poniedziałek, 31 października 2011

Pieczone figi z kozim serem, rozmarynem i miodem


Figi sprawiają mi jesienią wiele radości. Świetnie pasują do mięsa, idealnie komponują się z sałatką i deserami, a ja lubię je najbardziej w formie tej szybkiej przekąski. Te cztery składniki są jakby dla siebie stworzone, a przygotowanie zajmuje tylko 10 minut! 
Uwielbiam te owoce od samego momentu krojenia. Ta fioletowo-zielona skórka i ten piękny, różowy miąższ- sztuka w czystej formie, wymalowana przez samą naturę. Mam nadzieję, że szybko nie znikną ze sklepowych półek. 

Pieczone figi z kozim serem, rozmarynem i miodem (4 porcje)
- 4 figi
- ok. 50g kremowego koziego sera
- 4 gałązki rozmarynu
- ok. 2 łyżki miodu

Rozgrzej piekarnik do 200 stopni z funkcją grillowania z góry. 
Przekrój figi z góry na ćwiartki, nie przecinając do końca. Rozszerz owoce i umieść w nich kulkę koziego sera. W ser wbij gałązkę rozmarynu i polej całość miodem.
Wyłóż figi na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Wstaw do piekarnika na najwyższą półkę i piecz ok. 5 minut. 

Śliwka

niedziela, 30 października 2011

Śniadanie do łóżka #20: Pancakes ze śliwkami w sosie winno-korzennym


Te urocze małe naleśniki mają jedną wspaniałą zaletę- można je połączyć z niezliczoną ilością dodatków dostępnych akurat w danym sezonie. Bardzo klasyczna wersja to dodatek syropu klonowego, a ja zwykle przekładam je twarożkiem i sezonowymi owocami. 
Dzisiaj miały być z figami, ale figi uciekły razem z Panią, która kupiła je parę minut przede mną, więc zastąpiłam je śliwkami. Dla mnie smakiem przypominają trochę zimowe wieczory, może przez to wspomnienie grzanego wina... 
Jeśli nie boicie się odrobiny alkoholu na śniadanie, to koniecznie wypróbujcie:)

Pancakes ze śliwkami w sosie winno-korzennym (ok. 5 placuszków)
-150g mąki
- 2 jajka
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 150 ml mleka
- 50g cukru

- 200ml czerwonego, półsłodkiego wina
- 1 łyżeczka przyprawy do piernika
- 2 łyżki cukru
- 4 średnie śliwki

- masło, oliwa- do smażenia
- cukier puder- do posypania

Pomieszaj ze sobą mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodaj resztę składników na naleśniki i wymieszaj trzepaczką/mikserem tak aby stworzyły gładką masę.
Do małego rondelka wlej wino, wsyp przyprawę i cukier. Dobrze wymieszaj i zagotuj. Gotuj ok. 10 minut, a po tym czasie wrzuć do sosu pokrojone na ćwiartki śliwki i gotuj jeszcze przez 5 minut.
Na małej patelni podgrzej ok. łyżkę oliwy i łyżeczkę masła. Gdy zaczną skwierczeć, wylej na patelnie chochlę masy i smaż z dwóch stron aż naleśnik zrobi się brązowy. Powtarzaj tę czynność smażąc kolejne, za każdym razem nakładając nową porcję oliwy i masła.
Wyłóż naleśniki na talerz, połóż na nich śliwki i zalej wszystko sosem. Posyp całość cukrem pudrem.

Śliwka 

sobota, 29 października 2011

Słodka sobota #25: Słodkie duszki




























Czy pamiętacie ciepłe lody z dzieciństwa? Ja za każdym razem gdy jako mała dziewczynka odwiedzałam cukiernię życzyłam sobie właśnie takie lody. 
Dzisiejsze słodkie piankowe duszki przypominają w smaku ciepłe lody, jednak zamiast na wafelku znajdują się one na ciastku.
Domyślam się, że wśród was zdania są podzielone na temat Halloween. Ja podchodzę do tego święta z dystansem, dlatego nie widzę nic złego w potraktowaniu tego jako zabawy i zrobieniu na tę okazję słodkiej przekąski. 
Początkowo duszki miały być straszne, w końcu to Halloween, ale gdy dobrałam się do czekoladowego pisaka nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam też wesołe duszki, a nawet duszka Harrego Pottera :) 
Ostrzegam wszystkich słodkich łasuchów, że duszki jak to duszki..znikają w mig! :)


Słodkie duszki
Ciasteczka czekoladowo-orzechowe:
100 g miękkiego masła
60 g cukru pudru
jajko
50 g zmielonych orzechów laskowych
110 g mąki pszennej
30 g kakao
Pianka:
3 białka
430 g cukru
60 ml wody
+czekoladowy pisak

1. Masło ucieramy mikserem z cukrem pudrem. Gdy masa będzie puszysta wbijamy jajko, miksujemy, a następnie dodajemy zmielone orzechy i przesianą mąkę z kakao, wszystkie składniki dokładnie mieszamy. Z masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, które odrobinę spłaszczamy i wykładamy je na blachę wyłożoną pergaminem lub na matę silikonową. Ciasteczka pieczemy 15 minut, w temperaturze 170 stopni.
2. Do rondelka wlewamy odrobinę wody i wstawiamy na małym ogniu. W szklanej lub metalowej misce białka łączymy z cukrem oraz wodą i ubijamy mikserem ok. 2 minuty, aż piana zacznie sztywnieć. Przekładamy miskę nad rondelek, tak aby nie dotykała wody i miksujemy masę przez 10 minut w kąpieli wodnej. Po ok. 10 minutach masa jest gotowa.
3. Piankową masą wykładamy szprycę i wyciskamy krem na ciasteczka tworząc duszki. Czekoladowym pisakiem malujemy duchom buzie. Gotowe duszki chłodzimy w lodówce.

Tosia

piątek, 28 października 2011

Ciabatta z kurczakiem i papają























Przepis na kanapkę na blogu kulinarnym, brzmi banalnie? Może, ale co jeśli to kanapka, której nigdy wcześniej nie jedliście?
W końcu hambruger też jest tylko kanapką, a stał się symbolem jedzenia typu fast food.
Połączenie składników w tej ciabacie na ciepło jest może bardziej wyrafinowane od przeciętnego hamburgera. Nie oznacza to jednak, że jest lepsze lub gorsze, po prostu zupełnie inne. 
Kurczak, słodko-kwaśny sos, plastry papaji i kiełki ukryte w chrupiącej ciabacie- dla mnie to wymarzona, szybka przekąska w ciągu dnia :)

Ciabatta z kurczakiem i papają
ciabatta
pierś z kurczaka
łyżeczka suszonych płatków chilli
łyżka pieprzu cytrynowego
pół papaji
kiełki np. lucerny
Sos:
3 łyżki majonezu
3 łyżki sosu słodko-kwaśnego
2 łyżki posiekanej pietruszki

1. Ciabattę kroimy na pół, polewamy oliwą z oliwek i podpiekamy np. w piekarniku. Umytą pierś kroimy wzdłuż na pół, polewamy oliwą i obtaczamy w cytrynowym pieprzu i płatkach chilli. Piersi smażymy przez kilka minut, z dwóch stron na patelni.
2. Papaję kroimy na pół, łyżką wyjmujemy pestki, obieramy owoc i kroimy w plastry. Za pomocą trzepaczki łączymy majonez z sosem słodko-kwaśnym i dodajemy posiekaną natką pietruszki.
3. Podgrzaną ciabattę smarujemy sosem, kładziemy piersi z kurczaka, plastry papaji i kiełki.

