wtorek, 31 lipca 2012

Chłodnik cytrynowy zakrapiany rumem




























Po warsztatach fotografii kulinarnej otrzymałyśmy paczki pełne produktów z logiem Doceń polskie . Produkty do przetestowania nie dostałyśmy pod warunkiem, że zrecenzujemy je na blogu, ale ja już na pierwszy rzut oka zachwyciłam się cytrynkami w rumie. 
Gdy je spróbowałam uznałam po prostu, że są godne uznania i warto je pokazać na blogu.
Początkowo cytrynki w syropie rumowym chciałam wykorzystać jako dodatek do grillowanej piersi kurczaka i do lemionady. Upały sprawiły jednak, że największą ochotę nabrałam na kwaskowaty chłodnik.
Zazwyczaj zupę cytrynową przygotowuje się na bazie bulionu z kurczaka i soku z cytryny, a pod koniec gotowania zabiela się ją śmietanką i żółtkami.
W przypadku upalnych dni, tak przyrządzona zupa jest zbyt ciepła i za ciężka, dlatego wymarzyłam sobie chłodnik cytrynowy.
Wykorzystałam do niego jedynie gęsty jogurt grecki, sok z cytryny, syrop rumowy i cytrynki z syropu.
Taki chłodnik można podać z np. grillowaną piersią kurczaka, ale ja wybrałam wersję na słodko.
Danie ozdobiłam cytrynami w rumie i praliną karmelowo-migdałową.
W efekcie wyszedł interesujący chłodnik, który można podawać jako przystawkę lub deser :)


Chłodnik cytrynowy zakrapiany rumem
  • 800 g greckiego gęstego jogurtu
  • sok z 1/2 cytryny
  • skórka z cytryny
  • 150 ml syropu cukrowo-rumowego z cytryn w rumie
  • plastry cytryn w rumie
  • łyżka miodu
  1. Schłodzony jogurt wlewamy do miski, łączymy ze świeżo wyciśniętym sokiem z cytryny i startą skórką. Mieszamy trzepaczką dodając miód.
  2. Cienką strużką wlewamy syrop cukrowo-rumowy i energicznie mieszamy z jogurtem. 
  3. Tak przygotowany chłodnik wstawiamy do lodówki na godzinę.
  4. Podajemy z plastramy cytryn w rumie i praliną migdałową.
Karmelowa pralina migdałowa
  • garść migdałów blanszowanych
  • 125 g cukru
  • 20 ml wody
  • 2 łyżki soku z cytryny
  1.  W rondelku rozpuszczamy cukier z wodą i sokiem z cytryny.
  2. Po kilku minutach gotowania zacznie zmieniać kolor na złocisty.
  3. Gdy stanie się bursztynowo-brązowy zdejmujemy rondel z ognia.
  4. Na pergaminie kładziemy migdały i wylewamy na nie karmel.
  5. Zostawiamy do zstygnięcia na kilka minut, a następnie odklejamy od pergaminu i łamiemy na mniejsze kawałki, którymi dekorujemy chłodnik.
  6. Tak przygotowaną pralinę możemy też zmiksować tworząc krokant.
Tosia

poniedziałek, 30 lipca 2012

Burczymifon - lipiec

Podczas wspólnego wyjazdu do Warszawy i Krakowa o którym mogliście przeczytać w relacji z Warsztatów fotografii kulinarnej, zdałyśmy sobie sprawę jak często wyciągamy nasze telefony, aby  uwiecznić nimi ulotne chwile. Nierzadko są to zdjęcia kulinarne np. smacznych potraw, które mamy okazję kosztować gdzieś na mieście. I właśnie takimi apetycznymi obrazami z telefonu chciałybyśmy się z Wami dzielić co miesiąc.


Śliwka & Tosia

niedziela, 29 lipca 2012

Śniadanie do łóżka #59: Naleśniki na mleczku kokosowym






























Moja koleżanka, z którą spędzam wakacje jest uczulona na mleko, a ja, niestety, wymyśliłam sobie dzisiaj na śniadanie naleśniki (z moim tempem pojawiły się na obiad). Pomyślałam, że bez mleka to jednak nie będzie to samo, ale chcąc zadowolić wszystkich postawiłam na mleczko kokosowe, które niespodziewanie sprawiło, że naleśniki były chyba najlepsze ze wszystkich, które kiedykolwiek zrobiłam.
Podałam je z różnymi dodatkami, tak aby każdy mógł wybrać swój ulubiony. Były posiekane i podgotowane brzoskwinie, nutella, dżemy, jogurty i miód. Moim faworytem jest wersja z nutellą, dżemem malinowym i brzoskwiniami, ale, jak zwykle, zachęcam do eksperymentów.

Naleśniki na mleczku kokosowym (ok. 8 sztuk)
- 3 jajka
- 3 łyżki masła
- 4 łyżki cukru
- skórka z 1 pomarańczy
- 1 filiżanka odtłuszczonego mleczka kokosowego
- szczypta soli
- 8 łyżek mąki

- masło do smażenia

Roztop masło w małym rondelku. Odstaw do ostygnięcia.
W misce pomieszaj trzepaczką ze sobą resztę składników, poza mąką. Gdy stworzą jednolitą masę, porcjami dodawaj mąką i mieszaj energicznie trzepaczką. Gdy utworzy się jednolita masa bez grudek, ciasto jest gotowe.
Na średniej wielkości patelni rozgrzej 1 łyżeczkę masła. Gdy będzie gorące, wlej na patelnie chochlę ciasta na naleśniki i obracaj patelnią aż ciasto pokryje jej cały spód. Smaż przez ok. 2 minuty z każdej strony.

Śliwka

sobota, 28 lipca 2012

Słodka sobota #65: American pie z jagodami







































O gustach się podobno nie dyskutuje. Szkoda, bo nie uważam by to było coś niezmiennego, czy krępującego.
Francuski socjolog Pierre Bourdieu głosił, że gust kulinarny kształtowany jest od dziecka i zależny od klasy i grupy społecznej do której należymy. Jest w tym wiele prawdy, że podstawy poczucia dobrego smaku, czy estetyki wynosimy z domu, ale moim zdaniem w dalszym procesie socjalizacji gust może ulegać zmianom.
Dla przykładu, w dzieciństwie nie miałam w ogóle styczności z kuchnią azjatycką, mój jedyny kontakt ze smakami Dalekiego Wschodu to konsumpcja zupki chińskiej z proszku :) Dopiero, gdy zaczęłam się bardziej interesować gotowaniem odkryłam sama słodko-kwaśne smaki Azji, które obecnie ubóstwiam.
Podobną przemianę miałam z jagodami. Co prawda mama robiła latem piergoi z jagodami, ale ja zawsze bardziej od owocowego nadzienia wolałam ciasto pierogowe. Jagody były dla mnie za kwaśne i nawet w połączeniu z cukrem wykrzywiało mi buzię.
Z wiekiem to się zmieniło, teraz bardzo lubię jagody i nadrabiam dziecięce lata niechęci do tych owoców, jagodowymi eksperymentami w kuchni.
Placek z wiśniami, który nazywam American pie, pokazywałam Wam jakoś na początku istnienia naszego bloga (a burczymiwbrzuchu istnieje już ponad półtora roku!)
To jedno z moich ulubionych ciast, dlatego chętnie zmieniam jego nadzienie robiąc placek z wiśniami, jabłkami lub owocami leśnymi. Teraz, gdy zaczął się na dobre sezon jagodowy wymarzyłam sobie właśnie taką tartę.
Za pierwszym razem spróbowałam kawałek na ciepło z lodami cytrynowymi i to był strzał w dziesiątkę, ale równie smaczny jest schłodzony w lodówce, dlatego trudno mi polecić, czy lepiej podawać na ciepło, czy zimno :)







































American pie z jagodami
  • 300 g mąki pszennej
  • 110 g cukru pudru
  • 190 g masła
  • 3 łyżki zimnej wody
  • 2 żółtka
  • 450 g jagód
  • 120 g cukru
  • łyżka ekstraktu z wanilii
  • 2 łyżki brązowego cukru
  • lody cytrynowe
  1. Do misy przesiewamy mąkę i cukier puder.
  2. Dodajemy posiekane masło, wodę oraz żółtka i zaczynamy wyrabiać ręcznie lub mikserem.
  3. Gdy składniki połączą się w zgrabną kulę, dzielimy ją na dwie części i każdą zawijamy w folię spożywczą. Kule z ciasta wkładamy do lodówki.
  4. Po 30 minutach wyciągamy jedną porcję ciasta.
  5. Wałkujemy ciasto na okrągły placek i przy pomocy wałka przekładamy je na formę do tarty.
  6. Ciasto dociskamy do formy (szczególnie na brzegach) i wkładamy do lodówki na kolejne 30 minut.
  7. W tym czasie łączymy jagody z cukrem i ekstraktem.
  8. Gdy minie pół godziny, wyciągamy formę z ciastem oraz zawiniętą w folię kulę.
  9. Na spód ciasta wykładamy jagody.
  10. Drugą część ciasta cienko wałkujemy i nawijając na wałek przekładamy na jagody.
  11. W ten sposób uzyskamy "daszek" dla spodu ciasta. Dociskamy brzegi tarty.
  12. Na środku ciasta wykrawamy 5 otworków nożem (widoczne na zdjęciu).
  13. Tartę pieczemy w temperaturze 190 stopni przez 20 minut.
  14. Następnie smarujemy wierzch ciasta wodą, obsypujemy trzcinowym cukrem i zmniejszamy temperaturę do 170 stopni. Pieczemy jeszcze 30 minut.
  15. Po tym czasie wyciągamy tartę z piekarnika i chłodzimy w lodówce przed podaniem lub pdoajemy na ciepło z gałką lodów (np. cytrynowych).
Tosia

czwartek, 26 lipca 2012

burczymiwbrzuchu w trasie + warsztaty fotografii kulinarnej w Krakowie




















Kilka dni temu ogłosiłyśmy na facebooku (zapraszamy do polubienia), że burczymiwbrzuchu rusza w trasę.  
Miejscem docelowym wyprawy był Kraków. Rzadko kiedy jest okazja byśmy mogły spędzić ze sobą trochę więcej czasu, dlatego postanowiłyśmy przedłużyć nasz wyjazd. Wziełyśmy ze sobą naszych wiernych męskich pomocników (którzy czasem przyczyniają się do powstawania wpisów na blogu) i w pełnym, czteroosobowym składzie burczymiwbrzuchu udaliśmy się do Warszawy. 
Tam relaksowaliśmy się i odwiedziliśmy kilka miejsc, polecanych przez Was na facebooku (szczególnie przypadła nam do gustu wietnamska knajpa Nam Sajgon na ul. Brackiej).



