy teflonową, suchą patelnię (roztopione masło w cieście powinno wystarczyć). Owocowe placuszki smażymy po kilka minut z każdej strony, aż będą rumiane. Przekładamy je na talerz i od razu podajemy.
Tosia

piątek, 1 lutego 2013

Tydzień z 5 składnikami #5: Krążki cebulowe w tempurze





























Złociste krążki, miękkie w środku i jednocześnie chrupiące. Usmażone krótko w głębokim tłuszczu. Obtoczone w kryształkach gruboziarnistej soli morskiej i zanurzone w lekkim, pikantnym sosie. Poprawiają humor, nadają się znakomicie jako przekąska przygotowana do wieczornego seansu z filmami (nominowanymi do Oscara). A to wszystko dzięki kilku prostym składnikom. Tylko jeden z nich jest bardziej egzotyczny.
Warzywa w tempurze były moim pierwszym pomysłem na przepis w ramach Tygodnia z 5 składnikami. Ostatnio przypomniałam sobie o tym daniu. 
Rozkoszując się smakami pieczonego boczku, podanym z imbirowym purée z jabłek i grzybami shiitake wraz z młodym szczypiorkiem w tempurze (w gdyńskiej Sztuczce). Inspirując się japońską Tempurą, można stworzyć apetycznie skomponowane i zaskakujące danie. Technika ta, nie wyklucza jednak małych i szybkich przyjemności.
Tempura to po prostu mąka wymieszana z zimną wodą, czasem też z jajkiem i mąką ryżową. W cieście tym zanurza się warzywa oraz owoce morza i krótko smaży w głębokim tłuszczu. Tak przygotowane danie, podaje się zazwyczaj z dressingiem na bazie sosu sojowego i wina mirin. 
Tematem dzisiejszego przepisu jest gotowanie z 5 składnikami, wyłączając mąkę, olej, cukier, sól i pieprz. 
Dlatego zdecydowałam się usmażyć w ten sposób krążki cebulowe do których mam słabość. A nawiązując do kuchni japońskiej, wykorzystałam wasabi. Zielony chrzan japoński w połączeniu z majonezem i jogurtem naturalnym jest świetnym dipem do chrupiącej przekąski.

Krążki cebulowe w tempurze
  • 4 cebule
  • 200 g mąki pszennej
  • 150-170 ml zimnej wody
  • jajko
  • kilka kostek lodu
  • sól gruboziarnista
  • olej do smażenia
Majonez wasabi
  • łyżeczka wasabi
  • łyżeczka majonezu
  • 2-3 łyżki jogurtu naturalnego
  1. 30 minut przed przygotowaniem tempury, wkładamy mąkę do lodówki.
  2. Cebule obieramy i kroimy w grube plastry. Palcem popychamy środki, tworząc w ten sposób krążki.
  3. Majonez łączymy z wasabi i jogurtem naturalnym. Mieszamy trzepaczką.
  4. Do miski wsypujemy zimną mąkę. Wbijamy jajko i wlewamy zimną wodę (schłodzoną dodatkowo kostkami lodu). Ciasto na tempurę nie musi być wymieszane dokładnie, mogą zostać grudki.
  5. Maczamy w cieście krążki cebulowe i wrzucamy do woka lub głębokiego garnka z rozgrzanym olejem (do temperatury 160-170 stopni).
  6. Krążki smażymy przez 3-4 minuty, po czym odsączamy je z tłuszczu, przy pomocy ręcznika papierowego. Podajemy od razu.
Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...