Tosia

środa, 26 października 2011

Pasta krewetkowa


W notce urodzinowej obiecałam przepis na moją ulubioną pastę z krewetek. Od jakiegoś czasu przyrządzam ją przy każdej możliwej okazji, bo zadowoli każde podniebienie, a przynajmniej tak mogę założyć po dotychczasowych reakcjach. Zdarzały się nawet nagłe olśnienia, że po tylu lat nielubienia krewetek ta pasta komuś naprawdę smakuje. 
Nie mogę przypisać sobie w pełni tego sukcesu. Bardzo zainspirowałam się moim znajomym Stasiem, pracującym w Domu Sushi w Gdańsku, który przygotowuje nam taką pastę od lat, pakując ją w formie gunkan, lub podobnie, na chipsach krewetkowych. Stasiu oczywiście nie zdradzi swojej receptury, bo "jak ją poznacie to przestaniecie do mnie przychodzić", ale mimo, że pierwotna wersja jest niedościgniona, samej udało mi się wypracować coś bardzo podobnego. 

Pasta krewetkowa (ok. 20 porcji)
- 500g surowych mrożonych krewetek obranych ze skórki (wielkość nie ma znaczenia)
- 2-3 łyżki posiekanego świeżego szczypiorku + kawałek do dekoracji
- 3 łyżki majonezu*
- 2 łyżki ostrego sosu chilli
- ok. 10 kropli tabasco
- 1 łyżeczka cukru
- sok połowy cytryny
- sól
- pieprz

- chipsy ryżowe (do dostania w delikatesach Alma), chipsy krewetkowe

Zagotuj wodę w dużym garnku, gdy zacznie wrzeć wrzuć krewetki, gotuj 5 minut i zgaś ogień pozostawiając je jeszcze chwilę w gorącej wodzie. W tym czasie posiekaj szczypiorek i wrzuć do miseczki.
Zalej krewetki zimną wodą, osusz i bardzo drobno posiekaj, dorzuć do szczypiorku. Dodaj majonez, sos chilli, tabasco, sok z cytryny, cukier, sól i pieprz. Ułóż po łyżeczce pasty na chipsach ryżowych. Podając udekoruj kawałkiem szczypiorku i posyp pieprzem.

*jestem wyznawczynią tylko jednego majonezu- Winiary Majonez Dekoracyjny, więc w przypadku użycia innego pastę będzie trzeba najprawdopodobniej inaczej przyprawić.

Śliwka

wtorek, 25 października 2011

Urodziny burczymiwbrzuchu!





















134 tysiące odsłonięć strony, 188 postów, 736 osób na facebooku, 365 dni.
Panie i Panowie, jest nam niezwykle miło ogłosić, że minął rok od kiedy powstało burczymiwbrzuchu! Wstawiamy zdjęcie, które zrobiłyśmy dokładnie rok temu, bo już wkrótce czekają nas zmiany związane z grafiką na stronie.
Jak każde urodziny postanowiłyśmy je obchodzić hucznie. Niestety nie mogłyśmy zaprosić wszystkich osób, które lubią i śledzą burczymiwbrzuchu, ponieważ byłoby to technicznie niemożliwe :)
Przyjaźnimy się od wielu lat i mamy wspólną grupę znajomych dlatego musiałyśmy liczbę gości ograniczyć do najbliższych. Oczywiście na imprezie nie mogło zabraknąć naszych wyrobów. Podzieliłyśmy się przygotowaniami na pół, dobierając przemyślane menu, w którym pojawiły się nowe potrawy, a także te, które były już na blogu i cieszyły się dużym zainteresowaniem. Musicie nam wybaczyć jakość zdjęć, ponieważ były robione przy wieczornym świetle.

Oto nasze menu :
 Pierożki Coxinha de galinha
Pasta krewetkowa na chipsach ryżowych (na blogu wkrótce)
Pasta z suszonych pomidorów na razowych kromeczkach
Pasta z wędzonego łososia w cieście francuskim
Grzaneczki z diabelsko pikantną harissą
Crostini z tapenadą z zielonych i czarnych oliwek
Papryczki chilli nadziewane krewetkami
Pieczone suszone śliwki zawijane w boczek
Wiosenne sajgonki na zimno
Szaszłyki ze świeżymi figami, camembertem i szynką serrano

No i oczywiście nie zabrakło deserów:
Snickers mud cakes również w wersji bounty i m&m's
Szwedzkie kuleczki Chokladbollar



Największym komplementem ze strony gości było zjedzenie absolutnie wszystkiego, nie zostawiono nawet jednej kanapeczki. Cieszymy się, że wspierają nas przeglądając bloga regularnie i powtarzając niektóre z naszych przepisów. Niektórzy są też dla nas inspiracją, czego dałyśmy wyraz publikując tutaj chociażby słynną Pastę Ady.
Blogowi życzymy, aby dalej się rozwijał razem z nami, żebyśmy zawsze miały pomysły na urozmaicenie potraw oraz gotowały z dzisiejszą pasją, bo uwierzcie, że nic nas tak nie uszczęśliwia jak
czas spędzany w kuchni.
Dziękujemy wszystkim czytelnikom i mamy nadzieję, że dalej będziecie śledzić nasze poczynania, a przede wszystkim wypróbowywać nasze przepisy!

Tosia & Śliwka

niedziela, 23 października 2011

Śniadanie do łóżka #19: Jak zostać paszteciarą?

Przed wami niepowtarzalna okazja by przyznać się, że gustujecie w pasztetach!
Na co dzień jest to sprawa krępująca, gdyż pasztety to określenie mało atrakcyjnych osób, a chyba każdy chciałby być kojarzony z dobrym gustem. Ja za sprawą dwóch pasztetów zostałam do tego wszystkiego paszteciarą i wcale się tego nie wstydzę.
Pierwszy z nich to mięsna propozycja, zrobiłam go z gotowanej wątróbki, ale możecie użyć innego mięsa np. udźca z indyka. Nie od dziś wiadomo, że śliwki świetne komponują się w mięsnych kompozycjach. Kiedyś gdzieś podpatrzyłam pasztet z apetyczną warstwą galaretki śliwkowej na górze, który bardzo mi się spodobał. Ja jednak nie lubię odtwarzać przepisów, a tworzyć swoje autorskie , dlatego postanowiłam zaryzykować i spróbować zrobić z pasztetu roladę z zawiniętą w środku galaretką śliwkową. Z efektu jestem zadowolona :)
Druga odsłona to dla mnie kulinarna nowość. Nigdy wcześniej nie próbowałam pasztetu wegetariańskiego. Jego głównymi bohaterami jest szpinak i cukinia, można go podawać jak terrinę na zimno np. z wędzonym łososiem i jajkiem ugotowanym na twardo, albo na ciepło z sosem, w formie bardziej obiadowej niż śniadaniowej. Który wybieracie na kanapkę?:)
A już jutro notka specjalna!
 
Rolada z pasztetu z galaretką ze śliwek
700 g ugotowanego mięsa (np. wątróbka wieprzowa/drobiowa, udziec z indyka)
2 marchewki
cebula
6 śliwek
50 g cukru
150 ml wody
40 g żelatyny
pieprz

1.Marchewkę obieramy i gotujemy aż będzie miękka. Cebulę niezgrabnie siekamy, wrzucamy na patelnię i przyprawiamy pieprzem. Dusimy kilka minut by była szklista. Ugotowane mięso przyprawiamy pieprzem i miksujemy za pomocą blendera lub malaksera, przekładamy do miski. Następnie miksujemy cebulę z marchewką i przekładamy je do mięsa łącząc dokładnie wszystkie składniki.
Na pergaminie o wymiarach 25x30 cm smarujemy warstwę z mięsa i warzyw.
2. Śliwki kroimy drobno, zalewamy wodą, dodajemy cukru i dusimy na wolnym ogniu ok. 15 minut. Gdy śliwki będą miękkie, przecieramy je przez sitko, aby pozbyć się skórek. Żelatynę zalewamy 2 łyżkami zimnej wody i dokładnie mieszamy. Po kilku minutach zalewamy ją wrzącą wodą tak, aby przykryła żelatynę, mieszamy. Do utworzonego musu po przetarciu śliwek, dolewamy 50 ml wody i wlewamy przygotowaną żelatynę. Podgrzewamy minutę na wolnym ogniu i odstawiamy garnek.
3. Tężejącą galaretką smarujemy warstwę mięsa i wkładamy do lodówki na pół godziny. Po tym czasie powinna już się utworzyć wyraźna warstwa z galaretki na mięsie. Wtedy powoli zwijamy mięso w rulon, tworząc roladę. Wkładamy ją do lodówki na minimum 2 godziny, a następnie kroimy w plastry.