 W sobotę, dnia 21 lipca zaczęliśmy dzień wyjątkowo wcześnie, bo o 3:30!
 Wszystko po to, by o godzinie 10:00 stawić się punkutalnie w Krakowie, w hotelu Swing. Zostałyśmy, bowiem zaproszone na "Obiektywne spotkanie z fotografią kulinarną" przez organizatorów programu promocyjnego Doceń polskie.
Program możemy wszystkim z czystym sumieniem polecić i zachęcić do lektury na ten temat pod wyżej podanym linkiem. W wielkim skrócie ma on na celu promocję wysokiej jakości produktów dostępnych i produkowanych na polskim rynku.


 Warsztaty prowadzone były przez Leszka Szurkowskiego oraz jego asystentkę Margotkę, którą być może znacie z bloga illucucina :) 
Cały dzień starali się nas nauczyć czegoś, czego można uczyć się latami, mianowicie podstawowej wiedzy o świetle i kompozycji zdjęcia. Jako, że warsztaty dotyczyły głównie kulinarnej sfery fotografii, uczyłyśmy się między innymi jak wykorzystywać kuchenne gadżety do rozpraszania i odbijania światła. Miałyśmy przez to mnóstwo zabawy z talerzami, papierem do pieczenia, czy folią aluminiową. Pozwoliło nam to spojrzeć na fotografię kulinarną trochę od innej strony niż zazwyczaj i mamy nadzieję pomoże nam to w przyszłości robić lepszej jakości zdjęcia :)
Wrażeń było sporo, tym bardziej, że to było nasze pierwsze spotkanie w rzeczywistości z innymi bloggerkami, które znałyśmy wcześniej jedynie z sieci. Atmosfera była niezwykle pozytywna, dlatego mamy nadzieję, że w przyszłości będzie więcej okazji do spotkań.
Dziękujemy serdecznie organizatorom, w szczególności Markowi z Doceń Polskie (który został uwieczniony na zdjęciu z nami w tle :) oraz oczywiście uczestnikom warsztatów za przyjemnie spędzony czas :)


* Zdjęcie prezentujące nas wykonała Paulina z Just My Delicious :)

środa, 25 lipca 2012

Jak zrobić pikantny domowy popcorn?































Zazwyczaj, w trakcie gotowania wiem, że daną potrawę będę chciała pokazać Wam na blogu. Zapamiętywanie proporcji i kroków, jakie czynię w kuchni weszło mi już trochę w nawyk. Nieświadomie powtarzam sobie czasem w głowie liczby 200 g mąki, 100 g masła, nawet jeśli dany przepis wcale nie chcę opublikować na blogu.
Przygotowując spontanicznie domowy popcorn dla swojego chłopaka, zamiast wsypać po prostu ziarna kukurydzy do garnka, odruchowo wymierzyłam dokładnie 60 g, zapamiętując gramaturę w głowie. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero po czasie, próbując czy popcorn wyszedł jak należy. Tak mi zasmakował, że zrobiłam mu szybko zdjęcie i stwierdziłam, że skoro już zapamiętałam dokładne proporcje to warto podzielić się przepisem z czytelnikami burczymiwbrzuchu.
Właściwie trudno to nazwać przepisem, do wielkich arcydzieł kulinarnych ta przekąska nie należy. Myślę jednak, że wskazówki o tym jak zrobić domowy, pikantny popcorn mogą się komuś przydać.
Popcorn przygotowałam specjalnie dla chłopaka i jego kolegów jako przekąskę do oglądania nowego filmu Prometeusz.
 Każda mądrą kobieta wie o tym, że mężczyzna potrzebuje czasem męskiego wieczoru z kolegami. W takich momentach nie ma co się obrażać i stroić min, lepiej przygotować dla nich niespodziankę i cieszyć się wolnym wieczorem. Przecież za kilka dni, może się okazać, że szykuje się babski wieczór z koleżankami. Wtedy w ramach podzięki za przygotowany dla kolegów popcorn i wspaniałomyślność, można z chłopakiem wynegocjować, że zostanie specjalnie dla mnie nocnym szoferem:)

Domowy pikantny popcorn
  • łyżka masła
  • łyżka oliwy
  • 60 g ziaren kukurydzy
  • 3 plastry szynki dojrzewającej (lub boczku)
  • listki oregano
  • łyżka soli gruboziarnistej (lub dwie)
  • łyżka pieprzu cayenne
  • łyżeczka kuminu
  • łyżka suszonego oregano
  1. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy masło i oliwę.
  2. Wrzucamy ziarenka kukurydzy i potrząsamy garnkiem.
  3. Kukurydza powinna być pokryta w jednej linii oliwą.
  4. Po 30 sekundach (góra minucie) zaczną strzelać pierwsze ziarenka kukurydzy.
  5. Przykrywamy wtedy garnek pokrywką i zmniejszamy ogień.
  6. Potrząsamy garnkiem co 30 sekund, aby popcorn się nie przypalił.
  7. Po ok. 2 minutach powinien być gotowy.
  8. Przesypujemy go do papierowej torby.
  9. Na suchej patelni smażymy pokrojoną drobno szynkę, gdy tłuszcz się wytopi, łączymy ją z popcornem.
  10. Do mieszanki wsypujemy także sól z przyprawiami i potrząsamy torbą, aby składniki się ze sobą połączyły.
  11. Na koniec dorzucamy listki oregano. Popcorn jest gotowy!
 Tosia

niedziela, 22 lipca 2012

Śniadanie do łóżka #58: Pudding malinowo-jogurtowy z tapioką
































Na początku tygodnia pisałam Wam o nowoczesnym francuskim sposobie na podawanie przekąsek w kieliszkach. Metoda ta zwana jest verrines i prężnie się rozwija podczas imprez z przystawkami typu finger food. Moja wersja verrines była wytrawna, w małym kielonku podałam sycylijski gulasz z bakłażanów i tym sposobem powstało verrines de caponata.
Wspomniałam wtedy, że w malych kieliszkach na paryskich przyjęciach podaje się również desery.
Uważam, że niektóre desery mają taką zaletę, że jak najbardziej nadają sie do podania na śniadanie. Nie wyborażam sobie by jeść rano danie obiadowe, np. kurczaka pieczonego. W przypadku puddingu malinowego z musem jogurtowym wyobrażam to sobie jako idealne niedzielne śniadanie. W końcu jestem pewna, że niejedn czytelnik burczymiwbrzuchu zaczął kiedyś dzień od jogurtu naturalnego z malinami.
Moja dzisiejsza propozycja jest to zatem elegancka forma takiego właśnie śniadania.
Bardzo lubię desery z tapioką (która powstaje z manioku) i ekscytują mnie popularne w krajach azjatyckich i USA napoje herbaciane z kulkami tapioki. Co ciekawe pierwszy raz z magicznymi kuleczkami miałam styczność w Anglii..we włoskiej knajpie. Tapiokę podano jako dodatek do czekoladowego puddingu i mimo iż było to ponad 5 lat temu, smak zapamiętałam do dziś.
Od dawna planowałam tapiokowe eksperymenty w kuchni, ale trudno było ją dostać. Niedawno przypadkowo woreczek z tapioką zobaczyłam w Kuchniach Świata w Galerii Bałtyckiej i podskoczyłam z radości.
Pudding malinowy przypomina trochę kisiel, tapioka ma właściwości zagęszczające ponieważ jest produktem skrobiowym. Biała warstwa to mus wykonany z gęstego jogurtu naturalnego, śmietanki kremówki i żelatyny.
Myślę, że deser ten sprawdzi się świetnie podczas niedzielnego śniadania (można go posypać obficie płatkami), ale także jako słodka przystawka podczas imprezy :)





































Pudding malinowo-jogurtowy z tapioką
  • Pudding malinowy:
  • 200 g malin
  • 150 g drobnej tapioki
  • 200 ml wody
  • 3 łyżki cukru
  • Mus jogurtowy:
  • 300 ml gęstego jogurtu naturalnego
  • 200 ml śmietanki kremówki
  • łyżka żelatyny w proszku
  • 3 łyżki cukru pudru
  1. Zaczynamy od musu malinowego. Maliny miksujeme blenderem na gładki mus (możemy przetrzeć przez sitko, ale przy tapioce pesteczki nie powinny przeszkadzać).
  2. W rondelku gotujemy wodę z musem malinowym. Gdy zacznie wrzeć wsypujemy cukier i tapiokę i zmniejszamy ogień.
  3. Tapiokę gotujemy przez ok. 8-10 minut, często mieszając. Po tym czasie mus powinien osiągnąć konsystencję przypminającą kisiel, a tapioka ma być szklista.
  4. Mus malinowy zdejmujemy z ognia i rozdzielamy przelewając do kieliszków. Gdy ostygnie, wkładamy je do lodówki.
  5. 100 ml jogurtu wlewamy do garnuszka i podgrzewamy na malym ogniu. Żelatynę zalewamy łyżką zimnej wody, mieszamy i odstawiamy na kilka minut, by napęczniała.
  6. Szykujemy miskę z zimną wodą (lub kostkami lodu).
  7. Do podgrzanego jogurtu dodajemy żelatynę, intensywnie mieszamy i zdejmujemy z ognia.
  8. Rondelek wkładamy do misy z zimną wodą, dzięki temu jogurt się nie rozwarstwi.
  9. Dodajemy resztę jogurtu i całość mieszamy.
  10. Ubijamy schłodzoną kremówkę na puszystą masę. Pod koniec ubijania dodajemy cukier puder.
  11. Masę jogurtową łączymy z kremówka, ostrożnie mieszamy.
  12. Tak przygotowany mus jogurtowy przekładamy do dużej miski (lub od razu na masę malinową do kielszków) i wkładamy do lodówki na godzinę.
  13. Po godzinie masa nadaje się do wyciskania szprycą. Dekorujemy pudding malinowy wyciskając mus jogurtowy.
  14. Deser ozdabiamy suszonym tymiankiem i płatkami owsianymi.
Tosia

sobota, 21 lipca 2012

Słodka sobota #64: Brownie z awokado i masłem orzechowym



























Gotowanie w warunkach polowych to zdecydowanie nie moja bajka. Jesteśmy z Tosią w Warszawie i właśnie to miejsce nieopatrznie wybrałam na stworzenie deseru na słodką sobotę. Nie przewidziałam jednak, że nie znajdę formy, miksera, czy zwykłej miski, żeby rozpuścić czekoladę w kąpieli wodnej.
Wymyśliłam sobie dodatek awokado, z którym spotkałam się już wcześniej w kilku przepisach na brownie , niestety znów nie przewidziałam, że ciężko będzie w okolicznych małych sklepach znaleźć awokado w ogóle, a co dopiero idealnie miękkie, aby stworzyć z niego puree. Z twardym jak kamień awokado w ręku rozpoczęłam poszukiwanie dobrych rad „jak szybko sprawić, żeby awokado zmiękło” skończyło się na tych w stylu „połóż je na ciepłym kocie, najlepiej na tydzień”- niech żyją świetne pomysły.
Na szczęście całość skończyła się happy endem, startym awokado, moim ukochanym masłem orzechowym i oczywiście czekoladą. Awokado wydaje się może mało trafionym pomysłem, a uwierzcie, sprawia, że całe brownie wydaje się delikatniejsze i bardziej sprężyste.


Brownie z awokado i masłem orzechowym
- 200 g gorzkiej czekolady
- 1 filiżanka cukru
- 6 łyżek masła orzechowego
- 200 g masła
- 1,5 dojrzałego awokado
- 3 jajka
- 0,5 filiżanki mąki

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
Do garnka wrzuć pokruszoną w kostki czekoladę, masło, masło orzechowego i cukier. Pozwól mieszance się rozgrzać, co jakiś czas mieszając całość trzepaczką, tak aby rozpuścił się cukier. W tym czasie obierz awokado ze skórki, przekrój, usuń pestkę i zetrzyj je na tarce. Dodaj do rozgrzanej masy czekoladowej i mieszaj przez kilka minut. Gdy masa trochę ostygnie, wbij jajka i wmieszaj do środka za pomocą trzepaczki aż całość dokładnie się połączy.Wmieszaj mąkę i pomieszaj, aby stworzyła jednolitą masę.
Całość wlej do nieprzywierającej, kwadratowej formy i piecz przez 20 minut, Daj ciastu ostygnąć i pokrój w małe prostokąty.

Śliwka

czwartek, 19 lipca 2012

Jiro śni o sushi



















Dzisiaj trochę inaczej niż zwykle, zamiast przepisu na coś pysznego chciałabym wam polecić naprawdę pyszny film.
Sushi pokochałam kilka dobrych lat temu i kocham nieprzerwaną miłością, czasami zarażając nią innych. Nie ukrywam, że mimo mojego wielkiego szacunku do prostoty, która powinna sushi cechować, zwykle stawiam na kombinacje bardziej "europejskie": tempury, serki philadelphia, a zdarzyło mi się nawet próbować z suszonymi pomidorami czy szparagami. Ostatnio jednak, pod wpływem filmu zapragnęłam prawdziwego sushi-minimalizmu i jak na razie mi się nie znudziło.
Ten wyjątkowy dokument przedstawia Jiro Ono, szefa restauracji Sukiyabashi Jiro, która mieści się w korytarzach tokijskiego metra. To jak dotąd jedyna, uhonorowana trzema gwiazdkami przez Michelina restauracja serwująca wyłącznie sushi. Wewnątrz dla klientów przewidziane jest tylko 9 miejsc, a to gdzie będą siedzieć zależy już od samego mistrza. Posiłek można skończyć już po 15 minutach (20 precyzyjnie wybranych kawałków podzielonych niczym koncert na 3 tematyczne części), a na miejsce trzeba czekać co najmniej miesiąc. No i ceny, które odstraszyłyby niejednego, bo zaczynające się od równowartości 1200 złotych za osobę.
Jiro to 85 letni sushi-master, który pracuje w zawodzie od niepamiętnych czasów. Pracy poświęcił i wciąż poświęca się bez reszty, ciągle doskonaląc swoje umiejętności. Każdego dnia osobiście dba oto, żeby jego sushi było lepsze niż dnia poprzedniego, co najwyraźniej spełnia swoją rolę, sądząc po ilości kulinarnych wyróżnień. 
Mistrz Jiro prawdopodobnie złapałby się za głowę na myśl co z sushi zrobiły kraje zachodnie, bo tradycyjne sushi to przede wszystkim minimalizm. Idealnie przyrządzony ryż, którego dostawca nie sprzedaje nikomu poza Jiro (nikt inny nie potrafiłby go tak dobrze przygotować), świeża, precyzyjnie wybrana ryba, po którą na targ codziennie rowerem jeździ najstarszy syn mistrza (który wybrany jest na przejęcie interesu po ojcu) i wreszcie zharmonizowanie tych dwóch smaków, aby uzyskać perfekcyjną kombinację. 
W filmie urzekły mnie przede wszystkim niezwykłe zdjęcia, które chyba każdego jeszcze niezdecydowanego mogą utwierdzić w przekonaniu, że jedzenie to prawdziwa sztuka. Do tego piękna muzyka i można naprawdę się rozmarzyć.
Ale ten film to nie tylko piękne jedzenie, a lekcja pokory i dowód na to, że o sukcesie decyduje codzienna, ciężka praca, często okupiona cierpieniami. Gorąco polecam, bo jeszcze nie poznałam osoby, której by nie urzekł.

Jiro śni o sushi
reżyseria i zdjęcia: David Gelb

Śliwka

środa, 18 lipca 2012

Polędwica wieprzowa z trawą cytrynową po wietnamsku











































W Polsce wykształtował się od jakiegoś czasu stereotyp dotyczący kuchni wietnamskiej. Myślę, że na pytanie jakie dania przyrządzają Wietnamczycy, przypadkowo zapytana osoba na ulicy prawdopodobnie odpowiedziałaby, że jedzą psy. 
Jest to sprawa na pewno kontrowersyjna, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę kwestie moralne takich praktyk, ale chciałabym ten temat zostawić. Przez ten stereotyp często zapomina się o innych potrawach z Wietnamu, które na pewno zasługują na wyrożnienie.
Z kuchnią wietnamską zaprzyjaźniłam się, kiedy odkryłam przypadkiem rewelacyjną knajpę w Gdyni Good Morning Vietnam (o czym wspominałam już kilka razy). Okazało się, że potrawy te są trochę podobne do kuchni chińskiej, ale przy tym o wiele lżejsze.
Najbardziej w knajpie przypadło mi do gustu danie ze smażoną/grillowaną wieprzowiną. Podawana ona jest w miseczce z marynatą na bazie sosu rybnego. Do tego oddzielnie serwuje się makaron ryżowy, chrupiące warzywa i świeże zioła : miętę i kolendrę. Wszystkie składniki łączy się ze sobą do woli w oddzielnej miseczce.
Wiele razy zastanawiałam się jak kucharz przyrządza wieprzowinę i marynatę, że są tak pyszne. Sądzę, że bez odpowiedniej wiedzy na temat kuchni wietnamskiej nigdy nie uda mi się odtworzyć tak dobrze tego smaku (co sprawia, że jeszcze chętniej tam wracam).
Z chęcią jednak inspiruję się daniami i smakami, które tam próbuję i odtwarzam je po swojemu w domowej kuchni.
Muszę przyznać, że z dzisiejszej polędwicy wieprzowej, podsmażonej z trawą cytrynową, dymką i chilli jestem bardzo zadowolona. To jedno z najlepszych dań kuchni azjatyckich jakie udało mi się zrobić. Jeśli lubicie eksperymentować ze smakami dalekiego wschodu to gorąco zachęcam do spróbowania :)


