Wegetariański pasztet z cukinii i szpinaku
2 cukinie
450 g mrożonego szpinaku
cebula
3 ząbki czosnku
3 jajka
100 ml śmietany
łyżka
łyżka octu balsamicznego/ sosu sojowego
sól
pieprz

1.Cukinie ścieramy na tarce o drobnych oczkach, przekładamy na sitko i posypujemy szczyptą soli by puściły sok. Dokładnie odsączamy cukinie z soku. Cebulę drobno siekamy. Na patelni, na oliwie z oliwek i łyżce masła dusimy cukinię i cebulę przyprawione pieprzem ok. 7 minut.
2. Lekko rozmrożony szpinak* dusimy na małym ogniu na oddzielnej patelni przez kilka minut aż będzie miękki. Przyprawiamy go posiekanym czosnkiem, pieprzem, solą i octem balsamicznym.
3. Do cukinii dodajemy jajka, śmietanę i dokładnie mieszamy. Formę keksówkę wykładamy folią aluminiową, którą smarujemy przy pomocy pędzelka oliwą. Na spód formy wykładamy masę cukiniową tworząc pierwszą warstwę. Na środek masy wykładamy szpinak, ponownie przykrywamy go masą z cukinią i zasłaniamy folią aluminiową.
4. Do większego naczynia niż forma do pasztetu wstawiamy keksówkę i wlewamy wrzącą wodę tak by sięgała do 1/3 jego wysokości. Pasztet pieczemy z 180 stopniach, w kąpieli wodnej przez 1,5 godziny. Po tym czasie chłodzimy pasztet w lodówce, a następnie kroimy.

Tosia

sobota, 22 października 2011

Słodka sobota #24: Jesienne muffiny


Dzisiaj jest naprawdę wyjątkowy dzień (o czym dowiecie się wkrótce), więc od rana biegam po kuchni starając się przyrządzić jak najlepsze przekąski. Gdzieś po między jednymi a drugimi naszła mnie ochota na muffiny, bez specjalnych udziwnień w postaci kremu czy innych dekoracji. Chciałam odrywać kawałek po kawałku i zakochać się w jesieni, co przychodzi z trudem. Może dodatek musu jabłkowego, a może przyprawa korzenna, ale smakują wyjątkowo "jesiennie". Nic tylko wziąć kilka do torby i pójść na kasztany!

Jesienne muffiny (12 porcji)
- 200g mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 3 jajka
- 150 g miękkiego masła
- 80 cukru
- 200g rodzynek sułtańskich
- 2 łyżki Cointreau
- 200g musu jabłkowego*
- 1 łyżka przyprawy do piernika
- 100ml mleka

Nagrzej piekarnik do 180 stopni.
W dużej misce połącz mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli i dobrze wymieszaj. W oddzielnej misce zmiksuj masło z cukrem i powoli dodawaj po jednym jajku cały czas miksując.
Rodzynki zalej wrzątkiem, zostaw na 5 minut i odsącz. Po odsączeniu zalej 2 łyżkami Cointreau  i pomieszaj.
Mikser zmień na ręczną trzepaczkę, dodaj mus jabłkowy do masy jajeczno-maślanej, a następnie powoli dodawaj mąkę, cały czas mieszając. Mieszaj, aby powstała gładką masa. Po dodaniu całej mąki powoli dodawaj mleko, wymieszaj. Dodaj rodzynki, nie odsączając ich z Cointreau i przyprawę do piernika.
Formę do muffinów wyłóż papilotkami i wlej masę do końca papilotki.
Piecz przez około 30 minut, aż muffinki zbrązowieją.

*dzisiaj z braku czasu użyłam gotowego musu "mieszanki do szarlotki", bez dodatków

Śliwka

czwartek, 20 października 2011

Curry z kurczaka w ananasie






















Lubię gdy w kuchni nic się nie marnuje, stąd wykorzystałam ananasa robiąc z niego efektowne miseczki. Dodatkowo pióropusze ananasa przekazałam babci, która upiera się, że dawno temu eksperymentując z roślinami trzymała czubek ananasa w wodzie i puścił korzonki!
Może zrobienie takich miseczek to zbyt duża fanaberia na co dzień, ale widzę je wypełnione rozgrzewającym curry na imprezie, której akcja rozgrywa się głównie przy stole.
Z curry można eksperymentować tak jak babcia Ula eksperymentuje z roślinami. Tym razem stworzyłam curry w wersji fusion i mimo iż nie lubię tego określenia i kojarzy mi się negatywnie w tym przypadku mam nadzieję, że źle wam się nie skojarzy. Wersja fusion wynika z tego, że do sosu dodałam mascarpone, ale można ten krok ominąć lub zastąpić je innym produktem.
Kolejna kulinarna próba, która przeszła test to dodanie do curry pod koniec gotowania soku z grejpfruta. W ten sposób uzyskałam wszystkie podstawowe smaki : słodki (ananas i miód), słony (kurczak, sól), ostry (chilli, czosnek), gorzki i kwaśny (grejpfrut i limonka).
W ostateczności liczy się tylko smak i prezentacja potrawy, mam nadzieję, że wam się spodoba :)


Curry z kurczaka w ananasie
podwójna pierś z kurczaka
świeży ananasa (w curry 300 g)
100 g świeżego szpinaku
125 ml mleka kokosowego
125 g mascarpone/śmietanki kremówki
łyżka miodu
sok z 1/2 grejpfruta
pół papryczki chilli
50 ml wody
Pasta curry:
łyżeczka zielonej pasty curry
2 ząbki czosnku
łyżka posiekanego imbiru
2 łyżeczki soku z ananasa
1/2 łyżeczki kurkumy
skórka z 1/2 cytryny
łyżka soku z limonki

1. Ananasa przekrój na pół, wykrój nożem miąższ tworząc w ten sposób miseczkę. Twarda część w środku ananasa nie nadaje się do spożycia - wyrzucamy. Resztę owocu kroimy w kostkę.
Piersi z kurczaka, myjemy, suszymy, odcinamy błony i kroimy w kostkę.
Składniki pasty curry miksujemy w blenderze. Papryczkę chilli drobno siekamy. Liście szpinaku płuczemy i suszymy.
2. Na początek smażymy w woku piersi z kurczaka, po kilku minutach gdy się zarumieni dodajemy przygotowaną wcześniej pastę curry. Składniki dokładnie mieszamy i dorzucamy kawałki ananasa oraz posiekane chilli. W tym momencie wlewamy mleko kokosowe, mascarpone/śmietankę kremówkę i wodę. Curry dusimy 5 minut, następnie dodajemy łyżkę miodu, sok z grejpfruta i liście szpinaku. Całość dusimy jeszcze 2-3 minuty.
3. Makaron sojowy zalewamy wrzącą wodą, odstawiamy na kilka minut, dalej odcedzamy i kroimy nożyczkami, aby był drobniejszy. Podajemy go razem z curry z kurczaka i listkami świeżego szpinaku w wydrążonych ananasach. Danie skrapiamy sokiem z limonki.