Polędwica wieprzowa z trawą cytrynową po wietnamsku
  • 300 g polędwicy wieprzowej
  • 3-4 łodygi cebulki dymki
  • papryczka chilli (ilość zależna od ostrości, u mnie 3/4 papryczki)
  • gałązka trawy cytrynowej (ok. 10-15 g)
  • 2 łyżki ciemnego sosu sojowego
  • łyżka trzcinowego cukru
  • 2 łyżki sosu rybnego
  • kolorowy pieprz
  • 2 łyżki oliwy arachidowej
  • liście świeżej mięty
  • łyżka sezamu
  • 100 g makaronu ryżowego
  • Marynata:
  • 180 ml gorącej wody
  • ząbek czosnku
  • 1/4 papryczki chilli
  • 3 łyżki sosu rynego
  • łyżka ciemnego sosu sojowego
  • łyżka soku z cytryny
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  1. Polędwicę myjemy, osuszamy, oczyszczamy z błonek i kroimy na plastry o grubości ok. 1 cm.
  2. Dymkę, trawę cytrynową i chilli kroimy pod skosem na plasterki (widoczne na zdjęciu).
  3. Do foliowej, strunowej torebki wlewamy 2 łyżki sosu sojowego i 2 łyżki sosu rybnego. Dodajemy łyżkę cukru, świeżo mielony kolorowy pieprz (ok. łyżki) oraz posiekane wcześniej składniki. Na koniec dorzucamy kawałki mięsa. Całość dokładnie mieszamy i zamykamy w torebce. Marynujemy w lodówce przez minimum pół godziny.
  4. Do wysokiego naczynia wlewamy gorącą wodę. Dodajemy posiekany drobno czosnek i papryczkę chilli.
  5. Wlewamy sos rybny, sos sojowy, sok z cytryny i wsypujemy cukier trzcinowy. Marynatę mieszamy i studzimy.
  6. Makaron ryżowy przyrządzamy według instrukcji na opakowaniu. Wykładamy na talerz i posypujemy sezamem.
  7. Na rozgrzany wok wrzucamy zamarynowane mięso razem z sosem, chilli, trawą cytrynową i dymką. Smażymy mięso po 2-3 minuty z każdej strony. 
  8. Po koniec smażenia (2 ostatnie minuty) wlewamy przygotowaną wcześniej marynatę i chwilę gotujemy.
  9. Mięso razem z dodatkami i sosem wlewamy do miseczki i podajemy oddzielnie z makaronem ryżowym.

Tosia

wtorek, 17 lipca 2012

Letnie orzeźwienie: Ice tea o smaku nektarynki

































Potrzeba matką wynalazków. Gdy jest mi okrutnie gorąco, wpadają mi do głowy niezliczone pomysły na orzeźwiające napoje i te z dodatkiem alkoholu i bezalkoholowe. Latem uwielbiam napełnić szklankę  lodem i zalać pyszną, owocową mieszanką. W najbliższych dniach podzielę się z wami kilkoma przepisami. 
Nie chcę zapeszać, ale z tym latem coś w tym roku cienko. Mając jednak nadzieję, że lepsza pogoda nadejdzie w końcu w najbliższych dniach, przygotowałam coś co najlepiej orzeźwia- ice tea. Zawsze lubiłam ten napój, jednak gotowe mieszanki są dla mnie zbyt słodkie i nie spełniają swojej roli. Moja wersja, poza własnoręcznie zrobionym sokiem z nektarynek, nie ma ani grama dodatkowego cukru, a smakuje po prostu wspaniale. Lepsze jest chyba tylko białe wino z lodem i truskawkami:) 

Ice tea o smaku nektarynki (ok. 4 szklanki)
- 3 nektarynki
- herbata
- woda
- sok z połowy cytryny
- lód

Dwie nektarynki pozbaw pestek i pokrój na małe kawałki. Wrzuć do garnuszka, zalej wodą (300 mililitrami) i zagotuj. Gotuj na małym ogniu przez ok. 20 minut. Odcedź sok od owoców używając sitka. Odłóż sok do wystudzenia.
Zaparz herbatę (300 ml) w dzbanuszku. Odstaw do ostygnięcia.
Wystudzone 300 ml soku z nektarynki pomieszaj z wystudzonymi 300 ml herbaty. Dodaj sok z połowy cytryny.
Ostatnią nektarynkę pokrój w cząsteczki i wrzuć do szklanek. Dodaj sporą ilość lodu i zalej mrożoną herbatą.

Śliwka

poniedziałek, 16 lipca 2012

Verrines de caponata - gulasz z bakłażanów w szklance


Latem często przyrządzam lekkie dania z grillowanych lub pieczonych warzyw. Kiedy na ulubionym ryneczku zobaczyłam (i powąchałam) cudowne pomidory, a następnie na moim polu widzenia znalazły się lśniące bakłażany wybór był oczywisty. Zapragnęłam sycylijskiego gulaszu z bakłażanów, z dodatkiem pomidorów, oliwek (które ostatnio po wielu latach nienawiści polubiłam) i kaparów.
Decyzja dotycząca przygotowania caponaty była bardzo prosta, ale moje wątpliwości pojawiły się kiedy zaczęłam się zastanawiać nad formą podania potrawy.
Miewam takie dylematy, ponieważ uwielbiam proste, rustykalne jedzenie pełne smaku, ale jednocześnie lubię czasem eleganckie i nowoczesne przystawki typu finger food. Bijąc się ze sobą podzieliłam bakłażanowy gulasz na dwie części.
Na początek caponatę podałam na ciepło, w kamionkowej miseczce jako dodatek do grillowanego mięsa na obiad. Wieczorem mój gulasz zamienił się w małą przystawkę, idealną jako finger food i zakąskę do wina.
Kiedy przygotowałam kielonki z caponatą, jogurtem i kiełkami zdałam sobie sprawę z tego, że stworzyłam przypadkiem przekąskę w stylu francuskiego verrines.
Verrines to urocze przekąski podawane w małych kieliszkach/szklaneczkach. Zasada przy ich tworzeniu jest prosta - mogą to być wytrawne przystawki lub desery, ale muszą mieć wielobarwne warstwy. Oprócz kolorystki warstw potrawy muszą różnić się także fakturami i smakami. Myślę, że udało mi się to osiągnąć przy caponacie w kieliszku przełamując słodkawo-słony gulasz warzywny kwaśną i gładką śmietaną i wykańczając potrawę pikantnymi kiełkami z rzodkiewki.
Jestem bardzo ciekawa, czy jesteście tradycjonalistami i spodoba Wam się bardziej klasyczna wersja, czy wybierzecie może przystawkę z nowej epoki? :)


Caponata
  • bakłażan
  • 4 małe pomidory
  • cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 10 zielonych oliwek bez pestek
  • łyżka kaparów z zalewy
  • 3 suszone pomidory
  • liść laurowy
  • garść świeżej bazylii i świeżego oregano
  • łyżeczka suszonego oregano (lub ziół prowansalskich)
  • 2 łyżki octu winnego (lub balsamicznego)
  • łyżeczka cukru
  • dobrej jakości oliwa 
  • sól
  • pieprz
  1. Bakłażana kroimy w grubą kostkę (w przeciwnym razie wchłonie zbyt wiele oliwy).
  2. Na głębokiej patelni rozgrzewamy sporą ilość oliwy, wrzucamy  bakłażana, tak by oliwa pokryła każdy kawałek. Przyprawiamy szczyptą soli, suszonym oregano i smażymy przez 5 minut, aż bakłażan się zarumieni.
  3. Kawałki bakłażana wyciągamy z tłuszczu i przekładamy do miseczki.
  4. Na patelni zostawiamy oliwę (ewentualnie trochę dolewamy) i wrzucamy posiekaną w kostkę cebulę oraz czosnek. Przyprawiamy szczyptą soli, pieprzem i smażymy dwie minuty.
  5. Dokładamy przygotowanego wcześniej bakłażana, oliwki, kapary i pokrojone w kostkę suszone pomidory.
  6. Składniki przyprawiamy octem i smażymy kilka minut, aż część płynu odparuje.
  7. Na koniec dorzucamy pokrojone pomidory w grubą kostkę, przyprawiamy warzywa łyżeczką cukru i dodajemy posiekane zioła i świeżo mielony pieprz. Dusimy na małym ogniu przez 10-12 minut.
  8. Caponatę podajemy na ciepło lub chłodzimy w lodówce i zalewamy oliwą.
Verrines de caponata - gulasz z bakłażanów w szklance
  • caponata
  • jogurt naturalny gęsty
  • kiełki np. rzodkiewki
  1. Do szklaneczek/kieliszków nakładamy po łyżce jogurtu i po dwie łyżki caponaty.
  2. Warzywa dekorujemy kiełkami.
Tosia

niedziela, 15 lipca 2012

Śniadanie do łóżka #57: Pudding chlebowy z jagodami































Prawdziwe leśne jagody budzą we mnie wiele wspomnień. Gdy byłam mała potrafiłam rozsiąść się w lesie między krzaczkami tych cudownych owoców, z wielkim zamiarem nazbierania całego słoiczka, a kończyło się jak zwykle- czarnymi zębami. Nie potrafiłam się im oprzeć.
Teraz gdy widzę je na straganach mam podobnie, ale tym razem nie mogę się oprzeć, żeby nie użyć ich do kolejnych wypieków. Wczoraj, tak jak Tosia, zrobiłam jagodzianki kapiące pysznym słodko-kwaśnym sokiem, a dzisiaj coś co idealnie wpasuje się w śniadaniowy klimat- pudding chlebowy z jagodami. To jakby tosty francuskie, ale zapieczone w piekarniku. No po prostu pycha!

Pudding chlebowy z jagodami (4 porcje)
- 4 kromki chałki
- 8 łyżek jagód
- 150 ml mleka
- 25 g masła
- 1/4 łyżeczki cynamonu
- gałka muszkatołowa
- 30 g cukru
- 1 laska wanilii
- 100 g mascarpone
- 3 jajka

Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
Kromki chałki podgrzej w tosterze, aby lekko zbrązowiały. Pokrój je na małe kawałki i wrzuć do żaroodpornych sufletówek. Do każdej sufletówki wrzuć też po 2 łyżki jagód.
Mleko rozgrzej w rondelku. Dodaj masło, cukier, cynamon i odrobinę zmielonej gałki muszkatołowej. Z laski wanilii wydrąż ziarenka i dorzuć do mleka razem z pozostałością laski (wyjmiesz ją później).
Gotuj kilka minut, a następnie zdejmij z ognia i daj mleku trochę ostygnąć.
Gdy trochę ostygnie, wyjmij pozostałości z laski wanilii, wlej do miski i dodaj mascarpone. Zmiksuj mikserem. Następnie dodawaj po jednym jajku, cały czas miksując. Po dodaniu ostatniego jajka, miksuj jeszcze przez 2 minuty.
Wlej zmiksowaną masę do sufletówek, do wysokości chleba i jagód.
Piecz przez 20 minut. Uwaga! Będą bardzo gorące. Możesz też zrobić je wieczór wcześniej, wsadzić do lodówki i podać rano na zimno.

Śliwka

sobota, 14 lipca 2012

Słodka sobota #63: Jagodzianki z polewą z białej czekolady






































Pamiętacie te cudowne czasy, kiedy jagodzianki kosztowały ok. 1,50 zł? Ostatnio się bardzo zdziwiłam, bo wchodząc do przypadkowej cukierni dostrzegłam przy jagodziankach cenę 3,80 zł! Cena ta na pewno odstrasza. Szczególnie w momencie, w którym dokonujesz pierwszych gryzów w jagodowej bułeczce i nadal nie możesz się doczekać nadzienia. Suche jagodzianki  z małą ilością farszu za tak wysoką cenę to prawdziwy skandal.
Zazwyczaj mam tak, że gdy na polu widzenia pojawia się jakiś problem to muszę go natychmiast rozwiązać. Tak też było z jagodziankami, od razu uznałam, że muszę się zabrać za produkcję domowych jagodzianek! 
Zrobiłam w tym tygodniu ich dwie partie, w sumie wyszło 36 sztuk. Podliczając z ciekawości koszt ich produkcji wyszło mniej niż złotówkę na jedną jagodziankę. Częstując nimi różne osoby nawiązywały się dyskusje na temat tego jaki powinien być idealny jagodowy farsz. Z rozmów wynika, że są gusta i guściki, jedni nie lubią gdy nadzienie ma zbyt wiele cukru, dla innych z kolei większość jagodzianek jest zbyt kwaśna. Ja wybrałam wersję pośrednią, lecz kwaskowatość jagód postanowiłam przełamać słodką polewą z białej czekolady. Nie da się ukryć, że biała czekolada i jagody to wspaniałe połączenie i moim zdaniem w takim duecie powinny częściej występować :)
Do ciasta drożdżowego wybrałam suszone drożdże instant, dlatego jego wykonanie nie powinno przynieść nikomu trudności. Naprawdę warto zrobić sobie taką jagodową przyjemność i podzielić z innymi :)


Jagodzianki
  • 500 g mąki pszennej
  • 50 g cukru
  • 2 łyżeczki drożdży instant
  • 125 ml mleka 1,5 %
  • 125 ml letniej wody
  • 200 g masła
  • szczypta soli
  • jajko
  • 300 g jagód
  • 90 g cukru (lub więcej)
  • łyżka ekstraktu z wanilii
  •  jajko + łyżka wody (do posmarowania)
  1. Do rondelka wrzucamy kostkę masła i zalewamy mlekiem. Gotujemy na małym ogniu, aż do rozpuszczenia. Zestawiamy z ognia i chwilę studzimy.
  2. W drugim rondelku gotujemy wodę, tak by była letnia, lecz nie gorąca (termometr kuchenny powinien pokazywać ok. 35-40 stopni).
  3. Do misy miksera przesiewamy mąkę. Wsypujemy drożdże, cukier i szczyptę soli.
  4. Zaczynami miksować stopniowo wlewając letnie mleko z masłem, na przemian z letnią wodą.
  5.  Gdy składniki się połączą na koniec wbijamy jajko i dalej wyrabiamy ciasto jeszcze kilka minut.
  6. Po tym czasie ciasto powinno osiągnąć formę kuli i być bardzo elastyczne. Zostawiamy je w misce i przykrywamy czystą ściereczką stawiając na godzinę w ciepłym miejscu bez przeciągów.
  7. Ciasto po godzinie powinno podwoić objętość (jeśli tak się nie stanie to warto zostawić na jeszcze pół godziny). Formujemy wałek i dzielimy je na 18 części (ja każdą część zważyłam i wyszło po ok. 60-70 g na kulkę).
  8. Jagody mieszamy z cukrem i ekstraktem z wanilii.
  9. Z każdej porcji ciasta formujemy okrągły placuszek (jak na pierogi). Ciasto jest elastyczne, więc warto je rozciągnąć. Na środku kładziemy po ok. 2 łyżki jagód i zlepiamy boki jak na pierogi. Tak przygotowane jagodzianki odkładamy na blasze wyłożoną pergaminem dołem ku złączeniu (pozostałym po zlepieniu). 
  10. 18 jagodzianek rozkładamy na 2 blachy i przykrywamy je czystymi ściereczkami. Stawiamy w ciepłe miejsce na 30 minut.
  11. Roztrzepujemy jajko z łyżką wody. Jajeczną miksturą smarujemy jagodzianki przy pomocy pędzelka.
  12. Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni. Jagodzianki pieczemy przez ok. 18 minut, aż się zarumienią. 
  13. Przekładamy na kuchenną kratkę i smarujemy polewą z białej czekolady.
Polewa z białej czekolady
  • 100 g białej czekolady
  • 50 ml śmietanki kremówki
  1.  Nad rondelkiem z gotującą się wodą umieszczamy miseczką, tak by nie dotykała wody. Wrzucamy białą czekoladę, którą od czasu do czasu mieszamy.
  2. Gdy zacznie się rozpuszczać dolewamy kremówkę i dalej mieszamy. Rozpuszczone składniki zestawiamy z rondelka i odstawiamy do ostygnięcia.
  3. Po ostudzeniu masa zacznie gęstnieć, polewamy wtedy nią jagodzianki i wkładamy do lodówki na minimum pół godziny.
Tosia

piątek, 13 lipca 2012

Sos romesco

































Gdy dzisiaj planowałam lekki obiad z przyjaciółką, przypomniała mi się potrawa, z którą spotykałam się często w Hiszpanii- grillowane warzywa w sosie romesco. Sos ten jest katalońskim przysmakiem łączącym ze sobą smaki papryki, pomidorów i pysznych, prażonych migdałów. 
Tradycyjnie dodaje się również chleb do zagęszczenia konsystencji, ale ja z tego zrezygnowałam. 
Polecam go nie tylko jako dodatek do warzyw, gdyż jego słodko-pikantny smak świetnie się sprawdzi z mięsem, rybami, czy choćby jako dip do chipsów. 

Sos romesco
- 2 czerwone papryki
- 3 średniej wielkości pomidory
- 3 ząbki czosnku
- 100 g blanszowanych migdałów
- 3 suszone pomidory z zalewy
- sok z połowy cytryny
- 1 łyżka octu balsamicznego
- kilka kropel tabasco
- sól
- pieprz

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
Przekrój papryki na pół, pozbądź się gniazd nasiennych. Wyłóż je na blachę do pieczenia. Pomidory pokrój w ćwiartki i również wyłóż na blachę. Dołóż jeszcze zmiażdżone ząbki czosnku i wstaw do piekarnika na ok. 20 minut.
Upraż migdały. Na małą, suchą (nienatłuszczoną) patelnię wysyp je i praż na średnim ogniu, od czasu do czasu mieszając i nie spuszczając ich z oka (ja w 3/4 przypadków zawsze je przypalam, dzisiaj miałam szczęście). Gdy zrobią się brązowe, odłóż na bok.
Gdy warzywa się upieką, zdejmij skórkę z papryki (po upieczeniu jest to łatwiejsze). Wrzuć warzywa i czosnek z blachy do blendera. Dorzuć prażone migdały, suszone pomidory. Przypraw sokiem z cytryny, octem balsamicznym i tabasco. Zmiksuj. Dopraw solą i pieprzem.