Tosia

środa, 19 października 2011

Ravioli z dynią

Gdybym tylko mogła żyć w krainie pierogów! Na drzewach rosłyby słodkie jagodowe, z nieba spadałyby zamiast deszczu ruskie, moje ulubione. Na uczelni, zamiast się uczyć zajadalibyśmy się pierogami z mięsem (koniecznie podsmażonymi!), a od święta tymi pysznymi z wędzonym łososiem
Pierogi, pierożki, ravioli, tortellini, won ton, dim sum czy gyoza- z nich wszystkich zbudowałabym krainę marzeń.
Może trochę poniosła mnie wyobraźnia, ale dążę do tego, że ja je NAPRAWDĘ kocham. A te z dynia, jesienią kocham chyba najbardziej:)

Ravioli z dynią (porcja dla 6 osób)
Ciasto:
- 3 szklanki mąki
- 7 łyżek oliwy
- ok. 1,5 szklanki gorącej wody

Farsz:
- pół średniej wielkości dyni
- szklanka tartego parmezanu
- ok 1 łyżka mielonej gałki muszkatołowej
- sól
- pieprz

-oliwa, sól- gotowanie

- parmezan
- kilka listków świeżej szałwii
- pół kostki masła

Farsz: Rozgrzej piekarnik do 200 stopni. Dynię pokrój na średniej wielkości kawałki (ze skórką), usuń pestki i wyłóż na blachę piekarnika. Piecz przez około 30-40 minut aż dynia zmieni kolor na ciemny pomarańczowy. Wyjmij, poczekaj aż ostygnie i wykrój miękki już miąższ pozbywając się skórki. Miąższ umieść w misce i zmiksuj blenderem na gładką masę.
Zetrzyj parmezan na najmniejszej tarce i dodaj do zmiksowanej dyni. Dopraw solą, gałką muszkatołową i pieprzem.
Ciasto: Do dużej miski wsyp mąkę i wlej oliwę. Rozpocznij zagniatanie. Powoli dolewaj gorącą wodę cały czas zagniatając. Skończ dolewanie gdy ciasto stanie się miękkie, jednolite i elastyczne. Odłóż w ciepłe miejsce, zawiń w folię aluminiową lub przykryj odwróconą do góry nogami miską, aby nie wyschło.
Posyp blat mąką, aby ciasto się zbyt mocno nie przykleiło (chociaż to ciasto ma to do siebie, że raczej  się nie przykleja). Rozwałkuj po kawałku ciasta lub użyj maszyny do makaronu tak aby stworzyć cienkie długie prostokąty o wysokości co najmniej 8cm (prostokąt ciasta umieść równolegle do linii blatu). Farsz nałóż w górnej części prostokąta, zostawiając ok 1cm z góry. Nakładaj wzdłuż po łyżeczce farszu, robiąc ok. 1cm przerwy. Gdy farsz jest już nałożony, chwyć dolny bok i zegnij na pół przykrywając farsz. Przyciśnij ciasto w miejscach gdzie nie ma farszu, tworząc małe kwadraty. Pokrój kwadraty, specjalnym nożykiem do ravioli (tworzącym charakterystyczny szlaczek), lub po prostu nożem sklejając wszystkie boki tak aby farsz nie wypłynął. Powtarzaj tę czynność przy każdym prostokącie ciasta.
Gotowe pierożki układaj na posypaną mąką talerzu.
Zanim zaczniesz gotować pierożki, rozpuść w małym rondelku pół kostki masła z kilkoma listkami świeżej szałwii. Gdy się rozpuści odłóż na bok, a jeśli ostygnie, podgrzej trochę bezpośrednio przed podaniem.
W dużym garnku zagotuj wodę z łyżką oliwy i 2 łyżkami soli. Gdy zacznie wrzeć, delikatnie umieść pierożki w garnku i pomieszaj, aby nie przykleiły się do dna. Gotuj przez ok 4-5 minut (wyjmij minutę po tym, jak wypłyną na wierzch).
Bezpośrednio na talerz zetrzyj parmezan na grubej tarce i polej masłem szałwiowym.

Śliwka

poniedziałek, 17 października 2011

Serowe placuszki z tzatzikami























Pomysł na serowe placuszki pojawił się w mojej głowie kiedy to moje przyjaciółki Adelina i Choco (w tym jedna wegetarianka) stwierdziły, że nie ma nic pyszniejszego od sera. Zaczęłam więc zastanawiać się nad możliwościami jakie stwarza ser w kuchni, a w głowie mej błysnęło światło, że chętnie bym spróbowała serowych placuszków.
Ponieważ miał to być mój pierwszy raz z serowymi plackami, od razu zrobiłam je w dwóch wersjach by na przyszłość wybrać lepszą. Przyznam się jednak, że nadal ciężko mi stwierdzić, czy bardziej smakowały mi te któe nazwałam placuszkami, czy te, które przypominają słone pancakes. Polecam więc wam dwie wersje, może wybierzecie sami lepszą :)
Placuszki świetnie smakują i prezentują się ozdobione greckimi tzatikami.


Serowe placuszki
100 g pszennej mąki
100 g wiórków sera mozzarella
200 ml jogurtu greckiego
5 łyżek wody/mleka
jajko
pół papryczki chilli
garść posiekanej cebulki dymki
łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli

Jajko wbijamy do miski i łączymy z jogurtem naturalnym. Mieszając składniki przesiewamy powoli mąkę, a następnie dodajemy starty ser, wodę, sól i sodę oczyszczoną. Na koniec dorzucamy posiekaną papryczkę i cebulkę dymkę. Placuszki smażymy na patelni, na rozgrzanym oleju ok. 2 minut z każdej strony.

Serowe pancakes
250 g pszennej mąki
80 g wiórków z sera mozzarella
350 ml mleka
2 jajka
65 g masła
łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta  soli
pół papryczki chilli
garść posiekanej dymki

Masło rozpuszczamy na wolnym ogniu i odstawiamy by przestygło. Mąkę,  ser, sodę i sól mieszamy razem.
Do miski wbijamy jajka, wlewamy mleko i mieszając stopniowo dodajemy suche składniki oraz ostudzone rozpuszczone masło. Na koniec dorzucamy posiekaną papryczkę chilli i cebulę dymkę. Pancakes smażymy na suchej patelni, z dwóch stron aż będą rumiane.

Pikantne tzatziki
ogórek
200 ml jogurtu greckiego
pół papryczki chilli
garść posiekanej cebulki dymki
łyżka skórki z limonki
łyżka soku z limonki
szczypta soli
pieprz

Ogórka obieramy ze skórki i ścieramy na tarce o małych oczkach. Startego ogórka przekładamy na sitko, solimy i odstawiamy na 10 minut by puścił soki. Po tym czasie odciskamy go z soku i łączymy z jogurtem greckim. Dip doprawiamy posiekaną papryczką chilli, cebulką dymką, skórką i sokiem z limonki oraz pieprzem.


Placuszki podajemy z tzatzikami, ozdabiamy plastrami limonki, papryczką chilli i cebulką dymką.

Tosia

niedziela, 16 października 2011

Śniadanie do łóżka #18: Pasta serowo-jajeczna

Tworząc serię przepisów "Śniadanie do łóżka" chcemy pokazać jak kreatywnie można podejść do śniadania. Trudno uwierzyć, że to już 18 tydzień od kiedy zaczęłyśmy, a po wielu kreatywnych eksperymentach dzisiaj nabrałam ochotę na coś tradycyjnego i prostego, na pyszną pastę jajeczno-serową. Pewnie wielu z was ma swój sposób na taką pastę, bo nie jest to nic trudnego. Podam przepis, ale dzisiejsza notka ma po prostu przypomnieć o paście jajecznej, o której ja na jakiś czas zapomniałam. Jeśli macie swoje sposoby na podobną pastę, pochwalcie się, bardzo chętnie je poznam:)

Pasta jajeczno-serowa (porcja na 4 kanapki)
- 2 jajka na twardo
- pół filiżanki tartego żółtego sera
- 4 łyżki majonezu
- sól
- pieprz

Jajka poszatkuj, zetrzyj ser i pomieszaj wszystkie składniki tworząc jednolitą pastę, Voilà!