Śliwka

środa, 11 lipca 2012

Kurczak pieczony z kuskusem i sos kurkowy
































 Przeziębienie rozłożyło mnie dziś na łopatki, większość dnia byłam zmuszona spędzić w łóżku z gorączką. Nie mam przez to humoru i fatalnie się czuję. W takich sytuacjach mam ochotę na comfort food, czyli jedzenie poprawiające samopoczucie. Muzykoterapia sięga czasów plemiennych, nie wiem jak jest z terapią poprzez jedzenie, ale myślę, że ta dziedzina powinna się prężnie rozwijać.
W comfort food nie chodzi o jedzenie w łóżku lodów z popcornem niczym Magda M, aby zapomnieć o problemach. Wręcz przeciwnie, są to dania pysznie skomponowane, a przy tym proste i domowe. Domowa drożdżówka z owocami, ulubiony rosół babci, czy kopytka z sosem grzybowym. 
Ja wybrałam pieczonego kurczaka, do którego farsz przygotowałam z kuskusu i cytryn. Dzięki temu kuskus wyszedł cytrusowy i wilgotny, a wszystkie składniki potrawy mogłam włożyć za jednym razem do piekarnika i wrócić do łóżka. Kurczaka pod skórką natarłam masłem cytrynowo-tymiankowym, a całe mięso zamarynowałam w winie i miodzie. Na koniec chciałabym wspomnieć o dodatku o którym nie da się zapomnieć. Pieczonego kurczaka z kuskusem podałam z kremowym sosem kurkowym z koperkiem. Mogłabym jeść go codziennie!
Wyszło z tego domowe, rustykalne danie, które poprawiło mi humor, mimo iż szykowałam je i fotografowałam resztkami sił! Tak właśnie powinno działać comfort food :)

Kurczak pieczony z kuskusem
  • świeży kurczak (1,5 kg)
  • 100 g kaszy kuskus
  • 4 łyżki masła
  • 3 cytryny
  • pęczek świeżego tymianku
  • 250 ml półwytrawnego białego wina
  • 2 łyżki miodu
  • 4-5 ząbków czosnku
  • kolorowy pieprz
  • sól
  1. Kurczaka myjemy, osuszamy i usuwamy niepotrzebne części (np. szyję).
  2. Miękkie masło łączymy ze skórką z cytryny i sokiem z jej połowy. Dodajemy kolorowy pieprz, szczyptę soli i garść posiekanego tymianku.
  3. Tak przygotowane masło przekładamy na folię spożywczą i rolujemy tworząc "serdelek" z końcami zawiniętymi folią jak cukierek. Wkładamy je do zamrażalnika na 20 minut.
  4. Po tym czasie, zamrożone masło kroimy w plastry, którymi nacieramy kurczaka pod skórą, uważając by nie uszkodzić skórki. Pod skórę w różnych miejscach wtykamy także plastry czosnku.
  5. Wino mieszamy z lejącym się miodem, sokiem z połowy cytryny i pieprzem. W takiej marynacie trzymamy kurczaka i wkładamy go do lodówki na minimum godzinę (ja marynowałam mięso całą noc).
  6. Kuskus wsypujemy do miseczki, dodajemy szczyptę soli i zalewamy wrzątkiem, tak aby woda wystawała 0,5 cm nad kaszką. Miseczkę przykrywamy talerzem i odstawiamy na kilka minut.
  7. Następnie mieszamy kaszkę widelcem i dodajemy posiekanego świeżego tymianku.
  8. Gdy mięso będzie zamarynowane, przekładamy je na blachę. Do środka wkładamy kaszę kuskus, na przemian z cząstkami 1 cytryny. Trzecią cytrynę kroimy w cienkie plastry i obkładamy nimi kurczaka.
  9. Do brytfanny wlewamy także pozostałą marynatę i tak przygotowanego kurczaka wkładamy do piekarnika. Pieczemy przez niecałe 2 godziny w 180 stopniach, od czasu do czasu oblewając mięso marynatą. Po godzinie przekręcamy kurczaka na drugą stronę.
  10. Pieczonego kurczaka podajemy z kuskusem ze środka i z sosem kurkowym.
Sos kurkowy
  • 200 g kurek
  • 3 łyżki masła
  • 50 ml białego półwytrawnego wina
  • 50 ml śmietanki kremówki
  • cebula
  • ząbek czosnku
  • pęczek koperku
  • kolorowy pieprz
  • sól
  1. Kurki płuczemy w zimnej wodzie i wrzucamy do miseczki z wodą. Po minucie wyciągamy kurki, na których nadal jest piasek delikatnie szorujemy i odsączamy z wody np. ręcznikiem papierowym.
  2. Cebulę i czosnek drobno siekamy. Na patelni rozpuszczamy masło, dodajemy cebulę z czosnkiem i przyprawiamy pieprzem i solą.
  3. Po kilku minutach zalewamy szklistą cebulkę białym winem. W momencie gdy wino trochę odparuje (po 2-3 minutach) wrzucamy kurki.
  4. Dusimy grzyby przez ok. 4 minuty, a następnie wlewamy stopniowo śmietankę kremówkę i mieszamy sos. 
  5. Gotujemy 2 minuty, na koniec smakujemy i przyprawiamy ewentualnie do smaku pieprzem i solą. Wrzucamy także posiekany koperek.
  6. Tak przygotowany sos podajemy z kurczakiem i kuskusem.
Tosia

poniedziałek, 9 lipca 2012

Szaszłyki z kurczaka i kukurydzy z brzoskwiniowym sosem BBQ






































Zdarza mi się słyszeć od znajomych, którzy miewają okazję kosztować moje specjały, że zadziwia ich to jak potrafię łączyć ze sobą smaki tak, że sami by na to nie wpadli. Czasem ktoś się mnie pyta skąd czerpię inspiracje, że potrafię przygotować w ciągu miesiąca kilkanaście nowych przepisów, a jeszcze próbować nowych kombinacji w kuchni (nie wszystko co gotuję publikuję na blogu). 
Odpowiedź jest bardzo prosta (pomijając, że to moja pasja i kocham gotować). Ja po prostu się nie boję eksperymentować w kuchni i bawię się smakami. Artyści potrafią łączyć ze sobą przeróżne barwy farb i techniki plastyczne. A ja mieszam ze sobą składniki i techniki kulinarne :)
Rok temu przygotowałam  śliwkowy sos BBQ z pikantnymi żeberkami.  Skoro śliwkowo-pomidorowy sos wyszedł wtedy znakomicie i dobrze komponował się z mięsem to na chłopski rozum można stwierdzić, że z innych owoców też sos powinien się udać. 
Zdecydowałam się na brzoskwinie, a że uwielbiam duety w postaci owoców i mięsa to przez chwilę rozważałam z czym podać pomidorowo-brzoskwiniowy sos BBQ. Wybrałam orientalnie przyprawione szaszłyki z kurczaka, których intensywny smak cudownie przełamuje się ze słodko-pikantnym sosem brzoskwiniowym. To był strzał w dziesiątke i na pewno jeszcze kiedyś to powtórzę :)



































Szaszłyki z kurczaka i kukurydzy
  • pierś kurczaka lub 300 g polędwiczek z kurczaka
  • małe kolby kukurydzy
  • łyżeczka kuminu
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • 3 goździki
  • kora cynamonowa (lub szczypta mielonego cynamonu)
  • łyżka świeżo mielonej soli
  • łyżka pieprzu cayenne
  • łyżka słodkiej papryki
  • 2 łyżki oliwy
  • łyżeczka soku z cytryny
  1. Patyczki do szaszłyków kładziemy na półmisku zalewamy wodą i odstawiamy na minimum pół godziny (dzięki temu nie będą się paliły podczas pieczenia).
  2. Mięso myjemy, oszyszczamy z błon, suszymy i kroimy w grube paski (lub pozosawiamy polędwiczki w swoim kształcie).
  3. Na suchej patelni prażymy kumin, kolendrę, korę cynamonową (jeśli używamy sporszkowanego cynamonu - pomijamy) oraz goździki. Po kilku minutach gdy przyprawy zaczną wydzielać zapach i się zarumienią przekładamy je do moździerza.
  4. Ucieramy je chwilę i łączymy z pozostałymi przyprawami, oliwą i sokiem z cytryny.
  5. Tak przygotowaną marynatę umieszczamy w foliowej torebce lub misce i mieszamy w niej mięso oraz kolby kukurydzy. Wkładamy do lodówki na minimum godzinę.
  6. Zamarynowane mięso i kukurydze nabijamy na patyczki do szaszłyków i grillujemy na rozgrzanej patelni lub ruszcie, po kilka-kilkanaście minut z dwóch stron.
  7. Jeśli użwamy patelni w warunkach domowych, możemy zarumienić szaszłyki z dwóch stron, a następnie przełożyć je do piekarnika i podgrzewać przez kilka minut.
  8. Szaszłyki podajemy z brzoskwiniowym sosem BBQ.

Pomidorowo-brzoskwiniowy sos BBQ
  • dojrzały pomidor
  • 3 brzoskwinie
  • łyżka masła
  • łyżeczka oliwy
  • 1/2 papryczki chilli
  • mały ząbek czosnku
  • 2 łyżki miodu
  • łyżeczka octu balsamicznego jabłkowego
  • 3 łyżki passaty pomidorowej (lub koncentratu)
  • łyżeczka octu ryżowego
  • 2 łyżki wody
  • szczypta soli, świeżo mielony pieprz
  • 1/2 słodkiej papryki w proszku
  • gałązka tymianku
  1. Pomidora i brzoskwinie kroimy w kostkę. Chilli i czosnek drobno siekamy.
  2. W rondelku rozpuszczamy masło i oliwę. Wrzucamy pomidora, brzoskwinie, chilli i czosnek. Dusimy przez kilka minut.
  3. Następnie doajemy miód, ocet, passatę pomidorową, wodę, tymianek i przyprawy. Całość dokładnie mieszamy, zmniejszamy ogień i dusimy pod przykryciem przez 20-30 minut.
  4. Po tym czasie miksujemy sos na gładką pastę za pomoca blendera i chłodzimy w lodówce.
Tosia

niedziela, 8 lipca 2012

Śniadanie do łóżka #56: Tostowe muffinki z jajkiem i kurkami

Gdy zastanawiam się co przygotować na dzisiejsze śniadanie, przypomniały mi się wspaniałe Croque madame muffins, którymi jakiś czas temu zainspirowała mnie Rachel Khoo. Zdecydowałam jednak, że zamiast ciężkiego beszamelu, który nie najlepiej sprawdza się podczas upałów, użyję kurek. A jak wiadomo kurki z jajkami współgrają idealnie (chyba każdy uwielbia je jako dodatek do jajecznicy). 
Ostatnio gdzieś przeczytałam kpiącą opinię, że wszystko z dodatkiem jajka może być potraktowane jako śniadaniowe i chyba trochę tak jest, jak zdążyłyśmy już udowodnić naszymi dwudziestoma przepisami śniadaniowymi na bazie jajek. Ale to przecież świetny pomysł na rozpoczęcie dnia, dla mnie w każdej postaci. 

Tostowe muffinki z jajkiem i kurkami (4 porcje)
- 8 kromek chleba tostowego
- 2 łyżki masła
- 2 plastry ulubionej szynki
- 4 łyżeczki kurek smażonych na maśle
- 4 jajka
- ok. 100 g tartego żółtego sera
- sól
- pieprz

W przygotowaniu z pewnością pomoże ci ten filmik.

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
Roztop w garnuszku masło.
Okrój skórkę z chleba tostowego. Maksymalnie rozwałkuj każdy kawałek chleba.
Formy do muffinków  wysmaruj roztopionym masłem. Posmaruj roztopionym masłem każdą kromkę z obu stron. Wyłóż kromkami formy do muffinków, po dwie na foremkę i powciskaj je delikarnie do środka tworząc chlebową miseczkę.
Do foremek wyłożonych chlebem włóż pół plastra szynki i po łyżeczce kurek. Wbij do środka jajka, wcześniej pozbywając się odrobiny białka, aby jajka się zmieściły (gdy używasz mały jajek, nie jest to niezbędne). Każde jajko posyp obficie startym serem, posól, popierz i włóż do piekarnika. Piecz przez ok. 12 minut, jeśli chcesz, aby jajko się wylewało. Jeśli wolisz jajko na pół twardo, piecz przez ok. 15 minut.

Śliwka

sobota, 7 lipca 2012

Słodka sobota #62: Pop tarts - tarty porzeczkowe na patyku



































Szykując notkę z kąskami z cukinii z mozzarellą na sałacie z dressingiem balsamiczno-porzeczkowym rozpoczęłam walkę z dyskryminacją..porzeczki!
Uważam, że na tle innych wspaniałych sezonowych owoców, porzeczka jest często pomijana. Nie rozumiem tego zupełnie i zastanawiam się z czego to wynika. Czy to dlatego, że porzeczka jest kwaśna, a może jej obieranie jest kłopotliwe? Możliwe jest także to, że truskawki, jagody i maliny mają swoich stałych wielbicieli i nie ma się kto zainteresować porzeczką? Naprawdę nie mam pojęcia, ale ja porzeczkę uwielbiam, więc będę się starała od czasu do czasu w tym sezonie owocowym pokazać czytelnikom burczymiwbrzuchu jakie ciekawe dania można z nią stworzyć.
Ostatnio była wersja wytrawna w postaci balsamicznego dressingu z porzeczką. Dziś będzie zdecydowanie bardziej słodko :)
O jedzeniu na patyku pisałam już kilka razy, muszę przyznać, że za każdym razem widząc przekąski na patyku budzą się we mnie pozytywne emocje. Po kultowych cake pops i corn dogs kwestią czasu było spróbowanie kolejnego wynalazku - pop tarts. To małe tarty podane na patyku :) 
Jako nadzienie do tart wybrałam właśnie porzeczkę w ramach walki z dyskryminacją tych owoców, ale na pewno będę też próbowała w przyszłości innych wersji smakowych :)
Małe tarty na patyku są idealne jako słodka przekąska w ciągu dnia, można je wziąć do ręki wychodząc z domu. Na pewno świetnie by się też sprawdziły podczas letniego grillowania jako deser.



Pop tarts
  • Ciasto:
  • 400 g mąki pszennej
  • 4 łyżki cukru
  • 200 g masła
  • 100 ml wody 
  • szczypta soli
  • Nadzienie porzeczkowe:
  • 100 g czerwonej porzeczki
  • 30 g cukru
  • łyżka mąki
  • 3 łyżki masła
  1. Mąkę przesiewamy, łączymy z cukrem, posiekanym masłem, solą i wodą. Wyrabiamy ciasto ręcznie lub mikserem, aż osiągnie formę kuli.
  2. Kulę z ciasta zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do zamrażalnika na 30 minut lub do lodówki na godzinę.
  3. W rondelku rozpuszczamy 3 łyżki masła i odstawiamy do ostygnięcia. Porzeczkę mieszamy z cukrem i łyżka mąki. Stopniowo wlewamy masło i mieszamy nadzienie.
  4. Schłodzone ciasto dzielimy na dwie części i cienko wałkujemy. Za pomocą specjalnej foremki wycinamy kwadraciki z ciasta.
  5. Na środek wykrojonego ciasta kładziemy odrobinę farszu i drewniany patyczek. Lepimy kwadratowe pierożki przykrywając drugim płatem ciasta. Tak przygotowane tarty przekładamy na blaszę wyłożoną pergaminem. 
  6. Wierzch ciasta smarujemy zimną woda i posypujemy szczyptą cukru.
  7. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Tarty pieczemy przez 30 minut. Wyciągamy z piekarnika i studzimy na kuchennej kratce.
Tosia

czwartek, 5 lipca 2012

Kąski z cukinii i mozzarelli na sałacie z dressingiem balsamiczno-porzeczkowym

































Zauważyłam, że kuchnia wegetariańska wydaje się być problematyczna nie tylko dla mięsożerców. Często mało tolerancyjni wielbiciele mięsa krytykują bezmięsną kuchnię. Nie znam tego problemu osobiście, bo mimo, że rozumiem i szanuję decyzję osób, które decydują się przejść na dietę wegetariańską (czy nawet wegańską). Osobiście zbyt bardzo lubię mięso, by to uczynić. 
Jest to jednak całkiem logiczne, że obmyślanie codziennie nowych i ekscytujących potraw na pewno jest trochę utrudnione, gdy liczba dozwolonych składników jest o wiele mniejsza. Mam wrażenie, że wegetarianie często zamiast skupić się po prostu na daniach owocowo-warzywnych poszukują alternatywy dla mięsa. Jest to zatem zrozumiałe, że spożywają wysokobiałkowe tofu, czy kotlety sojowe, które co ciekawe są popularne także wśród starszych pań (wniosek wynika z wielokrotnych obserwacji podczas zakupów w marketach).
Moja dzisiejsza sałatka powstała zupełnie przypadkiem, podczas "czyszczenia lodówki". Zdaję sobie sprawę z tego, że moja lodówka nie wygląda jak typowa lodówka studencka, bo gotowanie z resztek np. w akademikach kończy się zazwyczaj na jajecznicy. Nie jest to jednak efektem mojej fanaberii, czy posiadania podniebienia francuskiego pieska, a jedynie z zamiłowania do smacznego jedzenia i z miłości do gotowania.
Wracając do sałatki i kuchni wegetariańskiej..znalazłam w lodówce jajka, cukinię oraz mozzarellę. Postanowiłam połączyć cukinię z serem i panierować ją w płatkach kukurydzianych i sezamie. Tak przygotowane kąski upiekłam w piekarniku i podałam na sałacie. Rozkoszując się daniem stwierdziłam, że tak przygotowana cukinia smakuje trochę jak taka alternatywa dla nuggetsów z kurczaka. I gdybym była wegetarianką pewnie często przyrządzałabym tak cukinię :)
Sałatkę podałam z dressingiem porzeczkowo-balsamicznym, bo bardzo lubię wykorzystywać kwaskowate owoce w wytrawnych kombinacjach! 
Zachęcam do spróbowania wszystkich (tych jedzących mięso także), bo to lekka i pełna letniego smaku przekąska :)


















Kąski z cukinii na sałacie z dressingiem balsamiczno-porzeczkowym 
  • sałata salanova (lub inna np. lodowa, rzymska, masłowa)
  • cukinia
  • mozzarella
  • jajko
  • łyżeczka musztardy francuskiej
  • 5 łyżek płatków kukurydzianych
  • 4 łyżki sezamu
  • pół łyżeczki ostrej papryki
  • pół granatu
  • Dressing balsamiczno-porzeczkowy:
  • 100 g czerwonej prozeczki
  • łyżka octu balsamicznego jabłkowego
  • 2 łyżki wody
  • 2 łyżki miodu
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta soli
  • łyżka oliwy z oliwek
  1. Cukinię i mozzarellę kroimy na plastry. Na każdym plastrze cukinii kładziemy plasterek mozzarelli.
  2. Płatki kukurydziane wrzucamy do moździerza i ucieramy na drobną panierkę, dodajemy sezam. W miseczce mieszamy rozbełtane jajko z musztardą. W tak przygotowanym jajku moczymy plastry cukinii i panierujemy je w płatkach i sezamie.
  3. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Cukinię kładziemy na naczyniu do zapiekania lub blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i zapiekamy przez 15 minut lub aż panierka się zarumieni.
  4. Porzeczkę myjemy, osuszamy i oczyszczamy z gałązek i listków. Wrzucamy do rondelka, dodajemy miód, ocet balsamiczny, 2 łyżki wody i przyprawiamy pieprzem. Gotujemy na małym ogniu przez 5 minut.
  5. Ugotowaną porzeczkę miksujemy na gładką pastę, którą przecieramy przez sitko. Powstały mus porzeczkowy mieszamy z oliwą i przyprawiamy szczyptą soli.
  6. Przygotowujemy na półmisku liście sałaty. Granat kroimy na pół i wyciągamy pestki owocu, uderzając drewnianą łyżką w zaokrągloną część.
  7. Na sałacie podajemy upieczony kąski z cukinii, pestki granatu i polewamy dressingiem porzeczkowym.
 