Śliwka

sobota, 15 października 2011

Słodka sobota #23: Czekoladowe jeżyki






































 Zwrócono się do mnie z prośbą o wykonanie czekoladowych jeżyków. Przez chwilę zastanawiałam się jak rozgryźć to wyzwanie i w jaki sposób je przygotować. W głowie pojawiło mi się kilka pomysłów, więc nie mogłam się powstrzymać by nie zrobić ich w dwóch wersjach.
Tak naprawdę żadna z nich nie przypomina ciasteczek, które kupicie w każdym spożywczym, a pewnie takie mieliście skojarzenie z jeżykami. Pierwsze czekoladowe jeżyki są na bazie płatków kukurydzianych i suszonych owoców. Byłam tak pozytywnie zaskoczona połączeniem płatków z czekoladą, że od razu chciałam wszystkie mieć dla siebie!
Jeżyki w drugiej odsłonie są zupełnie inne, to mocno czekoladowe praliny, ozdobione migdałowymi słupkami. 
Uwielbiam takie kreatywne działania w kuchni, w których jednocześnie można spełniać się artystycznie i kulinarnie. Myślę, że formowanie czekoladowych jeżyków sprawiłoby wiele radości dzieciom.
Spróbujcie sami, w dzisiejszą lub przyszłą słodką sobotę :)


































Chrupiące czekoladowe jeżyki
200 g gorzkiej czekolady
100 ml śmietanki "kremówki" 30%
5 łyżek miodu
4 łyżki masła
szklanka płatków kukurydzianych
pół szklanki suszonych owoców ( u mnie suszone brzoskwinie, mogą być też np. rodzynki)

Czekoladę, śmietankę, miód i masło umieszczamy w miseczce, którą kładziemy nad gotującą się wodą w rondelku. Mieszamy dokładnie masę czekoladową aż się rozpuści. Miseczkę przekładamy na blat i dodajemy płatki kukurydziane i drobno pokrojone suszone brzoskwinie, ostrożnie mieszamy. Wkładamy ostudzoną miseczkę do lodówki na pół godziny. Po tym czasie formujemy kule i ponownie wkładamy je do lodówki na 2 godziny. Najlepiej smakują schłodzone.

Pralinowe jeżyki
100 g gorzkiej czekolady
60 ml śmietanki kremówki
3 łyżki migdałowych słupków

W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę. Do rozpuszczonej czekolady dodajemy podgrzaną śmietankę kremówkę i dalej podgrzewamy w kąpieli wodnej. Gotową masę odkładamy do przestudzenia, a następnie wkładamy do lodówki na dwie godziny. Ze schłodzonej masy formujemy czekoladowe kulki, wydłużając po jednym boku, aby utworzyć głowę jeża (widoczne na zdjęciu). Z migdałowych słupków robimy oczy i kolce. Czekoladowe jeże chłodzimy w lodówce przez minimum pół godziny.


Tosia

czwartek, 13 października 2011

Zapasy na zimę: Konfitura z czerwonej cebuli























Jedzenie fascynowało mnie chyba od zawsze. 
Pamiętam przez mgłę jak za każdym razem gdy odwiedzałam koleżankę z dzieciństwa pytałam się czy wujek, czyli jej tata będzie robił cebulkę na patelni. Do dziś nosem wyobraźni czuję jak unosi się z patelni jej zapach. I mimo że z koleżanką nie utrzymuję kontaktu od piętnastu lat, to nadal pamiętam słodkawą czerwoną cebulę smażoną przez jej tatę.
Ten smak nie przypomniał mi się bez powodu. Odtworzyłam go na nowo przygotowując konfiturę z czerwonej cebuli.
Uwielbiam ją i smakuje mi w wielu kombinacjach, na kanapce z kozim serem, jako dodatek do mięsa na obiad, a nawet z makaronem.
Będę musiała zakupić więcej cebuli, bo zapasy już się prawie skończyły, w ciągu dwóch dni :)




















Konfitura z czerwonej cebuli
0,5 kg czerwonej cebuli
2 ząbki czosnku
4 łyżki miodu
6 łyżek octu balsamicznego
oliwa z oliwek
sól, pieprz
*tymianek/rozmaryn

Cebulę obieramy, kroimy w piórka (na pół, a następnie wzdłuż w cienkie plasterki - inaczej niż na zdjęciu) i smażymy na oliwie, na małym ogniu. Solimy ją i pieprzymy, dzięki temu wydobędziemy z niej charakterystyczny słodkawy smak i dodatkowo szybciej zmięknie. Po kilku minutach dodajemy do niej posiekany czosnek i dalej ją dusimy. Gdy cebula będzie miękka dodajemy miód, ocet balsamiczny i dokładnie mieszamy. Gotujemy jeszcze kilka minut. Możemy ją dodatkowo doprawić jeszcze według smaku pieprzem, tymiankiem lub rozmarynem. Gotową konfiturę przekładamy do wyparzonych słoików.


Jeśli konfitura ma przetrwać do zimy, warto ją pasteryzować, o tym jak to zrobić pisała już Śliwka przy gruszkach w occie.

Tosia

wtorek, 11 października 2011

Zapasy na zimę: Chutney z żółtych pomidorów


To kolejna, po gruszkach w occie propozycja do "zapakowania" na chłodne dni i nie tylko. Chutney, czyli właściwie trochę bardziej wytrawna konfitura, idealnie nadaje się do serów, czy po prostu na kanapkę. Nie mogłam się powstrzymać, gdy zobaczyłam te piękne, żółte pomidory, które zdawały się krzyczeć "weź mnie do domu!". Poza wyglądem okazały się wyjątkowe w smaku, trochę kwaskowate, czyli takie jak lubię. Przyjemna odmiana po tych mdłych, na które ostatnio często trafiam. Będę musiała je jeszcze wykorzystać...może, żółta zupa?:)

Chutney z żółtych pomidorów ( dwa słoiczki o pojemności 500ml)
- 12 żółtych pomidorów
- 1 mała, biała cebula
- 150g brązowego cukru
- 1 mała papryczka chilli
- 3cm kawałek świeżego imbiru
- 2 ząbki czosnku
- 6 łyżek octu jabłkowego
- pół łyżeczki cynamonu
- 1,5 łyżeczki soli

Pomidory umyj i pokrój na małe kawałki. Cebulę poszatkuj. Wrzuć je do garnka dodaj całą resztę składników i gotuj na dużym ogniu przez około 10 minut. Następnie zmniejsz ogień i na małym ogniu gotuj przez około godzinę, aż chutney przestanie być lejący.
Przełóż do wyparzonych wrzątkiem słoiczków.

Ja lubię, czuć kawałki pomidorów, ale jeśli wolisz, żeby był jednolity, przetrzyj go przez miękkie sitko.

Jeśli nie wytrzymasz do zimy, poczekaj aż ostygnie i wsadź do lodówki. Ja wybrałam tę metodę, gdyż pamiętam, że gdy kiedyś robiłam chutney (co prawda o innym smaku, więc ciężko mi powiedzieć czy zachowa się analogicznie), wytrzymał w lodówce parę miesięcy, dzięki octowi, który go konserwuje.

Jeśli ma starczyć na dłużej, musisz go spasteryzować. Sposób pasteryzacji znajdziesz tutaj

Śliwka

poniedziałek, 10 października 2011

Bruschetta z kozim serem, figą i roszponką

 
Bruschetta w innym wydaniu niż z pomidorami, pojawiła się już na blogu się w wersji z gruszką
Dziś chciałam wam pokazać połączenie, które ostatnio smakowo mnie niezwykle zachwyciło. Na wykonanie bruschetty potrzebujemy mniej niż 6 minut i 5 świeżych składników. Tak prostą i zarazem wykwintną przekąską można na pewno uraczyć gości-smakoszy o wymagającym podniebieniu. Kto spróbuje? :)


Bruschetta z kozim serem, figą i roszponką
ciabatta/bagietka
świeże figi
ser kozi roladzie
roszponka
oliwa z oliwek
*miód
*ocet balsamiczny

Pieczywo kroimy w kromki, polewamy oliwą z oliwek i podgrzewamy w piekarniku lub tosterze kilka minut. Na bruschettę wykładamy kozi ser, plastry figi i posypujemy roszponką. Można także polać miodem lub octem balsamicznym.

Tosia

niedziela, 9 października 2011

Śniadanie do łóżka #17: Pieczone owsiane donuty z kasztanami






































Być może donuty na śniadanie brzmi jak zimna pizza na śniadanie po imprezie, ale wcale tak nie jest. Mimo, że tłuste i za słodkie donuty z popularnej sieciówki na D.. mi smakują, zrobiłam je zupełnie innaczej. 
Moje są pieczone na mące owsianej, mają niską zawartość trzcinowego cukru i są zupełnym przeciwieństwem tych z sieciówki. Dlatego uważam, że świetnie sprawdzą się w roli śniadaniowej.
Cenię sobie kuchnię sezonową, dlatego postanowiłam je posypać pieczonymi kasztanami , podobno najlepsze są na placu Pigalle jesienią, ale zapewniam was, że na donutach też są pyszne :)
Na śniadanie kroję je na pół jak bajgle i polewam miodem, a kuleczki, które zostają ze środków posypuję cukrem pudrem, naprawdę polecam!


























Pieczone owsiane donuty z kasztanami
500 g mąki owsianej
300 g mąki pszennej
10 g cukru trzcinowego
360 ml mleka + 4 łyżki
100 g świeżych drożdży
2 jajka
szczypta soli
łyżeczka cukru
*100 g pieczonych kasztanów

Drożdże kruszymy, dodajemy szczyptę soli, łyżeczkę cukru i zalewamy odrobiną letniego mleka. Mieszamy i odstawiamy na 10 minut w ciepłe miejsce.
Do dużej miski przesiewamy mąkę i robimy w środku dołek. Jajko mieszamy trzepaczką z cukrem trzcinowym i dodajemy do rozczynu, mieszamy drewnianą łyżką. Mleko podgrzewamy, aby było letnie. W dołek w mącę  wlewamy rozczyn i ciepłe mleko. Dokładnie mieszamy wszystkie składniki i przekładamy ciasto na blat. Wyrabiamy je ok. 7 minut aż będzie lśniące. Wkładamy je do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce. 
Po tym czasie ciasto powinno zwiększyć swoją objętość dwukrotnie. Przekładamy wyrośnięte ciasto na blat i wałkujemy na grubość ok. centymetra. Za pomocą specjalnej wykrawaczki lub szklanki wykrawamy okrągłe donuty robiąc w środku kolejną wykrawaczką dziurkę. Środki donutów także pieczemy. Przekładamy je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Smarujemy rozbełtanym jajkiem i posypujemy pieczonymi kasztanami, które wcześniej drobno siekamy*. Donuty pieczemy w temperaturze 190 stopni przez ok. 15 minut. Gotowe studzimy na kratce i polewamy miodem, a kuleczki posypujemy cukrem pudrem.

*Pieczone kasztany
Kasztany nacinamy w krzyżyk i pieczemy w 200 stopniach przez 15 minut. Od razu obieramy ze skorupek jeszcze ciepłe kasztany.

Tosia

sobota, 8 października 2011

Słodka sobota #22: Szwedzkie czekoladowe kulki (Chokladbollar)


Podczas podróży do Sztokholmu zaobserwowałam, że poza wszechobecnymi cynamonowymi bułeczkami, w kawiarniach często oferują czarne kulki oprószone wiórkami kokosowymi (ewentualnie perłowym cukrem). Zastanawiałam się, jak mogą smakować, ale mój żołądek musiał pracować na najwyższych obrotach i nie było miejsca na przypadki- mieliśmy niecałe dwa dni. Na szczęście w książce kucharskiej którą kupiłam właśnie w Sztokholmie (z której zresztą nic nie rozumiem, ale dziękuję Google za tłumacz) znajduje się przepis na te pyszne kuleczki. Są fantastyczne w smaku i tak łatwe do wykonania, że w Szwecji lepią je nawet małe dzieci. Aż grzech nie spróbować:)
Polecam, na osłodzenie soboty.

Szwedzkie czekoladowe kulki (ok. 20 porcji)*
- 200g zimnego masła
- 180g cukru
- 250g płatków owsianych
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 4 łyżki ciemnego kakao
- 4 łyżki zimnej, mocnej kawy
- wiórki kokosowe (do obtoczenia)

Pomieszaj w dużej misce wszystkie składniki oprócz kawy. Zagniataj, a gdy stworzą gładką masę powoli dolewaj po łyżce kawy i dalej zagniataj. Z gotowego ciasta uformuj kulki o średnicy 3-4cm.
Na talerzu wysyp wiórki kokosowe. Obtocz dokładnie każdą kulkę i ułóż na talerzu. Schłodź w lodówce przez co najmniej pół godziny.

Śliwka

* Przepis z książki Per Morberg "Morberg"

piątek, 7 października 2011

Zapasy na zimę: Imbirowe gruszki w occie


Jesień to szczególny czas w roku, który mi, poza pięknymi kolorami drzew, kojarzy się z zapachami powideł, dżemów i innych przetworów, za które się zabieram próbując zamknąć w słoiczku odrobinę lata. 
Właśnie jesienią chcemy przedstawić wam nową serię przepisów- "Zapasy na zimę", w której podzielimy się z wami naszymi pomysłami na różnorodne przetwory. 
Mam do tych czynności szczególny sentyment, bo właściwie można powiedzieć, że moje zainteresowanie gotowaniem zakiełkowało przy smażeniu pierwszych konfitur (wiśniowych). Wtedy uświadomiłam sobie w jak prosty sposób można wyczarować coś swojego, pysznego i w pełni naturalnego i przy tym czerpać przyjemność z obdarowywania innych małymi słoiczkami pełnymi łakoci. 
Dzisiaj przedstawiam imbirowe gruszki w occie o bardzo charakterystycznym i mocnym smaku. Nie mogłam się powstrzymać i już dzisiaj zjadłam kilka...chyba nie wytrzymają do zimy:)

Imbirowe gruszki w occie (2 słoiki o pojemności 500ml)
- 10 średnich gruszek
- 1 litr wody
- 300ml octu spirytusowego 10% + 1 łyżeczka
- 10 łyżek cukru
- 1 kora cynamonu
- 3cm kawałek świeżego imbiru
- 4 goździki

Gruszki obierz ze skórki, przekrój na pół i wykrój gniazda nasienne. Wsadź do miski, nalej tyle wody, aby przykrywała gruszki i dodaj 1 łyżeczkę octu, żeby gruszki nie ściemniały.
W rondelku rozgrzej 1 litr wody z cukrem i octem. Przekrój korę cynamonową na pół i dodaj do gotującego się roztworu. Imbir obierz ze skórki, pokrój na dwa kawałki i wrzuć do rondelka. Dodaj też goździki.
Następnie wyjmij gruszki z kwaśnej wody (wylej wodę) i wrzuć do gotującego się roztworu. Gotuj je do miękkości ok. 10-15 minut (zależy jak twarde były na początku, u mnie zajęło to 15 minut przy bardzo twardych gruszkach).
Gruszki wyjmij z roztworu i przełóż do wyparzonych wrzątkiem słoiczków. Wyjmij też korę cynamonu, imbir i goździki i rozdziel po połowie do słoiczków. Zalej zawartość słoiczka roztworem z garnka do wysokości 2 centymetrów poniżej wysokości słoika. 
Jeśli nie wytrzymasz do zimy i chcesz opróżnić słoiczek w najbliższych tygodniach- zakręć słoiczek, poczekaj aż wystygnie i trzymaj w lodówce- gotowe są już następnego dnia.
Jeśli mają starczyć na dłużej, musisz je spasteryzować (patrz niżej)

Jak pasteryzować?
Pasteryzacja sprawia, że nasze produkty nie będą narażone na bakterie przez dłuższy czas. Pozwala to trzymać słoiki w spiżarni, bez strachu, że w najbliższym czasie mogą się zepsuć. Oczywiście po otwarciu danego słoiczka, zasada już nie działa i trzeba trzymać produkt w lodówce.

Są dwa sposoby pasteryzowania "zapasów". Niektórzy ludzie używają do tego piekarnika, ja z przyzwyczajenia wybieram zawsze wersję "mokrą".

Garnek wyłóż materiałową ściereczką, połóż na niej zakręcone słoiki i nalej wody do wysokości 3/4 słoika. Gotuj od momentu wrzenia przez około 20 minut. Po tym czasie wyjmij słoiczki i ustaw do góry nogami, aż wystygną. 