Tosia

środa, 4 lipca 2012

Krewetki w kokosowej panierce z orientalnym majonezem



Ze wstrętem do krewetek spotykam się tak często, że zaczynam wierzyć, że to jakaś plaga! Pewne rzeczy potrafię zrozumieć, niektóre smaki są tak charakterystyczne, że niektórym nie odpowiadają, ale krewetki? Przecież są niczym gąbka, która nasiąka takim smakiem, jaki akurat im nadasz. 
Ja nie pamiętam kiedy spróbowałam ich po raz pierwszy, ale doskonale sobie przypominam, że już jako małe dziecko byłam ogromnie uradowana, gdy zobaczyłam je w menu. 
Może byłam pod tym względem wyjątkiem, ale jako dziecko próbowałam wszystkiego, a gdy coś mi nie smakowało, starałam się próbować za jakiś czas, aby sprawdzić czy faktycznie mi nie smakuje. Mam to do dzisiaj, choć na palcach jednej ręki potrafię wymienić rzeczy, których nie lubię. Ostatnio po raz setny spróbowałam bób, który po prostu mnie nie przekonuje. I pogodziłabym się z tym, że może nie jesteśmy sobie przeznaczeni, ale intryguje mnie, że nie spotkałam jeszcze osoby, która tak jak ja nie przepadałaby za bobem. Słyszę zawsze, "Nie lubisz bobu?! Pewnie nie jadłaś dobrze przyrządzonego, młodego, z masełkiem". Jadłam. I nadal mi nie smakuje. 
Ostatnio wszystkie dzieci, z którymi się stykam okazują się "niejadkami". Obserwuje matki, które patrzą z zadowoleniem jak ich dziecko zajada się suchym makaronem, lub panierowanym kurczakiem bez smaku, bo przecież "coś zjadł". Byłam też naocznym świadkiem, gdy matka powiedziała dziecku chcącemu spróbować świeżej kolendry "Ty bierzesz kolendrę? Przecież MY nie lubimy kolendry". 
Jestem gorącą zwolenniczką teorii, że nasze podniebienie uczy się smaków i im więcej próbujemy, tym więcej składników i dań potrafimy docenić, ale też odtworzyć. Z większymi wymaganiami, przychodzi większa potrzeba mieszania smaków, eksperymentowania i przede wszystkim, większa radość z jedzenia. 

A te krewetki przynoszą mi wielką radość:) Panierka z kokosa jest bardzo chrupka, a majonez z dodatkiem czerwonej pasty curry świetnie przełamuje smak. Tego majonezu używam już od jakiegoś czasu też na kanapkach- to mój absolutny faworyt.

Krewetki w kokosowej panierce z orientalnym majonezem (porcja dla 4 osób)
- 500 g mrożonych surowych krewetek
- 200 g wiórków kokosowych
- 2 jajka
- 150 g mąki
- sól
- pieprz
- olej rzepakowy

- 4 łyżki majonezu
- 1 łyżka czerwonej pasty curry

Krewetki rozmroź na sitku. Gdy będą już rozmrożone, osusz je papierowymi ręcznikami.
Przygotuj 3 miseczki. Do jednej wsyp mąkę, do drugiej wbij jajka i roztrzep je widelcem, a do trzeciej wsyp wiórki kokosowe.
Weź jedną krewetkę, posól ją i popieprz z dwóch stron. Najpierw obtocz ją w mącę, później w jajku, a następnie we wiórkach, które powinny się do niej przykleić. Układaj na talerzu powtarzając tę czynność z każdą krewetką.
W garnku rozgrzej olej do połowy wysokości garnka. Aby sprawdzić czy olej jest już wystarczająco rozgrzany, wsadź jedną próbną krewetkę. Powinna mocno bulgotać po wrzuceniu. Jeżeli tylko lekko skwierczy, rozgrzej olej mocniej. Smaż przez kilka minut, aż staną się brązowe (przy dobrze rozgrzanym oleju powinno to potrwać ok. 2 minuty). Wyłów cedzakiem i odłóż na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, aby odsączyć tłuszcz. Powtórz tę czynność w stosunku do reszty krewetek (nie wkładaj więcej niż 10 za jednym razem).
Przygotuj majonez przez dokładne pomieszanie go z pastą curry.

Śliwka

wtorek, 3 lipca 2012

Pierożki samosa i miętowy chutney
































Mam słabość do wszelkiego rodzaju pierogów. Ciekawe jest to, że w większości kuchni świata można odnaleźć potrawę, która mniej lub bardziej przypomina nasze polskie pierogi. Z takich zagranicznych pierogów bardzo lubię włoskie ravioli i chińskie dim sum
Robiąc dzisiejsze pierożki postawiłam sobie za cel odkrycie i przygotowanie wszystkich możliwych pierożków pochodzących z różnych stron świata. Zobaczymy, czy kiedyś się to uda :) Tym razem nadszedł czas na trójkątne pierożki samosa.
Pochodzą one z Indii i najczęściej są podawane z pikantnie przyprawionymi warzywami, w chrupiącym cieście, smażone na głębokim tłuszczu. 
Chętnie wracam do eksperymentów z kuchnią hinduską, ponieważ jej smaki i zapachy są niezwykle aromatyczne. Rok temu dostałam od kolegów z podróży do Indii torbę pełną przypraw, więc grzechem byłoby z nich nie korzystać :)
Jeśli chcielibyście spróbować domowych trójkątnych pierożków, ale macie problem ze zdobyciem przypraw, które użyłam to możecie je śmiało ominąć lub zastąpić. W kuchni fantastyczne jest to, że można tworzyć niewiarygodnie wiele kombinacji smakowych i nie należy się przejmować brakiem jakiegoś składnika.
Jako farsz do chrupiącego ciasta wybrałam groszek cukrowy, ziemniaki i kalafior. Trójkątne, lekko pikantne pierożki podałam z zimnym i orzeźwiającym sosem miętowym chutney.








































































Pierożki samosa /16 sztuk

  • Ciasto:
  • 375 g mąki pszennej
  • 100 ml wody
  • 2 łyżki oliwy
  • łyżka soku z cytryny
  • pół łyżeczki nasion fenkułu (kopru włoskiego)
  • pół łyżeczki nasion kolendry
  • 3/4 łyżeczki soli
  • Farsz:
  • 200 g ugotowanych ziemniaków (3 średnie)
  • 100 g groszku cukrowego
  • 200 g ugotowanego kalafiora
  • łyżka cukru
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • pół łyżeczki nasion fenkułu
  • pół łyżeczki nasion kolendry
  • pół łyżeczki kuminu
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • łyżeczka ostrej papryki
  • pół łyżeczki suszonego imbiru
  • garść liści świeżej kolendry
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta soli 
  • olej do smażenia
Ciasto:
  1. Na suchej patelni prażymy nasiona fenkułu i kolendry. Gdy się zarumienią przekładamy je do moździerza i rozcieramy na pył. 
  2. Do misy przesiewamy mąkę i łączymy z przyprawami i solą. Dodajemy oliwę oraz sok z cytryny i rozcieramy palcami.
  3. Wlewamy stopniowo wodę i zagniatamy ciasto, aż osiągnie formę kuli. Wyrobione ciasto owijamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na pół godziny. 
  4. Wyjmujemy ciasto z lodówki i dzielimy na 8 części. Kulki z ciasta wałkujemy na cienki, okrągły placek. Placek kroimy na środku na pół (wzdłuż średnicy).
  5. Każdą część bierzemy do ręki i od podstawy zginamy dwa boki w połowie, tworząc rożek. Boki ciasta smarujemy wodą. Do rożków wkładamy farsz i lepimy ostatni bok pierożka uzyskując trójkąt (widoczne na zdjęciu). Czynność powtarzamy.
  6. W woku podgrzewamy olej do smażenia. Pierożki wrzucamy na rozgrzany tłuszcz i smażymy przez 8-10 minut, aż się zarumienią. Wyciągamy z tłuszczu i przekładamy na ręcznik papierowy, odsączając w ten sposób pierożki z tłuszczu.
  7. Samosa podajemy z miętowym chutney.
Farsz:
  1. Groszek obieramy z łupinek. Ugotowane ziemniaki kroimy w kostkę, a ugotowanego kalafiora dzielimy na drobne różyczki.
  2. Na rozgrzaną patelnię wrzucamy pół łyżeczki fenkułu, pół łyżeczki kolendry oraz kumin, prażymy przez kilka minut. Uprażone przyprawy wrzucamy do moździerza, dodajemy słodką i ostrą paprykę oraz imbir i ucieramy.
  3. W woku rozgrzewamy oliwę, wrzucamy ziarna zielonego groszku oraz 3 łyżeczki przygotowanej mieszanki przypraw. Smażymy przez kilka minut.
  4. Następnie dorzucamy ugotowane ziemniaki i kalafiora. Całość przyprawiamy sokiem z cytryny, cukrem, solą i pieprzem. 
  5. Po kilku minutach dodajemy pociętą nożyczkami świeżą kolendrę, całość mieszamy i zdejmujemy z ognia.
Miętowe chutney
  • dwie garście świeżej mięty
  • mały ząbek czosnku
  • pół pomidora
  • łyżka oliwy
  • 2 cm korzenia imbiru
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • pół łyżeczki kuminu
  • pół łyżeczki kolendry
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta soli
  1. Wszystkie składniki wrzucamy do wysokiego naczynia i miksujemy na gładką masę.
Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...