Śliwka

środa, 5 października 2011

Krem z dyni i kukurydzy, podany z nachosami






































Ciekawa jestem czy spodoba wam się moja szybka i kremowa zupa. 
Od dawna planowałam zrobić słodki krem z kukurydzy, natchnęła mnie jednak jesień, a wraz z nią dynia, którą trzeba się cieszyć póki jest!
Po kulinarnych eksperymentach okazało się, że dynia bardzo lubi się z kukurydzą i świetnie komponują się w kremowym duecie. 
Słodkawy smak zupy przełamałam dodatkowo pieprzem kajeńskim i pikantnymi nachosami, aby dodać jej charakteru.
Kolor zupy wyszedł niezwykle optymistyczny. Myślę, że jeśli krem nie poprawi nikomu humoru swoim kolorem to chociaż rozgrzeje w chłodny, jesienny wieczór :)

Krem z dyni i kukurydzy, podany z nachosami
300 g dyni
2 puszki kukurydzy
500 ml bulionu (z warzyw lub kurczaka)
łyżeczka curry
łyżeczka pieprzu cayenne
garść nachosów
3 łyżki startego żółtego sera
pieprz i sól

Dynię kroimy na mniejsze kawałki i pieczemy w temperaturze 180 stopni przez 25 minut. Po tym czasie obieramy dynię ze skórki i wrzucamy do garnka. Do garnka dorzucamy kukurydzę, wlewamy bulion i podgrzewamy. Za pomocą blendera miksujemy warzywa z bulionem na gładki krem. Przyprawiamy zupę curry, solą, pieprzem oraz pieprzem kajeńskim i gotujemy przez 10 minut.
W tym czasie wykładamy nachosy na blachę, posypujemy żółtym serem i zapiekamy w piekarniku kilka minut. Gotowy krem podajemy z nachosami.

Tosia

wtorek, 4 października 2011

Kurczak fitness!























Niech ktoś ze znajomych tylko spróbuje mi teraz narzekać, że wrzucamy ze Śliwką tylko bomby kaloryczne i już nie może patrzeć na naszego bloga pełnego apetycznych, zakazanych potraw! 
Kurczak fitness to propozycja zdrowego i jednocześnie pełnowartościowego obiadu, który nie wymaga specjalnych zdolności kulinarnych. 
Sałatka świetnie się nadaje także do lunch boxu (na zdjęciu poniżej). Można więc zabrać ją ze sobą na uczelnię, czy do pracy jako przekąskę w ciągu dnia. 
Dziś kurczaka fitness zrobiłam z płatkami owsianymi, ale świetnie w roli panierki sprawdzą się płatki kukurydziane, jak przy chrupiących kotletach z kurczaka.
Przy tylu zaletach kurczak fitness dodatkowo jest bardzo smaczny, ale o tym przekonajcie się już sami :)
Kurczak fitness
piersi z kurczaka
szklanka płatków owsianych
3 łyżki otrębów owsianych
3 łyżki otrębów pszenicy
150 g jogurtu naturalnego bez cukru
pieprz
sól
łyżeczka słodkiej papryki
garść ulubionej sałaty (np. roszponka, rukola)
pół papryki
ziarna słonecznika, orzechy
Dressing miodowo-musztardowy:
łyżka miodu
łyżeczka musztardy
łyżka soku z cytryny
łyżeczka balsamico
3 łyżki oliwy z oliwek

Piersi myjemy, osuszamy i oczyszczamy z błon. Jogurt naturalny przyprawiamy pieprzem i słodką papryką i odstawiamy. Do miseczki wsypujemy płatki owsiane i otręby. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Piersi z kurczaka kroimy wzdłuż, przyprawiamy pieprzem i solą, wkładamy do miski z jogurtem naturalnym i przekładamy do miseczki z płatkami owsianymi panierując mięso. Czynność powtarzamy i kładziemy mięso na blaszce. Kurczaka fitness zapiekamy w piekarniku ok. 25 minut.
W tym czasie kroimy paprykę, myjemy sałatę i szykujemy ziarna słonecznika oraz bakalie. Składniki dressingu dokładnie mieszamy w słoiczku lub trzepaczką.
Upieczonego kurczaka przekładamy na przygotowane wcześniej składniki. Sałatkę podajemy z dressingiem.

Tosia

poniedziałek, 3 października 2011

Kulinarna podróż do Sztokholmu


Aż trudno uwierzyć, że dokładnie tydzień temu rozpoczynałam swoją pierwszą przygodę ze Sztokholmem wysiadając z pociągu na dworcu głównym. Nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, gdzie iść, co zobaczyć. Gdyby nie nieoceniona pomoc naszej koleżanki, notabene wielkiej smakoszki, która odprowadziła nas po swoim mieście nie tylko śladami Larssona, a też od strony kulinarnej, nie wiem czy zobaczylibyśmy aż tyle i wracalibyśmy z tak wspaniałymi wspomnieniami.

Pierwsze zdjęcie wybrałam nieprzypadkowo. Gdybym miała opisać Sztokholm dwoma słowami byłyby to "bułeczki cynamonowe" (kanelbullar). Przemierzając ulice, wszędzie da się wyczuć ich intensywny, korzenny zapach, a reklamówki z nimi w roli głównej atakują twoje głodne zmysły, gdy czekasz na metro. Nie mam nic przeciwko, rozumiem zachwyt, bo są fantastyczne, ale po takim nadmiarze bodźców, mogą się trochę znudzić. No ale przecież czym jest podróż pociągiem bez tych ślimaczków? Musieliśmy się na nie skusić. Na marginesie tu znajdziecie przepis, a polecam dodać im "szwedzkości" posypując perłowym cukrem






Przyjechaliśmy popołudniu, więc po szybkim zwiedzeniu najważniejszych punktów miasta udaliśmy się na obiad. Wybraliśmy restaurację Urban Deli, położoną w najbardziej interesującej kulinarnie dzielnicy Södermalm. Jest to bardzo nowoczesna, designerska restauracja, która łączy się z delikatesami, w których można zaopatrzyć się w najlepsze szwedzkie produkty. Cały czas myślałam tylko o tym, jak wspaniale byłoby powtórzyć taki pomysł w Polsce, ale to dalekosiężne marzenia:)

Na dobry początek zasiedliśmy przy barze, zamawiając symbolicznie po jednej ostrydze. Okazały się bardzo świeże i podane tak jak lubię- z winegretem z cebulką, cytryną i tabasco. Zdziwiło mnie, że jak na Sztokholm, nie były takie drogie (równowartość około 9 złotych za sztukę), w szczególności, że w knajpach za małe piwo można zapłacić równowartość 40 złotych!

Wybraliśmy danie łączące wiele szwedzkich smaczków, pstrąga w sosie cytrynowo-koperkowym z kurkami i puree ziemniaczanym. Niestety żadne z nas nie ustąpiło na rzecz innego dania (poza koleżanką, która postanowiła spróbować fantastycznego tatara), więc skończyło się na zamówieniu tego samego. Mimo to, nie żałowaliśmy.

Urban Deli
Nytorget 4
Stockholm


Oczywiście nie można cały czas jeść (a szkoda), więc po jakimś czasie zaplanowaliśmy przerwę "na słodko". Stockholm jest pełen naprawdę wyjątkowych kawiarni. Każda z nich urządzona jakby w innym stylu zaprasza z zatłoczonej ulicy do środka. Zaglądałam przez szyby podziwiając co raz to nowe ( i prawie zawsze trafne) pomysły na wystrój kafejki. Udaliśmy się do jednej z nich, o nazwie Gilda. Zachęca pysznymi domowymi ciastami, świetnym wystrojem i możliwością zostawienia swoich myśli na korkowej tablicy w toalecie;)
Tradycją dla Szwedów jest tak zwana "fika". Polega to na pójściu ze znajomymi na kawę i coś słodkiego, na przykład w przerwie od pracy. Słowo może być używane jako czasownik, lub rzeczownik oznaczający kawę i ciastko. My na naszą "fika" wybraliśmy placek jagodowy (blueberry pie) i malinowy, tradycyjnie w Szwecji podawany ze słodką, waniliową śmietanką. Bardzo miłe miejsce, ale zachęcam też do wypróbowania innych w okolicy ulicy Skanegatan.

Gilda
Skanegatan 79
Stockholm


Uwielbiam jeść śniadania na mieście. Dlatego znaleźliśmy miejsce, które idealnie wpasowało się w nasz gust (zresztą chlebową odnogę wspomnianej wcześniej restauracji)- Bageriet Urban Deli. Jest to mała piekarnio-kawiarnia, w której w cenie śniadania możesz pokroić sobie pajdy jednego z ich pysznych chlebów i ułożyć na nich dowolne dodatki (sery, wędliny, konfitury czy lemon curd). Ponadto dostajesz jogurt naturalny z musem z owoców, który możesz "przystroić" jednym z rodzajów musli, które proponują. A propozycje są całkiem ciekawe! Po raz pierwszy spotkałam się z tym, żeby jako jeden ze składników granoli występowała, nikt inny jak, ususzona cynamonowa babeczka (patrz wyżej). Fantastyczne miejsce, żeby spokojnie delektować się chlebem, wielką kawą i bezwstydnym obserwowaniem przechodniów. Można tu zakupić też specjalistyczne mąki do samodzielnego wypieku chleba. 

Bageriet Urban Deli
Skanegatan 76
Stockholm


Juz przed wyjazdem planowałam odwiedzenie restauracji B.A.R. Natknęłam się na nią czytając (skądinąd bardzo przydatny) przewodnik po Sztokholmie z bloga Emmy. Cieszę się, że właśnie tam zjedliśmy nasz ostatni sztokholmski posiłek (no oczywiście nie licząc kolejnych cynamonowych bułeczek w pociągu), bo naprawdę warto. Urządzona w stylu bardzo skandynawskim restauracja i sklep rybny (chyba to już moda w tym mieście) oferuje to, co Szwecja ma najlepsze- ryby. W centralnym punkcie można obejrzeć ladę z wyłożonymi świeżymi darami morza, a obok akwarium z pływającymi homarami. Za tym wszystkim otwarta kuchnia, gotowa zaserwować Ci wszystko pierwszej świeżości. 
Ciekawie rozwiązane jest też menu. Dania główne wybierane są przez wskazanie ryby/owoców morza, na które masz ochotę, następnie dobierasz dodatki, takie jak sałatki, ziemniaki czy inne, a na końcu sos jaki ma tym danio towarzyszyć. My zdecydowaliśmy się na morską mieszankę ich specjalności dla dwóch osób, z sosami imbir-chilli i śmietanowo-koperkowym. 

Blasieholmens Akvarium och Restaurang (B.A.R.)
Blasieholmsgatan 4A
Stockholm


Na tym skończyliśmy kulinarną podróż, ale gdy kiedyś powrócę, z pewnością podzielę się z Wami następnymi wrażeniami. A może wy też możecie coś polecić? Sztokholm jest bardzo bogaty w restauracje, kafejki czy inne atrakcje, dlatego posmakowanie go to wielka przyjemność. Jedyny minus- z pewnością mocno wyszczupli...nasz portfel.

Śliwka

niedziela, 2 października 2011

Śniadanie do łóżka #16: Eggs sofrito


Przeglądając wielkanocny magazyn "Kuchnia" (czasami wracam do starszych numerów w poszukiwaniu inspiracji) natknęłam się na Eggs sufrito, danie kucni Tex-Mex (teksańsko-meksykańskiej) i pomyślałam, że idealnie będzie nadawać się na dzisiejsze śniadanie. Jest bardzo proste do zrobienia, ale najadłam się strachu przy wyciąganiu "babeczek" z form do muffinów. Trzeba to zrobić bardzo precyzyjnie, podważając z każdej strony, w szczególności, gdy decydujesz się na wersję jajka bardziej na miękko. Prawdę mówiąc, cieszę się, że udało mi się z dwóch ocalić jedną do zdjęcia, bo drugie żółtko wyskoczyło w trakcie wyjmowania. 
Nazwa sufrito prawdopodobnie wzięła się od hiszpańskiego czasownika "sofreír", co znaczy "opiekać". Jak zdążyłam się jednak domyślić poszukując historii tej babeczki w sieci, nie odnosi się to do opiekanego jajka, a opiekanego sosu pod jajkiem, przypominającego trochę w smaku ostrzejsze gazpacho. Sos ten może być użyty do niezliczonej liczby dań, a więcej o nim możecie przeczytać tutaj.
Smacznego!

Eggs sofrito ( 2 porcje)
- pół czerwonej papryki
- 1 mały pomidor
- pół małej, białej cebuli
- 1 duży ząbek czosnku
- sok z połowy cytryny
- sól
- pieprz
- 2 plastry szynki szwarcwaldzkiej
- 2 jajka
- tabasco
- nachos
- oliwa

Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.
Przygotowuj sofrito. Pokrój paprykę, pomidory i cebulę na małe kawałki. Poszatkuj czosnek. Wrzuć do miski, dodaj łyżkę oliwy i miksuj blenderem na gładką masę. Dopraw sokiem z cytryny, solą i pieprzem.
Formy do muffinów posmaruj oliwą. Weź po plastrze szynki i pokrój na pół. Dwiema połówkami plastra wyłóż formę tworząc spód. Na szynkę nalej ok. 1,5 łyżki sofrito. Na sofrito ostrożnie rozbij jajko.
Piecz przez ok. 20 minut. Ostrożnie wyjmij na talerz, posól, popierz pokrop około 2 kroplami tabasco na jajko. Podawaj z nachos.

Śliwka

sobota, 1 października 2011

Słodka sobota #21: Cake pops!






































Jeśli jeszcze nie znacie słodkich koleżanek o nazwie cake pops - koniecznie musicie się z nimi bliżej zapoznać! 
Cake pops to coś w rodzaju naszej bajaderki, tyle, że na patyku :) Ciasteczkowe lizaki są urocze, a proces ich dekorowania to kreatywna zabawa. Mocno rywalizują o swoją popularność z muffinami i cupcakesami, więc nie byłabym zdziwiona gdyby zawładnęły cukierniczym światem.
Do tego wszystkiego są niezwykle wszechstronne. Tworząc je można za każdym razem otrzymać nowe kombinacje smakowe, zmieniając ciasto, krem, polewę i ozdobę. 
Ja na początek zdecydowałam się na dosyć podstawowe zestawienie, ciasto czekoladowo-pomarańczowe połączyłam z mascarpone, a cake popsy oblałam gorzką czekoladą, dekorując je kolorową posypką.  
Już się zastanawiam jaką formę, smak i dekorację będą miały moje następne cake popsy! 
Po inspiracje zapraszam was na stronę Bakerella :)
Słodkiej soboty! 


   
Cake pops
400 g ulubionego suchego ciasta (np. jogurtowe, murzynek)
200 g kremu (np. mascarpone, nutella, konfitura)
200 g czekolady (u mnie gorzka)
łyżka oleju
kolorowa posypka, wiórki kokosowe, zmielone orzechy

1. Upieczone i ostudzone ciasto kruszymy na drobny "piasek". Dodajemy krem i dokładnie mieszamy tworząc zbitą kulę. Ciasto wkładamy do zamrażalnika na 15 minut.
2. Z ciasta formujemy kulki podobnej wielkości i ponownie wkładamy do zamrażarki na 15 minut.
3. Czekoladę z olejem rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
4. Kulki wykładamy z zamrażarki. Bierzemy patyczek i moczymy jego końcówkę w czekoladzie, a następnie wbijamy w środek kulki.
5. Ciasteczkowy lizak moczymy w rozpuszczonej czekoladzie i czekamy aż czekolada przestanie z niego kapać. Wtedy obsypujemy cake pops wybraną posypką i wbijamy w styropian, lub kładziemy do góry nogami na papierze do pieczenia.
Czynność powtarzamy za każdym razem. Cake pops chłodzimy w lodówce pół godziny, najlepiej smakują na zimno.



















Tosia 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...